„Leksykon formacji świecowych” – moja recenzja

Ponieważ podczas konsultacji przed-wydawniczych miałem okazję przeczytać książkę anonsowaną w poprzednim wpisie przez Grzegorza, więc pozwolę sobie na kilka słów osobistej refleksji.

 

Grzegorz z pewnością mógłby potwierdzić, że byłem bardzo surowym i zdystansowanym recenzentem, który próbował znaleźć wszelkie możliwe dziury w całości 🙂 Oczywiście nie po to by uprzykrzać życie autorom lecz by wcielić się w skórę czytelnika i wskazać co można by rozwinąć lub skorygować. Nie chciałbym wystawiać laurki również teraz, ale po prostu jak najbardziej obiektywnie spróbuję dokonać swojej oceny.

Uprzedzę z góry wszelkie dwuznaczne pytania i głośne myśli: otóż nie ma mnie na liście płac Wydawnictwa Linia. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą o mojej pasji giełdowej i traderskiej, nie będzie więc dziwnym stwierdzenie, że dla mnie konsultacja była przyjemnością i wyzwaniem. Tym bardziej, że zrobiłem ją dla wieloletniego przyjaciela z giełdowej i blogowej branży. Ale oczywiście kibicuję Wydawnictwu ponieważ z bliska miałem okazję przyjrzeć się temu jak ciężkim biznesem jest w dzisiejszych czasach wydawanie niszowych książek w otoczeniu internetowego morza informacji, po którym grasują piraci. Niestety po opłaceniu rachunków w bilansie końcowym aktywem domykającym całość jest czasem po prostu tylko pasja, wyzwanie i chęć zostawienia po sobie śladu w historii.

Pierwsze pytanie, które zadałem jeszcze przed całościowym przeczytaniem, było podobne do tego w komentarzach pod wpisem: po co to komu? Ale seria dyskusji z autorami otworzyła mi oczy na coś co pozornie wyglądało zawsze porządnie a takie jak się w szczegółach okazało jednak nie było: bałagan w literaturze. Dziwię się, że go nie zauważyłem, mimo że sam od chyba zawsze używam świec japońskich i czytałem pewnie wszystko co do tej pory o nich wydano po angielsku. To przeoczenie być może spowodowane tym, że również konsumuję je w autorskim anturażu.

I nie chodzi bynajmniej o samo nazewnictwo, ale przede wszystkim sprawę najważniejszą czyli merytorykę – u różnych, uznanych na świecie autorytetów, opisy tworzące dane formacje są wielokrotnie sprzeczne, często nieklarowne, nie mówiąc już o tym, że czasem mało precyzyjne. A przecież wśród wszelkich form Analizy Technicznej akurat świece i formacje japońskie są wysoko w rankingu obiektywności wykrywania ich na wykresie. Leksykon zatem niemal na głos godzi podejścia z różnych źródeł i to w sposób, który najbardziej miałby odpowiadać sensowi istnienia każdej pojedynczej świecy i ich układom. Skoro więc nazwa Leksykon to mamy po prostu wewnątrz solidną systematykę z odwołaniami do literatury tematu.

Dla efektywniejszego sparametryzowania, zobrazowania i weryfikacji formacji świecowych autor dodaje drobne, ale znaczące usprawnienia. Ot choćby kolory czy też określenie trendu. Szczególnie to drugie jest często wąskim gardłem w analizach i ich ocenach – jak bowiem w miarę obiektywnie wykreślić trend, który poprzedza powstanie formacji i jest dla niej istotnym filtrem?

I jeszcze jeden istotny dodatek – test „wydajności” świec i ich układów w historii polskich indeksów, akcji i kontraktów, dodany w formie graficznej i softwarowej. Można więc przyjrzeć się temu jak poszczególne elementy japońskiej metody analizy decyzyjnej sprawdzały się w określonych warunkach na przestrzeni czasu i w odniesieniu do rynków o nieco różniącej się dynamice.

Leksykon jest więc w swej podstawowej formie tym czym miał być: usystematyzowanym przeglądem dorobku japońskich inwestorów sprzed stuleci, przeflancowanym na różne sposoby do zachodniej kultury, które z perspektywy czasu można ocenić i skatalogować.

Z tego co wiem ma być on bazą do praktycznego narzędzia: skanera, który ma za zadanie wskazane formacje automatem wykrywać po wrzuceniu doń dowolnego zakresu danych przeszłych i teraźniejszych oraz pokazywać bieżące zmiany ich skuteczności. Pomysł jak najbardziej pragmatyczny ze wszech miar.

Pozostaje jeszcze sprawa, która potencjalnych czytelników i krytyków rozpala najmocniej: mylne oczekiwania. A więc przypisywanie zalet, wad i możliwości zarabiania książkom a nie samym pomysłom, które są w nich prezentowane (w tym wypadku świecom lub raczej ich układom). Pomysły owe podzieliłbym na 2 kategorie w tym wypadku:

1. Świece jako ‘latarnie w mroku’

Obojętnie jak bardzo zmienia się sam rynek, świece i ich układy zawsze pojawiają się na wykresach i stanowią odnośniki, wg których część inwestorów uczy się nawigować na rynku. Jest to o tyle ważne, że A.T. zakłada powtarzalność na wykresach, a więc te ‘latarnie’ pojawiać się będą nieskończenie w przyszłości. Z różną częstotliwością i w różnych okolicznościach. Leksykon kataloguje ich sposoby odróżniania i powstawania oraz pokazuje czego na bazie historii w przybliżeniu można się więc w tej mierze spodziewać.

2. Świece jako wehikuł inwestycyjny

Analitycy techniczni, w tym ilościowi, mający już jako taką wprawę na rynku, wiedzą, że ostateczna skuteczność danego narzędzia jest funkcją zarządzania ryzykiem i wielkością pozycji. Ten sam układ dwóch świec japońskich może przynieść w związku z tym 10 różnych wyników (od zysku po straty) w przypadku 10 różnych inwestorów, operujących na tym samym instrumencie. Leksykon proponuje tylko jedno rozwiązanie/ustawienie ryzyka (bez zarządzania pozycją), które jest bardziej elementem służącym pokazaniu efektywności występowania i oddziaływania japońskich metod analizy a nie gotowym sposobem na zarabianie dla wszystkich. Choć i w tym ustawieniu niewykluczone, że mógłby nim być.

To rodzaj optyki, który sugeruję używać do wszystkich metod, które pojawiają się w przestrzeni okołogiełdowej.

—Kathay—

12 Komentarzy

  1. lesserwisser

    „I nie chodzi bynajmniej o samo nazewnictwo, ale przede wszystkim sprawę najważniejszą czyli merytorykę – u różnych, uznanych na świecie autorytetów, opisy tworzące dane formacje są wielokrotnie sprzeczne, często nieklarowne, nie mówiąc już o tym, że czasem mało precyzyjne.”

    Tak jest, niestety.

    „Leksykon zatem niemal na głos godzi podejścia z różnych źródeł i to w sposób, który najbardziej miałby odpowiadać sensowi istnienia każdej pojedynczej świecy i ich układom.”

    W związku z tym inicjatywę uporządkowania tych kwestii, przez ludzi którzy mają dostęp do literatury, chce im się no i jeszcze są kumaci w temacie, należy ocenić jak najbardziej pozytywnie, bo do tego to jeszcze nasza rodzima produkcja (made in Poland).

    A jeśli jest to dobre, bo polskie, to jeszcze lepiej. Od dziś oszczędzam na tę książkę, a jak dzięki temu schudnę, co nieco, to mi to tylko wyjdzie na zdrowie i urodę. 🙂

    Leksykon zatem niemal na głos godzi podejścia z różnych źródeł i to w sposób, który najbardziej miałby odpowiadać sensowi istnienia każdej pojedynczej świecy i ich układom. Skoro więc nazwa Leksykon to mamy po prostu wewnątrz solidną systematykę z odwołaniami do literatury tematu.

  2. kathay (Post autora)

    @Less
    Od nie jedzenia czy jedzenia gorszej jakości chudnie się w najgorszym możliwym stylu, don’t try it at home 🙂
    A może zrobimy jakiś konkurs, w którym nagrodą będzie to dzieło? Np:
    „wymień wady świec japońskich”.
    Less wygrywasz w cuglach 😉 Porozmawiam na zapleczu co da się z tym zrobić…

  3. lesserwisser

    @ Kathay

    Jedni jedzą, żeby żyć inni żyją żeby jeść. Jedni żyją żeby pić inni piją żeby żyć. Ja jestem taki, ni pies ni wydra, ale zawsze dobre jedzenie i godne napoje. 😉

    Ale co tam będziemy mówić o zadach i waletach świeczek, myślę że bardziej warto porozmawiać o tym, czy przy świecach liczy się szerszy kontekst rynkowy czy nie.

    Ja często na blogu podkreślałem, że formacje powinny być rozpatrywane nie jako wyizolowane układy tylko w szerszym kontekście rynkowym, a świece japońskie to już szczególnie.

    Przypomnijmy zaś co pisał kolega kathay:

    Dnia 2012.12.28 15:37, kathay napisał:

    „Nie ma specjalnego znaczenia w jakim kontekście używasz formacji czy indykatorów, japońskich czy innych. Jedynym celem jest ich skuteczność czyli zdobycie przewagi (niekoniecznie estetyka i filozofia). Jeśli uda mi się to za pomocą układu 2 świec i dobrym MM to całe rozważania o tym czy kiedyś były czy nie elementem jakiejś szerszej analizy top-down czy bottom-up tracą na znaczeniu”

    Dnia 2012.12.30 01:10, kathay napisał

    „Nisson i Morris niemal wcale nie piszą o tym by formacji używać w jakimś szerszym kontekście. Zresztą to bez znaczenia. Przewagi można szukać wszędzie. Jeśli znajdę je w jednej tylko formacji tradowanej w izolacji, cała reszta japońskiego blah-blah jest bez znaczenia.”

    Czy dziś kolega zmienił zdanie, odnośnie potrzeby widzenia bigger picture, czy nie?

    Ciekaw jestem też jak ten aspekt ujęli autorzy Leksykonu?

  4. kathay (Post autora)

    Dlaczego miałbym zmienić zdanie? Jeśli musiałbym szukać duchowości to raczej nie w świeczkach i ich układach. Świadomie poświęcam romantyzm na rzecz szkiełka i oka, lub może raczej tam gdzie chodzi o moje $$$ tam bardziej romantyczne wydają mi się wszystkie metody ‚evidence based’:)I to chyba raczej nieuleczalnie.

    Jeśli są tam jakieś głębsze konteksty to Less masz niszę do zagospodarowania – z komentarzy widzę, że jest potrzeba wydania czegoś więcej niż cięcia żyletką. Swoją drogą z przyjemnością popatrzę jak w praktyce działa szukanie owego mitycznego już niemalże „większego kontekstu”. A może do tego świece wcale nie są już potrzebne?

    O wadach świec nie trzeba nawet zapuszczać się w tak filozoficzne terytoria. Wystarczy nieco praktyki. Podkreślę- wadach świec a nie książki, która nie jest im winna. Obawiam się, że o wadzie najważniejszej, którą jest tu matką wszystkich wad, nie porozmawiamy nawet na niwie big picture. Jeśli miałby o niej powstać jakiś wpis to pewnie kiedyś przyjdzie jego czas:)

  5. GZalewski

    less, jedną z pierwszych książek (mysle, ze byla w pierwszej 10) jakie wpadły mi w ręce o rynku była „The Encyclopedia Of Technical Market Indicators” – Colby’ego.
    Uczenie się z niej analizy rynku to raczej pomysł z piekla rodem, a jednak dała mi ona na poczatku mozliwosc zadania wielu pytan – pod ogolnym hasłem – „tego musze sie dowiedziec, i tego, i tego, i tego też”
    W życiu bym jej nie polecił do nauki nikomu, ale dla mnie była niesłychanie istotna. A jej cel byl pewnie podobny do leksykonu – zebrac informacje o mozliwie duzej liczbie wskaznikow, i opisac na gruncie wowczas dostepnej wiedzy.

  6. Klondike

    Robiłem kiedyś pewien test, nie pamiętam już dokładnie o co w nim chodziło ale nie dotyczył on wykresu świecowego i to było mniej więcej tak:
    była formacja przyjmijmy o skuteczności 40% i tp większym od sl trzy razy czyli dałoby się zarabiać ale następnie zacząłem badać formację w odpowiednim kontekście i wyszło mi, że w pewnym kontekście jej skuteczność jest 30% a w innym 50% i wyszło mi, że kontekst stanowi istotną część przewagi a 40% skuteczności formacji to jedynie uśrednienie. To taki przykład bo dokładnie parametrów nie pamiętam.

    Chodzi o to, że gdy dojdziemy już do wniosku, że dany układ jest na tyle skuteczny, że możemy zarabiać możemy nie zdawać sobie sprawy, że za jego skutecznością stoi nie odkryty i nie opisany prze nas czynnik i to on jest odpowiedzialny tak naprawdę za skuteczność i tylko ze względu na fakt, że wystąpi w odpowiedniej liczbie zagranych formacji uśredniony wynik da nam satysfakcjonujący wynik.

    To takie moje przemyślenie bo choć nie używam wykresu świecowego od kilku lat i trudno mi wypowiadać się w tym temacie to myślę, czy nie warto może lepiej pochylić się dłużej nad wypowiedzią lesserwissera o znaczeniu kontekstu także w układach świecowych.

  7. JL

    Tak na szybko…

    Wedlug mnie to wszystko kwestia przekonan, sposobu podejscia do swojego miejsca na rynku. Gdy wzrokowo oceniam formacje, to owszem — szeroki kontekst ma znaczenie na jej wartosc prognostyczna. Cofam sie czasami nawet miesiace wstecz. Tyle, ze to bardziej dla dyskrecjonalnych inwestorow, bo algorytmy ciezko tu stworzyc (chociaz o czesc implementacji „kontekstu” rynku mozna sie pokusic, jak chociazby pewne wsparcia i opory z odleglych okresow).

    Ale, co moze bedzie jeszcze okazja pokazac, nie ma tez problemu z podejsciem czysto algorytmicznym, gdzie traktujemy formacje dokladnie jako wyizolowane byty. Nie interesuje nas zaden szerszy kontekst. Tyle, ze wtedy mamy za soba statystyke, dopracowane wejscie/wyjscie i MM. I tez mozemy uzyskac przewage rynkowa.

    Dla jednego pierwsze podejscie moze byc prawdziwe, a dla innego to drugie.

  8. Klondike

    „nie odkryty”
    „nie opisany”

    Kto tak pisze? Niech zgadnę, pewnie jeszcze ma wykształcenie wyższe, humanistyczne. Sorry za OT ale czasem muszę skomentować nawet swój własny wpis.

  9. kathay (Post autora)

    @Klondike
    >za jego skutecznością stoi nie odkryty i nie opisany prze nas czynnik

    Skuteczność to 90% risk management i money management. U mnie może nawet więcej. To gdzie zamkniesz transakcję określa i jej trafność i zyskowność.
    Mam wrażenie że ten szerszy kontekst to jedynie psychologiczny dodatek, który sprawia, że mamy wrażenie kontroli sytuacji. Ale być może ważny. Albo po prostu coś co nazywamy talent lub skill. Albo implicite learning:
    https://blogi.bossa.pl/2013/02/09/podswiadomy-trading/

    Kontekst można zautomatyzować filtrami, których całe pęczki proponował Bulkowski – od długości świec po zakrzywienia trendów.

  10. lesserwisser

    @ kathay

    „Skuteczność to 90% risk management i money management. U mnie może nawet więcej. To gdzie zamkniesz transakcję określa i jej trafność i zyskowność.”

    Gratuluję skuteczności. Przecieram oczy ze zdziwienia, bo dotąd naiwny myślałem, że trafność i zyskowność transakcji określa przede wszystkim różnica między cena wejścia i wyjścia.

    Proponuję napisz książkę w jaki sposób owe – RM i MM poprawiają cenę wyjścia/zamknięcie a ją sfinansuje, gdyż na takim cymesie obaj nieźle zarobimy.

    „Mam wrażenie że ten szerszy kontekst to jedynie psychologiczny dodatek, który sprawia, że mamy wrażenie kontroli sytuacji. Ale być może ważny. Albo po prostu coś co nazywamy talent lub skill. Albo implicite learning:”

    A ja mam ważenie, że szerszy kontekst, widzenie większego obrazu rynku w szerszej perspektywie to jednak rzecz bardziej istotna i obiektywna, a z talentem i skillem oraz psychologią ma o tyle wspólnego, że można to też nazwać umiejętnością odczytania psychologicznego nastawienia graczy w danej sytuacji rynkowej.

    Szanując odmienne poglądy czuję jednak nieodpartą potrzebę popełnienia szerszego komentarza na ten temat, bo dla mnie (i nie tylko) to kontekst jest najważniejszy (tak jak Polska)i przy
    japońskich świeczkach i przy zachodnich ogarkach.

  11. pit65

    @Less, Klondike

    Popieram kontekst.
    Każda formacja świecowa dla której ktoś wylicza tzw. skuteczność tak naprawdę liczy te skutecznośc w kontekście wejścia i wyjścia plus /jeżeli/ jakiekolwiek filtry.
    Tak naprawdę więc dla wykazania skuteczności liczy sie kontekst.
    I teraz pytanie o obiektywna skuteczność danej formacji jest cokolwiek nie na miejscu bo w zależności od kontekstu na róznych rynkach , a tych /kontekstów/ może byc tyle ile inwestorów obiektywnie możemy otrzymac różne wyniki.
    Przeważnie w zalezności od autora i metody otrzymamy dość szeroki rozstrzał wyników.
    Więc wolę jednak bardzo subiektywna i werbalną definicje formacji odwracających i podążających za trendem, a mianowicie.
    Te „odwracające” układają się w charakterystyczne wzory tworząc wsparcia i opory , a te kontynuujące związane są z niewyczerpanym jeszcze impetem.
    To wystarczy.
    Natomiast podejście statystyczne dodaje kontekst więc wyniki mogą niejednokrotnie zaprzeczać powyższemu w sensie przewagi procentowej odwrotów nad kontynuacją i odwrotnie w zależności od przyjętego kontekstu.
    No bo jak obiektywnie stwierdzić gdy kontynuacja jest np dwa interwały , a po 5 cześciej jesteśmy skłonni obiektywnie stwierdzić
    że częściej następuje po niej odwrót.
    Kontekst rulez.

    Także czytanie ścisłych definicji formacji w oparciu o kogoś najlepszy /subiektywny/ kontekst czasami mija sie z celem jeżeli chcemy formacje tę zaprząc do pracy wg własnej koncepcji.
    Wtedy przeczytana książka /leksykon/ może stanowić źródło pewnej frustracji 🙂

  12. lesserwisser

    Dzięki Pit, że jesteś z nami.

    Ja rozumiem szerszy kontekst jako spojrzenie z uwzględnieniem wcześniejszych barów, a nie tylko analizę wyizolowanej formacji, czy dana kombinacja (np key reversal) jest przykładowo częścią większej formacji (np. RGR), czy jest częścią konsolidacji (o danej długości i rozpiętości) czy też jakiegoś trendu (jak długi i stromy) itp.

    Chodzi o to czy wcześniejsze słupki wzmacniają czy też osłabiają sugestię danej formacji w konkretnej sytuacji rynkowej czy może jest ona względnie neutralna (w naszej ocenie), to jest nie podpowiada dodatkowych sugestii przydatnych do całościowej analizy pozycji.

    Wiston Churchill powiedział: „The farther back you can look, the farther forward you are likely to see.” i w kontekście AT, ja się z nim całkowicie zgadzam.

    Stwierdzenie Tomasza S. : „Kontekst można zautomatyzować filtrami, których całe pęczki proponował Bulkowski – od długości świec po zakrzywienia trendów.” odbieram natomiast jako zawężenie kontekstu poprzez filtrację, a nie jego rozszerzanie, po to by zobaczyć tzw bigger picture.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *