Podczas niedawnego spotkania z jednym z uczestników konkursu Forex Bossafx 2012, uczestnikiem, którego metoda działania i osiągnięte wyniki wzbudzały i w trakcie rozgrywki i nadal wzbudzają niesłychane emocje, rozmawialiśmy między innymi o podejściu do ryzyka.
Filip – bo o nim mowa – powiedział coś takiego: „generalnie wszystko jest w porządku z takimi klasycznymi zasadami, że należy ryzykować powiedzmy 5% kapitału w transakcji. Z tym, że to jest dobre jak ktoś ma spory majątek. Posiadając kilka, czy kilka tysięcy złotych. To nie ma sensu”.
Można powiedzieć, że nie jest to specjalnie odkrywcze, ani też obrazoburcze. Mając do dyspozycji 1000 złotych, zarobienie nawet 1000 procent, nie sprawia, że będziemy bogatsi – nasz status majątkowy nie ulegnie zmianie. Mamy co prawda większą kwotę do dyspozycji, ale w kategoriach zamożności wiele się nie zmienia.
Czytając rozmowy czy wspomnienia wielu inwestorów, którzy na rynkach osiągnęli sukces (między innymi w „Czarodziejach rynku”Jacka Schwagera (Linia, 2012)) można zauważyć, że wielu z nich miało bardzo podobny schemat działania – w początkowych latach swojej aktywności ponosili często zbyt wysokie ryzyko, żeby spróbować zbudować majątek odpowiedni do tego, by zacząć stosować jakieś sensowne techniki zarządzania kapitałem, szczególnie jeśli w grę zaczęły wchodzić pieniądze klientów.
Rozpoczynając aktywność z kilkuset, czy kilku tysiącami dolarów strata całości nie jest nieodwracalna i bolesna. Więc z tego punktu widzenia warto podejmować szaleńcze ryzyko i piramidować pozycję do granic możliwości, żeby wyjść na poziom nie o jedno, czy dwa zera więcej, tylko znacznie wyżej. Trochę zgodnie z zasadą, że ryzykować warto bo zarobić można setki albo tysiące procent, ale stracić zaledwie sto procent.
Wiele funduszy hedge w przeszłości również działało według schematu „zanim przyciągniemy pieniądze klientów, zróbmy jak najwyższy wynik, a ryzyko zetniemy po tym, gdy już kapitał będziemy mieli wysoki”.
Nie sposób też zwrócić uwagi na inny ważny aspekt – tego ile tracimy, a ile ostatecznie zostaje na rachunku. Richard Dennis – jeden z bohaterów „Czarodziejów rynku” – często przywoływany jest jako przykład tradera, którego fundusze bankrutowały i były zamykane. Faktycznie jego pierwszy, oraz drugi fundusz został zamknięty po tym gdy straty sięgnęły 50 procent. Brzmi okropnie. Tylko mimo tych strat, klienci Dennisa w pierwszym wypadku zarobili po sześciu latach około 280 procent, zaś w drugim około 230 procent. Tu wiele osób powie „ale mogliby zarobić dwa razy więcej” i będą oczywiście mieli rację, ale należy się zastanowić, czy średnioroczna stopa zwrotu ponad 20 procent przez kilka lat z rzędu, z zasadą „zamykam biznes, jeśli strata od szczytu kapitału przekroczy połowę” nie ma dużego sensu.
Wróćmy więc do kwestii, czy uzasadnione jest podejmowanie nadmiernego ryzyka w momencie posiadania niewielkiego kapitału?
Spójrzmy na następujący wykres:
Mamy dwóch inwestorów „bogatszego” i „biedniejszego”, którzy różnią się od siebie poziomem majątku. Inwestor bogatszy może być traktowany jako zamożny. Obaj inwestorzy mają podjąć decyzję inwestycyjną, o określonym czasie trwania. Każdy z nich ma do dyspozycji opcję ostrożną (inwestycja o niewielkim zysku i niewielkim ryzyku) oznaczoną liniami przerywanymi lub opcję ryzykowną (bardzo duża strata, albo bardzo duży zysk możliwy do uzyskania z jednakowym prawdopodobieństwem) oznaczoną na diagramie liniami ciągłymi. Pozioma linia na osi pionowej wskazuje moment, gdy w obu przypadkach dochodzi do zmiany standardu życiowego, albo inaczej, obszar powyżej tej linii pokazuje, że inwestor staje się zamożny (w typowym rozumieniu).
Zwróćmy uwagę, jak bardzo różna sytuacja jest obu inwestorów. Inwestor bogatszy może sobie pozwolić na wybór opcji ostrożnej, w ten sposób nadal pozostanie zamożnym inwestorem. Jego standard życia się nie zmieni. Podejmując zaś zbyt wielkie ryzyko, może spaść poniżej granicy zamożności, choć ma szansę na jeszcze większe zyski
W odmiennej sytuacji jest inwestor biedniejszy – wybór opcji ostrożnej daje zbyt mały zysk do osiągnięcia zamożności i zmiany standardu życia. Dlatego biedniejszy inwestor jest niejako zmuszony wybrać wariant niepewny. Aby zmienić swój standard życiowy, podjęcie ryzyka staje się w jego wypadku koniecznością. W jego wypadku wybór opcji ryzykownej prowadzi albo do pozostania w obecnej strefie (niezamożności) dokładnie tak samo, jak w momencie gdy wybierze opcję ostrożną, albo do zmiany statusu zamożności.
W przypadku inwestora bogatszego większą użyteczność posiada wariant ostrożny, w przypadku biedniejszego wariant ryzykowny.
Powyższy diagram i tekst – po niewielkich modyfikacjach – pochodzi z książki Tomasza Zaleśkiewicza „Przyjemność, czy konieczność. Psychologia podejmowania decyzji” (GWP, Gdańsk 2005) i jest ilustracją teorii wrażliwości na ryzyko. Po szczegóły tej koncepcji odsyłam do książki, ty tylko wyjaśnię, że w oryginale diagram dotyczy zachowania zwierząt, różniących się od siebie zasobami energetycznymi (mówiąc wprost „tłustością) i podejściem do zdobywania pokarmu. W tym wypadku do wyboru zwierzęta (w eksperymentach i obserwacjach – ptaki oraz cierniki) mają również opcję ostrożną (niewielka, ale pewna ilość pożywienia) i ryzykowną (bardzo mała lub bardzo duża ilość pożywienia uzyskiwana z jednakowym prawdopodobieństwem).
Jeśli chodzi o podejmowane decyzje zwierzęta podobnie jak inwestorzy podejmują różne decyzje w zależności od okoliczności.
Na koniec zostawię inny ważny aspekt, o którym rozmawiałem z Filipem (i być może będzie okazja do rozmowy na ten temat przy okazji Gali konkursowej, która odbędzie się 6.12.2012) – czy handlując z nadmiernym ryzykiem z małym kapitałem, łatwo zmienić styl postępowania, gdy ten kapitał jest wielokrotnie wyższy? Być może pojawi się również kwestia, na ile strata 350 złotych z posiadanych pięciuset złotych różni się od straty 350 000 z posiadanego pół miliona?
12 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
To są bajki. Drogi na skróty nie ma. Grając w taki sposób wykształcają się jedynie odruchy hazardzisty. Było to niestety widać na przykładzie Filipa. Miał już 400k zysku i nie potrafił tego ochronić. Mało brakowało. a oddałby wszystko. Każdy kto dłużej działa na foreksie zna wiele takich przypadków. Procent składany w silnie lewarowanych zabawach jest tak skuteczny, że aby dojść do fortuny wcale nie trzeba osiągać szaleńczych wyników.
Jak obserwuję ludzi – znajomych którzy zajmują się inwestowaniem, a także siebie (chociaż tutaj z obiektywizmem gorzej) to wydaje mi się, że każdy się zgodzi, że na początku warto więcej ryzykować, a jak się zbije kapitał to już wtedy zagrywać mniej ryzykownie – bardziej defensywnie żeby nie stracić. Każdy przytaknie, że to jest dobry pomysł i taką narrację będzie toczył i zawsze swoje poczynania tak wyjaśniał.
A jakby tak bardziej gdzieś tam przeanalizować co kto robi – to mam wrażenie, że „ryzykant” i tak później ryzykuje bardziej a „ostrożny” pozostaje ostrożny o i tyle. Tak jakby rodzimy sie z tym już – może to determinuje poziom różnych tam hormonów + zapewne doświadczenia z wczesnego dzieciństwa. Jeden lubi bardziej ryzyko a drugi bezpieczeństwo i tak konsekwentnie działają, a to co mówią (mówimy) na swój temat to zupełnie inna sprawa najczęściej. Chociaż sprytnie umiemy bronić często tezy jakie chcemy bronić.
@ nieudacznik
Przede wszystkim nie probuje przekonywac ze strategia Filipa jest optymalna (choc kilka rzeczy ktore powiedzial o wyplatach z rachunku przeklada sie naprawde na niezłą metodę)
@pak
Zgadza sie, ale to nie jest jednowymiarowe. Dochodzi chocby czynnik wieku. Jak mawiał Duńczyk w Vabanku „Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój”
@GZ
To czysta teoria. W praktyce niestety to tak różowo nie wygląda. Po kilku porażkach psychika zaczyna siadać. Pojawia się lęk, że te zyski które teraz mam za chwilę moga mi odebrać. I zaczyna się coraz szybsze cięcie zysków. A strat się nie tnie, bo przecież MC jest najlepszym przyjacielem tradera…
@ nieudacznik
100% racji. Widzisz problem polaga na tym, ze to co mowił Filip jest dość spójne (nawet jesli chodzi o to wywalenie 350 tys. w powietrze), ale marny los jego naśladowców, bo w pełni nie rozumieją co on robi.
To nie jest tak ze MC jest stopem. MC jest wykorzystany jako stop w połączeniu z wyjmowaniem pieniędzy z konta.
@GZ
Grzegorz, Twój problem w tym temacie polega na tym, że obracałeś się wśród zawodników ryzykujących 2%. A ja jestem na foreksie od zawsze i dorastałem wśród hazardzistów. Sprytne wypłacanie zysków nie jest niczym nowym, prawie każdy to wymyślił, jest to bardzo logiczne i zdroworozsądkowe. Jest tylko jeden problem. To nie działa. Gdyby to działało to każdy sprytny zawodnik o zelaznych nerwach mógłby wykraść rynkowi wszystkie jego skarby. A rynek w takich sytuacjach uśmiecha się tylko i mówi następny proszę…
@ nieudacznik
Ale pewnie jak z całą gamą zagadnień – zasadniczo nie działa. Z drobnymi wyjątkami. Owe nerwy (czyli cała nasza konstrukcja psychologiczna) jest tu kluczem
Zastanawiam się czy ma sens wyciąganie wniosku czy czyjaś strategia inwestycyjna jest dobra czy nie na podstawie wyniku konkursu, gdzie przypadek odgrywa dużą rolę. Przecież w tak dużej grupie uczestników statystycznie ktoś musi osiągnąć wysoką stopę zwrotu.
Podobnie ma się sprawa z „czarodziejami rynku”, czy nie jest tak że patrzymy na tych którym się udało, nie zwracając uwagi na mnóstwo tych którzy zniknęli ?
„Posiadając kilka, czy kilka tysięcy złotych. To nie ma sensu”
No i dostajemy to co chcemy dostać , choc głęboko temu zaprzeczamy .Hazard z prawdziwego zdarzenia.
Przypomniał mi się totolotek. Płacisz drobną kwotę robiąc kiepski interes, nabywasz za to nadzieję. Dokładnie tak samo jest z forexem i oczekiwaniami stopy zwrotu rzędu tysięcy procent rocznie. Tylko kupony droższe i akcja się toczy.
Kilkadziesiąt tysięcy pogrzebów.
Sto tysięcy rozwodów.
Dziewięćset tysięcy rozczarowań.
„Milion Marzeń”
Ja widzę głębokie uzasadnienie organizowania konkursów dla graczy. Przy odpowiednio dużej próbie zawsze znajdzie się ktoś, kto uzyska niemożliwą dla rozsądnego gracza stopę zwrotu.
Efekt marketingowy jest taki, że potencjalni „czarodzieje” pod wpływem newsa o dokonaniach nijakiego Zenona z Pszaśnysza ciągną tłumnie pod nóż niczym kurczaczki w zakładach drobiarskich. A fabrykant zaciera ręce bo mimo, że sam stary kaczor, to zwyrodniał wielce i w kanibalizm z egzystencjalnych żądz tudzież strachów popadł. Wypierając ze świadomości własny gatunek, coby przyjemności konsumowania nie zatruwać spożywa i częstuje parobków, co to go do nieświadomości za pożywny kąsek przekonują.
A ja zastanawiam się czy właśnie transakcje wysokiego ryzyka nie weryfikują na dłuższą metę psychiki potencjalnego spekulanta. Ogłady można trochę nabrać, szaleństwo trzeba mieć.