W anglojęzycznej blogosferze trwa fascynująca dyskusja o długoterminowych perspektywach wzrostu gospodarczego w USA i innych państwach rozwiniętych.
W dyskusji bierze udział między innymi Jeremy Grantham z GMO, który w ostatnim kwartalnym liście zatytułowanym On the Road to Zero Growth zwrócił uwagę, że czynniki demograficzne połączone z negatywnymi skutkami wysokich cen surowców oraz rachitycznym wzrostem produktywności w sektorze usług spowodują trwałe obniżenie tempa wzrostu PKB do około 1%.
Z pesymistyczną prognozą Granthama nie zgadza się między innymi Laurence Siegel, który zwraca uwagę, że sektor usług, w tym sektor ochrony zdrowia może być obszarem istotnego wzrostu produktywności.
Muszę przyznać, że argumenty Granthama wydają się mi sensowne i oparte na mocnych fundamentach. Z drugiej strony, podobnie jak Siegel dostrzegam istotne pole do wzrostu efektywności w sektorze usług: przede wszystkim w segmencie ochrony zdrowia i edukacji. Naturalnie, niewiadomą pozostaje fakt czy potencjalny wzrost produktywności rzeczywiście będzie mieć miejsce.
W tym wpisie chciałem pokazać rozmiary potencjalnego wzrostu produktywności w sektorze ochrony zdrowia.
W połowie listopada OECD i Komisja Europejska wydały raport „Health at a Glance: Europe – 2012„, w którym zawarto istotne informacje dotyczące stanu zdrowia mieszkańców Europy i europejskich systemów ochrony zdrowia. W raporcie znajduje się mnóstwo cennych i pobudzających do refleksji informacji – zdecydowana większość z nich przedstawiona jest w formie graficznej.
Chciałbym podzielić się istotnym wnioskiem, który nasunął się mi po analizie dwóch wykresów na stronie 81. Przedstawiają one przeciętny czas pobytu w szpitalu po dwóch standardowych procedurach medycznych (po lewej stronie: poród bez komplikacji, po prawej stronie: zawał mięśnia sercowego) w wybranych państwach europejskich:
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że państwa o bardzo podobnym poziomie rozwoju gospodarczego (zamożności), technologicznego i podobnej ogólnej jakości systemu ochrony zdrowia diametralnie różnią się pod względem przeciętnego czasu, który pacjent spędza w szpitalu po tym samych procedurach medycznych.
Na przykład, w przypadku porodu bez komplikacji pacjentki we Francji i Belgii spędzają w szpitalu 4,3 dnia, a pacjentki w Holandii i UK odpowiednio 1,9 i 1,8 dnia – to około 43% długości pobytu w dwóch pierwszych państwach.
W przypadku zawału mięśnia sercowego, pacjenci w Niemczech spędzają w szpitalu 10,6 dnia a pacjenci w Szwecji i Danii, odpowiednio 4,7 i 3,9 dnia – to nawet 37% długości pobytu w pierwszym państwie.
Pobyt w szpitalu, w kontekście kosztów ochrony zdrowia, jest raczej kosztowną procedurą. Wiąże się też z dodatkowym ryzykiem. Z drugiej strony, zbyt wczesne odsyłanie pacjentów do domu może w niektórych przypadkach obniżać efektywność leczenia.
Nawet jeśli nie potrafię stwierdzić czy w tych konkretnych przypadkach bardziej efektywne są krótsze pobyty w szpitalu (choć ta idea wydaje się mi sensowna) to mogę postawić hipotezę, że z dwóch bardzo podobnych systemów ochrony zdrowia, o bardzo podobnej jakości świadczeń medycznych, któryś z nich jest zdecydowanie bardziej efektywny przy tak drastycznych różnicach w długości pobytu w szpitalu, w przypadku powszechnych procedur medycznych.
Moim zdaniem, przykłady takie jak powyższy, mogą sugerować, że w sektorze ochrony zdrowia państw rozwiniętych znajdują się spore „rezerwy” produktywności. Skłaniałbym się nawet do opinii, że spółki oferujące rozwiązania zwiększające produktywność sektora ochrony zdrowia mogą się okazać interesującym pomysłem inwestycyjnym w sytuacji demograficznej presji na wzrost wydatków na ochronę zdrowia i fiskalnej presji na ich ograniczenie.
15 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Czyli który jest efektywniejszy ?
Bo wg mnie z tych tabelek nic nie wynika. Nie wiadomo bowiem jaka długość pobytu jest optymalna z medycznego punktu widzenia. I tego się ze statystyki nie dowiemy.
@ Nemo
Napisałem, że nie wiadomo, który jest efektywniejszy ale można się domyślać, że któryś jest efektywniejszy przy takich istotnych różnicach w długości pobytu. Raport OECD sugeruje (a może to moje odczucie), że te z krótszym pobytem są efektywniejsze. Z tej tabeli to nie wynika ale można sprawdzić wyniki tych procedur medycznych, porównać z długością pobytu w szpitalu i spróbować wyciągnąć wnioski.
Jeśli zajrzysz do raportu to zobaczysz więcej takich anomalii. Na przykład zabieg angioplastyki wieńcowej na 100 000 mieszkańców w 2010 roku: od 624 w Niemczech, przez 180 w Szwecji do 90 w Irlandii. Moim zdaniem tak gigantyczne różnice w popularności zabiegu (nie dające się wyjaśnić stanem zdrowia populacji czy poziomem wydatków na ochronę zdrowia) wynikają z innych podejść, procedur. Wydaje się mi sensowne, że któreś z tych podejść jest bardziej efektywne.
Sens mojego tekstu jest taki: jeśli uda się zidentyfikować te potencjalne bardziej efektywne podejścia a następnie wprowadzić odpowiednie zmiany to można istotnie poprawić efektywność ochrony zdrowia.
A co sadzicie o nowym indeksie WIG20TR (WIG20 plus dywidendy, prawa poboru)? Jego publikacja moze latwo unaocznic ‚nieswiadomym’ klientom TFI ile traca przez fundusze.
Czy da sie w niego jakos zainwestowac czy trzeba by kupic odpowiednio akcje z wig20? Moze jakies artykul na ten temat w ramach akcji promowania IKE i IKZE?
@ marcinu
Nie wiem czy zdąże. Ale to raczej wyzwanie dla zarzadzajacych TFI jak wykaraskac sie z utrzymywanego przez lata przekonania, ze najlepszym banchmarkiem dla funduszy akcji jest WIG20 (bez dywidend) niż WIG (z dywidendami) 😉
@marcinu
Grzegorz ma rację. Na WGPW istniał popularny indeks dochodowy WIG. A benchmarkiem został WIG20 dlatego,że chyba jest go łatwiej pobić. Także ze względu na opisywany na Blogach Bossy problem z indeksami, które mogą zaniżać stopy zwrotu szerokiego rynku.
Zawał mięśnia sercowego to nie jest taka „standardowa” procedura. Bardzo różni się w zależności od rozległości i szybkości wykrycia i podjęcia leczenia. Znam osobiście 2 bardzo różne tego przypaki ( 1 to szpital po 30 min w Polsce ! – ale to raczej wyjątek niestety )
Bardziej standardowy jest raczej ten poród – zupełnie nie rozumiem po co kobiety mogą być w takim przypadku trzymane ponad 1-2 dni. Tak naprawdę jeszcze 50 lat temu 90% porodów odbywało się w domach ( nie mówię że zawsze jest to możliwe ). Ciąża to przecież nie jest choroba …
PS Podobnie zresztą w wielu innych wypadkach – jak z powyższego widać nie tylko u nas – kładzie się pacjęta w szpitalu podczas gdy wystarczyła by często porządna diagnostyka. Myślę zresztą że powolny rozwój tele-diagnostyk jest spowodowany niechęcią branży i przedewszystkim lekarzy ( którzy u tak już alergicznie reagują na słowo „google” )
@ karroryfer
Zgoda. Tylko przyjąłem założenie, że w obrębie całych państw przeciętny „zawał” będzie wyglądać tak samo.
Bardzo trafne było umieszczenie terminu „rezerwy” w cudzysłowiu.
Jako osoba zainteresowana jak największymi nakładami na ochronę zdrowia nie powinienem tego pisać, ale mówienie o rezerwach w ochronie zdrowia w sensie możliwości przekazania owych rezerw na inne cele jest nieporozumieniem.
Społeczeństwo przeznacza na ochronę zdrowia tyle, ile wynika z aktualnych założeń ekonomiczno-społecznych. Lwia część nakładów na ochronę zdrowia trafia do osób, które w ciagu najbliższego roku umrą, albo i tak nigdy nie odzyskają zdolnosci do pracy. Taki jest konsensus społeczny i próba jego podważenia (pozostawienia osób chorych samym sobie) zakonczy się – i słusznie – katastrofą.
Niezależnie od nakładów na ochronę zdrowia – ona i tak wszystko „przeje” i nic nie odda – zawsze można wymyśleć lepsze procedury i zwiększyć komfort leczenia.
Natomiast efektywność wydawania dostępnych środków to całkiem inna bajka, w naszych warunkach szkoda na to słów. Kryterium dni pobytu w szpitalu po zawale serca – ważny parametr ale jako jedyny dużo nie mówi. Polska wychodzi w tym rankingu dobrze, bo osobom z zawałem serca wykonuje się wysokospecjalistyczne i drogie procedury zabiegowe, zatem mogą szybko wrocić do domu. Ale „za to” ani wcześniej, ani póniej nie mają własciwej opieki, dane demograficzne nie nastrajają już tak optymistycznie.
Ciekawy wpis. Słuszne wnioski. W ramach doprecyzowania – w Anglii czas pobytu w szpitalu po standardowym porodzie wynosi 1-5 godzin, przy cesarskim cięciu, bez komplikacji, do 1 doby.
Nie lepiej zapobiegac? I ja widzę produktywności rezerwy w odwróceniu do gory nogami myslenia. Ale jak bedzie sie bawiło w wyscigi szczurów, fast-foody, brak ruchu, wykorzystywane pracowników do granic = to tak bedzie jak jest.
@trystero
„Skłaniałbym się nawet do opinii, że spółki oferujące rozwiązania zwiększające produktywność sektora ochrony zdrowia mogą się okazać interesującym pomysłem inwestycyjnym w sytuacji demograficznej presji na wzrost wydatków na ochronę zdrowia i fiskalnej presji na ich ograniczenie.”
Stawiam hipotezę, że kluczem do różnicy długości pobytu jest system finansowania opieki medycznej i ogólnie system regulacyjny, a nie efektywność konkretnej placówki.
Np. w Polsce szpital dostaje pieniądze za każdy dzień pobytu pacjenta – moją ś.p. babcię trzymano kiedyś w szpitalu 3 tygodnie, pod byle pretekstem odwlekając ciągle przeprowadzenie badań – ale wyjątkiem są porodówki, którym NFZ płaci za każdy poród naturalny bez komplikacji X złotych. Na trzymaniu pacjentki i dziecka na oddziale położniczym przez 5 dni (tak jak w Belgii) szpital by tylko stracił. Może dlatego standardowy pobyt, przynajmniej w Warszawie, to 2 dni, które zresztą przeznacza się głównie na obserwację, badania i szczepienia noworodka.
W Holandii nie przyjmą Cię do lekarza po dwóch dniach gorączki. Każą wziąć leki przeciwgrypowe i przyjść po tygodniu, jeśli nie przejdzie. W Polsce starsze panie chodzą do przychodni, bo są samotne i chcą kontaktu z innymi ludźmi. Lekarz musi je przyjąć. Oto różnica.
Wydaje mi się, że efektywność systemu zdrowia niekoniecznie musi być tym samym, co rozumieją ekonomiści, gdy wliczają usługi zdrowotne do PKB.
W USA w szczególności (gdzie to po prostu jest dobry biznes) system zdrowotny nierzadko „wymyśla” choroby, które potem pracowicie „leczy”. Klasycznym przykładem jest ADHD. Z problemu osobowościowego zrobiono problem medyczny. (Nawet jeśli ADHD nie jest w pełni fikcyjną chorobą, to na pewno fikcyjna jest jej częstość występowania).
Jeżeli zaczniemy leczyć fikcyjne choroby, to możemy znacznie podnieść udział systemu zdrowotnego w PKB. Związku z szeroko pojętym dobrobytem to jednak nie ma.
Kajet ma rację, ale oprócz systemu regulacyjnego i sposobu wyceniania usług przez ubezpieczyciela duży wpływ na „efektywność” i w ogóle procedury w ochronie zdrowia ma roszczeniowość społeczeństwa i możliwość realizacji tych roszczeń w sądzie, a także organizacja pracy w szpitalach tzn. system ordynatorski taki jak u nas czy niezależnych konsultantów jak w GB oraz siła korporacji zawodowych. Ja jako lekarz przeżyłem już kilka tzw. „optymalizacji procedur” prowadzonych przez wynajęte wyspecjalizowane zewnętrzne firmy, po max. kilku tygodniach wszystko wracało na stare tory wyznaczane przez NFZ, CWD (chroń własną dupę) i stare przyzwyczajenia. Jeżeli po porodzie najczęściej trzyma się dwa dni, to mało który ordynator się wychyli i skróci ten okres, bo on ma pacjentek na oddziale dziennie nawet kilkadziesiąt i za wszystkie odpowiada, a realnie niewiele o nich wie, inaczej jest gdy konsultant ma swoje pacjentki na ddziale, które zna bo je przez całą ciążę prowadził, poród odbierał lub co najmniej nadzorował, wie jakie mają warunki w domu itd. wtedy może puszczać do domu po kilku godzinach,jak nie ma przeciwskazań. Tak, że nie sądzę aby tu jacyś zewnętrzni racjonalizatorzy odnieśli szczególny sukces, trzeba zmienić cały system.
W kwestii wymyślania chorób. W USA obniżono kiedyś definicję (próg) nadciśnienia i skokowo pojawiło się blisko 10 mln ludzi, którzy musieli zacząć brać leki na nadciśnienie. Ten sam problem występuje z nadwagą. Modele różnią się od siebie czasami o 20 procent, ale trudno nie odnieść wrażenia, że podążają raczej za wzorem kulturowym niż kategoriami medycznymi.
Widać, że w ramach prostych zabiegów – np. inne zdefiniowanie zmiennych czy progów – można podnieść konsumpcję pewnych leków u 10 procent populacji.
Z tą „efektywnością” w ochronie zdrowia jest jeszcze jeden problem oprócz wspomnianego przez Trystero faktu, że znaczna część środków jest wydawana na przedłużenie ludzkiego życia o niewielką jednostkę czasu, czyli tuż przed śmiercią, dodatkowo wielu pacjentów, którym stosowano drogie procedury nigdy nie wraca do pracy, a ich utrzymanie kosztuje społeczeństwo więcej niż gdyby tych procedur nie stosowano, nawet w przypadku tej samej długości życia. Osobiście obserwowałem to w przypadkach wieloodłamowych złamań nóg gdzie tańszą alternatywą była amputacja oraz urazów rąk gdzie decydowano się na zabiegi rekonstrukcji naczyń lub replantacji palców, a tańszą alternatywą było zaprotezowanie. Piszę o tym dlatego, że zupełnie nie rozumiem na czym miałby polegać ów wzrost produktywności w ochronie zdrowia, który nadawałby się do dodania go do innych produktywności np. przy produkcji samochodów i w efekcie miałby stworzyć przyrost PKB.