Trwający właśnie szczyt Unii Europejskiej przedstawia się na rynkach, jako wydarzenie na miarę finalnego aktu, po którym strefę euro czeka rozpad i powrót do walut narodowych. Po zachowaniu giełd widać jednak, że rynek daleki jest od takiej perspektywy. Dlatego warto już przygotować się na kolejne wielkie wydarzenie, jakim będzie powrót pytań o zdolność amerykańskiej klasy politycznej do uporania się z perspektywą zmian w systemie podatkowym oraz wymuszonymi ograniczeniami wydatków budżetowych.
W rodzimej blogosferze giełdowej trudno trafić na coraz poważniej stawiane pytania o to, co czeka amerykańską gospodarkę w roku 2013, kiedy wygasną ulgi podatkowe wprowadzone jeszcze w czasach poprzedniej administracji oraz jaki wpływ na ekonomię będzie miało radykalne ograniczenie wydatków rządowych. W istocie komentatorzy rynkowi zdają się pomijać problem razem z rynkami, które z nieuzasadnionych przyczyn pokładają wiarę w amerykańską klasę polityczną, iż dojdzie do porozumienia zanim kalendarz wyborczy wprowadzi do Białego Domu kolejnego prezydenta.
Bliska przeszłość – lato ubiegłego roku – podpowiada, iż amerykańscy politycy niewiele robią sobie z zaniepokojenia rynków. Nie dalej, jak rok temu udowodnili, iż w sytuacji walki politycznej oraz kryzysu gospodarczego nie potrafią dojść do porozumienia w tak prostej sprawie, jak podniesienie progów wydatków budżetowych. Doprawdy trzeba być optymistą, by wierzyć, że zdołają zrobić to teraz, kiedy kampania prezydencka wchodzi w decydującą fazę a układ kalendarza politycznego spowoduje, iż w kluczowym momencie w Białym Domu może zapanować martwy okres, który amerykańscy politolodzy nazywają ładnym pojęciem „lame duck”.
W istocie giełdy mają w swojej przeszłości przykład, w którym okres zawieszenia politycznego pomiędzy ustępującym prezydentem a nowym przypadł na okres kryzysu gospodarczego. Na przełomie 1932-1933 ustępujący prezydent Herbert Hoover proponował wspólne działania wybranemu już następcy, ale Franklin D. Roosevelt nie zgodził się na żadne propozycje uznając, iż zwiąże mu to ręce na początku własnej kadencji i przez bite cztery miesiące politycy na najwyższym szczeblu w USA nie zrobili wiele, by poprawić stan gospodarki mimo tego, iż indeks DJIA spadał już do dobrych kilku lat.
Jeśli historia miałaby się powtórzyć, jako farsa, to w 2013 roku amerykańską gospodarkę czekałby szok, który wpędzi ją w kolejną falę poważnej zadyszki a połajanki, jakich amerykańscy politycy udzielają dziś Europejczykom będą wspomnieniem. Prognozowanie w obecnej sytuacji na wiele miesięcy do przodu, to zajęcie dla najodważniejszych, ale nie wykluczyłbym scenariusza, w którym Europa jakoś wyjdzie z zakrętu, na jakim się znalazła a pałeczkę w sztafecie recesyjnych wodzirejów przejmie znów amerykańska klasa polityczna z jej ideologicznymi sporami o to, czy okres szoku w gospodarce jest dobrym momentem dla radykalnych reform.
Jeśli politycy w Waszyngtonie zechcą powtórzyć błędy z przeszłości bliskiej i dalekiej – a dlaczego nie mieliby tego zrobić? – to w perspektywie kilku miesięcy należy liczyć się poważnym szokiem na giełdach, który zostanie wywołany przekonaniem, iż USA popadną w recesję wywołaną radykalnym spadkiem popytu na rynku wewnętrznym. Spodziewajmy się zatem, iż niemoc, jaką zdają się po świecie rozsiewać politycy europejscy będzie tylko częścią opery mydlanej, w której walka na miny i ideologiczne spory nie ustąpi szukaniu rozwiązań dających pomoc gospodarce osuwającej się w kolejną odsłonę kryzysu.
Czytającym po angielsku polecam dobry tekst Misguided “Fiscal Cliff” Fears Pose Challenges to Productive Budget Negotiations na temat nadciągającej burzy w USA zanim temat stanie się wydarzeniem na pierwsze strony gazet. Wymowa nie jest tak pesymistyczna, jak zarysowany powyżej scenariusz, ale pomiędzy realnymi wydarzeniami a reakcjami giełd zawsze istniała spora przepaść.
18 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
U Nathana Levis’a przeczytałem, że głównym powodem krachu w 29r. było zwycięstwo w wyborach do kongresu zwolenników podniesienia ceł. (Co wkrótce stało się faktem).
Romney za dużo nie różni się od Obamy (no może trochę bardziej wojowniczy-wojna z Iranem jak w banku), ale brak przedłużenia ulg podatkowych byłby dobrym pretekstem do przeceny…
> podniesienia ceł
Czas był taki, jaki był. Nawet historia gospodarcza Polski okresu międzywojennego pokazuje, że wojny celne były wówczas na porządku dziennym również w Europie, ale chyba znalezienie jednego czynnika, który wywołał kryzys jest próbą zbyt odważną.
Kryzys w 1929 był zwykłym kryzysem jakich i przedtem było wiele – co paręnaście lat (mam na myśli, że i przyczyny jego początku były podobne). Wszelako czas jego trwania i skutki przerosły wszelkie wyobrażenia. Dużą rolę odegrały w tym właśnie cła (zamknięte gospodarki, niewielkie w porównaniu z dzisiejszymi rynki; dziś globalizacja i (w miarę) swobodna wymiana handlowa łagodzi skutki kryzysów, przynajmniej w wymiarze uśrednionym – światowym, ale i dla najsilniejszych gospodarek); najgorsze jednak były (tak gdzieś wyczytałem) ówczesne działania FED, które przedłużyły kryzys. Uwaga: żaden zawodowy/mainstreamowy/akademicki ekonomista tej tezy nie potwierdzi, ponieważ podcinałby w ten sposób gałąź, na której siedzi.
@ Bogdan
Uwaga: żaden zawodowy/mainstreamowy/akademicki ekonomista tej tezy nie potwierdzi, ponieważ podcinałby w ten sposób gałąź, na której siedzi.
Mała prośba: postaraj się zapoznać z FAKTAMI zanim zaczniesz je niezwykle autorytatywnie interpretować 🙂
i tu:
„przez bite cztery miesiące politycy na najwyższym szczeblu w USA nie zrobili wiele, by poprawić stan gospodarki mimo tego, iż indeks DJIA spadał już do dobrych kilku lat”.
Czyli, per analogia, politycy w UE od 5 lat nie robią wiele, by zażegnać kryzys, albo coś tam robią, ale nie potrafią się dogadać, ale teraz to się już zabiorą do pracy i znajdą fix na problemy!
Przecież tak to nie działa!
> politycy w UE od 5 lat nie robią wiele
Chyba jednak robią – zresztą w US również robią – ale mamy do czynienia z procesem, który się rozwija. To jest operacja na procesie gospodarczym, w którym pojawiają się nowe elementy, jak zmiany władzy, upadki rządów – to wszystko nowe zmienne. Pewnie w totalitarnej rzeczywistości łatwiej byłoby przeprowadzić pewne procesy, ale chyba nie o to chodzi, żeby wygrać z kryzysem i przegrać demokrację.
@ trystero
Bardzo się chętnie zapoznam z faktami, ale z którymi konkretnie, i w jaki sposób interpretowanymi? 😉
@ astanczak
Zgadzam się oczywiście, że coś tam (politycy) robią, i że mamy do czynienia z procesem. Proces ten właściwie nigdy się nie zakończy, natomiast na pewnych etapach będzie można oceniać skutki. I na dzisiejszym etapie można powiedzieć, że skutków pozytywnych nie widać. Jedyny pozytyw, jakiego możemy się spodziewać, to uniknięcie katastrofy. (której zresztą, moim zdaniem, unikniemy, ale nie dzięki politykom i bankierom centralnym). Przypominam, że sternicy UE i EBC od wielu, wielu lat zajmują się przede wszystkim niedopuszczaniem do kryzysu, i jak na dzień dzisiejszy wygląda ich skuteczność?
Co do skuteczności totalitaryzmów/gospodarki nakazowo-rozdzielczej: poradziłyby sobie w dzisiejszej sytuacji naturalnie dużo gorzej. Mieliśmy przecież w historii gospodarczej PRL czy ZSRS do czynienia z: bailoutami, QE I, QE II, TARP, wzmacnianiem podaży pieniądza, preferowaniem określonych branż, rozrostem biurokracji, szarą strefą, eksploatacją gospodarczą słabszych, zielonym światłem dla drobnej przedsiębiorczości, itp. itd. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Wyższości totalitaryzmu nigdy propagował nie będę.
@ Bogdan
Świetnie. To znajdź cytaty pokazujące, że mainstreamowi ekonomiści tacy jak Krugman czy Bernanke przyznają, że błędy FED (konkretnie zbyt mało ekspansywna polityka monetarna) były jedną z przyczyn Wielkiej Depresji. Bardzo łatwo jest je znaleźć.
@Bogdan
haha sprawdź czy przypadkiem nie wyczytałeś tego u jakiegoś mainstreamowego ekonomisty bo ja czytałem u nich o tym chyba z kilkadziesiąt razy i zaryzykowałbym stwierdzenie że cały mainstream podpisuje się pod tym obiema ręcami.
Kryzysy są zawsze skutkiem wcześniejszych boomów kredytowych.
Polityka monetarna może odwlec skutki, ale zawsze kończy się spłaceniem długów, bankructwem albo dewaluacją.
Ciekawe, że nikt nie zauważa, że mamy kolejną bańkę w US (i w Europie też). Znowu będzie recesja i wszyscy będą zdziwieni…
http://www.acting-man.com/blog/media/2012/05/TMS-comparison-1.jpg
@ trystero, uczonywpismie
OK, zatem wycofuję się częściowo z kontrowersyjnej tezy: zmieniam na „istotna część mainstreamowych itd. …” Zresztą ekonomistów jest tylu, że można znaleźć co najmniej kilkadziesiąt pism na poparcie większości tez. Natomiast trystero niejako zgadza się z ważniejszą częścią mojej wypowiedzi: że FEDowi zdarzało się już zaszkodzić gospodarce (może innym bankom centralnym też?). Pytanie, czy chciał FED pomóc, a mu się nie udało, czy może chciał zaszkodzić, i się mu udało.
Kryzysy są w istotnej części skutkiem (co nie zaprzecza wypowiedzi pawla-l) braku gotówki. Lub może sam brak gotówki w gospodarce (prowadzący do ograniczenia kredytu, zatorów płatniczych, niewypłacalności, ograniczenia zaufania i przez to spadku aktywności gospodarczej) jest morderczym skutkiem, czy też coup de grace (inaczej „zabij, wstydu oszczędź”) innych czynników, np. wzrostu cen surowców. Boom kredytowy z definicji wiąże się z nadmiarem gotówki oczywiście, ale w pewnym momencie dzieje się coś, co sprawia, że wartki strumień gotówki zamarza. Ale co to jest?
@ Bogdan
Lepiej nie pisz o braku gotówki, jej nadmiarze etc – tylko raczej o nadpodaży pieniądzą, luce popytowej, ograniczonej płynności, etc.
„Boom kredytowy z definicji wiąże się z nadmiarem gotówki oczywiście, ale w pewnym momencie dzieje się coś, co sprawia, że wartki strumień gotówki zamarza. Ale co to jest?”
Nastroje uczestników rynku najszerzej rozumianego (także pieniężnego). W 2008 praktycznie zamarł rynek międzybankowy, nikt nie chciał nikomu pożyczać.
@lesserwisser
słusznie, poprawię się.
@dorota
Rynek międzybankowy zamarł – jako skutek raczej niż przyczyna?
Moim zdaniem najgorszy ze wszystkich, jest kryzys wieku średniego.
Chociaż żaden majnstrimowy uczony tego nie potwierdzi, to wg. mnie nie jest to związane z brakiem gotówki.
@ Bogdan
Jako skutek gwałtownego ataku nieufności między uczestnikami. Nikt nie wiedział, jaką ilość derywatów kontrahent ma w księgach i na wszelki wypadek nie pożyczał mu.
@ Lucek
Taka uwaga spowodowana zbyt wysoką tepmeraturą: powiedziałabym nawet, że w przypadku występowania gotówki kryzys ma dużo gwałtowniejszy przebieg i bardziej radykalne skutki 🙂
„Najgorszy ze wszystkich, jest kryzys wieku średniego.”
To fakt, ale według mnie nie jest to związane z brakiem gotówki tylko z brakiem sił witalnych, dawniej niemocą zwanych. Bo postępujący brak tych sił to pierwsza oznaka kryzysu wieku średniego.
Wie co piszę, bo wiem coś o tym ( z własnego doświadczenia :().
A na niemoc nie ma mocnych, bo wtedy nawet Money can’t buy you love.