Wczoraj zobowiązałem się do napisania notki, która będzie przeciwwagą dla idei, które prezentuje na blogach bossy Tomek Symonowicz. Punktem wyjścia jest poczucie, że cała masa zabiegów, które czyni Tomek, by analizę techniczną wyrwać z więzienia subiektywnych wyborów buduje obraz rynku, jako rzeczywistości skrajnie oderwanej od tego, czym naprawdę żyje i powinien żyć inwestor indywidualny.
Tytułem wstępu muszę jednak dodać zastrzeżenie, iż nie lubię tekstów o wymowie kaznodziejskiej i obsadzania się w roli „wujaszka dobra rada”. W sumie niechęcią darzę psychologię biznesu, trenerów rozwoju osobistego i zwolenników mówienia mi, jak mam żyć. Może jeszcze nie dorosłem do tego poziomu. Niestety w dalszej części nie udało się uniknąć takiej nuty, więc jako autor łączę się w bólu z czytelnikami, którzy nie lubią mądrowania się. Cele jest jednak prosty – wyrównać nieco akcenty na blogach bossy. Może kiedyś znajdę czas na to, żeby pokazać, że nie istnieje inwestowanie w oparciu o analizę techniczną bez analizującego i interpretacji.
Tu tylko napiszę, że na obecnym etapie – i chyba nigdy kolejnego nie będzie – tzw obiektywna analiza techniczna jest niczym więcej ponad przyłożeniem do klasycznej AT narzędzi wykorzystywanych w czesaniu baz danych (data mining). Na dziś wnioskowanie statystyczne nie wychodzi poza hipotezy a wartość prognostyczna pozostaje zerowa. Wydaje mi się, że zwolennicy tej metody przeczytali Karla Poppera i jego zalecenie traktowania nauki, jako mnożenia hipotez, ale zapomnieli, że zalecał on jednocześnie agresywne dążenie do obalania postawionych hipotez.
W istocie badania pokazują, że nawet w strategiach arbitrażowych, z definicji uznawanych za neutralne, w momentach największych przesileń pojawiają się korekty oparte o jednostkowe wybory, których starano się uniknąć budując systemy do arbitrażu. Nie istnieje system, który automatycznie ochroni przed spotkaniem z czarnym łabędziem. Z takim smokiem trzeba walczyć subiektywnymi ocenami, które przyjmują tak nieobiektywne modele, jak „wyczuć bessę” czy – mądrzej – „dostrzec nierównowagę w systemie” albo „zrozumieć, że mamy do czynienia z bańką spekulacyjną” i – nadużywany w mediach – „przewidzieć kryzys”.
Punktem wyjścia notki jest teza, iż inwestor indywidualny, który pojawia się na rynku, nie powinien poświęcać zbyt wiele energii na zadawanie sobie pytań o obiektywizm swoich decyzji, ale po co właściwie wchodzi do gry i jakie są realne koszty przystąpienia. Reszta jest kwestią wyboru strategii. Giełda jest rzeczywistością, w której każdy dzień może przynosić huśtawkę emocjonalną w postaci strat i zysków. Przy rosnącym kapitale dochodzi się do punktu, w którym w trakcie pojedynczej sesji należy liczyć się z obsunięciami równowartości miesięcznych dochodów. Z drugiej strony nieumiejętne stosowanie stoplossów, chorobliwie w Polsce rozpropagowanych w oderwaniu od celów – które mogą wykluczać zupełnie używanie zleceń obcinających straty – skazuje na niepotrzebne wypadanie z rynku.
Wybierz swój benchmark
Kilka lat temu, na portalu Grzegorza Zalewskiego, postawiłem tezę, że każdy gracz musi na wejściu do gry wybrać sobie jakiś benchmark, przez pryzmat którego będzie oceniał własną skuteczność na rynku. W branży powszechnie stosuje się np. indeksy giełdowe, ale wadą takiego podejścia jest to, iż abstrahuje ono od sytuacji życiowej i materialnej poszczególnych osób. Mówiąc w skrócie 60-letni mężczyzna z ograniczoną akceptacją dla ryzyka powinien ostrożnie równać się do benchmarku wymyślonego dla rynków akcji.
Trudno bowiem pobić rynek akcji, gdy konstruuje się portfel, w którym akcje stanowią powiedzmy 40 procent inwestycji a pozostałą część ulokowano w segmentach nieskorelowanych lub negatywnie skorelowanych z rynkami akcji. Osoba taka już na starcie skazuje się na przegraną np. z indeksem WIG20, gdy na rynku akcji pojawia się hossa. Pytanie, czy cele postawione na wejściu – powiedzmy stabilny wzrost z otwarciem na większe zyski poprzez ekspozycję na rynek akcji – uzasadniają równanie się z czymś, co ma 100-procentowy udział rynku akcji. Moim zdaniem nie, ale w taką pułapkę wpada wielu oceniających swoje wyniki.
Benchmarkiem dla takiego przypadku są fundusze stabilnego wzrostu, z którymi inwestor powinien porównywać swoje sukcesy na rynku. Wówczas trudno będzie mówić o 40-procentowych zwrotach, ale też bardzo wysoka stopa zwrotu z funduszy stabilnego wzrostu jest raczej zbiegiem okoliczności niż regułą. Inaczej rzecz ujmując krzyczące z pierwszych stron gazet teksty „akcje dały zarobić” nijak mają się do tego, co przykładowy 60-latek postawił sobie konstruując własne cele.
Policz wszystkie koszty
Kolejną sprawą w ocenie własnej skuteczności jest porównanie własnego wyniku z benchmarkiem po roku lub innej założonej jednostce czasu. W przypadku budowania strategii obliczonej na dłuższą perspektywę trudno porównywać własny wynik z benchmarkiem kwartał do kwartału. Niemniej po trzech miesiącach można już sprawdzić najważniejszą moim zdaniem zmienną w procesie inwestycyjnym – uzyskaną przewagę na poświęconą jednostkę czasu.
Jeśli na wejściu założyliśmy, że chcemy wygrać z koszykiem jakichś funduszy, to w określonych punktach należy sprawdzać, jak to wygląda w porównaniu do zaangażowania w analizę i poszukiwanie spółek, które pozwoliły wygrać z wybranym przez siebie benchmarkiem. Obrazowo rzecz ujmując, jeśli benchmark dał stopę zwrotu na poziomie 10 procent r/r, a my wygraliśmy z nim uzyskując stopę zwrotu na poziomie 12 procent, to nagrodą za nasze bezpośrednie zaangażowanie na rynku jest owe 2 procent.
Oczywiście 2 procent z 200.000 złotych i 2 procent z 50.000 złotych daje zupełnie inne pieniądze, ale w każdym z tych przypadków można policzyć zysk w kontekście poświęconego czasu. Można założyć, że osoba o większym portfelu – jeśli nie odziedziczyła majątku – ma wiedzę i możliwości zarabiania pozwalające budować taką skalę oszczędności. Wówczas trzeba zadać sobie pytanie, czy czas poświęcony na owe 4.000 zł zysku ponad benchmark był czasem dobrze ulokowanym. Może jednak warto było kupić koszyk funduszy i poświęcić czas na zarobienie tych 4.000 zł poza giełdą? Czy czas poświęcony nie był czasem odebranym innym ważnym celom?
Własny sens
Część z Państwa pewnie zadaje sobie pytanie, czy człowiek biura nie strzela sobie właśnie w stopę zniechęcają do gry na giełdzie. Nic z tych rzeczy. Zachęcam raczej do poszukiwania takich form inwestycji, które będą bezpośrednio związane z konkretnymi przypadkami. Żeby zbudować portfel z 40-procentową ekspozycją na rynek akcji wcale nie trzeba poświęcać na to wielu godzin w tygodniu i hamletyzować na temat trendów. Rozwój ETF-ów, czy choćby wybranie kilku spółek z WIG20 właściwie załatwia problem. Wrzucenie 40-procent środków w WIG20 można zrobić kupując kilka spółek dobrze pokrywających zachowanie indeksu.
Giełda, mimo medialnej gorączki związanej z komentowaniem każdej pojedynczej sesji jest również dla ludzi, którzy maja zamiar interesować się nią tylko określony czas w tygodniu. Uznawany, osobna sprawa czy słusznie, król spekulantów Jesse Livermore powiedział kiedyś, że I’ve made my money by sitting and waiting. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, by dokonywać korekt w portfelu raz na kwartał wedle założonych wcześniej kryteriów. Rebalancing portfela – straszna nazwa, ale w przypadku inwestorów indywidualnych sprowadzająca się do wyrównywania udziałów akcji/obligacji/lokat wedle wcześniej założonego modelu procentowego – nie wymaga picia porannej kawy i jednoczesnego katowania się serwisem przynoszącym 3000 newsów dziennie. To warto zostawić maklerom. Również za śledzenie tego szumu i wyławianie ważnych treści biorą pieniądze.
Na koniec – notka zrobiła się już skrajnie długa, ale kaznodzieje mają tendencje do słowotoku – warto pamiętać o elementach, które słabo przekładają się na konkretne zyski. Większe zaangażowanie w poznanie giełdy i szukanie swojej szansy w aktywnej spekulacji czy inwestowaniu ma wartość dodaną w postaci wiedzy, jaką zdobywa się z każdym wejściem na rynek. Wieloletnia obecność na giełdzie i śledzenie rynku uczy szacunku dla trendów, dobrych spółek przynoszących dochody i/lub płacących regularne dywidendy a pogardy dla sięgających co dwa lata po nową emisję. Uczy omijania spekulacyjnych błyskotek, które przelatują przez rynek niczym meteoryty. Nawet nieudana próba pokonania własnego benchmarku ma też zalety w postaci zdobytej wiedzy.
Kiedyś uważałem, że przegranie z wybranym przez siebie benchmarkiem oznacza, iż straciło się pieniądze (równą różnicy pomiędzy własnym wynikiem a benchmarkiem) i czas, który wydaliśmy na analizę a mogliśmy poświęcić na coś innego. Dziś byłbym jednak ostrożniejszy. Przegranie z benchmarkiem o wcześniej przywołane 2 procent przy jednoczesnym poznaniu mechanizmów czy np. sterowania ryzykiem w zależności od wieku może w przyszłości przynieść okazje inwestycyjne lub pozwoli uniknąć zagrożeń, których nie sposób dostrzec bez doświadczenia. Obrazowo rzecz ujmując gra w oparciu o trendy i tracenie pieniędzy w czasie trendów bocznych może w przyszłości pozwolić spokojniej oglądać wyniki funduszu, który opiera swoją aktywność właśnie na grze z trendami.
Na dziś wystarczy. Jeśli starczy czasu, to w kolejnej części subiektywne wyliczenie pominiętych w powyższej notce motywacji obecności na rynku.
45 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
60-latek może być milionerem grającym dla rozrywki za końcówkę kapitału, żeby się wyłącznie sprawdzić i właśnie jego profil ryzyka może być zdecydowanie bardziej agresywny niż 30-latka zapakowanego na 30 lat w kredyt hipoteczny z niepracującą żoną i dwójka dzieci.
Brawo panie Adam, rzeczowy komentarz i taki „przyziemny” (czytaj chodzący po ziemi a nie bujajacy w obłokach).
A najważniejsze jest właśnie to podkreślone zdanie – „nie istnieje inwestowanie w oparciu o analizę techniczną bez analizującego i interpretacji.”
W dawnych czasach, gdy analiza techniczna nazywała się też chart reading – oznaczało to, ni mniej ni wiecej, właśnie analiza i interpretacja wykresów (na podobieństwo czytania map i wyznaczania kursu).
Nie dało się tego zrobić (to jest czytać rynku i wykreslać jego przyszły kierunek) bez znajomosci od podstaw rzemiosła analitycznego i podstawowych zasad tradingu (co, kiedy, dlaczego) – podobnie jak żeglarskiego fachu i kunsztu, by doplynąc bezpiecznie do portu przeznaczenia, zwanego Profit Harbour.
Systemy mechniczne, gdzie tradingu dokonują automaty w oparciu o jakieś algorytmy, nie wymaga żadnej wiedzy, nie wymaga interpretacji i niby uwalnia od stresów i rozterek psychologicznych,
Wszystko niby jest obiektywne, ale do czasu aż wystąpi dywergencja, czyli rozbiezność wskazań indykatorów, a wtedy d… zbita. Bo nie wiadomo co robić, jak robić i stress narasta jak cholera, bo dotychczas było lekko,łatwo i przyjemnie. A teraz komputer i uzutkownik głupieją.
A nie tak przecież hartowała się stal!
„nie istnieje inwestowanie w oparciu o analizę techniczną bez analizującego i interpretacji.”
Ciekawy pogląd. Nowa jakość, na miarę przewrotu kopernikańskiego, na blogu bossa? Z niecierpliwością czekam, aż znajdzie Pan chwilę czasu.
>Nowa jakość, na miarę przewrotu kopernikańskiego
Generalnie to pogodziłem się z faktem, że internet przynosi inflację pewnych pojęć, ale przykładanie przewrotu kopernikańskiego do dyskusji na blogach wykracza poza moje pojęcie przewrotu.
Paradoks polega na tym, że ja nie potrzebuję udowadniać subiektywności AT, bo traktuję subiektywność za oczywistą i godzę się z konsekwencjami tego podejścia. To zwolennicy obiektywnych metod, jak Lucek, Kathay – przy zachowaniu różnić pomiędzy nimi – mają obowiązek udowodnić swoje punkty widzenia. Nie przypadkowo w komentarzach opisywałem działania Tomka, jako „zabiegi obiektywizujące” a nie obiektywną AT. Jeśli przychodzi ktoś do mnie i mówi mi, że teraz będzie obiektywny, to ja mówię OK, ale pokaż metodę pozwalającą posługiwać się pojęciem obiektywności. Wymienienie kilku zabiegów z zakresu przekopania danych historycznych nie czyni metody obiektywną a AT nauką. Wręcz przeciwnie – już na wejściu widać rafy, które rozbija się statek płynący pod flagą Obiektywna AT. Wyprzedzając nieco dyskusję wydaje mi się, że jedynym owocem zabiegów obiektywizujących będzie tylko potwierdzenie subiektywności AT i stwierdzenie faktu, że wszyscy mówią prozą albo wierszem.
To mówienie/pisanie prozą akurat w tej dziedzinie jest wręcz męczące dla odbiorcy.
Dziękuję
@ Alicja
Dlatego GZ wyśmiewał często te wszystkie poetyckie zwroty o aprecjacji akcjonogramu.
Należałoby też zadać pytanie o granice analizy technicznej – co jeszcze jest analizą techniczną a co już nią nie jest. Można pytać o zadania, jakie stawia się wykresowi. Jeśli ktoś pyta wykres ile wyniesie WIG20 na koniec roku, to dla mnie to nie ma nic wspólnego z analizą wykresu, ale zwolennicy np tłoczenia w wykresy liczb Fibonacciego szybko wykreślą zakres fal na bazie korekty pokażą taki poziom.
W większości przypadków na wykresie daje się odczytać tylko takie banały w stylu wsparcie tu a opór tu. Myślę, że człowiek pogodzony z ograniczeniami AT – lub ostrożniej – ograniczający możliwości AT nie będzie zadawał kolejnych pytań, żeby nie dostawać odpowiedzi za wszelką cenę.
Osobiście mam wrażenie, że w AT można szukać raczej wyjaśnień pewnych zachowań rynku niż prognoz na przyszłość, co nie wyklucza faktu, że można budować na bazie wykresów subiektywne strategie inwestycyjne zakładające już na wejściu adaptację do zmieniających się sytuacji rynkowych (a więc te wszystkie działania, które Kathay w swoich tekstach grupuje pod pojęciem discretionary trading).
„Nowa jakość, na miarę przewrotu kopernikańskiego (na blogu bossa)”!
Czyżby heretycy ze świątyni naukowej AT doznali nawrócenia czy też tylko ujawnił nam się krypto wyznawca podejścia zdroworozsądkowego? 🙂
Oczywiście nie mam tu na myśli niewiernego Tomasza. 🙂
No ale żeby Lucka nazwać obiektywistą to nie odważyłbym się tak daleko posunąć. Myślę, że się żachnie bo jego PA jest bardziej elastyczne i jednak bliże szkoły interpretacyjnej (która bierze pod uwagę fazę w jakiej aktualnie znajduje się rynek), mimo że stosują tam (w metodzie price action) pewien typowy zestaw reguł interpretacyjnych. Ale najlepiej to Lucek sam może to skomentować.
Już po trzech wpisach profesora Kathaya napisałem tak sążnisty komentarz polemiczny, że chyba dałoby się sklecić z tego małą książkę.
Nie chcąc przynudzać ale też zmarnować swoich wysiłków przytoczę w tym miejscu parę uwag.
Podpowiadam więc, że analizę techniczną dzieli się umownie na dwie generalne grupy/(sub)kategorie – tak zwaną subiektywną AT oraz tak zwaną obiektywną AT (choć chyba raczej powinno się te określenia ujmować w cudzysłów). Rozdział ten rozpoczął się nabrał tempa w drugiej połowie lat 90-tych, gdy upowszechniła się technologia komputerowa.
Subiektywna AT ( czyli klasyczna), zwaną również interpretacyjną polegają na identyfikacji figur/wzorów i ich konfiguracji oraz trendów ich interpretacji przez analityka, w danym kontekście rynkowym ( czyli z uwzględnieniem fazy rynku i wolumenu), na podstawie jego wiedzy, doświadczenia i intuicji.
Nowsze wydanie AT, tzw obiektywna AT, zwaną też matematyczną lub statystyczną, polega na posługiwaniu się (subiektywnie dobranymi) narzędziami statystycznymi w celu rozpoznania rynku, i różnych indykatorów, interpretacja których oparta jest na ścisłych (sztywnych) regułach i algorytmach, według których generowane sygnały zakupu i sprzedaży .
Obiektywne metody TA są precyzyjnie zdefiniowanymi procedurami, które z założenia mają dać jasne i precyzyjne sygnały, nie pozostawiające wątpliwości interpretacyjnych. Umożliwia to łatwe ujęcie ich w algorytmy oraz ich back-testy na komputerze, w oparciu o dane historyczne, co w pewien sposób obiektywizuje ich skuteczność. Nie daje to jednak wcale żadnej pewności, że skuteczność ich wskazań powtórzy się dziś czy jutro.
W związku z powyższym tzw obiektywna AT stosowana jest w systemach trading mechanicznego natomiast obiektywna AT (interpretacyjna) stosowana jest w przypadku trading dyskrecjonalnego.
Większości tekstów poświęconych analizie technicznej, od jej zarania, zgodnie podkreśla, że AT ma charakter subiektywny (podobnie zresztą jak analiza fundamentalna), co jest wprawdzie uważane za rzecz oczywistą i całkiem normalną ale też za jedną ze słabych stron AT.
Jednakże fakt ten wcale nie dyskredytuje takiego typu subiektywnego podejścia do analizy rynku (są szkoły o różnym stopniu subiektywności), gdyż w przypadku doświadczonego analityka o odpowiednim zasobie wiedzy, możliwe jest trafne rozpoznanie trendu rynku i właściwa ocena ryzyka.
Obiektywizm/obiektywny – to generalnie przeciwieństwo (subiektywizmu) – to jest nie obciążanie opinii wpływem własnych/osobistych odczuć, przekonań, uprzedzeń czy interpretacji; nie skrzywiony tendencyjnością (ubniased).
Czemu to piszę? Ano dlatego, że moim zdaniem mamy tu do czynienia z dysonansem poznawczym wynikającym z niewłaściwego, bo zbyt literalnego, rozumienia znaczenia słów „obiektywność” i „subiektywność”, użytych w kontekście AT. Po prostu Kathay zbyt dosłownie sobie te „inwektywy przymiotnikowe” przypisał do AT i na tym zbudował swój specyficzny pogląd na sprawę.
No i jeszcze po to aby pokazać, że oba określenia kategorii AT, są zasadniczo neutralne i mają się do siebie, mniej więcej tak, jak biegun dodatni oraz ujemny w bateryjce czy magnesie.
Dodatni nie jest wcale lepszy od ujemnego, co jeszcze bardziej dobitnie widać przy stosowaniu terminologii angielskiej – pozytywny versus negatywny. Podobnie jest przy japońskich świecach, niektóre kombinacje uważa się za Ying inne zaś za Yang, ale z tego powodu jedne nie są wcale lepsze ani gorsze od drugich. Wszystkie te określenia nie mają bowiem konotacji wartościującej a jedynie charakter opisowy pozwalający po prostu rozróżnić jedno od drugiego .
Tak więc obiektywna TA nie jest (i nie musi) być wcale lepsza od subiektywnej TA, tym bardziej że obiektywizm ten uzyskujemy poprzez subiektywne przypisanie pewnym wskaźnikom i ich wartościom pewnych cech rozstrzygających (co i jak) dzielających i służących z podstawę decyzji tradingowych.
Warto też wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo istotnym, aspekcie związanym ze stosowanie analizy subiektywnej i obiektywne. Otóż rosnąca popularność tzw obiektywnej AT, oraz systemów mechanicznych na niej opartych, wynika między innymi stąd , że ich użytkownik nie musi mieć żadnej wiedzy o danym rynku czy instrumencie, bo automatycznie polega jedynie na sygnałach generowanych przez program komputerowym, nie musi tez wcale analizować ani nawet myśleć. On ślepo podąża za decyzjami komputera na zasadzie odruchu Pawłowa.
Zaznaczmy to jeszcze dobitniej – a dokładniej rzecz biorąc stosujący automatycznie OT w tradingu polega nie na swojej wiedzy i doświadczeniach lecz na wiedzy i umiejętnościach autorów algorytmu tradingowego oraz software – skanera konfiguracji etc, oraz jego doborze narzędzi analitycznych i wskaźników.
Czyli musi mieć do matematyków i programistów oraz komputera pełne zaufanie i uznawać ich za super speców od interpretacji rynku (i to z uwzględnieniem umiejętności komputera do uwzględniania subtelności sytuacyjnego kontekstu rynkowego w każdym momencie).
W ten sposób pasuje więc matematyków, statystyków i programistów na wyrocznie w dziedzinie AT i tradingu.
Tymczasem od lat mamy do czynienia ze swoistym paradoksem ( co sam mogę potwierdzić w oparciu o swoje doświadczenia), że nawet większość tzw profesjonalistów wcale nie rozumie mechanizmów działania rynku i
sił leżących u podstaw zmian cen.
Przytoczę tu cytat, z mądrej książki o zaawansowanym tradingu:
“Przeciętny człowiek nie ma zielonego pojęcia co jakie siły napędzają rynki finansowe. O wiele bardziej zadziwiające jest jednak to, że przeciętny trader również nie rozumie co kieruje rynkami.
Wielu traderów jest całkiem zadowolonych ślepo systemów mechanicznych, opartych na formułach matematycznych, które zostały zweryfikowane testami (back testy) w oparciu o 25 letnie bazy danych aby „udowodnić” możliwości predykcyjne danego systemu tradingowegoi.
Jednakże większość z tych traderów nie ma absolutnie pojęcia o przyczynach i powodach ruchów rynku. Są to inteligentni ludzie, a wielu z nich para się tradingiem na rynkach finansowych, w ten lub inny sposób, od wielu lat i choć wielu z nich zainwestowało też znaczne kwoty na rynku papierów wartościowych.”
Tak więc pomimo tego, że rynki finansowe są największą areną interesów na świecie to SA jednocześnie najmniej rozumianym biznesem na rynkach światowych.”
PS
A tak w ogóle to powinno się raczej mówić nie o subiektywne AT ale raczej o tzw technicznym podejściu do tradingu (technical approach to trading), które opiera się na AT.
Z innej mądrej publikacji o systemach tradingu technicznego (z mojej przebogatej kolekcji) zapożyczyłem te oto słowa.
”Techniczne podejście (do analizy rynku –dopisek mój) polega na bezpośredniej obserwacji akcji cenowej, wolumeny obrotów, wielkości otwartych pozycji, ich wzajemnych powiązań, zindeksowania lub korelacji krzyżowej rynków, w celu podjęcia decyzji rynkowych.
Proste gromadzenie danych i ich mechaniczne zastosowanie (dla naszych potrzeb – dopisek mój) jest niewystarczające samo w sobie. Informacje te muszą być bowiem poddane subiektywnej ludzkiej ewaluacji prowadzącej do decyzji opartej na ich interpretacji, zazwyczaj opartych o standardowe kryteria i reguły.
Metody stosowane analizie i obróbce (manipulacji) danych rynkowych nazywane są analizami technicznymi.”
Autora jednak łaskawie nie wspomnę ( bo ”nie mam zamiaru czepiać się nazwisk” :)), tytułu zresztą też.
Poka.
@astanczak
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Chętnie przeczytałbym osobny wpis na ten temat.
PS. Z tym przewrotem kopernikańskim, to była aluzja do Kanta.
@ Alicja
Ja wiem, że długie teksty Cię nużą i jako kobitka jesteś raczej wzrokowcem, więc wolisz obrazki ( a im bardziej kolorowe tym lepiej ). 🙂 No i fajnie, bo ilustracją graficzna jest najlepiej przyswajalna.
Ale, moja droga, w procesie edukacji nie da się obyć od analizy deskryptywnej, czyli opisowej. Bo trzeba wyjaśniać to czego adept nie może dostrzegać, zwracać mu uwagę na istotne aspekty by łatwiej i lepiej postrzegał na czym w danym przypadku polega istota problemu.
żeby lepiej zilustrować (słownie) o co mi chodzi posłużę się analogią brydżową, jeśli grasz to łatwo zrozumiesz, a jesli nawet nie to też chyba zrozumiesz o co mi chodzi.
Gracza uczonego licytacji instruuje się, że przykładowo posiadając rękę z czterema kartami w kolorze starszym o danej sile punktowej należy dać taka a taką odzywkę.
Problem jednak w tym, że rąk o podobnej sile z czterokartem starszym może być cała plejada i karta karcie nie równą. Jedna ma dwa kolory, inna ma skład zrównoważony a inna niezrównoważony. W jednej figury są w kolorach kluczowych a winnej gołe (niechronione), w jednych są skupione w sekwensie a w innych rozstrzelone. Różna jest tzw uroda karty, to jest jedna karta jest bardziej treściwa (bo zawiera dziesiątki i dziewiątki, nie liczone do punktów ale stwarzające okazje impasowe a więc realna szanse na lewę, co znaczy że w danej sytuacji mogą być więcej warte niż samotna dama warta 2 punkty. I tak dalej.
Opis systemowy mówi sucho i krótko dajemy taka a taka odzywkę, tymczasem czasem lepsza może być inna bo lepiej opisuję naszą rękę w danej sytuacji.
A pełny opis interpretacyjny danej karty może zając jedna czy nawet dwie strony, natomiast doświadczony grać czuje to w lot na pierwszy rzut oka.
Podobnie jest z analizą techniczną i rozpoznawaniem konfiguracji graficznych, liczy się wiele elementów i elastyczne podejście umiejscawiające je w konkretnym kontekście rynkowym, co może prowadzić do zupełnie innej konkluzji niż proste i sztywne rozpoznanie danej figury.
Jak mawia lesserwisser – „Aby właściwie rozpoznać głowę z ramionami to trzeba mieć łeb na karku.” 🙂
Mam nadzieję, że w miarę przejrzyście to wyłożyłem.
@ osoamoroso
mhmm nie spodziewałem się Kanta, więc pewnie nie odnotowałem tej aluzji. Mieliśmy tu kiedyś dyskusję na temat tezy Lucka „trade what you see not what you think” i wówczas sygnalizowałem, że po Kancie trudno utrzymać na rynku tezę, że możliwy jest trading bez interpretacji.
Zaskoczony jestem jednak tym głosami, że blogi bossy były jakąś tam krynicą obiektywności. Wydawało mi się, że Kathay ma dwie twarze – jedną propagującą algorytmy i systemy a drugą zerkającą na finanse behawioralne. Możliwe, że skrzywił to tak, że pierwsze przedstawiał, jako zaletę a drugie, jako wadę – chorobę i lekarstwo na chorobę. Dla mnie pierwsza była propozycją a druga opisem faktów.
Grzesiek Zalewski również lubił pokazywać pułapki na rynku, ale miał chyba sporo zrozumienia dla ludzkich słabości.
Najbardziej pozytywistyczny był zawsze Jacek Tyszko.
Moja skromna osoba raczej omijała tematy psychologii i racjonalności z prostej przyczyny – interesuje mnie rynek, jako całość tego co na nim jest grane. Nawet pisząc o bańkach spekulacyjnych starałem się raczej szukać klucza do nich i dyskusji na ich temat a nie stawiać w pozycji osoby, która „wie lepiej”.
Panowie blogerzy, mamy do pomyślenia…
@ lesserwisser
w tym szerokim opisie różnić trudno znaleźć granicę między ilościową AT a quantami czy algotradingiem. Nie masz wrażenia, że próby „zobiektywizowania AT” są pochodną sukcesu – również medialnego – i tajemnicy, jaka otacza quantów? W tej poetyce quants jawią się, jako hakerzy rynku. Geekowie, którzy za sprawą studiów na Caltech mają umiejętności matematycznego rozpracowania tajemnicy rynkowego wszechświata. Tylko patrzeć, jak Hoolywood zagospodaruje to pole nowym Matrixem umieszczonym w środowisku Hedge Funds.
{bossa.pl]
Jakoś nie miałem takich skojarzeń, ale przemyślę sobie to i wieczorem postaram się dać głos, bo sprawa jest wielowątkowa.
Znamienne jest jednak to, że w swojej polemicznej krytyce cały czas stosowałem podobne określenie „obiektywizacja” AT.
„To zwolennicy obiektywnych metod, jak Lucek, Kathay – przy zachowaniu różnić pomiędzy nimi – mają obowiązek udowodnić swoje punkty widzenia.”
Oświadczam niniejszym, że nie interesuje mnie wydumany problem, który został wywołany przez Kathaya.
Proszę wrócić do
https://blogi.bossa.pl/2011/04/22/subiektywizm-analizy-technicznej/
Nie będę więc niczego udowadniać, gdyż wydaje mi się, że udowodniłem już wielokrotnie, że mam zupełnie odmienne zdanie niż autor tego bloga na wiele spraw związanych ze stosowanie Analizy Technicznej.
Kathaya uważam za największego polskiego TEORETYKA AT, który potrafi tak kierować dyskusję, że zawsze wychodzi na to, iż jest on ostatnią instancją w wielu poruszanych kwestiach. Skoro ja nie stosuję zautomatyzowanych systemów transakcyjnych, wobec tego nie jestem zwolennikiem Obiektywnej Analizy Technicznej, wg definicji autora.
Ale ja nie jestem także zwolennikiem Subiektywnej Analizy Technicznej.
Więcej powiem, nie wiem nawet czy takie analizy istnieją.
Jestem natomiast zdecydowanym zwolennikiem stosowania w tradingu Analizy Technicznej z naciskiem na słowo STOSOWANIA.
Opowiadanie o AT mało mnie tak naprawdę interesuje, gdyż po 20 latach nauki, patrzenia na wykresy, czytania na ten temat nie ma w tym nic nowego, raczej staje się to nudne.
Jestem zwolennikiem stosowania techniki PA, gdzie widać jak na dłoni górki i dołki, czyli poziomy na których spotkał się popyt z podażą.
Żaden wskaźnik nie nadąży za tym, co najwyżej potwierdzi nam, ze tylko jedna ze stron rynku uzyskała przewagę.
Nie interesują mnie testy, które pokazują niesamowite osiągi w przeszłości, co nie znaczy, że kiedyś tego nie stosowałem.
Uważam, że wszyscy, którzy wymyślili cokolwiek nowego w całej historii AT, musieli mieć swoje subiektywne spojrzenie na rynek, na to co analizowali i na wnioski, które wypływały z tej analizy.
Podpieranie się dwoma średnimi jako oznaką obiektywności, do mnie nie przemawia. Bo Daryl Guppy z tych dwóch średnich uczynił GMMA i w swoich newsletterach w sposób subiektywny analizuje rynki.
http://www.guppytraders.com/
Zdecydowanie preferuję praktyków, którzy mniej teoretyzują na temat AT, skupiając się na tym co w tradingu najważniejsze.
Reasumując, opowiadam sie za subiektywnym spojrzeniem na AT w tradingu. Price Action jest tego najlepszym wyrazem, gdyż obrazuje rynek, na którym są tylko dwie strony: kupujący i sprzedający.
I tylko jedna z tych stron może osiągnąć przewagę.
Moje subiektywne spojrzenie pozwala mi ocenić, czy ta przewaga jest osiągnieta na dłuższy czy krótszy okres. To z kolei pozwala podejmować właściwe decyzje. Gdyż obojętnie co kto stosuje, musi trzymać sie zasad, czyli tzw. żelaznych reguł obowiązujących w Analizie Technicznej.
Lucek, przecież Kathay nie stawia znaku równowagi pomiędzy obiektywną AT a systemami. Jeśli dobrze rozumiem jego punkt widzenia i dyskusję na ten temat, to owa obiektywna AT ma dostarczyć tylko fundamentów do budowania swoich pozycji na rynku i odrzucać pozorne fundamenty. Relacje pomiędzy sprawdzonymi na danych historycznych narzędziach AT a handlem jest inna niż sugerujesz.
To zresztą ciekawe, bo twój zarzut brzmi – Kathay teoretyzuje a mój, że obiektywna AT nie ma niczego wspólnego z teorią. Jak rozumiem przeciwstawiasz teoretyzowanie praktyce na rynku. Po prostu mamy inne rozumienie tego, co można nazwać teorią.
„przecież Kathay nie stawia znaku równowagi pomiędzy obiektywną AT a systemami”
Cytat:
„Kiedy przyłożymy taki punkt odniesienia do O.A.T (Obiektywnej Analizy Technicznej) z łatwością wywnioskujemy czy ona działa czy nie ponieważ weryfikacja jej nie nastręcza trudności. Przecięcie na przykład 2 średnich puszczone w ruch automatem i bez ingerencji człowieka staje się pokazem skuteczności (lub nie) A.T. w samej sobie. Mamy prawo w pełni ocenić pozytywną lub negatywną skuteczność jej i tylko jej działania.
Co jednak gdy do wyciągania tego rodzaju wniosków zabierzemy się w przypadku S.A.T (Subiektywnej A.T.)? Jeśli inwestor dowolny etap decyzyjny opiera na własnych subiektywnych szacunkach i intuicji, wygasa prawo bezstronnego oceniania skuteczności A.T. przez pryzmat zysków. Jeśli narysuje linię wsparcia czy linię trendu w ten a nie inny sposób i wygeneruje stratną transakcję, to winę przypisać jemu czy A.T. (czyli użytemu narzędziu w postaci linii) ???”
Nie stawia? Naprawdę źle rozumiem to co pisze?
„Po prostu mamy inne rozumienie tego, co można nazwać teorią.”
Być może, ale pokaż mi jeden wpis Kathay’a, gdzie pokazałby swój kawałek wykresu, spróbował na jego podstawie pokazać działanie AT.
Moim zdaniem on opowiada o AT, a najbardziej lubi opowieść o Żółwiach.
Opowiadanie o cudzych wyczynach to jest wg mnie teoretyzowanie, bo to jest tak samo, gdy Wojewódzki opowiada o śpiewaniu. Ktoś wychodzi, śpiewa, a teoretyk zaczyna opowieści jak to wg niego powinno brzmieć.
Być może Kathay ma osiągnięcia w tradingu na miarę swojej wiedzy. Dlaczego jest tak skromny i nie chce się dzielić swoją praktyczną wiedzą?
Naprawdę pomiędzy OAT a konkretnym tradingiem jest różnica. Wrzucasz do jednego worka dwie części procesu.
>Dlaczego jest tak skromny i nie chce się dzielić swoją praktyczną wiedzą?
Jak rozumiem pytanie jest prowokacyjne, ale wyjaśnijmy to raz a dobrze – blogi nie są miejscem na takie sprawy. Tu nikt nie będzie pokazywał, jakim fantastyczny mamy dział analiz, jakie świetne mamy wyniki i jak słabą konkurencję. Nigdy na blogach bossy nie pojawiły się ataki na inne biura czy pracowników innych biur itp. Michał Wojciechowski zdefiniował publicznie kiedyś politykę biura w tej kwestii – interesuje nasz poszerzanie rynku a nie walka z innymi na rynku. Blogi nie są też miejscem publikowania rekomendacji, analiz czy systemów transakcyjnych i nigdy takim miejscem nie będą. To nie jest medium zbudowanie do załatwiania takich spraw.
PS. widzę, że komentarze od nas wchodzą bez podpisu zatem: łubudubu to pisałem ja, Adam Stańczak.
„Wrzucasz do jednego worka dwie części procesu.”
Skoro tak twierdzisz – to mój błąd.
Wobec tego sam o tym nie wiedząc, jestem zwolennikiem OAT, bo też tak twierdzisz. Nic z tego nie rozumiem, ale niech będzie, nie wiem już jakie jeszcze są te AT:)
Co do drugiej części odpowiedzi, to ja nie chcę, żeby zostały naruszone jakiekolwiek reguły obowiązujące na blogach BOŚ.
Kiedyś Kathay pisał u GZ na futures.pl, tam widocznie były podobne reguły. Jeszcze dawniej, gdy nikt nie wiedział co to blog, ukazywały się wpisy na pl.biznes.wgpw podpisywane tym samym nickiem. Tam też nie było łamania reguł:)
Wobec niemożnosci złamania reguł, trzeba przyjąć na wiarę, że stosowanie OAT jest lepsze niż SAT chyba, że zdarzy się oszustwo takie jak 4 lutego 2004.
@ Less…
Ja po prostu jestem za jak największymi uproszczeniami. Za prostotą.
I uważam, że tu powinna panować zasada – „im trudniejszy problem, tym prostsza interpretacja, wyjaśnienia”
A często mam wrażenie, że wymagam cudów.
Nudzę mnie długie teksty, ale tylko takie, po których się zastanawiam o czym wogóle autor pisze, co miał na myśli.
Jest ze mną jeszcze gorzej. Potrafię po przeczytaniu kilku zdań, których nie rozumiem, przestać wogóle czytać. Zarówno w przedmiocie jak i podmiocie 😀
Wykresy, diagramy są dla mnie wygodne, bo jednym spojrzeniem ukazują tak dużo. A kolory to wspomagają. Dlaczego mam jeszcze bardziej tracić wzrok na rozpoznawanie kolejnej siwej kreski?
I nie przekładaj to na inne rzeczy. Bo w życiu uwielbiam małą czarną 😀
@ adamstanczak vel [bossa.pl]
Co to się wyrabia, tym razem muszę zgodzić się z Luckiem. 🙂
Ba, trafnie też wyczułem, że odżegna sie on od optymalizmu.
Wprawdzie doceniam koleżeńską postawę i próbę stonowania wymowy wielce subiektywnych tekstów o cudownej obiektywnej AT, ale. Ale starajmy się jednak dążyć do obiektywizmu w swoich subiektywnych sądach. Kathey bywa „ślepy i głuchy”. ślepy bo nie widzi tego co inni dostrzegają (nie tylko na wykresach) a głuchy to jest na argumenty i troche zbyt uparty no i ma tendencję do dogmatyzacji pogladów.
A jednak lubię czytać jego teksty, choć często sie z jego subiektywnymi oponiami nie zgadzam, bo raz że zazwyczaj porusza ciekawe tematy a dwa to to, że jakby nie był taki kontrowersyjny to bym nie miał okazji trochę sobie popisac i sie troche popisać. 🙂
I jakże nudny byłby wtedy ten pieski świat.
Problem jednak z tym, że ze względu na posiadana wiedzę w temacie, w którym siedzi, dla wielu staje się wyrocznią przekazująca prawdy objawione. Jak nie kumają tego co on pisze to myślą sobie, że po prostu jeszcze nie dorośli do tego by zrozumieć.
Co gorsza jednak, przyjmując takie poglądy za dobra monetę, bez włąściwego zrozumienia podstaw, mogą nieświadomie wyrobić w sobie błędne przekonania, bo teksty Kata bywaja na wysokim poziomie abstrakcji i wymagaja jednak pewnego przygotowania.
Najlepszy przykład to mój znajomy, który namietnie czytuje blogi rynkowe i wyczytał kiedyś, u Kathaya, że tak naprawde trend nie istnieje, sami sobie go wymyślamy i powołał sie tu na Eda Seykotę.
Sporo czasu zajęło mi tłumaczenie, że Big Ed wcale tak nie powiedział, tylko co innego miał na myśli. Mówi on, całkiem słusznie, że nie ma ma jednego trendu w danej chwili, tylko jest kilka różnych trendów o róznych interwałach, które wypadkowują jakimś jedny łącznym postrzeganym przez nas, ale znowu zależnie od przyjetego okresu. Opatrzyłem to odpowiednimi cytatami z samego cytatami z Seykoty.
Miałem nawet przygotoany tekst polemiczny ale w końcu go nie doszlifowałem i nie zamieściłem z braku casu. Ale uzupełniona i odświeżona wiedza w bańce została (chocby częściowo).
Wieczorkiem coś napiszę o subiektywnym i obiektywnym podejsciu technicznym do tradingu, tak jak widzieli go zawodowi traderzy towarami, z którymi rozmawiałem.
Jeśli zaś chodzi o fascynację Żółwiami to trzeba mieć świadomość, że oni wcale nie byli jakimiś super traderami tylko jak wytresowane małpki realizowali program tradingowy w oparciu o system tradingowy opracowany opracowany przez Denisa Richarda, często nawet nie do końca rozumiejąc o co wtym chodzi. Dużo w tej Żółwiowej historii jest dorabianej legendy, choć szkoła ta im sie na pewno przydała.
System tez nie nadawał sie wcale do ciagłego tradingu tylko z dużą kasa czekało się długo na duże swingi, na co nie każdy sobie mógł pozwolić.
I wcale nie pitolę.
Muszę popracować nad czytaniem tekstów Kathay’a bo ja tego dogmatyzmu nie dostrzegam. W sumie to chyba Tomek, jako pierwszy użył w moim otoczeniu pojęcia „zupy z żółwia”. Nie przypominam sobie jego fanatyzmu wobec żółwi – raczej pokazywanie metody, ale to było baaaardzo dawno. Generalnie mija kilkanaście lat, jak jakoś funkcjonujemy obok siebie i może dlatego widzę więcej szarości w tym co pisze niż czerni i bieli.
@ Alicja
A ja uwielbiam duże piwo (hebanowy nektar jak mawiają Australijczycy). 🙂
@ Lucek
Jesli pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą to jakimż dla Ciebie musi być zaskoczeniem, że uprawiasz poezję rynkową. 🙂
O jejku co ja napisałem! Już mi się zajączkuje bo piwo Foster lager reklamują jako ebony nectar – koloru kości słoniowej – a nie hebanu.
Chyba się starzeje, a pić się chce bo niektórych tekstów bez wódki nie razbieriosz. 🙂
Less…
Och nie przejmuj się. Ja i tak nie myślałam o małej czarnej… kawie, lecz o sukience 😀
Ale tak się zastanawiam, jeżeli Lucek po 20 latach nauki tradingu i tradingu wątpi już jaką analizę stosuje, po czytaniu blogów to co ma z tego wszystkiego zrozumieć początkujący?
Czy po prostu… ma nie rozumieć? 😀
@Lucek
Przeglądanie Twoich wykresów może wzbudzić tylko niemy zachwyt nad Twoimi zdolnościami. Z „teoretyzowaniem” Kathaya można się nie zgodzić, wytknąć błędy, obalić logikę, przetestować czy ma racje czy nie. Twoje wykresy pokazują tylko Twoje podejście i Twoją interpretacje. Tego nie da się nauczyć, jeśli nie będzie się myślało jak Ty.
Zanim mnie „zmasakrujesz”. Nie oceniam kto jest lepszym inwestorem, ani która metoda jest lepsza. OAT można sprawdzić w SAT trzeba wierzyć. A wiara jak wiadomo nie podlega ocenie.
@jerzy
Dlaczego miałbym Cię „zmasakrować”?
Skoro wolisz testować to co pisze Kathay, to możesz testować.
Ciekawe, do jakich dochodzisz wniosków? I co z tego wynika dla Twojego tradingu?
Co do moich wykresów, które wzbudzają „niemy zachwyt”, to akurat w tym wątku nie ma żadnych, z których mógłbym sie wytłumaczyć.
Skoro jednak uważasz, że trzeba jakiejś wiary, aby zrozumieć, że na rynku są tylko kupujacy i sprzedający, i że to oni kształtują wykres podejmując decyzje – to coż – nie jestem władny do tego, aby zmieniać Twoją wiarę:)
Właśnie na tym polega subiektywizm w podejściu do AT i albo jest to SAT (Skuteczna Analiza Techniczna) albo OAT (Opowiadana Analiza Techniczna).
OAT wolę w wykonaniu Johna Murphy’ego, na przykład pierwsza lepsza strona:
http://stockcharts.com/school/doku.php?id=chart_school:trading_strategies:john_murphy_s_ten_laws
Natomiast SAT zależy tylko ode mnie, dlatego moje wykresy są takie, żeby to mnie było z nimi „po drodze”. Jak czytam, gdy ktoś pisze, że „za duzo kresek, za dużo linii, za dużo kolorów”, a wszystko to
nazywa „wodotryskami”, to ja mu serdecznie dziekuję za dobre rady.
Ostatecznie w tym „showbiznesie” są tacy, którzy śpiewają i tacy, którzy pełnią role „jurorów”.
Kuba Wojewódzki ma wielu zwolenników, ale ja bym nie chciał słyszeć jak on śpiewa:)
@ astanczak – napisał
„w tym szerokim opisie różnić trudno znaleźć granicę między ilościową AT a quantami czy algotradingiem. Nie masz wrażenia, że próby „zobiektywizowania AT” są pochodną sukcesu – również medialnego – i tajemnicy, jaka otacza quantów? W tej poetyce quants jawią się, jako hakerzy rynku…..”
A ja odpowiedziałem – „Jakoś nie miałem takich skojarzeń, ale przemyślę sobie to i wieczorem postaram się dać głos, bo sprawa jest wielowątkowa.”
No i myślałem i myślałem i wcale mi takie skojarzenia nie nasuwały się więc już miałem odpowiedzieć „Nie mam, nie widzę, nie czuję”.
Może dlatego, że jestem wyznawcą starej szkoły technicznej analizy rynku, której wyjściem są bardziej o wzorce zachowań uczestników rynku niż analiza samych formacji cenowych.
Ale wertując literaturę w poszukiwaniu straconego wątku i straconego czasu na optymalizacyjne wsparcie mojej odpowiedzi (Kathayowi) znalazłem coś co zdaje się potwierdzać taki punkt widzenia. Dzielę więc odpowiedź na dwie różne części.
1. „w tym szerokim opisie różnić trudno znaleźć granicę między ilościową AT a quantami czy algotradingiem.”
W książce „Mechanical trading systems. Pairing psychology with technical analysis.” autorstwa R. Weissmana, znalazłem taki oto cytat odnośnie obiektywnej AT.
„The acid test for distinguishing an objective from a subjective method is th e programmability criterion: A method is objective if and only if it can be implemented as a computer program that produces unambiguous market positions (long, short or neutral).
All methods that cannot be reduced to such a program are, by default, subjective.
Objective TA methods are also referred to as mechanical trading rules or trading systems.”
Stąd już chyba nie tak daleko do algotradingu.
2. Jeśli idzie o pozostałą kwestię to widzę to tak.
W mojej ocenie wyjściowe próby „zobiektywizowania AT” są raczej pochodną pochodną wpadek (braków sukcesów) metod tradingu technicznego opartego na tradycyjnej analizie technicznej w latach 80-tych.
Może o tym świadczyć wysyp nowuch wskaźników technicznych w połowie lat 80-tych i przejście na ilościową obróbkę danych wraz upowszechnieniem się techniki komputerowej w tradingu.
Zapewne miał też na to pewien wpływ medialny szum wokół sukcesu Żółwi i aura tajemnicy otaczjąca ich metodę tradingu.
Ale sukces finansowy niektórych funduszy hedżingowych, stosujących wyrafinowane metody mechaniczne, oraz coraz trudniejszy rynek również popchnęły pozostałych graczy w ramiona tradingu automatycznego.
Efekt uboczny to niestety coraz mniejsze zrozumienie zasad działania mechanizmu rynkowego, bo ani graczom ani komputerom działającym w oparciu o algorytmy nie jest to potrzebne.
@Adam Stańczak
Rzucił Pan kilka perełek hojnym gestem, które ja czytając dopiero dzisiaj, nie mogę sobie odmówić, aby ich sobie nie policzyć, a nigdy to za póżno, bo opierają się chwili doraźnej a ciężar gatunkowy rozłożyć się może na wielką serię wpisów.
1. Pierwsza perełka jest o tym, aby osobowość inwestora i rzeczywistość rynku chronić przed modą psychologizowania, gdy więcej zasłania niż objaśnia.
2. Druga, że przedmiot i podmiot badania są w sprzężeniu zwrotnym. Niechże to będzie zaproszenie nie do psychologizowania ale ostateczne rozstanie z tzw. obiektywizmem.
3. Trzecia ukazała nam się w ustach Karla Popera, nauczyciela autora „Alchemii finansów” który zaleca „agresywne dążenie do obalania postawionych hipotez”. A ta jest mi chyba najdroższa.
Bawiąc się ostatnią, biorę ją pod światło, kontempluję falowo-korpuskularną strukturę rzeczywistości, o nierozplątanym na poziomie kosmicznym elektromagnetycznym strumieniu poznawczo-emocjonalnym, który uwalnia mnie od krów dychotomii w rodzaju: obiektywny a subiektywny, racjonalny a romantyczny, ścisły matematyczny a poetycki etc.
Wybierzmy się na przechadzkę pod wzgórze WIG20 2900 koniecznie jeszcze w tym tygodniu, pozwalając rynkowi kluczyć, zwodzić bo on za każdym razem pragnie tego jak my wody i powietrza.
Pozdrawiam serdecznie. Z Poważaniem.
@ Deli
Ładne to nawiązanie do natury świat(ł)a. Każdy, kto zada sobie trudu zrozumienia tego, co dzieje się fotonem, gdy próbuje przebić się przez szybę, już nigdy nie spojrzy starym okiem na własne odbicie w szybie. Z rynkiem też tak jest – wystarczy nowe spojrzenie i już przestaje się podążać starymi ścieżkami.
Opowiadając koszałki-opałki można gąski i sierotkę Marysię sprowadzić na złą drogę szczególnie jak one są nie z tej bajki.
Ten tekst dobry jest dla inwestora który dostał kolejny raz po tyłku i zastanawia się po co mu ta giełda 🙂 Ja też czuję niedosyt w wykresach Kathaya …. może mam kilka kobiecych cech po mamie i jestem wzrokowcem 🙂 Ja robiac test systemu, najpierw patrzę jak wpleciony jest w wykres i czy miejsca transakcji są zgodne z moim zamysłem i tego właśnie mi brakuje przy analizach systemów Kathaya. Swego czasu pisywał nick, który twierdził że pokazywanie swoich wykresow to fetysz (a może pornografia …. coś w tym stylu) i sobie wtedy uświadomiłem że każdy ma swoje SUBIEKTYWNE podejście do tematu 🙂 Lucek, jesteś trochę niesprawiedliwy bo zdarzało się, że dla zobrazowania startegii Kathay pokazywał wykresy ale raczej nie nawiązywał do aktualnej sytuacji lecz stosował wzory z materiałów źródłowych … Jak dla mnie to facet ma wiedzę, know how, wyrobione podejście i kilka istotnych rzeczy o rynku/trejdowaniu pozyskałem(czy teoretyk… nie oceniam), ale fakt mi zawsze tego barkowało, odniesienia teorii i wzorowych trejdów do sytuacji aktualnej na rynku. To właśnie wygląda tak, jakby użytkownik nie wiedział gdzie robic trejdy zgodnie z systemem który prezentuje (pokazywanie wyników narzędziami statystycznymi/matematyką nie jest dla mnie wystarczające).
w końcu;)przepraszam, iż wcześniej nie dojrzałam;)
tylko to taki lifting Kat
„jesteś trochę niesprawiedliwy bo zdarzało się, że dla zobrazowania startegii Kathay pokazywał wykresy ale raczej nie nawiązywał do aktualnej sytuacji lecz stosował wzory z materiałów źródłowych”
„ale pokaż mi jeden wpis Kathay’a, gdzie pokazałby swój kawałek wykresu, spróbował na jego podstawie pokazać działanie AT.”
Powinienem napisać SWÓJ dużymi literami, bo o to słowo mi chodziło.
Dalszy Twój opis jest zgodny z moimi odczuciami z tym, że mnie dodatkowo drażni ta maniera recenzowania każdego, nawet przypadkowego autora, który napisał choćby jedno zdanie, które Kathayowi się nie spodoba.
@ Lucek
Z całą miłością do Ciebie…
Przecież Kat nie czepia się ludzi tylko właśnie tych zdań.
Zawsze wstawiał o tym chociaż jedno zdanie 😀
@ astanczak
A pisał Pan, że nie uprawia psychologii 😀
Przecież w życiu jest dokładnie tak samo.
Niestety nie pamiętam autora, ale jest takie powiedzenie:
„Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów a… nowym spojrzeniu”
Polecam, działa wszędzie, nawet wobec kobiet 😀
@ Alicja
Staram się, jak mogę nie zapuszcza na pole psychologii. Pytanie dlaczego posty o psychologii wzbudzają tyle emocji?
Ale czy wzbudzają? Bo ja tego kompletnie nie widzę.
Na pewno nie większe niż posty o AT, o odwiecznych bataliach pomiędzy zwolennikami AF a AF nie wspomnę. Proszę zobaczyć ile emocji wzbudzają wykresy Lucka.
Mnie się wydaje, że jakąkolwiek sferę życia byśmy nie poruszyli: osobistą, zawodową, inwestowanie/trading – to wszystko jednak ma swoje źródło w głowie. Więc emocje zawsze będą i uważam, że to zdrowy objaw.
Nie da się tego oddzielić. Reszta, to tylko ich konsekwencja (nie)odpowiedniego wykorzystania w każdej z tych sfer.
„Proszę zobaczyć ile emocji wzbudzają wykresy Lucka.”
Luckowe wykresy są do zniesienia (czytaj są przejrzyste i w miarę czytelne dla osoby postronnej i jako tako przygotowanej)i i są sporządzane w celsach wybitnie samolubnych (czytaj na własne prywatne potrzeby). Nie wiem czemu one wywołują „tyle” emocji ( i cxy to one?).
Widywałem gorsze (czytaj dużo mniej czytelne i przejrzyste)a sporządzane na potrzeby bardziej publicznei publikowane w prasie czy w sieci (rózne geometrie Drummonda, Ganny ,Ellioty i ich kombinacje).
Ja trochę cxytam charty (ale nie wszystkie szkoły znam i rozumiem), trochę znam się na planach architektonicznych, jako tako mogę rozeznaać się w prostych podkładach geodezyjnych.
Ale, na przykład, nic nie kumam ze schematów elektronicznych, jednak ten bolesny fakt wcale nie wzbudza u mnie żadnych emocji.
@ Less…
Ale Ciebie porusza co innego 😀 Kilka przykładów bym znalazła ;D
W każdym z przykładów przykładasz się ŚWIETNIE;)Każda pomoc ze strony naszych traderów jest pomocna. Nigdy z niej nie skorzystam. Pozdrawiam.
@ Julka
podoba mi się twoje zafiksowanie na funkcji ekspresywnej języka – polecam jednak mówić do lustra, wówczas nie będziemy tracili czasu na rozszyfrowanie do kogo mówisz, komu odpowiadasz i dlaczego w dialekcie zrozumiałym tylko w twojej łazience. Wróć, jak wyjdziesz z okresu w rozwoju, w którym jedynym komunikatem, jaki jesteś wstanie wydawać to „Hello World!” jednocześnie radując się faktem, że pozostał po tobie ślad w cyberprzestrzeni. W innym wypadku do swojego każdego wpisu dodawaj kolejny podpisany przez C-3PO, który będzie tłumaczył z łazienkowego na polski.
„polecam jednak mówić do lustra, wówczas nie będziemy tracili czasu na rozszyfrowanie do kogo mówisz”
Julka mówi do Any, Ana mówi do Julki, a obie jednocześnie mówią do Misiaczka.
Ciekawe czy Misiaczek mówi do rzeczy?
PS
To teraz chyba kolej na Bubę lub Ziutę.
🙂
„To teraz chyba kolej na Bubę lub Ziutę”
A może Dzidzia?
Taka długonoga blondynka w różowych kozakach powyżej kolan?
Nie będę użalać się nad tymi, którzy mają problemy z interpretacją „języka łazienkowego”? Julka do Any, Ana do Julki, to chyba zabawniejsze niż komentowanie samego siebie pod różnymi nazwami?