Obiecałem w jednym z wcześniejszych komentarzy, że przybliżę kilka tytułów, które ukazały się w ostatnich miesiącach (i nie tylko) w polskim tłumaczeniu. Spełniam więc tę obietnicę, wraz z zakończeniem tegorocznych wakacji, które dla mnei były bardzo intensywne, jeśli chodzi o lektury. Przy czym zupełnie przypadkiem kilka z nich to naprawdę „poważne”cegły.
Książek, które są biografiami lub rozmowami ze znanymi traderami lub inwestorami powstało całe mnóstwo. Pewien standard i poziom wyznaczyła seria „Market Wizards” Jacka Schwagera, z której pierwszą część, pod polskim tytułem „Czarodzieje rynku” uważam za najlepszą. Dla wielu innych książek tego rodzaju to poziom niedościgniony. W tym roku ukazało się polskie tłumaczenie książki Maneet Ahuja Inwestorzy alfa. Kulisy sukcesu największych funduszy hedgingowych. W recenzjach wszyscy zachwycają się niespełna trzydziestoletnią gwiazdą CNBC, której udało się dotrzeć do największych gwiazd finansów. Jednak ta książka jako całość jest słaba. Nie są to rozmowy tylko strzępy tekstów i prawdopodobnie wcześniejszych publikacji. Najbardziej interesująca jest sylwetka pierwszego bohatera Raya Dalio – ale też wygląda jakby częściowo było to przepisanie idei, które on sam przekazał w udostępnianych za darmo Principles.
Jedną z osób opisywanych w książce jest John Paulson – wielki wygrany kryzysu hipotecznego, który katastrofalnie wyszedł na inwestycjach w złoto. Książka kończy się w 2009 roku, czyli tuż przed tym, jak jego fundusze potraciły po kilkadziesiąt procent na inwestycjach w złoto.
Interesująca jest jeszcze sylwetka Jamesa Chanosa z Kynikos Associates LP, a przede wszystkim opis tego jak „tropił” nieprawidłwości w Enronie.
Problemem polskiego wydania książki, jest jednak słabe tłumaczenie. Niestety książki finansowe rządzą się swoją terminologią i o ile już nie spotykam, tak jak w ubiegłych latach „krótkoterminowej sprzedaży”, bo tłumacz nie rozumie, czym jest short-sale o tyle współczesny świat pochodnych jest tak złożony, że bez przypisów łatwo wpaść na minę. Jednak w tym wypadku nie chodzi nawet o pochodne. No bo jak odnieść się do zdania „Sopher jest […] prezesem trzech instrumentów finansowych notowanych na giełdzie Euronext Exchange” (w oryginale „three investment vehicles”). „Produkty zestrukturyzowane”, „ryzyko systemowe” (choć w polskim języku na systematic risk przyjęło się mówić systematyczne, gdyż systemowe oznacza coś innego) to częste kwiatki.
Niemniej jednak jest w tej książce kilka ważnych idei, takich jak zdanie Jamesa Chanosa „jeśli po trzykrotnym zapoznaniu się z rocznymi sprawozdaniami finansowymi danej spółki nie potrafisz się zorientować o co chodzi w tych dokumentach, powinieneś założyć takiej spółce teczkę”, czy konstatacja Dalio „korzystanie z dźwigni przypomina rosyjską ruletkę – prędzej czy później musisz strzelić sobie w łeb”
Dostęp do globalnych rynków, dzięki platformom w rodzaju bossafx (http://bossafx.pl/) a tym samym możliwość handlu na rynkach surowców przemysłowych, rolnych czy energetycznych sprawił, że dziesiątki analityków i komentatorów wypowiadają się w Polsce z niesłychanym znawstwem. Za każdym razem, gdy słyszę jak jakiś analityk mówi o peak oil w kontekście nieco większego jednodniowego spadku ropy, chciałbym mu zadać jedno pytanie. To pytanie brzmiałoby: „czy coś mówi ci słowo ‘yergin’”. Jeśli odpowiedź byłaby przecząca, stanowiłoby to wystarczający powód, żeby nie słuchać już tej osoby. Przynajmniej jeśli chodzi o jego ocenę rynku ropy.
Daniel Yergin to człowiek instytucja. Prezes firmy konsultingowej Cambridge Energy Research Associates oraz autor monumentalnych dzieł dotyczących rynku ropy naftowej – jej historii, uwarunkowań politycznych i gospodarczych. W 1996 roku ukazało się polskie wydanie jego książki „Nafta, władza i pieniądze”. O ile dobrze pamiętam, kupiłem ją gdzieś „taniej książce” co oznacza, że nie było chętnych w normalnej dystrybucji. Teraz od czasu do czasu pojawia się na allegro w cenach od 150 złotych w górę. Nie wyobrażam sobie, żeby analitycy, komentatorzy i inwestorzy wypowiadający się na temat rynku ropy tej książki nie znali. Wiem jednak, że rzeczywistość często przekracza moją wyobraźnię.
Stara książka Yergina, jest jak pisałem trudno dostępna, jednak w tym roku ukazała się kolejna wielka rzecz tego samego autora: The Quest. W poszukiwaniu energii.
O ile Nafta, władza i pieniądze kończyła się na latach 90, o tyle, nowa książka omawia świat współczesny. Mamy więc bardzo szczegółowy opis zdarzeń, które wielu z nas pamięta z gazet. Naturalnie autor nadal odwołuje się do zdarzeń historycznych i pewnych uwarunkowań, które sprawiają, że cała historia jest klarowna. W tym wypadku nie jest to już tylko ropa, ale generalnie książka o nośnikach energii i uwarunkowaniach z tym związanych.
Współczesny świat to przede wszystkim kwestia bezpieczeństwa energetycznego – czyli między innymi zróżnicowania dostaw, jeśli chodzi o pojedyncze kraje – zwłaszcza te, które nie mają własnych złóż. Yergin zwraca uwagę jak dobrze wiedział o tym Churchill jeśli chodzi o Wielką Brytanię mówiąc o tym w wystąpieniu parlamentarnym w 1913 roku.
Wspomniałem wcześniej o haśle „peak oil”, które od czasu do czasu żyje różnego rodzaju komentarzach. Dla ropy zdaje się być ono odpowiednikiem „tym razem jest inaczej” na rynkach akcji.
„Mogłoby się wydawać, że teoria szczytu wydobycia ropy pojawiła się niedawno, lecz w rzeczywistości funkcjonuje już od dłuższego czasu [jak wyjaśnia dalej, od końca XIX wieku]. To nie pierwszy, ale piąty raz, gdy światu ma zabraknąć ropy. Również i tym razem teoria ta nie odstępuje od założenia o ograniczonej innowacyjności technologicznej i twierdzenia, że opłacalność nie odgrywa tak naprawdę dużego znaczenia”.
Gdy kilka lat temu na GPW debiutowała spółka Petrolinvest, w jednej z gazet wypowiadał się analityk na temat zasobów ropy, z których może skorzystać firma. Padały ogromne wartości baryłek. Przy czym największe przy okazji zasobów P3. Wystarczyłoby szybkie skorzystanie z wyszukiwarek sieciowych, żeby dowiedzieć się, że amerykański SEC zabrania informować naftowym spółkom publicznym o tym rodzaju zasobów, o których w języku polskim mówi się „zasoby potencjalne”. Tak właśnie wygląda zbyt często wiedza niektórych komentatorów.
Swoją drogą czytanie o kwotach przeznaczanych przez wielkie korporacje na inwestycje, o czasie trwania jaki mijał od okresu odkrycia złóż, do momentu sensownego wydobycia mógłby schłodzić głowy wielu tych, którzy wierzyli, że już za 100 metrów będziemy mieli całą ropę tego świata.
Yergin sporą część książki poświęca kwestiom globalnego ocieplenia i sporom związanym z różnymi prognozami dotyczącymi klimatu, wpływu CO2 zarówno od strony naukowców, jak i polityków. I jak zawsze podaje mnóstwo faktów ciekawostek związanych z debatami, dyskusjami czy ideami. Nie wiem czy powszechnie znany jest fakt, że różnego rodzaju konferencje (w tym jedna z najbardziej znanych w Kioto) dotyczące kwestii klimatycznych odbywały się przy wyłączonych klimatyzatorach lub ogrzewaniu – dla wzmocnienia przekazu.
Zdecydowanie warto sięgnąć do niej, nawet jeśli wiedza o rynku energii nie jest dla nas priorytetem. Choćby, żeby zobaczyć z jaką pasją można pisać i jaką wiedze trzeba posiadać, żeby wyłuskiwać różnego rodzaju wypowiedzi do pisanej (pewnie miesiącami) książki.
Pozostając przy opracowaniach monograficznych, nie mogę nie wspomnieć książki Dzieje soli Marka Kurlansky’ego. Nie jest to najnowsza pozycja, jednak sięgnąłem po nią po wycieczce do Bochni. Bardzo podobna do prac Yergina – tylko tym razem nie ropa czy energia jest tłem wydarzeń, tylko sól. Jak wiemy ropa nadal jest cenna, sól już nie – a jednak dzięki niej budowano fortuny, przez nią prowadzono wojny i wszczynano rewolucje.
Historia soli to historia handlu, wynalazków, podróbek, monopoli, polityki podatkowej i celnej, czyli tego wszystkiego, z czym boryka się świat współczesny. Znów można powiedzieć: jeśli uważasz, że dziś jest inaczej, to sięgnij po tę książkę.
Swoją drogą historia francuskiego podatku solnego – gabelle, a przede wszystkim działania państwa i aparatu skarbowego coś mi przypominają. Podatek ten był nałożony na wszystkich, jednak różnicowano go w zależności od regionów (i grup społecznych). W efekcie ceny soli w najdroższym regionie wynosiły kilkanaście razy więcej niż w najtańszym. Oczywiście stworzyło to wyśmienite warunki do przemytu. Co w tej sytuacji zrobiła monarchia – oczywiście zaostrzyła przepisy. Osobom, które udzielały gościny przemytnikom, groziła nawet kara śmierci.
Żeby uniemożliwić przemyt nocą rzekami – zakazano nocnych połowów. Była to więc polityka ograniczania i restrykcji obejmująca coraz większe kręgi ludności. Do tego dochodziła uznaniowość urzędników podatkowych (czyli, jakbyśmy powiedzieli we współczesnej Polsce – interpretacja skarbowa) przy ocenie, kiedy użyto zbyt dużo soli do solenia dorsza. Tego rodzaju działania oczywiście nie zmniejszyły skali przemytu, ale zwiększyły korupcję. Podatek gabelle był według Kurlanskyego jednym z powodów wybuchu rewolucji francuskiej. Cytuje przy tym człowieka, który rzucił wyzwanie Ludwikowi XVI „W ostatecznym rozrachunku ludzie będą osądzać rewolucję według jednego kryterium: czy zabiera im więcej czy mniej pieniędzy? Czy lepiej im się powodzi? Czy mają więcej pracy? Czy za pracę otrzymują wyższe wynagrodzenie?”
Na marginesie, czy ten opis nie przypomina dokładnie tego, o co chodzi przy „kopaniu” bitcoinów:
„Solankę rozdzielano raz lub dwa razy w tygodniu. Niektórzy mieszkańcy z wiadrem w dłoni sami przychodzili do solankowego zbiornika, jednak większość rodzin wynajmowała tak zwanych tiradoux. Nosili oni wielkie drewniane wiadra, które były oficjalnymi jednostkami miary. W każdym z nich mieściły się 92 litry słonej wody. Podczas rozdziału każdemu przysługiwało 26 wiader.
Kiedy uderzano w dzwony, tiradoux pędzili w kierunku solanki, zanurzali wiadra i z ciężkim 92 litrowym ładunkiem biegli z powrotem. Wszyscy starali się wykonać jak najszybciej 26 obrotów […] najgęstsza solanka z dna basenu przypadała w udziale najszybszemu. Rzadsza solanka dłużej parowała, wymagała większej ilości drewna na opał i dlatego przynosiła mniejsze zyski.”
Zacząłem również lekturę książki, która zapowiadała się interesująco w opisach okładkowych. Gdybym wydaną po polsku w 2012 roku książkę Edwarda Griffina wziął do ręki w księgarni pewnie bym jej nie kupił. Przynajmniej nie teraz. Mam zbyt wysoką stertę książek do czytania, żeby dołożyć do niej kolejne kilka centymetrów. Finansowy potwór z Jekyll Island to ponad 500 stron. Liczyłem na interesującą pracę w rodzaju takich, jak pisze Yergin, czy choćby Kindelberger (wydana przed laty historia kryzysów). Tymczasem … Książka pisana jest w sposób charakterystyczny dla dobrego paszkwilu. Język mnie odstręcza i powoduje, że autor traci na wiarygodności, nawet jeśli podawane przez niego fakty są prawdziwe. Przez moment myślałem, że uda mi się zignorować wylewającą się z niej ideologię i po prostu skupię się na historiach, obszernych cytatach itd.
Tymczasem książkę mogę co najwyżej zadedykować tym wszystkim, którzy mówili i pisali o spisku MFW, dzięki któremu powstały w Polsce OFE, służące do wyciągania pieniędzy. Dedykacja będzie brzmiała – nie przejmujcie się, ten plan jest szerszy – dotyczy również Stanów Zjednoczonych. Oto co pisze Griffin o powołaniu Rezerwy Federalnej „Jak to bywa z wszystkimi kartelami, musiałby on zostać powołany na drodze legislacji i wdrożony przez rząd pod pozorem ochrony konsumentów”. Czyż nie brzmi jak to co zdaniem krytyków OFE zrobiono w Polsce.
W pewnym momencie pada takie oskarżenie, przy którym zacząłem mocno drapać się w głowę.
„Rezultatem działań MFW i Banku Światowego jest odpływ bogactwa z krajów rozwiniętych, ich gospodarki są skazane na postępujący regres – proces ten trwa od konferencji w Bretton Woods. W efekcie standard życia w tych krajach poważnie się pogorszy, a one same stracą swoją niepodległość. Rzeczywistość, która kryje się za tak zwanymi pożyczkami na rozwój jest taka, że proces ten podkopuje Amerykę i inne kraje rozwinięte”.
Coraz bardziej rozbawiony dotarłem do takiego zdania:
„powszechnie nagłośniony upadek komunizmu w bloku wschodnim to w rzeczywistości pomieszanie faktów z fantazją. […] Czy to nie dziwne, że komunizm poległ bez walki? Czy nie zastanawiające, że system, który zrodził się z konfliktu klasowego i rewolucji, który przez niemal wiek podtrzymywany był siłą i przemocą tak po prostu się skończył? […] Bęc i oto komunizmu nie ma.”
Strona 131 z ponad 500. Bęc, kończę czytać. Nawet jeśli autor w niektórych momentach ma sporo racji.
Niestety dopiero w trakcie lektury sprawdziłem, kim jest autor: http://en.wikipedia.org/wiki/G._Edward_Griffin
Wspomniałem wcześniej Jacka Schwagera, więc odnotuję tylko, ze ukazało się polskie tłumaczenie świeżej jego książki „Jak naprawdę działają rynki”. Ogromnie żałuję, że nie udało się wydawnictwu Linia wygrać licytacji praw do tej pozycji.
Schwager w swojej najwyższej formie opisuje fakty, mity i półprawdy związane z funkcjonowaniem rynków (oryginalny tytuł ”market sense and nonsense”).
Podobnie nie sposób przejść obojętnie obok klasyki, czyli książki sprzed ponad dwudziestu lat Marka Douglasa „W transie inwestowania” (Trading in the Zone). Dla wielu osób, które przeczytały już sporo książek o psychologii inwestowania, rzeczy tam zawarte mogą wydawać się już znane, ale książka Douglasa była jedną z pierwszych i nadal pozostaje jedną z najlepszych. Obawiam się nieco o tłumaczenie, ale na razie nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć.
7 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Książki Bulkowskiego są świetne !
http://www.wydawnictwolinia.pl/ksigarnia-internetowa/pakiety?page=shop.product_details&category_id=11&flypage=flypage.tpl&product_id=91
,,Podstawy spekulacji to pierwsza część trzytomowego cyklu Ewolucja gracza giełdowego, w którym autor analizuje skuteczność najróżniejszych narzędzi, metod, technik i strategii giełdowych”
Czy wiadomo już kiedy ukażą się kolejne, dwie części tego cyklu ?
@Goryl z buszu
Drugi Bulkowski może się uda jeszcze w tym roku.
Trzeci w przyszłym
Dzięki za ten wpis. I cieszę się że Linia będzie kontynuować wydawanie Bulkowskiego.
Dzięki za wskazanie książki Yergina. Fun-da-men-tal-na.
@_dorota
A troche więcej wrażeń? Jeśli możesz?
1. „The Quest” jest właściwie podręcznikiem najnowszej historii gospodarczej świata (z delikatną retrospektywą sięgającą 19. wieku tam, gdzie to niezbędne). Z uzupełnieniem o historię polityczną oczywiście (np. perypetie Hugo Chaveza z traceniem i odzyskiwaniem władzy były mi nieznane).
2. Logiczny podział tematu na rynki poszczególnych rodzajów energii, z uwzględnieniem poszukiwań, globalnego ocieplenia, nowych technologii. Wyczerpująco.
3. Doskonała robota faktograficzna, książka jest szczegółowa i aktualna (najświeższe przypisy sięgają 3. kwartału 2012, świeżynka – choć oczywiście nie uwzględnia ostatnich dokonań Putina). Jednocześnie barwnie napisana, sporo przykuwających uwagę anegdot.
4. Stanowczo nie do przeczytania w dwa wieczory, niemniej must read dla każdego, kto interesuje się gospodarką. Porządkuje i solidnie uzupełnia wiedzę.
5. Jedyny minus: kolejna książka Kurhaus Publishing z milimetrową czcionką w przypisach (facet odpowiedzialny za typografię powinien zostać wychłostany publicznie; mogę to zrobić).
ad 5
Przekazywałem już szefowej Kurhausu przy okazji wczesniejszej książki. 🙂