Jestem w trakcie lektury książki wydanej w 1968 roku „Libretto finansisty” Antoniego Jaroszewicza. Są to wspomnienia polskiego milionera z lat 1881-1947. Nie ma tam zbyt wielu opisów jakichś wyjątkowo wyrafinowanych transakcji. Autor więcej uwagi poświęca swojej pasji, czyli śpiewaniu, niemniej jest to ciekawe świadectwo pewnej epoki (a bonusem jest „niesamowity” wstęp napisany przez Zbigniewa Mitznera, zgodny z duchem socjalizmu).
Pozwolę sobie przytoczyć trzy fragmenty do refleksji czytelników blogów.
„Zdecydowałem najprzód zwiedzić kawał świata. Nasłuchałem się wiele o obcych krajach od znajomych, krewnych i przyjaciół, którzy zjeżdżali do naszego domu opowiadali o cudach europejskich, ich świetności i rozmachu. […] Wiedziałem na pewno, że zanim zabiorę się do prawdziwej pracy, wybiorę się w mój wymarzony świat w poszukiwaniu niezatartych wrażeń.
Zamiar mój przedstawiłem ojcu i matce zaraz po złożeniu egzaminu w Wiatce; prosiłem aby sfinansowali tę imprezę, dając mi na ten cel tysiąc rubli w złocie. Oświadczyłem, że muszę zobaczyć świat i że dam sobie w nim radę. Zapowiedziałem również, że zwracam się do nich o pieniądze po raz pierwszy i ostatni w życiu. Jeśli je otrzymam, zrzekam się wszelkich pretensji do ewentualnego spadku, który miałby mi przypaść po rodzicach. Ojciec bez słowa wręczył mi ów tysiąc rubli w złocie, matka zgodziła się na wyprawę”
[autor miał wtedy 16 lat. Tysiąc rubli miało wtedy równowartość stu funtów angielskich, albo ponad dwóch tysięcy franków. 300 rubli dostawał nauczyciel za 3-miesięczne przygotowanie do matury.
http://www.measuringworth.com/ukcompare/relativevalue.php?use%5B%5D=CPI&use%5B%5D=NOMINALEARN&year_early=1891£71=100&shilling71=&pence71=&amount=100&year_source=1891&year_result=2013 ]
„W r. 1921 zaprosiłem do Warszawy generalnego plenipoteneta wielkich banków amerykańskich, Updike’a, któremu przedstawiłem koncepcję rozbudowy Saskiej Kępy, utworzenia tam miasta-ogrodu z bulwarami nad Wisłą, restauracjami i hotelami. Updike zgodził się uzyskać długoterminowy kredyt o Rockefellera i Morgana w wysokości czterdziestu milionów dolarów na 48 lat. Wówczas przedstawiłem mu koncepcję, że spłata nastąpi już po pięciu latach z tym, że do procentów zostanie doliczona suma amortyzacyjna. Chodziło mi o to, żeby miasto mogło inkasować pieniądze za komorne i wypłacać procent za amortyzację. Władze miejskie plan zaaprobowały, wobec tego udałem się do ministra Moraczewskiego, aby uzyskać zgodę rządu. Ku mojemu zdumieniu Moraczewski odmówił zatwierdzenia tego planu, oświadczając, że nie dopuści do umowy, ponieważ Polska będzie sama wszystko budowała. Kiedy Moraczewski wypowiedział tę opinię, pokazałem mu dłoń i powiedziałem: Prędzej mi włosy tutaj urosną, zanim pan, panie ministrze wykona taki plan na Saskiej Kępie”. Równocześnie jednak zrozumiałem, że nie podołam walce z wiatrakami”
„[ok. 1924-25]kupcy białostosccy i grodzieńscy mieli wielką ochotę kupić Druskienniki, ofiarując mi milion dwieście tysięcy dolarów. Marszałek [Piłsudski] prosił jednak, albyśmy Druskiennik nie sprzedawali i oczywiście powstrzymałem się wtedy od tej transakcji. Po przewrocie majowym komisja międzyministerialna i Bank Gospodarstwa Krajowego oszacowali nasze zdrojowisko na milion trzysta osiemdziesiąt tys. dolarów. Wówczas zaproponowałem rządowi nabycie Druskiennik za milion dwieście tysięcy, z tym, że ponadto będę otrzymywał po 50 tys. dolarów rocznie bez żadnego procentu. W tym czasie rząd za same place w Druskiennikach otrzymałby półtora miliona dolarów, a chętnych było w tym okresie bez liku.
[…] Zjawił się u mnie Wojciech Stpiczyński, redaktor jednego z pism prorządowych i oświadczył, że jeżeli wypłacę mu 200 tys. dolarów na jego gazetę, to transakcja w sprawie Druskiennik dojdzie do skutku na moich warunkach. Powiedziałem wtedy Stpiczyńskiemu dosłownie: „źle pan trafił, panie redaktorze. Ja łapówek nie daję i tym się brzydzę.” Wkrótce potem zaczęto w stosunku do nas stosować różne szykany. Zjechała do Druskiennik komisja z ramienia Banku Gospodarstwa Krajowego z udziałem przedstawicieli różnych ministerstw […]. W Druskiennikach były liczne parcele, na których w tym czasie znajdował się las. Sprzedawaliśmy jeden metr kwadratowy takich parcel po 1 dolarze. Komisja zakwalifikowała parcele jako lasy i wskutek tego ocena całości wypadła na dwa miliony 680 tys. złotych, gdy poprzednio opiewała na sumę jeden milion 680 tysięcy dolarów.”
Niesłychana jest też historia francuskiej pożyczki z 1936 roku. Kulisy jej organizowania opisane przez autora stawiają w dość niekorzystnym świetle Eugeniusza Kwiatkowskiego i polskich urzędników (w tym ambasadora we Francji). Po ustaleniach i bardzo trudnych rozmowach z Francuzami, część polskiej ekipy rządzącej poczuła się urażona, że ich ominięto i zaczęła sabotować ten projekt. Zmieniając ustalenia już dokonane.
„Kwiatkowski wymyślił koncepcję przy pomocy której zarżnął doszczętnie kredyt i zaufanie do Polski oraz skompromitował ją na rynkach wszechświatowych. Przestał mianowicia płacić procenty od pożyczek amerykańskich, domagając się obniżenia ich do trzech lub czterech procent. Jak wiadomo, obligacje polskie kupowali Amerykanie polskiego pochodzenia lokując w nich oszczędności całego swojego życia, gromadzone na „stare lata”. […] Posunięcie Kwiatkowskiego dla wielu z tych ludzi oznaczała kompletną katastrofę. Przez długie lata jeszcze po wojnie wspominali oni niepojętą nieodpowiedzialność polskiego rządu. […] Aby wyjść z sytuacji, na pewno niełatwej należało najpierw uzyskać nową pożyczkę, aby wykupić starą, byle nie tracić twarzy i zaufania na rynku międzynarodowym. Wiedzieli o tym finansiści, ale nie wiedział o tej elementarnej zasadzie minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski. Polska przedwrześniowa kompromitowała się na forum międzynarodowym niedotrzymywaniem warunków i terminów umów.„
23 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Czy po prawie 100 latach coś się zmieniło w kwestii szeroko pojętej kompromitacji i nasyłania „komisji z ramienia….”?????
Nihil novi sub Sole.
Najwyraźniej obecni politycy bez problemu znaleźliby się w przedwojennych czasach.
Jeśli tak, to bardzo to smutny prognostyk dla przyszłej Polski, bo najtrudniej wykorzenia się schematy oparte na ponadczasowych wzrocach zachowań…
niestety takie tez jest moje wrazenie. Nawet biorąc pod uwage to, ze w autobiografii samego siebie zwykło się wybielać, autor dość konsekwentnie podkresla ze stronił od polityki i nie przyjmował żadnych propozycji, choć kilkukrotnie miał takie.
Jednak wlasnie ów własny interes był ponad wszystko. Juz nie dodawalem do tych fragmentów opisywanej przez niego sprawy sprzedazy tuz przed wrzesniem 39 przez Polskę amunicji do Hiszpanii. W jego relacji media na całym świecie dziwiły się, dlaczego Polacy to robią mając Niemców na granicy, zamiast tworzyć własne rezerwy.
@ekonom
„Najwyraźniej obecni politycy bez problemu znaleźliby się w przedwojennych czasach.”
nie tylko politycy
http://www.sofijon.pl/module/article/one/220
Ka.
Czy w sieci można znaleźć wersję elektroniczną?
@mtg
nie sądze, żeby ktoś to zdigitalizował.
Wersja papierowa jest dostępna za grosze na portalach aukcyjnych
Refleksja jest następująca i banalna: nic nowego.
W USA budowy kolei/autostrad były skorumpowane- analogiczne do propozycji jakie otrzymywał autor wspomnień.
Ukraina dostarcza amunicję Rosji- analogiczne do dostaw amunicji do Hiszpanii.
Nieudane projekty, udane projekty, korupcja, nieudolność, dziwne kontrakty. Czy my się czymś od innych różnimy?
„Czy my się czymś od innych różnimy?”
Przegraną.
Gloryfikowanie przegranej to już nasz sport narodowy.
@darkh
NIe znaleźli by się , bo IMO były jakieś standardy nawet jeśli relatywnie małe.
W końcu te obligacje kupowane zza oceanu na długi termin czyli emeryturę coś tam mówią.
Ciekawe czy dzisiaj jakiś IRS w USA lokuje w nasz dług, celowo piszę lokuje , a nie spekuluje.
@ „Juz nie dodawalem do tych fragmentów opisywanej przez niego sprawy sprzedazy tuz przed wrzesniem 39 przez Polskę amunicji do Hiszpanii.”
Dobrze, że nie dodawałeś. Najpierw trzeba poczytać trochę.
„Wojna w Hiszpanii okazała się zbawienna dla polskiego przemysłu zbrojeniowego, mocno dotkniętego w czasie wielkiego kryzysu. W latach 1936-1938 wartość sprzedanej przez Polskę broni sięgnęła 36 mln dolarów. Stanowi to 2/3 całości eksportu materiału wojennego w całym dwudziestoleciu. Szybki rozwój polskiej produkcji zbrojeniowej nie byłby możliwy bez dochodowego eksportu. Wywóz sprzętu do Hiszpanii pozwolił także na przezbrojenie armii, poprzez oczyszczenie wojskowych magazynów z starej broni i amunicji oraz pozbycie się sprzętu wadliwego, odrzuconego przez wojskowe komisje odbiorcze. Do amii narodowej trafiło m.in. 20 wycofanych z linii samolotów PWS-10 wraz z dodatkowymi silnikami, 14 cywilnych samolotów RWD-13. Broń sprzedawano także rządowi ludowemu, gdzie trafiło m.in. 16 czołgów Renault FT-17, ok. 300 dział i 2000 ckm-ów. Sympatie polskich kręgów politycznych i wojskowych stały po stronie gen. Franco, ale o wielkości dostaw do stron walczących nie decydowały sentymenty, lecz możliwość zapłaty. Republikanie dysponowali skarbem narodowym, natomiast narodowcy pozbawieni byli zaplecza finansowego. Można przypuszczać, że ich zakupy w Polsce kredytowane były przez Niemców. Ogółem broń dostarczona do Hiszpanii mogła wystarczyć do uzbrojenia kilku dywizji piechoty. Pozyskane dewizy i złoto przyczyniły się do utrzymania kursu złotego, spora zaś część zysków zasiliła Fundusz Obrony Narodowej”
http://jpilsudski.org/artykuly-ii-rzeczpospolita-dwudziestolecie-miedzywojnie/polityka-zagraniczna-dyplomacja/item/2131-polska-a-hiszpanska-wojna-domowa-1936-1939
„Niestety, nawet w 1939 r. na kilka miesięcy przed wybuchem wojny, władze wojskowe nie posiadały środków na zakup całej broni wyprodukowanej w Polsce.”
http://phw.org.pl/przemysl-obronny-ii-rzeczpospolitej-w-latach-1918-1939/
@ Straszni mieszczanie
Alternatywą dla „strasznych mieszczan” jest lud pracujący miast i wsi. A sprostytuowany Tuwim to marny autorytet.
pit zwrocilem tylko uwage, ze politykow nie tworzy Bog na podobienstwo swoje (;
@dorota
nie komentuje twoich przekonan i pogladow
Ka.
@ darkh
Jak może zauważyłeś, nie odniosłam się do Ciebie, tylko do pewnego topiku; nie komentowałam Twoich poglądów, tylko zwróciłam uwagę na (hm) specyfikę życiorysu Tuwima.
Ale tak czy tak – zamieszczając coś publicznie musisz się liczyć z tym, że ktoś to może skomentować.
@pi65: nie widzę tu gloryfikowania przegranych. Co więcej akurat początek XX wieku to sporo wygranych dla Polski. Nie każdemu wszystko się udaje- ot takie Imperium Brytyjskie legło w gruzach.
Ale jest jeszcze inny wniosek: historycznie najlepiej wyszli ci, co zabierali innym. Tylko, że nie wiem czy to jest to czym wypadałoby się sugerować 🙁
A tak w ogóle – wyrabiać sobie jakiekolwiek zdanie na temat sanacyjnej Polski na podstawie książki wydanej w 1968 – to przecież szczyt naiwności.
Nie sposób zweryfikować większości tych oskarżeń. Wymienione wyżej dotyczą głównego ideologa sanacyjnego (Stpiczyński) i postaci, która (bez przesady) zbudowała gospodarczo międzywojenną Polskę (Kwiatkowski). I co się okazuje? Że II RP była szambem przesiąkniętym korupcją, a sanacja była „be”. CBDO w książce z 1968 🙂
Sens czytania czegoś takiego jest wątpliwy – tak naprawdę nie wiadomo, czy nawet najdrobniejsze szczegóły są prawdziwe. Ot, propagandówka, jakich w moczarowskiej Polsce było wiele.
Jak wykazałam wyżej, teza o sprzedaży broni w 1939 wbrew obronnym interesom Polski była brednią. Sprawa przedstawiała się całkiem inaczej. Reszta książki pewnie ma ten sam poziom merytoryczny.
@_dorota
Od samego początku mam to w głowie. Jak ta książka zostałąby napisana w innych czasach.
Twoj zarzut jest tak nieprawdziwy jak to co sama piszesz – oceniasz bowiem całość po subiektywnym wyborze 3fragmentów 🙂
To co ja zamieściłem nie jest reprezentatywne dla całości. Wręcz przeciwnie – kuriozalny jest wstęp, w którym autor (Zbigniew MItzner – tez ciekawa postać z tych strzępów biografii, które znalazłem) próbuje pokazac jak prawidłowo należy odczytać wynurzenia paskudnego kapitalisty.
POzwolę sobię na perełkę:
„Nasze [socjalistyczne ]aktorki i baletnice są również tylko pracownicami państwowymi. Nie otrzymują cennych kolii. Może i czasem tego żałują, ale pochwałę swej sztuki mogą znaleźć w obliczeniu pewnego baletmistrza, który stwiedził, że jedna próba baletowa wymaga takiej siły, jak jedna zmiana fedrowania na przodku w kopalni.”
„Nareszcie dowiadujemy się, jak to w owych czasach gdy pokoik w WSM-ie stanowił dla nas szczyt szczęścia, mieszkało, jakie śniadanka jadało”.
I jeszcze coś, co część dzisiejszej strony politycznej mogłeby sobie przypisać, mimo że pisał to „socjalistycznie poprawny element”:
„Kapitalizm opisywany przez Jaroszewicza jest bardzo przyjemny – to system, z którego istoty Autor może i do dziś nie zdaje soebie sprawy. On tylko z niego zgrabnie korzystał. uważa, że to rezultat jego pracy. NIe zamyśla się nad dysproprcjami między jego korzyściami i korzyściami tych, których nie tylko pracę, ale i istnienie przemilcza. Dzieje się to na zasadzie, która pokutuje u nas nawet w formie językowej. Jest pracodawcą, czyli dobroczyńcą pracujących. A w rzeczywistosći jest -podobnie jak wszyscy inni kapitaliści – pracobiorcą. Bierze ludzką pracę i płaci za nią mniej, niż ona warta”.
I tak, wiem o tym, że pisząc autobiografię można się wybielić w niesłychany sposób – Jaroszewicz sam prezentuje się jako człowiek, który mnóstwo pieniędzy przepuścił na wspierania różnych ludzi i biznesów, choć nie do końca wierzył w ich powodzenie
Mnie zainteresowało coś zupełnie innego. Po pierwsze kwoty, po drugie ten aspekt „artystyczny”
Jaroszewicz bardzo dużo pisze o śpiewaniu, z innymi, spotykaniu się z ludźmi na wysokich pozycjach – ten miał wspaniały baryton, tamten tenor i spotykali się i śpiewali. Szczytem jest jego występ w masce jako AJ dla publiczności, czy występ na zaproszenie Dymszy.
Inny (zamożny) z tego okresu Edward Szeliga – amatorsko zajmował się kucharzeniem i anonimowo wydał książkę, która została bardzo dobrze przyjęta (mam nawet jakieś recenzje z prasy z tamtego okresu) „Nowy kucharz doskonały”
Mnie raczej zaskoczyło, że pozwolono na taką książkę. Nie wiem czy to była odwilż jakaś chwilowa, czy coś. Ale jak na standardy PRLowskie nakład tego maleńki był 10 000 egz.
Ps. za handel amunicją był odpowiedzialny jakiś Holender, który wkręcił naszych (w to akurat wierzę).
@ gzalewski
Subiektywny wybór 3 fragmentów został dokonany przez Ciebie, i zachęcasz Czytelników do wyciągnięcia jakichś wniosków („do refleksji”) 🙂 Ja założyłam, że wybór był reprezentatywny (i inni Czytelnicy też uogólnili – „nihil novi”), ale to może i lepiej, że nie był.
Moja reakcja wynika z tego, że jestem wielką fanką dokonań II RP, w tym gospodarczych. Np. polski przedwojenny przemysł obronny to był absolutny fenomen.
@_dorota
Widzisz kłopot polega właśnie na takim „byciu wielkim fanem”. Nie zrozum mnie źle, ale to czasem oznacza bezkrytyczne spojrzenie. W Polsce jest z tym duży problem, nie potrafimy rozmawiać o postaciach, które są ważne bez zaakceptowania ich wad. i tego, że byli po prostu ludźmi. uwielbiamy sobie budować postaci ze spiżu.To jest to co pisał Boy-Żeleński w Brązownikach „Niedawno odezwały się głosy, że czas skończyć z legendą, jakoby Przybyszewski pijał kiedy wódkę! Cóż za szczęście, że nas Opatrzność nie pokarała takim poetą jak Villon!”
Czasy mojej edukacji przypadły na okres PRLu gdy budowało się specyficzny wizerunek walczących w czasie wojny. Propaganda robiła z nich ludzi bez skazy, bohaterskich, zawsze lojalnych, pewnie nawet nie sikali. Na pytania w stylu, czy „byłbyś tak twardy jak Rudy”, ja odpowiadałem „nie wiem”, choć oczekiwanie było inne.
W pewnym momencie zacząłem czytać amerykańską literaturę wojenną i nagle szok. O rany to jednak ci ludzie mają emocje, rozterki, wahają się, mają swoje ludzkie słabości. Pózniej przyszedł Borowski i nagle się okazało, ze to jednak byli zwykli ludzie. Nie spiżowi bohaterowie.
I tak samo jest z tym co pisze Jaroszewicz. On opisuje ludzi, ze swoimi słabostkami. Np. pisze o muzyku, wykłądowcy instytutu muzycznego., Pisze o jego słabości do ruletki. Pisze barwnie historie, w których nie ma powodów, by nie wierzyć. Czy to umniejsza, to że był wspaniałym muzykiem? Według mnie nie. Krótko mówiąc to jest ten etap dyskusji, który się pojawia również na Zachodzie pod hasłem „no dobra, Moby Dick to wielka literatura, ale jeśli się dowiemy czy Melville bił żonę, to czy przez to jest przez mniejsza?”
Szukam ostatnio informacji o naszych przedwojennych spekulantach, inwestorach. jestem ciekaw jak to wyglądało. Livermore opisuje mnóstwo manipulacji na giełdach na przełomie wieków (czesto dopuszczalnych wówczas), gdybym zaczął czytać, że u nas wszyscy byli legalni i uczciwi, nie uwierzyłbym.
Z drugiej strony informacja o tym, że Słowacki przepuszczał na giełdzie francuskiej pieniądze matki, każe zupełnie inaczej spojrzeć na „uduchowionego wieszcza” niż to dominuje w powszechnym przekazie
@ gzalewski
Mamy postaci historyczne już solidnie „odbrązowione” – wokół wyczynów księcia Pepiego lub Wieniawy-Długoszowskiego urosły wręcz legendy.
Problem, który wskazujesz dotyczy raczej bohaterów nowszej historii (głównie II WŚ i „wyklętych”). Po pierwsze dlatego, że w okresie PRL byli konsekwentnie przemilczani. Mało kto przed 89′ słyszał np. o rtm. Pileckim, więc nie było zapotrzebowania na dokładniejsze poznanie jego życia (dopiero teraz pisze się biografie, robi filmy). Po drugie dlatego, że byli męczennikami (jak Pilecki) lub bohaterami tragicznymi (jak choćby kpt. Raginis). Społeczeństwo nie jest gotowe na ewentualne „prawdy” o ich życiu i zbyt dogłębne odbrązowianie. Te legendy muszą lepiej wejść w obieg pamięci zbiorowej. Mówiąc potoczniej: nie chcę wiedzieć, czy Raginis pił, czy nie. Na taką wiedzę jest za wcześnie.
No i wreszcie: niektórzy deszyfrują mity narodowe (skoro już przywołałeś postać Rudego) z taką naiwną zaciekłością, że to budzi tylko gromki śmiech; tak więc lepiej z tym ostrożnie:
http://natemat.pl/56591,profesor-pan-zoska-i-rudy-z-kamieni-na-szaniec-mogli-byc-gejami-bedzie-awantura-jak-o-konopnicka 🙂
Taki suplement do tego wpisu
http://www.prawnik.pl/opinie/artykuly/918712,w-s-p-czytaja-pamietniki-polskiego-sedziego.html
Świetny artykuł. Samo sedno.
Wszystko ładnie.OK zgoda z Panią Sędzią , ale niech będzie bedę adwokatem diabła.
Czy ktoś pamięta pół roku wcześniej maj.
A pani Sędzia to przemilcza rozumiem tak każe poprawność polityczna liberalizmu,no ale w kategorii informacji to już jest pseudoinformacja desymulacyjna.
Przypomina o tym niezmordowany Max gdzieś około 12 minuty.
www.youtube.com/watch?v=EJXUY3M_HPk
Gdzie była wcześniej agencja S&P bo zamach na TK był na tym samym poziomie istotności co pół roku póżniej i zrobiony w 2 tygodnie.
NAsuwa się taka teza: jak zamach robi Kali to jest demokracja , jak robia to Kalemu , a to już jest zamach przez duże Z.
Moja puenta jest taka . Jezeli S&P chce być poważnym to powinien obniżać ratingi zarówno po wydarzeniach majowych , listopadowych. a już na pewno po zajumaniu OFE.
Ale jeżeli robi to ze względów poprawności politycznej , a wygląda ,że jest tak w istocie to coś jest na rzeczy.
co do OFE pełna zgoda. Gdyby wiedza dziennikarzy o OFE byla taka jak o TK, to może szeroka publicznosc rozumialaby o co chodzi. A tak…. sami dziennikarze w kolo gadają o zmianie kont
@ pit65
1. „A pani Sędzia to przemilcza”
Nie pamiętam, czy akurat profesor Łętowska się wypowiadała, ale głosów krytycznych w lecie 2015 było sporo. Tutaj pobocznie widać coś innego: Platformie uchodziło wiele jako anty-pisowi.
2. „zamach na TK był na tym samym poziomie istotności co pół roku póżniej”
Stanowczo nie. PO próbowała troszkę zachachmęcić wybierając 2 sędziów więcej (trzech wybrać miała prawo). PiS natomiast próbuje przejąć TK (lub uniemożliwić jego pracę). Bezprawne „uchwały” unieważniające wybór sędziów, bezprawne wybranie własnych, nocne zaprzysiężenie 4 sędziów, odmowa odebrania przysięgi od prawidłowo wybranych. I wiele prostackiej bandyterki typu odmowy publikacji orzeczenia TK.
Krótko: PiS nie mając większości zdolnej zmienić Konstytucję RP działa faktycznie tak, żeby ją zmienić. Można to nazwać zamachem stanu – bo sięgają po władzę większą niż wynika to z mandatu, który dostali w wyborach.
3. „Jezeli S&P chce być poważnym to powinien obniżać ratingi (…) na pewno po zajumaniu OFE.”
Oceniając bardzo negatywnie zabór OFE, muszę powiedzieć, że to akurat nie jest powód do obniżenia ratingu. Jakby nie patrzeć, to ten bandycki ruch zmniejszył zadłużenie państwa (ergo: poprawił jego wypłacalność, a rating mówi o ryzyku niewypłacalności).