W listopadzie 2013 roku, Hugh Hendry – zarządzający funduszami Eclectica rzucił swój niedźwiedzi ręcznik na ring i spektakularnie przeszedł do obozu byków. Niedawno Merryn Somerset Webb z Money Week przeprowadziła z zarządzającym obszerny wywiad, w którym pytała także o emocje towarzyszące zmianie nastawienia rynkowego.
Gdy rok temu pisałem o wolcie Hendry’ego zwróciłem uwagę, że pokazuje ono niebezpieczeństwo związane z kapitulacją – porzuceniem przez inwestora nastawienia rynkowego i zamknięciem związanych z nim pozycji po długotrwałym obstawaniu przy nich w niesprzyjającym otoczeniu rynkowym. Każdy inwestor, którego filozofia inwestycyjna zakłada zajmowanie i utrzymywanie pozycji wbrew dominującemu na rynku trendowi powinien próbować poznać swój próg bólu – poziom, na którym różnica pomiędzy osiąganymi wynikami a zachowaniem rynku zmusi go do porzucenia albo istotnego zmodyfikowania strategii. Warto zwrócić uwagę, że właśnie ten problem miał miejsce w przypadku Hendry’ego – jego fundusz radził sobie przyzwoicie, nie zanotował drastycznych strat. Hendry zmienił swoje nastawienie bo nie mógł już znosić tego, że nie był beneficjentem silnej hossy.
Rok po kapitulacji Hendry’ego i 250 punktów (15%) S&P500 wyżej inwestorzy mogą wyciągnąć z tego wydarzenia jeszcze jedną lekcję – bezrefleksyjny kontrarianizm jest równie niebezpieczny co bezrefleksyjne podążanie za tłumem. W trakcie trwania rynku byka kolejni niedźwiedzie będą zmieniać swoje nastawienie i oczekiwanie, że kolejne spektakularne wolty będą sygnałem przesilenia jest naiwne. Naturalnie, któryś z niedźwiedzi zrejteruje wystarczająco blisko szczytu by stworzyć pozory efektywności tego wskaźnika. Pozorna efektywność „okładkowego kontrarianizmu” wynika właśnie z ignorowania tych wszystkich sygnałów, które się nie sprawdziły. W trwającej hossie zmianę nastawienia rynkowego ogłosiło już kilku znanych niedźwiedzi – poza Hendrym można wymienić Davida Rosenberga (wiosna 2013) czy Jeremiego Granthama (jesień 2013). W tym kontekście warto też wspomnieć o Mili Kunis, która ogłosiła w CNBC na wiosnę 2013 roku, że przenosi swoje oszczędności z depozytów bankowych na rynek akcyjny. Także to wydarzenie ogłoszono kontrariańskim sygnałem. Mam nadzieję, że 500 punktów (30%) S&P500 po tym wydarzeniu przynajmniej część inwestorów nauczyła się, że nie każdy celebryta wygłaszający ultra-optymistyczne opinie rynkowe jest sygnałem nadchodzącego krachu.
Wróćmy do wywiadu w Money Week. Każda z jego trzech części jest warta uwagi. Hendry przedstawia w nim interesujące hipotezy makroekonomiczne oraz odsłania emocje, które towarzyszyły mu w latach 2011 – 2014, gdy pozwalał by etyczna ocena działań rządów i banków centralnych zdominowała jego proces inwestycyjny. Hendry przyznaje, że jego brak partycypacji we wzrostach był wynikiem swego rodzaju wewnętrznego protestu wobec polityki rządów i banków centralnych, która uratowała Wall Street i umożliwiła przetrwanie instytucji finansowych, które jego zdaniem powinny zniknąć. Uważa także, że z podobnych powodów wielu zarządzających nie chce uczestniczyć w zwyżkach na rynku, które wynikają z ich zdaniem nieodpowiedzialnej i szkodliwej polityki banków centralnych. Punktem zwrotnym dla Hendry’ego było przypomnienie sobie, że jego podstawowym obowiązkiem jest jak najlepsze zarządzanie pieniędzmi klientów a nie odzwierciedlanie swoimi decyzjami zasad moralnych, w które wierzy. Hendry podkreśla więc, że nie ma większego znaczenia czy QE osiągnie stawiane przed nią cele – z punktu widzenia funduszu hedge jeśli QE sprzyja wzrostom na rynku akcji to fundusz powinien w tych zwyżkach uczestniczyć.
Jestem zdumiony postawą Hendry’ego*. Nie sądziłem, że poglądy etyczne albo idee polityczne i ekonomiczne mogą bezpośrednio wpływać na decyzje inwestycyjne. Oczekiwałem, że ten mechanizm jest dużo bardziej ukryty. Co ciekawe, Hendry wspomina także, że miał wrażenie, że słońce wstawało w tym niekorzystnym okresie tylko po to by go poniżyć. Wydaje się, że „nawiązał” swego rodzaju personalne reakcje z rynkiem. Wielu inwestorów zachowuje się tak jakby rynek zainteresowany był ich rezultatami i czekał na okazję do pokazania im, że są w błędzie. Na przykład, sytuację, w której cena niedawno sprzedanych przez nich akcji gwałtownie rośnie odbierają bardzo emocjonalnie – jakby rynek specjalnie czekał ze wzrostami aż wyjdą z pozycji. Takie nastawienie zauważyłem na forach inwestycyjnych. Moim zdaniem takie personalizowanie relacji z rynkiem jedynie komplikuje proces inwestycyjny.
* Być może naiwnie zakładam, że Hendry jest szczery w tym co mówi a nie próbuje znaleźć czegoś co zasłoni jego merytoryczne błędy w analizie makroekonomicznej
8 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
„Nie sądziłem, że poglądy etyczne albo idee polityczne i ekonomiczne mogą bezpośrednio wpływać na decyzje inwestycyjne.”
Trys, ale nie sądzisz, że w dużym uproszczeniu wygląda to po prostu jako „nie wierzę, żeby się do tego posunęli”. I pod to czekasz na załamanie. Ale rząd/administracja zachowuje się jak hazardzista, który podwaja stawkę, przy czym wyglada na to, ze ma dostep do nieograniczonego pieniądza (przynajmniej na razie)
@ GZalewski
Być może tak jest. Do tej pory myślałem, że to jest wynik efektu przypominającego przypisywanie niewielkich kompetencji ludziom, których nie lubimy (na przykład: nie znoszę polityki Putina, to idiota – w rzeczywistości Putin może być zdolnym politykiem realizującym politykę, którą nie lubimy). Tak więc dla mnie wyglądało to tak: QE jest sprzeczna z moimi założeniami ideologicznymi, to nie może działać. Pewnie dałoby się to podciągnąć pod jakiś rodzaj myślenia życzeniowego.
A Hendry sugeruje, że ten mechanizm jest prostszy, bardziej bezpośredni. Inna sprawa, że nie uwierzę, że manager dużego funduszu siedział sobie przed ekranem i myślał „teraz ten Bernanke napompuje rynek akcyjny ale ja mam to gdzieś, nie będę w tym partycypował, nie gram w tę grę”.
Nie jest proste – ale możesz mieć jakąś tam wizję co do tego „ile” wytrzymają tego pompowania. I w miare jak padaja kolejne granice i bariery, widzisz, że zmieniło się „coś” czego nie rozumiesz. Więc byc moze lepiej się poddać
„Takie nastawienie zauważyłem na forach inwestycyjnych.”
JA bym tego pod personalizację jednoznacznie nie podkładał.
Rozumiem ,że jednostka w postaci Hendrego tak to odbierała , ale na forach myślę ,żę stoi za tym coś delikatnie odmiennego.
Znam to z autopsji jak we wczesnym raczkowaniu układałem sobie portfel spółek fundamentalnych na oczekiwaną hossę i po pewnym zakładanym z góry okresie traciłem wiarę ,że metoda wyboru była właściwa , bo albo indeks rósł i inne spółki odrzucone w procesie wyboru i wtedy przychodzi chęć na niczym nie uzasadniony intuicyjny rebalancing portfela będący próbą pogoni za rynkiem.
I jakoś tak sie fajnie składa ,że w momencie porzucenia większość osieroconych walorów zaczyna marsz w górę , a nowe nabytki przestają błyszczeć lub spadają.
Stąd dość częste jest tłumaczenie ,że /spersonalizowany i antropomorficzny/ Pan rynek „czeka” jak wyjdę co tylko utwierdza postawę np. o akceptowaniu strat.
Po latach patrząc w zapiski skłądu tych portfeli i je wyceniając wiekszość z nich była dobrze wybrana w sensie porównania z rynkiem , ale przecież w miedzyczasie tyle ważnego się dzieje wiec czyż nie fajnym jest ulec pokusie tego co się aktualnie świeci i oślepia niemiłosiernie.
Któż zdzierży, pewnie nieliczne wyalienowane ze stada osobniki 🙂
@ pit65
Na forach jest jeszcze „grubas”, który zaniża przed odpałem albo trzyma kurs, żeby skupić. Dlatego czasem trudno ocenić czy ktoś personifikuje rynek jako całość czy identyfikuje „grubasa”.
Natomiast sama idea by handlować ze świadomością, że rynek nie wie o naszym istnieniu i nie obchodzą go nasze poziomy wejścia wydaje się mi bardzo ważna ale niespecjalnie potrafię dobrze ją wyrazić w słowach (a przynajmniej tak wyrazić by nie brzmiało śmiesznie)
@ trys
Hendry mógł zakładać, że inni widzą sprawę podobnie jak on, mało tego, że obóz tych, którzy mówią: „przecież to szwindel” systematycznie się rozrasta i przeważenie szali na korzyść moralistów jest kwestią krótkiego czasu. Prawdopodobnie karmił się cały czas złudzeniem: „inni dostrzegą wkrotce to, co ja”, aż zauważył, że inni robią dokładnie przeciwnie i stał się owych innych sponsorem…
Kwestia antropomorficznych cech rynku broni się w tym sensie ,że uczestnikami rynku są ludzie nawet jeżeli kryją sie za algorytmem ,którego egzekutorami są maszyny.
Grubas też się obroni chociażby w świetle ostatnich „kar ugodowych” dla największych banków w związku z manipulacjami na FX.
Problemem jest w jakim kontekście dla każdego z pomniejszych uczestników rynku występuje. Jeżeli w kontekście jedynego i bezapelacyjnego powodu niepowodzeń no to niestety myślę ,że nie jest to cła prawda.
Rynek nie wie o naszym istnieniu , ale poszczególni uczestnicy już raczej mogą, a co poniektórzy mogą wypracować względem tego jakąś skuteczną metodę.
Oczywiście nikogo nie obchodzi jedna samotna pchełka , ale odpowiednie zgrupowanie takich pchelek daje szansę na handel, a przecież po to stworzono rynek i na tym egzystuje chociażby branża.
„Punktem zwrotnym dla Hendry’ego było przypomnienie sobie, że jego podstawowym obowiązkiem jest jak najlepsze zarządzanie pieniędzmi klientów a nie odzwierciedlanie swoimi decyzjami zasad moralnych, w które wierzy.”
🙂 Szczęka opada.
Utwierdzam się w pewności, że nigdy nie oddam pieniędzy w zarządzanie.
PS. Mam nadzieję, że inne profesje (np lekarze) rzadziej przeżywają wątpliwość „po co tu właściwie jestem”. Zarządzającego aktywami 99% ludzi nie spotka nigdy w życiu.