Podczas listopadowej Konferencji P.I. w Kołobrzegu jedno pytanie powracało wielokrotnie przy kilku okazjach. Podobne padło i tutaj w komentarzach pod okazyjnym wpisem na temat Kołobrzegu.
Odpowiadałem na nie podczas swojej prelekcji, nieco szerzej postaram się również poniżej.
Pytanie dotyczyło kwestii tego jak wyglądać może przyszłość giełdy, tradingu i tradycyjnych systemów komputerowych w zetknięciu z coraz ekspansywniejszą inwazją algorytmów i HFT (High Fequency Trading – handlu o wysokiej częstotliwości transakcji). W moich skromnych poglądach na ten temat nie podzielam apokaliptycznych wizji rodem z filmów sci-fi, choć widzę i nie ignoruję niektóre „wąskie gardła”.
Największe obawy, jak wnoszę z rozmów i pytań, budzi wizja ogromnych wahań kursów, wzrost zmienności, gwałtowność zmian ruchów w ciągu dnia. Otóż dotychczasowe obserwacje i prace na ten temat, a cytowałem niedawno choćby raport B.I.S., wskazują, że algorytmy wbrew potocznym przekonaniom gaszą zmienność zamiast ją wzniecać. Zresztą wpisuje się w to sam logiczny schemat ich działania:
– po pierwsze dlatego, że zlecenia przez nich składane na rynku akcji są w dużej mierze tak samo symetryczne jak na rynku derywatów, co znaczy, że równie aktywnie działają po podażowej stronie rynku czyli w sprzedaży i w sprzedaży krótkiej,
– po drugie dlatego, że ogromna część ich zleceń składana jest jednocześnie po obu stronach rynku na powiązanych instrumentach czy akcjach z tej samej branży – to tak zwany arbitraż statystyczny lub „pairs trading” (handel na parach),
– po trzecie – również z tego powodu, że transakcje trwają średnio kilka sekund (3 do 5) więc rynek jest w pewien sposób naturalnie tłumiony gęstością obustronnych zleceń i ogromną ich ilością,
– po czwarte – unikają one handlu w newralgicznych momentach (np. podczas danych), nie dolewając paliwa do gwałtowności, która im towarzyszy; jak do tej znacznie większy wpływ na huśtanie rynkiem mają rozemocjonowani inwestorzy pozbawieni automatów.
Trudno zmierzyć jak bardzo mechanika rynku zmieniała się z powodu szybskostrzelnych robotów, które po raz pierwszy zostały puszczone w ruch w 1999 roku. Jeszcze trudniej określić jaki wpływ na trendy wszelkiego rodzaju miały automaty a jaki same fundamenty rynku lub wprowadzenie nowych technologii ‘per se’. Wiemy, że w USA średnio 70% obrotu akcjami na wielu giełdach obsługują algorytmy (to dane z 2011 roku więc niekoniecznie aktualne), i że HFT (najwyższe częstotliwości) to domena około 2% z 20.000 zarejestrowanych w Ameryce firm parających się inwestowaniem, co daje jakieś 400 aktywnych i zorganizowanych grup quantów, i udział ten zapewne będzie rósł.
Problemem jest to, że ich rozwój nieustannie o krok wyprzedza technologie, w które wyposażone są giełdy i wymyka się swoją niewidzialną szybkością kompetencjom nadzoru. HFT mają swoje lobby i próbują za wszelką cenę nie dopuścić do tego by weszły przepisy ukrócające ich przewagę, jak choćby przez przymus niewycofywania ofert przez minimalny okres czasu. To istotne w kontekście takiego technologicznego postępu, który pozwala dziś składać i wycofywać oferty pojawiające się w tempie kilku tysięcy razy na sekundę, co powoduje (celowe niekiedy) zapychanie łącz. Nadzór ma wprawdzie przewagę w narzędziach kontrolnych, ale mimo wygranych bitew (choćby konieczność udostępniania przez firmy kodów celem ich sprawdzenia) nie uspokaja to obaw pozostałej reszty rynku.
Reszta świata czuje się dyskryminowana z powodu nierównego dostępu do notowań. Czasem przybiera on jednak formy niezrozumienia tego procesu i zarazem oskarżenia pod adresem samych giełd, które budują serwerownie wielkości stadionów i wynajmują je firmom HFT by pomóc im w swoistym wyścigu zbrojeń, polegającym na skróceniu ich czasu dostępu do notowań (tzw. kolokację). De facto jednak sygnał jest wysyłany do wszystkich uczestników w identycznym czasie, tyle że komputery dzięki minimalnej odległości odbierają go szybciej i reagują dużo prędzej niż człowiek siedzący przed elektroniczną platformą. Ale proszę zwrócić uwagę, że mówimy tu o milisekundach i tysiącach zleceń dziennie czyli sprawach obojętnych dla długo i średnioterminowych strategii inwestorów. Nie słychać by Buffett uskarżał się, że psują im one interes. O ile już, to pewien dysonans wprowadzają analitycy i komentatorzy rynków, którzy jednodniowe ruchy nadmuchują do rangi nieproporcjonalnej dla znaczenia tych zmian w całości wielomiesięcznych czy wieloletnich trendów.
Istnieje jednak jedno zagrożenie, mogące i w przyszłości powodować stresy, konfuzje i straty. To jednorazowe, wieloprocentowe, kilkusekundowe wystrzały notowań w górę czy w dół, spowodowane odstawieniem płynności przez algorytmy. Nie zdarzają się co dzień, mogą przybrać kolosalne rozmiary (słynny ‘flash crash’ w maju 2010) i łatwo je dostrzec na wykresach. Czasem są wynikiem wojny między samymi algorytmami po przeciwnych stronach notowań, częściej odłączeniem automatów po jednej stronie rynku (np. podczas oczekiwania na dane) albo stadnym ruchem robotów innego rodzaju po stronie przeciwnej, czy tez po prostu błędem w kodach. Wprawdzie wprowadzono w zeszłym roku procedurę zawieszenia notowań w takiej sytuacji w USA (coś jak nasze widełki dynamiczne) ale zanim do zawieszenia dojdzie komputery przeprowadzą w kilka sekund tysiące transakcji po czym znikają a kurs wraca po pierwotnego poziomu. W takich chwilach uruchamiają się nasze ręcznie kładzione stop lossy, prowadząc do strat. Cóż, nie będę usilnie namawiał do rezygnacji z nich, trzeba mieć nadzieję, że algorytmy nauczą się nie brania udziału w tej grze z „przerzucaniem gorącego ziemniaka”, ponieważ wiele z nich doświadcza również strat w takich momentach, albo decydenci zabronią jednak niektórych działań jeśli destabilizacja okaże się znacząca.
Co robić, jak się przed automatami bronić –o tym w kolejnym wpisie.
p.s. tytuł jest zapożyczeniem z książki o Tytusie, Romku i A’tomku , które pasowało mi do określenia sytuacji pojedynku algorytmów z resztą świata 🙂
Kat
19 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@kathay
Mam pytanie ,bardziej od czapy:->,z artykułem łączy go kwestia zmienności. Na czym zarabiają azjatyccy, australijscy traderzy(day traderzy i ogólnie bardziej aktywni), jeśli zmienność najsilniejsza bywa zazwyczaj na „naszych” godzinach? Mają jakieś instrumenty, których u nas „nie widać” i tym trzaskają, czy stosują rozwiązania umożliwiające im zysk na tym co i u nas, bez doglądania na bieżąco ?
Implementacje HFT probuja, przynajmniej „haslowo”, wchodzic juz na nasz rynek, vide: http://m10sa.pl/ (opis: http://iqpartners.pl/pl/11/1/portfolio/?item=46)
Pozdrawiam,
Michal
Ja nie nie podzielam fascynacji niektórych tym HFT i uważam, że takie praktyki powinny jakoś być przykrócone, bo z czasem jak się jeszcze bardziej rozpanoszą to trudno może być zrealizować normalne zlecenie, które ugrzęźnie w ogromnej masie zleceń wirtualnych de facto, i nie bedzie mogło się przebic na rynek.
A jak widzę wpływ HFT na rynek, a dokładniej mówiąc na kierunek i zakres zmian cenowych? Obrazowo ujmując to porównałbym handel błyskawiczny (HFT) do bardzo szybkiego dreptanie w miejscu. Widać duży ruch, wiele się dzieje, wydatkowana jest energia, jest złudzenie super szybkiego marszu ale tak naprawdę to skutek jest taki, że zasadniczo to cały czas drepczemy w miejscu.
Wprawdzie stopy nie trafiają dokładnie w te samie miejsca to jednak nie poruszamy się w zauważalny sposób w żadnym kierunku. To jest nie poruszamy się ani w przód w tył, czy też w bok (analogia do trendu).
Dopiero jak zrobimy wyraźny krok (choćby mały) w konkretnym kierunku to widać nasz ruch, staje się on zauważalny dla wszystkich. Myślę, że ta analogia dobrze oddaje wpływ HFT i algo trading na ceny.
Wyrównują one niewielkie zmiany cenowe i zwiększają bieżącą efektywnośc rynku, ale nie posuwanją rynku w konkretnym kierunku, gdyż transakcje wykonywana są bardzo szybko (sekundy a nawet milisekundy) więc się znoszą i dotyczą niwelowania niewielkich rozbieżniości cenowych, a ksaę robi się na gigantycznym obrocie.
Według mnie nawet jakby HFT stanowiły 90 % obrotów to skutki dla zmian rynkowych byłby podobne, jak obecnie.
Myśle, że wtedy jeszcze łatwiej (mniejszym wysiłkiem finansowym) byłoby większemu graczowi ruszyć rynek w pożadanym kierunku, gdyż ten jego kierunkowy wolumen (spora dystrybucja lub akumulacja na danym poziomie cenowym) nadała by cenom znaczny impet. Rynek mógłby wtedy stać się o wiele bardziej zmienny.
PS
Ta głeboka (;)) myśl to częśc mojej odpowiedzi na komentarz kathaya do moich refleksji osobistych, które jakoś nie mają czasu się wykluć, bo bardziej zajałem się szukaniem pieniędzy klientów MF Global. No bo przecież ludziom trzeba pomagać, ale już zasadniczo je znalazłem, więc niedługo dam głos.
A tak na marginesie to powiem, że zupełnie nie pasi mi przyjęte tłumaczenie High Frequency Trading, jako handel wysokich częstotliwości. Bo nie tyle o czestotliwość tu chodzi tylko raczej o szybkość ich wykonywania dlatego też nazywane bywają również flash trading albo rapid trading, co najlepiej chyba tłumaczy się jako handel błyskawiczny.
HFT – handel błyskawiczny (tak bedę dalej to nazywał)!
HFT przypomina mi brute force atak na konta uzytkownikow.
tam tez puszcza sie zmasowany atak w celu znalezienia wlasciwego hasla poprzez bombardowanie milionami zapytan.
Uwazam ze zarowno w jednym jak i drugim przypadku wystarczy jedno rozwiazanie na pozbycie sie problemu – wprowadzenie ograniczen czasowych pomiedzy zelceniami. wydaje mi sie ze 100 ms zalatwiloby sprawe. tylko musi ktos chciec takie cos wprowadzic aby niemal wszyscy na tym skorzystali…
W zasadzie to my drobni tak naprawdę nie mamy się co HFT wzruszać. Czy to wielki problem, gdy się kupi akcje zamiast po np 32.36USD/sztukę to po 32.37?
Jeśli zakup był słuszny, bo rynek bedzie rósł, to ten 1 cent nie ma znaczenia, a w praktyce tylko do czegoś takiego w naszym przedziale czasowym sprowadzi się działanie HFT, jeśli już w ogóle je jakoś odczujemy.
Co innego Instytucjonalni, używający automatów do tradingu, a nie bedący posiadaczami serwerów HFT przy siedzibie giełdy. To oni głównie są dostawcami zysku dla HFT, to ich na cel biorą drapieżne algorytmy, stosujące np., strategię pump&dump w mikroskali czasowej i cenowej. Dziwię się, że jak na razie są tak słabo zorganizowani i nie naciskają na zarządy giełd, by proceder znacząco utrudnić…
Odwrotnie niż Lesser sądzę, że HFT nie ułatwia ruchu rynkiem w żadnym z kierunków, dopóki stosowana w ramach algorytmów HFT strategia nie będzie miała wyraźnie kierunkowego przechylenia.
Automaty nie tworzą nowej jakości za wyjątkiem szybkości transakcji i braku emocji w trakcie gry. Przecież algorytmy są tworzone i nadzorowane przez zwykłych śmiertelników. Automat jest tylko tak mądry jak jego twórca.
flash crash był w 2010
flash crash reczywiście 2010, moja literówka:( poprawiam i podziękowuje
@ASX
Japonia to największa wylęgarnia drobnych inwestorów na świecie,
jeden z największych brokerów FX ma tam najwięcej klientów.
To głównie gospodynie domowe z zasobnymi portfelami (tak zwane
panie Watanabe). Zasada jest prosta – jak nie ma zmienności to
gramy na dużo większych pozycjach. A wieczorem ich czasu mają już
sesję europejską po dobranocce 🙂
Automaty grają tam również a dla tych pojęcie czasu nie istnieje.
Ja w ogóle uzywałbym tylko pojęcia HFT bez tłumaczeń, tak jak
FX choćby, ale w tłumaczeniach wolę trading o dużej częstotliwości
transakcji, samo ‚trading dużych częstotliwości’ kojarzy się bardziej
ze zjawiskami fizycznymi niż tradingiem.
@Kathay
Dzięki. Dobrze skonforontować wyobrażenia z realiami 🙂
Oczywiście HFT będzie miało pozytywny wpływ na rynek, bo poprawi płynność i efektywność, ale… komu jest potrzebny efektywny rynek?! Na nim nie da się (trudno) zarobić. Dla szarego inwestora nie ma znaczenia ile trwa transakcja automatów. Ważne, że HFT jest dochodowe i ograniczy ich zyski albo powiększy straty.
W sumie jest to powrót do korzeni – opisywanego w literaturze skubania gazeciarzy przez inwestorów z parkietu. Tylko wszystko odbywa się szybciej.
Aby lepiej skonforontować wyobrażenia z realiami wartało by zwrócić również uwagę na pleniącą się coraz bardziej praktykę nagminnego anulowania zleceń składanych przez operatorów HFT. Może to istotnie wypaczać obraz rzeczywistego popytu i podazy akcji oraz wprowadzać w błąd uczestników rynku, którzy swoje decyzje opierają na analizie danych rynkowych.
Jako ciekawostkę – przedstawiam małą zgadywankę – „Jak myślicie – moiściewy -ile procent złożonych zleceń może być anulowane?”
Rząd wielkości wystarczy.
10000%
głupie pytania, głupie odpowiedzi
@ Leming
Podobno nie ma głupich pytań, natomiast bywają głupiutkie odpowiedzi!
Uderz w stół – nożyce się odezwą? 🙂
@ Less
Jak oni są tacy szybcy, to może i z 90-kilka %. Takie bardziej „macanie rynku”.
@ dora
Czasem to mnie powala potęga kobiecej intuicji, (zarówno w jasno jak i ciemno), i wtedy popadam w krakowski splin ;).
Trafiłaś praktycznie idealnie, gdyż bywają takie i takie przypadki. Wielkie brawa, gdyż mojej warszawskiej wyobraźni nie starczyło i dawałem tylko 25%-33% (co i tak uwazałem za dużo).
Otóż pewnego dnia w lutym 2011 r. na NASDAQu współczynnik zrealizowanych zleceń wyniósł tylko poniżej 1,4% !!!, czyli ponad 98,5% zleceń zostało anulowanych, głównie przez HFT-owców. Toż to, według mnie, jest zupełna patologia, która wypacza rynek.
Niezależnie od skali anulacji warto poznać faktyczny obrót tego dnia -prawie 1,25 miliarda akcji, a zleceń udzielono tego dnia na ponad 89,7 miliarda akcji!
Oszołomy (czytaj krytycy HFT) już tak nagłośnili skalę procederu anulacji zleceń że musiała się nim zająć SEC. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Oj źle się dzieje w państwie (z)duńskim, gdyż chłopaki nieźle sypią do pieca.
Zdecydowanie „Dzieci z Bullerbyn”
Uwielbiam patrzeć;)Poczytajcie swoje wpisy. Kobieca intuicja;)