Atul Gawande w książce Potęga checklisty podaje przekonywujące argumenty za stosowaniem list kontrolnych: wykazów czynności do wykonania w ramach danej procedury. Moim zdaniem, listy kontrolne mogą się okazać przydatne także w procesie inwestycyjnym.
Listy kontrolne kierują uwagę na drobne lecz ważne czynności w ramach danej procedury. Pełnią przy tym trzy podstawowe zadania: przypominają o istnieniu poszczególnych kroków, wprowadzają do postępowania dyscyplinę potrzebną do wykonania każdej czynności na liście, umożliwiają weryfikację poprawności wykonania procedury. To o tyle istotne, że wykonanie poszczególnych działań z listy kontrolnej nie jest za każdym razem niezbędne by procedura zakończyła się sukcesem.
Myślę, że podstawową przyczyną przydatności list kontrolnych jest to, że ludzie popełniają proste błędy – przytrafia się to nawet doświadczonym profesjonalistom. Z lektury D-Day Beevora zapamiętałem relację z pomyłkowego zbombardowania przez amerykańskie lotnictwo polskich i kanadyjskich jednostek biorących udział w kampanii w Normandii, w sierpniu 1944 roku.
W czasie marszu na Falaise polskie i kanadyjskie oddziały zostały pomyłkowo zaatakowane przez amerykańskie lotnictwo. Kanadyjczycy i Polacy natychmiast rzucili żółte race dymne by oznaczyć swoje pozycje. Problem w tym, że Amerykanie używali żółtych znaczników dla swoich celów. Około trzystu alianckich żołnierzy zostało zabitych lub rannych.
Zaledwie kilka dni później, na tym samym odcinku frontu popełniono ten sam błąd – użyto żółtego dymu do oznaczania celów i pozycji własnych jednostek. Mimo olbrzymiego wysiłku włożonego w zaplanowanie jednej z najbardziej spektakularnych operacji militarnych w historii przeoczono tak istotny szczegół jak skoordynowanie stosowanych na polach bitwy oznaczeń dymnych.
Atul Gawande swój główny argument na rzecz stosowania list kontrolnych buduje wokół przeprowadzanego przez jego zespół eksperymentu polegającego na wprowadzeniu list kontrolnych dotyczących zabiegów chirurgicznych – dwuminutowych, złożonych z 19 kroków okołooperacyjnych kart kontrolnych. Eksperyment przeprowadzano w ośmiu szpitalach – zarówno w państwach rozwiniętych jak i w państwach rozwijających się. Końcowe wyniki pokazały, że po wprowadzaniu karty kontrolnej łączny wskaźnik poważnych powikłań pooperacyjnych we wszystkich badanych ośrodkach spadł o 36%. Poprawa widoczna była we wszystkich placówkach i wydaje się być wolna od możliwych w takich badaniach zaburzeń, na przykład efektu Hawthorne.
Gawande wiele uwagi poświęca umiejętności tworzenia efektywnych list kontrolnych. Daniel Boorman z firmy Boeing, który zajmuje się opracowywaniem list kontrolnych i systemów sterowania wyjaśnił czym różnią się dobre listy kontrolne od złych: Złe są niejasne i nieprecyzyjne. Są zbyt długie, zbyt trudne do wykonania i niepraktyczne. Układają je teoretycy zza biurka, nie mający pojęcia o sytuacji, w której będą mogły się przydać. Traktują korzystających z nich ludzi jak głupców i wymieniają wszystkie możliwe kroki danej procedury. W ten sposób wyłączają funkcję myślenia, zamiast ją włączać.
Dobre listy kontrolne charakteryzuje precyzja. Są krótkie, zwięzłe, na temat i łatwo je zastosować nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Nie zastępują instrukcji obsługi, gdyż nie służą do nauki pilotażu. Przypominają jedynie o wykonaniu najważniejszych kroków – takich, które mogą przeoczyć nawet wysoko wykwalifikowani specjaliści. A przede wszystkim są praktyczne.
Wydaje się więc, że indywidualny inwestor tworzący na swój użytek listy kontrolne ma spore szanse zrobić to dobrze – tym bardziej, że to on będzie testował ich przydatność i wprowadzał zmiany.
W sektorze inwestycyjnym listy kontrolne stosowane są przede wszystkim przez inwestorów inwestujących w wartość (value investing) stanowią albo listę kryteriów, które powinna spełniać atrakcyjna inwestycyjne spółka albo listę czynności, które należy wykonać (czynników, które należy zbadać) w przypadku dokonywania analizy fundamentalnej spółki.
Przykładem pierwszego rodzaju listy kontrolnej są szeroko znane cechy, atrybuty niedowartościowanych spółek według Benjamina Grahama.
Drugiego rodzaju listy kontrolne używa na przykład znany inwestor Mohnish Pabrai i składa się na nie lista rzeczy, które musi sprawdzić przed zainwestowaniem w daną spółkę: od wskaźników finansowych po dane o kadrze zarządzającej i akcjonariacie. W wywiadzie dla TheMotleyFool, Pabrai wyjaśnia przyczyny włączenia list kontrolnych do swojego procesu inwestycyjnego:
Używam innego rodzaju list kontrolnych – na przykład opracowałem zestaw czynności, które wykonuję przed każdą sesją giełdową, na które składa się po prostu lista źródeł informacji i danych rynkowych, które sprawdzam. Podobną listę kontrolną – obejmującą wykonanie określonych analiz w AmiBrokerze stosuję na koniec miesiąca. Celem tych list jest niedopuszczenie do przeoczenia informacji, których przeoczenie może okazać się kosztowne.
22 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@trystero
„Celem tych list jest niedopuszczenie do przeoczenia informacji, których przeoczenie może okazać się kosztowne.”
Problem gracza giełdowego przypomina mi problem z jakim borykali się kartografowie Cesarstwa(*) ze słynnego opowiadania Borgesa, którzy stworzył mapę tak wierną i dokładną, że prezentowała obiekty w skali 1:1. Aby nie popaść w podobną skrajność musi on dokonać selekcji oraz pewnych uproszczeń.
W związku z tym mam pytanie: wedle jakiego kryterium dokonujesz doboru informacji do checklisty i czy za każdym razem jest ono takie samo? Jakie kryterium decyduje o tym, że jakąś zmienną uznasz za istotną | nieistotną?
(*) „W tym Cesarstwie Sztuka Kartograficzna doszła do takiej Perfekcji, że mapa jednej tylko Prowincji zajmowała przestrzeń całego Miasta, a mapa Cesarstwa całą Prowincję. Z czasem te olbrzymie Mapy okazały się jednak niezadawalające i Kolegium Kartografów sporządziło Mapę Cesarstwa, która miała rozmiar Cesarstwa i dokładnie się z nim pokrywała. Mniej zapalone do Studiów Kartografii następne pokolenia uznały, że ta rozszerzona Mapa jest Niepotrzebna i bezlitośnie wystawiły ją na niełaskę Słońca i Zim. Na Pustyniach Zachodu istnieją jeszcze porwane Ruiny Mapy, zamieszkane przez zwierzęta i Żebraków; w całym Kraju nie ma poza tym żadnego reliktu Dyscyplin Geograficznych.” — J. L. Borges, „O ścisłości w nauce”
@ investor_ts
Szkoda, że nie spróbowali upchnąć tej mapy w Bibliotece Babel 🙂
W związku z tym mam pytanie: wedle jakiego kryterium dokonujesz doboru informacji do checklisty i czy za każdym razem jest ono takie samo? Jakie kryterium decyduje o tym, że jakąś zmienną uznasz za istotną | nieistotną?
Checklista, o której wspomniałem nie dotyczy konkretnych zmiennych lecz źródeł informacji. To konkretne portale, gazety i dane rynkowe, na które mam spojrzeć przed początkiem sesji. Jak każda tego typu lista tworzona jest w oparciu o przydatność danych informacji – decydującą rolę odgrywają tu moje doświadczenia rynkowe oraz moja subiektywna opinia dotycząca szans na to, że informacja okaże się przydatna w przyszłości.
Co do zasady nie różni się to od uczenia się jakie cechy w laptopie czy jakimkolwiek innym sprzęcie elektronicznym są dla mnie istotne.
Problem w tym, że kluczem do obecności na rynku jest podjęcie ryzyka i operowanie w permanentnym deficycie informacji.
To, że sprawdziło się wszystko przed wyruszeniem w drogę najlepszą autostradą i najlepszym samochodem nie oznacza, że za chwilę nie zderzymy się z urwanym kołem TIR-a. Oczywiście możemy jechać autostradą z założeniem, że raz na jakiś czas koło TIR-a wpada na szybę samochodu osobowego – pytanie, czy wówczas powinniśmy wsiadać do samochodu i jechać drogą, którą zbudowana do poruszanie się szybkościami zabijającymi gdy urwie się koło TIR-a?
Kluczem do obecności na rynku – zwłaszcza dla inwestora indywidualnego – jest to, żeby od tej obecności nie zależało zbyt wiele. Wracając do koła TIR-a. Jeśli naszym celem jest zabezpieczenie materialne rodziny na wypadek zderzenia z kołem TIR-a to robimy to ubezpieczeniem a nie rezygnowaniem z jazdy samochodem, bo zakładamy, że raz na jakiś czas jakieś koło trafia w jakąś szybę.
Pascal powiadał, że wszystkie kłopoty ludzi biorą się z tego, że nie potrafią usiedzieć na tyłu w domu. Trawestując na rynek można powiedzieć, że wszystkie kłopoty inwestorów biorą się z tego, że nie potrafią powstrzymać się od inwestowania.
W większości przypadków inwestowanie równa się ryzykowanie. Można ograniczać ryzyko, ale zawsze ceną za to jest ograniczanie potencjalnych zysków. Znalezienie sweet spota pomiędzy ryzykiem a zyskiem jest kluczem – rezygnacja z ryzyka jest poddaniem się bez walki.
@ AStanczak
Problem w tym, że kluczem do obecności na rynku jest podjęcie ryzyka i operowanie w permanentnym deficycie informacji.
Tego nikt nie kwestionuje.
Na bloku operacyjnym listy kontrolne nie dotyczą każdego potencjalnego powikłania w czasie operacji. Listy kontrolne zapezpieczają przed przewidywalnymi błędami, nie przed losowymi zdarzeniami. W pewnym sensie, listy kontrolne to zrywanie nisko wiszących owoców.
Jak człowiek budzi się, po takiej parnej nocy, i ściera z oczu resztki snu, to nie dziwota że niedowidzi i czyta tak „Potęga listy czekisty” – i myśli sobie że to lista przebojów, czyli tzw hit list, która zmienia się w listę proskrypcyjną.
Ale po porannej kawie dostrzega że to nie żaden Gruzin czy inny Osetyniec tylko chyba Turek, i wciąż goły jak święty turecki idzie pod prysznic, czyli dusz. Bo rząd dusz jest najważniejszy.
Byle do śniadania. Oj! 🙂
@ lesserwisser
Tak. Zabierz ‚l” i masz biografię Feliksa.
„Problem w tym, że kluczem do obecności na rynku jest podjęcie ryzyka i operowanie w permanentnym deficycie informacji. ”
Problemem jest nie tylko brak informacji, ale fakt, że musimy dokonać selekcji spośród tych, dostępnych nam. Jak pisał Poincaré ponad 100 lat temu w „Nauce i metodzie”: „My nie możemy poznać w s z y s t k i c h faktów, ponieważ ich ilość praktycznie jest nieskończona. Trzeba wybierać”. W odpowiedzi na moje pytanie Trystero odwołał się – moim zdaniem całkiem trafnie – do kryteriów pozaracjonalnych czy podmiotowych. Zwracam uwagę, że stanowi to jednocześnie gwóźdź do trumny scjentystycznie nastawionych zwolenników „szkiełka i oka” oraz obiektywnej metody.
„Przypominają jedynie o wykonaniu najważniejszych kroków – takich, które mogą przeoczyć nawet wysoko wykwalifikowani specjaliści.”
Toż to sprzeczność – kroki 1. najważniejsze, które 2. mogą przeoczyć nawet 3. wysoko wykwalifikowani specjaliści? 🙂
Dzięki Bogu, że jeszcze są chirurdzy, którzy myją ręce przed operacją bez używania checklisty.
Cały wpis przypomina mi instrukcję mycia zębów dołączoną do szczoteczki sonicznej.
@inwestor_ts
„My nie możemy poznać w s z y s t k i c h faktów, ponieważ ich ilość praktycznie jest nieskończona. Trzeba wybierać”
Nie wiem, czy już samo to zdanie uderza w scjentyzm, co do którego mamy podobną opinię. Poza czynnikami pozaracjonalnymi, po drodze czai się chociażby możliwość, lecz istotnie wielka trudność, odpowiedniego aktualizowania o nowo napływające informacje (np. aktualizacja rozkładów prawdopodobieństw zgodnie z regułą Bayesa). Moim zdaniem szkiełko i oko może być pod tym względem pomocne. Innej nadziei dla niego nie widzę. Zacytuję kiedyś użyte przez Ciebie zdanie: „nie wylewajmy dziecka z kąpielą”. Jeszcze.
Calkiem niedawno byla tu dyskusja, dlaczego owe oslawione 90% traci (choc statystyki DM-ow przekazywane do KNF nie są az tak przerazajace)
jednym z powodów jest to, ze na pewnym etapie „inwestorowi/spekualantowi” nie chce sie zrobic troche wiekszej pracy niż zlozenie zlecenia i modlenie się o zysk.
Ta praca – to codzienne spojrzenie na rynek (metoda nie wazna), codzienne podsumowanie jakiejs wlasnej strategii, odhaczenie wlasnie „czeklisty”, poskladanie stopów, zmodyfikowanie stretegii, jesli zmienily sie warunki itp itd.
Zamiast tego mamy poszukujących łatwych metod, rozwiazan, szkolen (ale tylko takich po ktrych na pewnio zarobie), ksiazk (ale tylko takich, gdzie napiszą, ze na pewno zarobie)
itp, itd.
Nawet zwykle zapisanie na kartce nazwy spolki, ktora jakos przykula naszą uwage, ma znaczenie (jesli pamietamy, zeby ją pozniej regularnie monitorowac), niz zalowanie, ze minela okazja, bo zapomnialem o niej
@dorota
Sugeruje siągnąć do tej (jak i innych )ksiażek Gawande.
Wlasnie dlatego, ze rozprawia się z mitem „specjalistów”, którzy są tak specjalistyczni, ze „dzięki Bogu” pamietają.
Okazuje się, ze niestety gdyby nie pomoc personelu medycznego, to specjalisci niestety zapominają o błahostkach
@ GZalewski
No właśnie chyba podaruję sobie czytanie kolejnego specjalisty odkrywającego oczywistości. Nie dajmy się ogłupić.
Sugerowałabym natomiast automatyzację procedur, „uwewnętrznienie” ich. Twórcze napięcie powstawałoby przez cykliczne przeglądy tych procedur i ich doskonalenie.
Tak czy inaczej pozostaję przy swoim zdaniu: uczycie ludzi mycia zębów, co jest dosyć komiczne. Jeżeli inwestor sam nie potrafi wypracować sobie warsztatu pracy, to… niedobrze.
@ GZalewski
„Zamiast tego mamy poszukujących łatwych metod, rozwiazan, szkolen (ale tylko takich po ktrych na pewnio zarobie), ksiazk (ale tylko takich, gdzie napiszą, ze na pewno zarobie) itp, itd.”
No właśnie, np. takich które zapodają, gdzie można znaleźć zarobek gdy się poszuka ze świecą (japońską!). 😉
Jeśli optymalizacja zysków z giełdy to gra w checklisty to w metodzie „na szkiełko” nie ma innych sposobów postępowania decyzyjnego jak „wszystko wg checklisty” 🙂
Jeśli natomiast mam sprawdzić wszystkie źródła informacji to całą checklistę mam w menu mozilli pod hasłem bookmarks na jedno kliknięcie.
To nie same checklisty dają przewagę lecz a/układający je , b/ kontrolujący wykonanie – vide Duhigg „Potęga nawyku”.
„Atul Gawande swój główny argument na rzecz stosowania list kontrolnych buduje wokół przeprowadzanego przez jego zespół eksperymentu polegającego na wprowadzeniu list kontrolnych dotyczących zabiegów chirurgicznych – dwuminutowych, złożonych z 19 kroków okołooperacyjnych kart kontrolnych.
Eksperyment przeprowadzano w ośmiu szpitalach – zarówno w państwach rozwiniętych jak i w państwach rozwijających się. Końcowe wyniki pokazały, że po wprowadzaniu karty kontrolnej łączny wskaźnik poważnych powikłań pooperacyjnych we wszystkich badanych ośrodkach spadł o 36%. Poprawa widoczna była we wszystkich placówkach i wydaje się być wolna od możliwych w takich badaniach zaburzeń, na przykład efektu Hawthorne.”
Aż w 8 szpitalach? Nie jest to liczba powalająca, ale zapewne na tyle reprezentatywna, że da się na niej zbudować teorię i napisać o tym książkę.
Jak widać na Zachodzie bez zmian, w dalszym ciągi bałagan. Bo u nasz zarówno zabiegi jak i operacje przeprowadzane są sprawniej – według ustalonej i utrwalonej procedury w danej dziedzinie – gdzie zarówno operator jak i asysta wiedzą co i kiedy mają robić. W zasadzie z automatu, niemalże w odruchu Pawłowa, tak jak reakcja doświadczonego kierowcy na sytuacje na drodze.
„Okazuje się, ze niestety gdyby nie pomoc personelu medycznego, to specjalisci niestety zapominają o błahostkach.”
Zapewne chodzi tu o Szpital na perypetiach, gdzie Daleko od noszy operują doktorzy Roman Kidler, Rudek Wstrząs oraz Czesław Basen. Na szczęście czuwają siostry Barbara Es, Gienia Basenowa i ponętna siostra Magda. 🙂
@dorota
„No właśnie chyba podaruję sobie czytanie kolejnego specjalisty odkrywającego oczywistości. Nie dajmy się ogłupić.”
No widzisz, a ja czytając go miałem wrazenie, ze my u nas na naszym rodzimym podwórku jestesmy wlasnie na poczatku tej drogi. To znaczy jeszcze sobie nie uswiadomilismy, ze owe karetki nie wyslane o czasie, albo wyslane nie tam gdzie trzeba, to wlasnie brak jasnych i prezycyjnych procedur i wlasnie list kontrolnych.
WLasnie dlatego, ze przeciez oczywiste ze specjalista = nieomylny.
„Nie po to studiowalem medycyne, zeby jakas piguła mówila, mi ze mam umyc ręce”
„Nie po to studiowalem medycyne, zeby jakas piguła mówila, mi ze mam umyc ręce.”
??? Myślę, że chyba bywa raczej odwrotnie – „Nie po to odbyłam kursy pielęgniarskie by jakiś doktorek mówił mi, że mam umyć ręce.”
Mówię na podstawie bacznych obserwacji i własnych doświadczeń z niedawnego pobytu w szpitalu.
Zresztą to nie jest sprawa wykształcenia ale raczej wychowania i kindersztuby i wynikających z nich przyzwyczajeń. Mnie na przykład zawsze szokuje, gdy zdarza mi się doświadczać przypadków gdy osoby z cenzusem i na stanowiskach (i z wynikającymi z tego pretensjami) nie spuszczają po sobie wody ( po małej potrzebie, jak mawiał dzielny wojak Szwejk) i nie myją po tym rąk). Bo nie mają tego we krwi lub w sile nawyku jak mówi niejaki Duhigg.
@ GZalewski
Trochę sie gubimy w rozmowie – bo po pierwsze: ścisłe przestrzeganie procedur w medycynie ma inną wagę niż w inwestowaniu (zakładam, że inwestując nie ryzykujesz niczyjego życia na codzień). Po drugie – kiedy idzie o fundamentalne kroki w procedurze („mówila, mi ze mam umyc ręce”), to rzecz jest oczywista.
Z przyjemnością widzę, że mój pogląd o konieczności automatyzacji procedur podziela Less („W zasadzie z automatu, niemalże w odruchu Pawłowa, tak jak reakcja doświadczonego kierowcy na sytuacje na drodze”).
W tej automatyzacji (weryfikowanej okresowo!) widzę sens. Jeżeli coś jest naprawdę istotne, to powinno być uwewnętrznione.
U mnie na pierwszym miejscu checklisty-czekisty 🙂 jest powiedziane
1.po złożeniu zlecenia zawsze , ale to zawsze sprawdzaj jego poprawność /zlecenia/.
@inwestor
„…oraz obiektywnej metody.”
Nie ma obiektywnej metody , są tylko obiektywne funkcje pozwalające mierzyć maleńkie wycinki subiektywności dla których możemy zamodelować pewien „obiektywny” schemat w oceanie subiektywności.
Całość pomimo naszego obiektywnego mniemania o sobie jest nadal subiektywna, choć już w części zmieniona wstawkami naszego cząstkowego „obiektywizmu”.
„My nie możemy poznać w s z y s t k i c h faktów, ponieważ ich ilość praktycznie jest nieskończona. Trzeba wybierać”
A wybierając na podstawie znanych i nie znanych faktów w każdej sekundzie powołujemy do życia nowe znane i nie znane fakty.
„Nie ma obiektywnej metody , są tylko obiektywne funkcje pozwalające mierzyć maleńkie wycinki subiektywności dla których możemy.
zamodelować pewien „obiektywny” schemat w oceanie subiektywności.
Całość pomimo naszego obiektywnego mniemania o sobie jest nadal subiektywna, choć już w części zmieniona wstawkami naszego cząstkowego „obiektywizmu”.
„My nie możemy poznać w s z y s t k i c h faktów, ponieważ ich ilość praktycznie jest nieskończona. Trzeba wybierać”
Pit, drogi kolego, przechodzisz samego siebie, aż mi szczena opadła! Zapiszę sobie to w moim kajeciku, i wężykiem panie majster, wężykiem. 🙂
@dorota
Mysle, ze chodzi nam generalnie o to samo. Troche uproszczone pisanie w sieci pokutuje.
Ja rowniez uwazam, ze procedury powinny byc zautomatyzowane. Nawet w tradingu daje sie to zrobic – przyklad banalny – sprawdz czy wszystkie zlecenia sie zgadzaja, zebys nie zostal na noc z czyms czego nie chcesz.
Oczywiscie wiadomo tez, ze wpadki przerozne biorą sie z tego, ze sie zaczyna naginać i ignorować te „nudne procedury”, na zasadzie „skoro do tej pory nic się nie stało, to co może się stać”
Inna sprawa – tu nawiąże do bieżacych wydarzen – to wdrazanie procedur po sytuacjach, które okazaly się klopotliwe, a wczesniej na nie nie zwrocono uwagi.
Chodzi oczywiscie o bledne wyliczenie WIG20. Z tym, ze w tym momencie nie chodzi o to, zeby wdrozyc procedure „sprawdzmy tysiac razy przed puszczeniem nowego skladu indeksu, czy spolek jest na pewno 20” tylko
„opracujmy procedury co robic, w razie wystapienia podobnej pomylki, która spowoduje chwilową przerwe w wyliczaniu indeksu”
czyli dążenie do sytuacji, w ktorej nikt sie nie zastanawia – zawieszą, nie zawieszą, anulują, nie anulują tylko wiadomo, co dalej się robi.
21 postów na temat najbardziej elementarnej rzeczy każdego inwestora, o chirurgu nie wspomnę – listy rzeczy do wykonania i zamieszani w to bohaterowie: Borges, Poincare, Pascal, Osetyniec, Turek i Gruzin. Brakuje tylko Św. Szymona Słupnika, któremu oczy w słup by stanęły. No i jak może być dobrze w kraju kwitnącego buraka? No nie może 🙂