W oryginale „One good trade” – to tytuł mojej urlopowej lektury (już tylko dlatego dobrze mi się kojarzy:-)), o której obiecałem napisać po powrocie i podzielić się doznaniami.
Zanim wziąłem ją do ręki wiedziałem, że to sprzedażowy bestseller, może nawet dlatego właśnie chciałem ją jak najszybciej posiąść. Pierwszy nakład zszedł w zawrotnym tempie i wydawca musiał zrobić dodruk. Biorąc się za czytanie miałem w zasadzie jasny plan- odkryć dlaczego ta książka zamieniała się tak szybko w hit. Myślę, że znalazłem odpowiedź, a w zasadzie kilka. A nawiasem mówiąc mam pewien niedosyt w kilku kwestiach po zakończeniu:)
A więc:
Primo
Subtytuł książki brzmi: “Inside the Highly Competitive World of Proprietary Trading” czyli mniej więcej “W środku wysoce konkurencyjnego świata prop tradingu”. Termin “prop trading” oznacza taki rodzaj spekulacji, którą firmy robią wyłącznie za własne, firmowe środki, wynajmując do tego ludzi z zewnątrz. Robiły to największe banki na Wall Street dopóki nie zabroniono tego „antykryzysową„ ustawą z tego roku, robi to do dziś setki małych firm prywatnych na całym świecie, również i w Polsce. Dla tysięcy młodych ludzi to przepustka do nauki, kariery i sprawdzenia się w tradingu. Rozmawiałem z ludźmi, którzy przeszli przez wiele tego rodzaju firm, które czasem bardzo diametralnie różnią się kulturą szkolenia, pracy, wynagradzania itd. Tę książkę pisze współwłaściciel jednej z nich – Mike Bellafiore i w mojej ocenie to co stworzył mieści się w topie tej branży. Ponieważ tysiące chętnych chciałoby w przyszłości dostać tego rodzaju pracę więc poznanie jej od kuchni, po raz pierwszy w formie książkowej, jest koniecznością
Na marginesie – jeśli ktoś oglądał serial „Wall Street Warriors” to bodajże w drugiej części występuje młoda, czarnoskóra absolwentka uczelni biznesowej, która dostaje się do takiej właśnie prop firmy i próbuje nauczyć się tradingu. To jest właśnie ta firma z książki! Nazywa się SMB Capital.
Secundo
Autor opisuje jak odnieść sukces w tym co sami robią czyli tzw. Tape reading. Nie jest to typowy trading na podstawie wykresów, bardziej liczy się tam obserwacja wolumenu, wielkość i budowa zleceń na widełkach, przebieg cen w układzie jednominutowym i charakterystyczne formacje, które się na podstawie wszystkich tych czynników układają. Książka nie zdradza wszystkich tajników choć odkrywa kilka pomysłów. To nie jest trading dla każdego – dziesiątki transakcji dziennie (tylko w akcjach), szybkie strzały, bardzo wąskie stopy, duża trafność ale i duże zyski. Nie padają tam wprost żadne wyniki ale można wywnioskować, że najlepsi notują trzycyfrowe stopy zwrotu licząc w procentach i przy użyciu kapitału wielkości 250 tys $. To działa na wyobraźnię oczywiście. Ale trudno pominąć naprawdę niezły akcent edukacyjny. Przy tym Mike znakomicie wykłada wszystkie inne składniki, konieczne do odniesienia sukcesu. Co ważne- sukcesu dostępnego dla każdego normalnego człowieka, który nie kończył Harvardu czy innych uczelni z Ivy League.
Tertio
SMB bardzo mocno istnieje w internecie. To doskonałe edukacyjnie materiały, niejednokrotnie miałem przyjemność je przeglądać. Poczynając od strony http://www.smbtraining.com , bloga, przez twittera, youtube, chaty a nawet CNBC, gdzie w okienku, które mają do dyspozycji nie bawią się w przepowiadanie przyszłości ale konkretne wskazówki inwestycyjne. SMB to już brand name a internet to w tym biznesie doskonały kanał reklamy jeśli firma ma się czym na co dzień pochwalić
Quatro
Lektura chwilami zwalnia tempo i wpada w dłużyzny by za chwilę zaoferować kilka prawdziwych smaczków. Jak choćby ten o tym jak przez ostatnie 10 lat ten styl gry ewoluował. Albo jak radzą sobie z algorytmami tradingowymi, które totalne zepsuły im rynek. Czy historia jednego z head traderów, który wpadł w spiralę strat i zdesperowany szuka pomocy psychologa sportowego a ten „wyleczył” go sposobem dziennika transakcji a więc pomysłem, który dopiero teraz po latach niewiary sam doceniłem.
„Jedna dobra transakcja” to filozofia owej firmy. Chodzi pokrótce o to by dla osiągnięcia skuteczności celem było nie gonienie za samymi pieniędzmi ale kolejnymi, zyskownymi transakcjami. Ciężko takie rzeczy wykłada się w najgrubszej nawet książce i wiem, że wielu czytelników nie zrozumie tej idei albo ją po prostu pominie. Wpadłem na pomysł jak wyjaśnić ją krótko:
Wyobraźmy sobie, że na naszym rachunku inwestycyjnym znajdują się same żetony, jak w kasynie, a my nie znamy wartości pojedynczego. Naszym zadaniem jest pomnażanie ich w ciągu wielu transakcji koncentrując się wyłącznie na optymalnych warunkach transakcji a nie wartości kosztów i zysków. Wartości paraliżują albo generują brawurę. A chodzi o to, że aby poradzić sobie ze stoma tysiącami musimy najpierw nauczyć się pomnażać sto dolarów.
Czy warto sięgnąć po tę pozycję? Ja zrobiłem to dla ciekawości a przede wszystkim pasji. Pasjonatom powinna się spodobać. Krótkoterminowym traderom również. Typowym inwestorom może wydawać się zbytnim hardcorem 😉
—***Kat***—
35 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
„A chodzi o to, że aby poradzić sobie ze stoma tysiącami musimy najpierw nauczyć się pomnażać sto dolarów.”
Tak, zanim zrobimy 200 punktów, najpierw nauczmy się zrobić tych punktów dwadzieścia:)
Dziennik transakcji to doskonałe narzędzie, kto go nie prowadzi i nie czyta, niech żałuje. Historia Magistra Vitae 🙂
PS
A Lucek ciągle musi udowadniać, że jego droga tradingu jest jedyną słuszną.
Wall street warriors series wydawał mi się jak „taniec z gwiazdami”. W ogóle to jak ktoś wie o co chodzi, to nie lubi takich filmów. Po prostu bzdury pod publikę.
„Wyobraźmy sobie, że na naszym rachunku inwestycyjnym znajdują się same żetony, jak w kasynie, a my nie znamy wartości pojedynczego. Naszym zadaniem jest pomnażanie ich w ciągu wielu transakcji koncentrując się wyłącznie na optymalnych warunkach transakcji a nie wartości kosztów i zysków. Wartości paraliżują albo generują brawurę.”
Przy dyskrecjonalnym bardzo dobra metoda na psychikę. Do tego idea, żeby nie być cały czas, a polować z bardzo dużą skutecznością jest fajna – jeden problem – trzeba obserwować i siedzieć.
Panie Jadwisieńczak, Lucek niczego nie musi, ale Lucek wszystko może, bo już jest emerytam, a oni tak mają:)
Ale kto Panu naopowiadał takich bzdur, które Pan powtarza, że Lucka droga jest jedyną słuszną? Włącz myślenie!!! Głupota zabija!!!
A ja mam takie proste pytanie, a zasadniczo to nawet dwa.
1. Jak właściwie rozumieć tytuł książki (bo subtytuł to wyjaśniono)?
Czy chodzi o to, że ”Jeden dobry sztos odmieni twój los”, czyli chodzi o dokonanie jednej transakcji życia, odpowiednio zyskownej.
2. Jakie przesłanie chce nam autor przekazać w tej książce?
Czyli co ważnego można z niej wynieść.
lessserku
Kathay napisał: „„Jedna dobra transakcja” to filozofia owej firmy”
Ale tu nie chodzi raczej o jeden złoty strzał, ale o „A good trade” A=ONE. Tak jak się mówi – one good car i patrzy na 50 letni wciaz jezdzacy zabytek. Nie mamy więc na myśli ilości, a wskazanie konkretnego obiektu.
W tym przypadku będzie to skupianie się na mastering your trading, wybieraniu najlepszych transakcji, a nie jednej pojedynczej.
exnergetyczku,
słyszysz że dzwonią, ale chyba jeszcze nie wiesz, w którym kościele.
To już nieźle, bo znaczy to , że słuch masz dobry ale wzrok jeszcze nie taki, albo jeszcze niedobraną optykę w okularach (mędrca szkiełku i oku), alboś nie czytał jeszcze (dobrze) „One good trade”. 🙂
Poczekaj do wieczora.
pit-olisz Pan ;), nie czytałem jeszcze, widziałem Wall St. Warriors i tę czarnulkę 😉
Co jest z wami starsi traderzy dyskrecjonalni, ze jestescie tacy zgorzkniali? Inaczej traderów opisywał Di Napoli, gdy mówił, ze to praworządni, porządni i przystepni ludzie. Widać, tacy wyginęli.
A co do książki : „One Good Trade is filled with anecdotes of real traders facing real challenges in learning and mastering markets. Mike covers the fundamentals of trading success, from discipline and hard work to keeping daily work plans and mastering basic trading plays.” Wiec dobrze pisalem. Bóg z Wami ;).
Kathay pisze :
„Jedna dobra transakcja” to filozofia owej firmy. Chodzi pokrótce o to by dla osiągnięcia skuteczności celem było nie gonienie za samymi pieniędzmi ale kolejnymi, zyskownymi transakcjami. Ciężko takie rzeczy wykłada się w najgrubszej nawet książce i wiem, że wielu czytelników nie zrozumie tej idei albo ją po prostu pominie. Wpadłem na pomysł jak wyjaśnić ją krótko:”
Dalej już nie cytuję wyjaśnienia, bo raz to go zbytnio nie rozumiem a dwa nie przemawia to do mnie, ale to nic dziwnego bo ja coraz częściej wielu rzeczy i idei nie jestem w stanie pojąć!
Ale również i konstatacja wstępna do mnie nie przemawia, gdyż albo odmiennie rozumujemy, albo zwracamy uwagę na inne rzeczy, albo też niezbyt dokładnie czytaliśmy tę książkę, jak to się czasem zdarza. W moim bowiem odczuciu inne było przesłanie autora, co postaram się wykazać.
Tytuł omawianej książki brzmi “One good trade”, niby prosty “Jeden dobry trade”, ale co to faktycznie znaczy?
Czy zamysłem autora było powiedzenie, że ”Jeden dobry sztos odmieni twój los”, czyli o chodzi tu o trafienie super okazji, przysłowiowego „złotego strzału”, dokonanie tej ”jednej” transakcji życia. Jak by się mogło to wydawać na „pierwszy rzut oka”, po odruchowej reakcji i przy pobieżnym odbiorze .
Raczej nie (a raczej na pewno nie), tytuł bowiem można zrozumieć przez odpowiednią interpretację słowa „one”, to jest uchwycenie jego właściwego kontekstu znaczeniowego, co , po moim małym „namioku”, wyłapał wprawdzie exnergy, ale tak nie do końca.
Tytuł książki „One good trade” oznacza tu mniej więcej : „trade z prawdziwego zdarzenia”, ”kawał dobrego tradingu”, „transakcja jak się patrzy” „solidna robota tradingowa” . Chodzi tu więc „transakcja mająca ręce i nogi”, z punktu widzenia reguł sztuki profesjonalnego trading, czyli mająca wszystkie elementy ”jak się patrzy” i wykonana również „jak należy”, z uwzględnieniem właściwego stosunku zysk/ryzyko. Co zresztą autor książki ujmuje równie prosto co treściwie pisząc “doing the right thing.”
Tak więc nie chodzi tu wcale o to, że koniecznie musi to być zyskowna operacja, by mogła być uznana za ”one good trade”, bowiem, wbrew obiegowej opinii, zyskowny trade niekoniecznie musi się zawsze kwalifikować jako „prawidłowy trade z prawdziwego zdarzenia”. To jest zresztą ciekawy temat na dyskusję.
Przy takim podejściu pojedynczy trade, mające zdrowe podstawy (sound) , ale akurat niefartowny, może wcale nie nie być taki „be”, jeśli na długą metę nasze tradingi będą „zdrowe” to będą też „good one”.
Mamy bowiem, przy właściwym postępowaniu (zgodnym z regułami sztuki), odpowiednio zwiększone szanse na osiągnięcie końcowego sukcesu finansowego.
Co więcej stratną transakcję też można uznać za „one good trade” ( A loser may have been One Good Trade.). Powtarzam to zresztą do znudzenia od wielu lat, jak mantrę, ale mało kto chce to zrozumieć. Tak więc takie stwierdzenia, dla wielu napalonych trejdingowców, może być sporym zaskoczeniem.
To co napisałem wynika wprost z następującego fragmentu książki, który pozwolę sobie przytoczyć „in extenso” sugerując by adepci trading zapamiętali sobie dobrze te słowa i odpowiednio je przemyśleli.
I to jest, w moim odczuciu, jej zaleta, że zwraca uwagę na właśnie ten akcent . Poczytajmy:
“Do not judge a trade based upon its results! A profitable trade may or may not have been a good trade, what I call One Good Trade. A loser may have been One Good Trade.
If your fundamentals for a trade are sound, then that is One Good Trade. Consistently profitable traders obsess about making One Good Trade and not money. Your job is to make One Good Trade and then One Good Trade and then One Good trade.
All of the statements above are about results. Such thinking is your enemy. I am not trying to make money as a trader. My focus is on “doing the right thing.”
All I can ask for is excellent risk/reward opportunities. And then I execute. Being good at my job requires an obsession to my trading fundamentals. Money is just the by-product of me executing fundamentally solid trades.”
W innym miejscu autor książki przytacza dobry cytat: “The best trader is a prepared trader.”, to święta prawda, więc ja, by dodać coś i od siebie, dopowiem tylko: „one good trade is prepared trade”, a „the best trade is well prepared and executed trade”.
A dobre wyniki to przyjdą z czasem (a czasem to nie przyjdą).
No i kto tu pitoli?
PS
Na książkę wpadłem zupełnym przypadkiem, przy przeglądaniu Internetu, po ożywionej dyskusji, czy transakcję którą zakończyła się stratą można uznać nie tylko za poprawną ale nawet dobrą.
Użyłem wtedy trochę innej argumentacji, ale szukałem jeszcze potwierdzenia w sieci, żeby nie było że to tylko ja tak myślę.
No i myślę, że znalazłem.
@less
Ktos , gdzies kiedyś ujął to inaczej porównując trading do strzelca wyborowego.
Trzeba wyćwiczyć i skupić sie na czynnościach do momentu oddania strzału.Od tego momentu reszta jest poza kontrolą.
„One good shot” na tym polega.
Dobry strzelec nie koncentruje sie nigdy na celu, ale by oddać jak najlepszy strzał.
Ci co zbytnio koncentruja sie na celu, przeszkadzaja sobie samym w oddaniu dobrego strzału.
Wyniki przychodzą mimochodem niejako albowiem zgodnie z przysłowiem „Pan Bóg kule nosi” 😉
lesserwisser – miałem to samo na myśli, mało tego, w trakcie swojej edukacji sam do identycznych przemyśleń doszedłem. Tylko trzeba uważać, żeby jednak nie stracić z radaru kwot, bo przy większej serii strat mimo dobrej egzekucji w myśl idei one good executed trade możemy pojechać za daleko.
Jedno jest pewne – to najlepsza metoda dla psychiki. Komputery tego nie potrzebują. Stąd Kathay pisze o tym jako pozycja dla pasjonatów, bo nie dla quantów, chyba, że…
Lesser, One Good Trade, czyli po polsku: „Gra się, żeby wygrać.”?
***
Dalej piszesz:
„Na książkę wpadłem zupełnym przypadkiem, przy przeglądaniu Internetu, po ożywionej dyskusji, czy transakcję którą zakończyła się stratą można uznać nie tylko za poprawną ale nawet dobrą.”
____________
To ja polecam film „Dzień Szakala” (1973) – tę scenę na drodze, kiedy tytułowy bohater zatrzymuje się i ma do wyboru: droga ku granicy, czy droga na Paryż…
Czy gdyby pojechał prosto, to by przegrał, wszak nie wykona zadania?
Szakal skręcił w lewo i dodał gazu… W tym momencie pomyślałem sobie: „nosił Szakal razy kilka, emocje poniosły i wilka” – teraz, to on juz nie chce wygrać, tylko udowodnić sobie i innym, że jest lepszy. Dlatego bez względu na to, czy odniesie sukces i wykona zadanie – już sam fakt wyboru tej drogi był jego KLĘSKĄ, zgodnie zresztą z tym, co wcześniej mówił podczas powiedzmy „rozmowy kwalifikacyjnej” – zachował się nie jak profesjonalista, lecz jak amator!
A propos emocji i ludzkich słabości. Czy organizator konkursu rzucając na stół „100 rolek papieru i książkę” – puszcza oko i nawiązuje do, czy to tak samo wyszło:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/04691251002e41a2.html
Kornik
Po polsku – „Grając dobrze się wygrywa!
Ale co znaczy grając dobrze? Ano zgodnie z regułami sztuki i przy zachowaniu właściwej relacji zysk do ryzyka, zwiększając szanse na wygraną.
„Money is just the by-product of me executing fundamentally solid trades.”
“Na książkę wpadłem zupełnym przypadkiem…” Tak.
„Użyłem wtedy trochę innej argumentacji, ale szukałem jeszcze potwierdzenia w sieci, żeby nie było że to tylko ja tak myślę.”
Ostatnio miałem na ten temat gorącą dyskusję z pewnym inwestorem, który powierzył spore pieniądze szwagrowi w celu pomnożenia na giełdzie lub forexie. Szwagier całkiem bystry gość i mający ze 20 lat doświadczenia w inwestowaniu i trading, któremu dotąd szło całkiem dobrze, w tym przypadku stracił niestety sporo kasy forexie , zarówno swojej i męża swojej siostry.
Transakcje były wprawdzie złożone ale wyglądały na całkiem rozsądne i prawidłowo ustawione.
Dlatego też poproszony na rozjemcę, stwierdziłem w dyskusji, że niekoniecznie wpadkowa transakcja musiała być akurat złą transakcją z założenie, a zyskowna transakcja akurat dobrą. Sam wynik końcowy nie rozstrzyga jeszcze o dobroci i poprawności danej transakcji. Potrzebna jest tu kompleksowa analiza wszystkich okoliczności.
Odpowiedź była taka, bredzisz pan, nie masz pan pojęcia, liczy się tylko rezultat transakcji i on właśnie decyduje czy było ona dobra czy zła, poprawna czy niepoprawna, uzasadniona czy nie.
Moja argumentacja była taka:
Przypuśćmy, że oceniamy rozgrywkę szlemika przez czterech brydżystów, rozgrywających to samo rozdanie. Pierwszy bierze 13 lew, czyli robi nadróbkę, drugi i trzeci robią swoje biorąc 12 lew, a czwarty leży bez jednej, gdyż zdołał ugrać tylko 11 lew.
Czy na podstawie tej informacji możemy ocenić, który lepiej rozgrywał i kto jest najlepszym graczem?
Absolutnie nie, choć pozornie wydaje się, sądząc po rezultatach, że najlepszy jest pierwszy gracz , najgorszy czwarty, zaś drugi i trzeci są porównywalni.
A co jeśli poddamy analizie ich sposoby rozgrywki i wyjdzie nam, że pierwszy gracz zastosował sposób rozgrywki dający jedynie 15% szans na wygranie, a nadróbkę wziął jedynie dlatego, że przeciwnik sie pomylił dorzucając do lewy.
Drugi gracz przyjał sposób rozgrywki dający mu 36% szans na wygranie kontraktu zaś trzeci 68% szans na zrobienie swojego. Niby wynik ten sam, ale różnice w poziomie gry wyraźne.
Natomiast w przypadku czwartego gracza wyszło, że grał on najlepiej bo aż na 85% szans, a poległ bo akurat trafił na taki wyjątkowo niesprzyjający układ.
Czyż po takiej analizie optyka nam się nie odwróci i nie przyjmiemy, że wbrew pozorom najlepszy jest gracz czwarty, i na długą metę to on okaże się najlepszy, bo potrafi grać na największą szansę, optymalny stosunek szansy na wygranie do stawki do ugrania (ryzyko/zysk).
A na argument ten wpadłem, gdyż przypomniałem sobie że dawno temu w magazynie brydżowym czytałem ciekawy artykuł, w którym punktem wyjścia była analizie rozdania, gdzie dało się prosto wygrać końcówkę, każdy początkujący by to zrobił.
Zapytano więc czytelników, co sądzą o gościu, który tę grę przegrał? Pierwsza narzucająca się odpowiedź to – to jakaś absolutna noga. Ale okazało się, że rozgrywał to włoski arcymistrz i przeprowadzona analiza jego sposobu rozgrywki wykazała, że była to jak najbardziej poprawna rozgrywka dająca największą szansę wygrania. To taki małe wprowadzenie, by łatwiej było zrozumieć moją argumentację.
Wtedy gości mówi mi, mądralo pokaż mi, że ktoś z tradingu myśli podobnie. No więc mu znalazłem, googlując.
PS
Na szczęście dziś już nie mamy takich dylematów na rozdrożu, jak bohater Dnia szakala, bo jest dostępna nawigacja, więc nawet jak nie ma drogowskazu lub dostaniemy fałszywy sygnał kierunkowy (bo ktoś przestawił drogowskaz), to też nie musimy zbłądzić. No i nie musimy wykonać zadania za wszelką cenę, bo nam za to nie płacą.
Koincydentalnie mój przykład z grą w karty nawiązuje też do załączonego fotosiku, z tym że ja proponuję zdrową grę bez kantów, profesjonalnie nie jak amator.
A Kant to ostatecznie może być, jeśli komuś zechce się go podrążyć.
Dla Kornika to chyba nic trudnego?
A tak konkretnie to o so chodzi?…
Czy lepiej pić codziennie stówkę czystej wyborowej, czy napić sie raz a dobrze, tak do spodu?
Można pić i tak i tak. Wszystko zależy od wytrzymałości wątroby, małżonki i portfela.
O so chodzi… o so chozi… o dobrą grę chozi – ma to oczywiście związek z 20 punktami dziennie, ale chodzi o dobrą grę. Ty, Wielki Lu, powinieneś to wiedzieć najlepiej.
Lesser pisze: „stratną transakcję też można uznać za „one good trade” ( A loser may have been One Good Trade.). Powtarzam to zresztą do znudzenia od wielu lat, jak mantrę, ALE MAŁO KTO CHCE TO ZROZUMIEĆ.”
Przyczyna niezrozumienia leży prawdopodobnie w tym, że ludzie nie potrafią odróżnić samej rozgrywki od jej rezultatu. Rozgrywka może być prowadzona prawidłowo, a wynik będzie negatywny, i na odwrót – wynik będzie pozytywny, lecz rozgrywka fatalna.
Za negatywny rezultat dobrej gry odpowiada element losowy, na który nie mamy wpływu, i nawet najlepszy gracz go nie wyeliminuje, zawsze pozostanie jakiś element niepewności. Duńczyk ujął to w ten sposób: „Świetnie pomyślane, ale mu nie wyszło.”
Taki wynik trzeba przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Następnym razem, jak powiedział Kwinto – wyjdzie.
Arcymistrz zagrał prawidłowo, dążył do celu zgodnie z rzymską sentencją – cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca, lub jak napisał Sun Tzu – starał się uderzyć w samą strategię przeciwnika i zwyciężyć bez walki… ale mu nie wyszło. Pech.
Szakal też zagrał prawidłowo, co więcej, zauważcie, że z rozpoznanych elementów losowych uczynił warunki brzegowe, typu: czekam, uderzam, wycofuję się.
Ale potem zachował się jak amator, bo kiedy został przekroczony warunek brzegowy, to należało się wycofać – uległby, ale nie poległby, czyli zwyciężyłby, chociaż przegrał.
Tymczasem on kontynuował rozgrywkę, przy czym nie była to już ta sama gra, lecz zupełnie nowe rozdanie; wcześniej toczył grę, gdzie zwycięstwo było pewne na 90%, kontrolował sytuację i szansa niepowodzenia była minimalna; teraz rozpoczął nową grę i tylko pozornie kontrolował sytuację, a w rzeczywistości była to łatanina, bo gdy w jednym miejscu zszył, to w drugim mu się pruło – grał w rosyjską ruletkę pistoletem z 5 nabojami w 6 komorach.
Zachował się jak amator – nawet jeśli wykona zadanie, to podjęcie decyzji o kontynuowaniu akcji (własciwie o rozpoczęciu nowej gry), to była jego klęska, bo nawet jeśli teraz mu wyjdzie, to następnym razem, gdy zagra podobnie (co może się zdarzyć, bo powodzenie rozzuchwala) – może już nie mieć tyle szczęścia…
Kto właściwie był tym szakalem – on, czy ten komisarz?…
Najważniejsze to wiedzieć, co się robi. Zwracam uwagę na ostatni tekst p. Zalewskiego „Nowicjusze i eksperci”, a ja dodam cytat z polecanej tu przeze mnie książki „Dzikowy skarb” (uważaj Lesser, bo to lektura dla małolatów, ale za to po polsku, dostępna niemal każdej bibliotece za zupełną darmochę):
„Już jednak przy uderzeniu na jazdę Hodona zmiarkował, że walka jest dla Ścibora czymś więcej niż zabawą. Mimo pozorów rozhulania Ścibor widocznie LICZYŁ I MIARKOWAŁ, CO KAŻDEJ CHWILI UCZYNIĆ MOŻNA I NALEŻY. Wojska trzymał w ręku, jak dobry jeździec konia, i wbrew pozorom spokojny był i opanowany.
ZNAŁ NIE TYLKO KAŻDEGO CZŁEKA W SWYM ODDZIALE, LECZ NIEMAL KAŻDEGO KONIA I WIEDZIAŁ, CZEGO OD NICH MOŻNA WYMAGAĆ I OCZEKIWAĆ, każde jego postanowienie przychodziło tak szybko, iż zdało się, że nie myśli zupełnie, lecz wyczuciem działa. Gdy jednak Stoigniew raz i drugi rzucił pytanie, przekonał się, iż ojciec W KAŻDEJ CHWILI WIE, CO I DLACZEGO CZYNI.”
W każdej chwili wie, co i dlaczego czyni…
_________
„Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca.”
…ale chodzi o dobrą grę. Ty, Wielki Lu, powinieneś to wiedzieć najlepiej.”
Ja myślałem, że granie polega na graniu, a nie na gadaniu.
W każdej sportowej transmisji telewizyjnej najsłabszym ogniwem jest komentator, a najlepszym jest powtórka w zwolnionym tempie, gdzie widać technikę mistrza:)
„W każdej sportowej transmisji telewizyjnej najsłabszym ogniwem jest komentator, a najlepszym jest powtórka w zwolnionym tempie, gdzie widać technikę mistrza:)”
Nie można, aż tak uogólniać, najwidoczniej Lucek zapomniał już o radiowych sprawozdaniach sportowych, w wykonaniu takich mistrzów mikrofonu jak niezapomniany Bogdan Tomaszewski.
Ucztą dla ucha było słuchanie techniki i maestrii takich arcymistrzów, dzięki którym wyobraźnia zastępowała obraz, niemal z nawiązką. Nie to co dzisiejsi przeciętni wyrobnicy czy też różni partaccy psuje obrazu.
W gry gra się też po to by mieć tzw „ogranie”, czyli doświadczenie praktyczne oraz zahartowanie w boju. Tak więc bycie ogranym niekoniecznie oznacza bycie przegranym.
A gadanie też się przydaje, gdyż samodzielna nauka praktyczna jest długotrwała, żmudna i bywa kosztowna. Czy nie lepiej więc pójść na skróty, coś przeczytać, coś podsłuchać, coś podpatrzyć, coś obgadać. Tak jest szybciej, łatwiej, milej i taniej. I temu właśnie służą blogi, między innymi.
Bo czy nawet wielce ambitny adept tradingu sam by wykoncypował takie oto mądre rady, które tu ma jak na talerzu i za frico.
„Trade the price action not the price.” (to anonimowy)
„Market context is the integration of the trend, price action, price pattern studies and support/resistance. Trend is the primary and overrides all other particulars” ( to Toby Crabel )
„Ty, Wielki Lu, powinieneś to wiedzieć najlepiej.” (a to Kornik) 🙂
Bo jak ktoś powiedział „Są dwa typy traderów, ci którzy nie wiedzą oraz ci którzy nie wiedzą, że nie wiedzą”.
Radio w sportowym sprawozdaniu to takie notowania giełdowe z dogrywkami i ofertami kupna.
Teraz patrzymy przez okulary na obraz 3D i podziwiamy to co robią mistrzowie, jak na przykład w dzisiejszym meczu Liverpool – Chelsea. Bramki Torresa można oglądać bez końca, a kto chce mu dorównać musi
tak przyjmować piłki w polu karnym jak on.
Mnie od tego całego 3D głowa boli, okulary przeszkadzają, kąty widzenia się zawężają no i jakoś nie mogę złapać focusa!
A focus jest bardzo ważny, bo jak rzekł wielki trader Paul Tudor Jones:
„Don’t focus on making money; focus on protecting what you have.”
PS
A bramkę Torresa muszę gdzieś obejrzeć.
Lu napisał: „Ja myślałem, że granie polega na graniu, a nie na gadaniu.”
__________
Widzisz przedstawienie, a nie widzisz rzeczy.;)
Kamer nie wpuszczają za kulisy, dlatego nie wiesz, że na boisko wchodzi się przez szatnię. Najpierw jest gadanie (czasem, że uszy więdną – takie mięcho leci:) ), a dopiero potem jest granie.
Bajeczne popisy mistrzów, to jest piękne zwieńczenie budowli wzoszonej całymi latami, w pocie czoła przez zawodników, trenera i cały sztab szkoleniowy na zapleczu (teoria, ćwiczenia itd.).
Prawda, że pięknie grają…
P.S. O pracy na zapleczu – Kieslowski, „Siedem kobiet w różnym wieku” (cz. 1,2):
http://www.youtube.com/watch?v=0r627ZGFiFc
„Widzisz przedstawienie, a nie widzisz rzeczy.;)”
A tu się zgadzam, widzę „przedstawienie”, a nie widzę grania:)
Dyskusje blogowe to nie szatnia, to rozmowy w przerwie rozentuzjazmowanych kibiców, którzy oczywiście wiedzą lepiej jak grać, żeby wygrać.
W końcu obejrzeli już tak dużo meczy:)
Nie jeden mecz juz wygrali, nie jeden przegrać zdążyli – tak więc nie do końca kibiców.
Luźna rozmowa nie jest zła, entuzjazm to też nic złego – lepsze to, niż okładanie się krzesełkami po głowach.:)
Czasem jak się ma szczęście, to można uścisnąć rękę i zamienić kilka słów z prawdziwymi weteranami i legendami tego sportu (niektórzy już na zasłużonej emeryturze) – poprosić o autograf, pochwalić grę, samemu wspomnieć, że próbujemy trochę kopać z kolegami, ale gdzie nam do techniki mistrza. Pozdrawiam.
A propos meczu. Dziś kibicujesz czy grasz? Jaki wynik – 20:0, remis, czy nie daj Bóg 0:20? 🙂
[Ja kibicuję.]
[Wisz, bo ja czekam na taki mecz, kiedy czołowi napastnicy drużyny przeciwnej będą pauzować za kartki, pomocnicy nie będą w formie, czołowi obrońcy leczą kontuzje, bramkarz to debiutant, a trenera właśnie wyrzucono do szatni za dyskusje z sędziami. To właśnie nazywam uderzeniem w strategię przeciwnika – wystarczy wejść i gole same wpadają.:)]
„A propos meczu. Dziś kibicujesz czy grasz? Jaki wynik – 20:0, remis, czy nie daj Bóg 0:20?”
@12:47 azirafal@ szorci ktos?
@12:47 azirafal@ witam
@12:47 Lucek@ azi, na krótkim interwale
@12:47 azirafal@ tak
@12:47 Lucek@ po DT
@12:48 Lucek@ ze stopem na 2751
@12:49 Lucek@ wygląda na dobry moment w tej chwili na doszorta
@12:55 Lucek@ ale jak nie zejdą pod 28 to bedzie znaczyło że się już naspadali na dzisiaj:)
Taka taktyka…
Nie tylko strategia, ale i taktyka… Pięknie. „Miło jest spotkać frontowca” (tu strzelił pantomimę i wychylił kubek), który odróżnia te dwa pojęcia.
Dobra, kuńczę na dziś. Zdrów!
@ Lucek
Gdy ktoś tak szorci to aż mnie korci by zadać kilka pytań.
Lucek, już wiemy, że między 12:47-12:55, byłeś zajęty pogaduszkami z azim. A co z grą? Aż taka podzielność uwagi?
A co robiłeś parę godziń wcześniej, tak kole 10:00? Jest 9:55. „Czy nie wygląda na dobry moment w tej chwili na doszorta”
Pytam z czystej ciekawości. Zdrów? 🙂
„już wiemy, że między 12:47-12:55, byłeś zajęty pogaduszkami z azim”
Jesteś pewien tego, że wiesz iż byłem zajęty „pogaduszkami”?
Uważam, że nie rozumiesz tego co czytasz:)
Ponieważ wczorajszy wpis nie zawierał informacji o tym, kiedy wszedłem na mirca, w uzupełnieniu dodaję to dzisiaj wraz z wykresem.
Połącz to wszystko, pomyśl, wyciagnij wnioski i sam sobie odpowiedz na to co cię tak korci.
Początek sesji: Mon Nov 08 12:40:28 2010
Identyfikator: #futures
@12:40 @ Teraz mówisz na #futures
@12:40 @ olaf ustawia tryb: +v Lucek
@12:40 Lucek@ Witam:)
@12:46 azirafal wszedł na #futures
@12:46 @olaf ustawia tryb: +v azirafal
http://charts.dacharts.net/2010-11-09/Lucek_5.png
PS. DT = Double Top = Podwójny szczyt
”Jesteś pewien tego, że wiesz iż byłem zajęty “pogaduszkami”?
Nie byłem pewien, ale teraz już wiem, że również między godz 12:40 a 12:46 byłeś zajęty wymianą informacji z innymi, czyli moje przypuszczenia się coraz bardziej uprawdopodabniają. Czyżby to była gra zespołowa? Czy tylko takie odbijanie piłeczki!
„Uważam, że nie rozumiesz tego co czytasz:)”
Nie jest to wcale wykluczone, bo coraz częściej mi się to przytrafia!
”@12:46 @olaf ustawia tryb: +v azirafal”
Czyli inaczej mówiąc „puszcza maszynerię swoją w ruch”. Zatrybiło?
Czyżbyś był, już ok. 9:45, przeświadczony że mamy do czynienia z podwójnym szczytem, czy dopiero o 10:15?
Jeśli tak to gratuluje dalekowzroczności i odwagi. Ale jakoś nie odwróciło trendu, tylko szybko poszło na książkowe 2670-2680, czyli było to raczej fałszywe M (M jak w miłości bywa zazwyczaj fałszywe) .
Nawet przebicie linii podtrzymania było raczej nieprzekonywujące.
Pytanie co dalej. Połączyłem to wszystko, pomyślałem, wyciągnąłem wnioski i sam sobie udzieliłem odpowiedzi. Chyba nam się tworzy głowa z podwójnymi ramionami, czyli w najbliższych dniach oczekiwać trzeba zjazdu do bazy?
PS
„PS. DT = Double Top = Podwójny szczyt”
Sam bym nigdy na to nie wpadł. Rozszyfrowywałem to jako Day Trading, Dynamic Tracking, czy Deutsche Telekom, ale mi nie bardzo pasowało.
Potem myślałem, że może chodzić o Digital Television bo było nawiązanie do transmisji w 3D, a nawet o Director Técnico (soccer coach) bo w wątku były odniesienia do futbolu.
Oczywiście takie narzucające się warianty, jak Domy Towarowe czy Delirium Tremens , od razu odrzuciłem.
Na szczęście, w końcu zapuściłem sobie rozszerzony słownik akronimów i drogą dedukcji doszłem do tego, że może tu chodzić o Double Top (trading markets; stocks, bonds, commodities).
I jak to nie mówić, że interniet się przydaje!
Jedno słowo „Witam” w ciągu kilku minut to faktycznie wymiana informacji:)
Zainstaluj Ty sobie mIRC’a, załóż jakis kanał, zobacz na czym polega korzystanie z takiego komunikatora, a następnie zabieraj głos.
Bo w tej chwili mam wrażenie, że trafiłem na słuchacza Radia Maryja, który na wszystkim zna się najlepiej.
I jeszcze jedno. Zrób synchronizacje czasową swojego zegarka, wykresu i głowy.
DT to dwie świeczki 5min. o 9:50 i 9:55.
Skąd u Ciebie 9:45 i 10:15 to jeden Pan Bóg wie i pewnie ojciec dyrektor. A w internecie warto poczytać o PA = Price Action.
I o tym jak Don Baker uczył jak rozpoznawać DT i co wtedy robić.
W jednym masz racje, że internet się przydaje.
„Jedno słowo “Witam” w ciągu kilku minut to faktycznie wymiana informacji:)”
A palcówki, to pies, mało kto pisze na ślepo, nie patrząc na ekran.:)
A mIRCa, gg, Skypa, Voipa i trochę podobnego chłamu, mam już zainstalowane, ale faktycznie rzadko korzystam, bo jakoś nie chcą ze mną pogadać. Nad czym ubolewam.
Trafiłeś, faktycznie słucham Radia Maryja, Erewań, Swobodnoj Jewropy, Bum Bum Bum Bum, no i Jedynki, ale tylko po to by mieć pełniejszy obraz, ale moherowego beretu nie mam (bo mi ukradli w kościele).
I wiem, że nic nie wiem. 🙂
I już nie będę zabierał głosu, obiecuje.
„I już nie będę zabierał głosu, obiecuje.”
Nie wierzę, to natręctwo. Ja rozmawiałem tutaj z Kornikiem, ale te „palcówki”(?) są od Ciebie silniejsze i musisz się wciąć jak ten facet po trzech piwach, któremu się wydaje , że jest na tyle elokwentny, że musi pogadać z nieznajomym.
Tu się nie gada z nieznajomymi, bo tu sami swoi, więc można sobie pogadać i z Kornikiem i z Luckiem i z lesserem i z … i skomentować wypowiedź każdego, kto wejdzie na blog. No chyba, że ktoś nie chce.
Taka konwencja, niestety.
A palcowanie faktycznie uzależnia, i to tak, że czasem trudno strzymać. 🙂