Po blisko miesiącu zwyżek na rynek złota zawitała korekta. Starczył lepszy od oczekiwań raport Departamentu Pracy, by gracze rzucili się do wyprzedawania wszystkiego, co nominowane w dolarze. Oczywistą przyczyną jest wzrost oczekiwań rynku na podwyżkę stóp procentowych w USA. Jak zwykle w takich momentach teorii na temat tego, co będzie jest równie dużo, jak komentatorów, ale dla mnie ciekawsze jest jednak coś innego – stałe posługiwanie się pewnym sloganem rynkowym na temat złota, które w ostatnich kilkunastu miesiącach słabo wytrzymywało konfrontację z rynkową rzeczywistością.
Przypomnijmy sobie: kiedy upadał bank Lehman Brothers, to wszyscy chcieli mieć dolary a nie złoto i cena uncji pomaszerowała na południe zatrzymując się blisko 30 procent poniżej wykreślonego w fazie hossy szczytu w okolicach 1030 dolarów. Analogiczna sytuacja miała miejsce w chwili pojawienia się informacji, iż fatamorganę pod nazwą Dubaj owiewa gorący, kredytowy samum. Nikt wówczas nie chciał mieć złota czy ropy, tylko starego zmęczonego drukowaniem i pożyczkami rządu dolara. Takich przykładów w ostatnim roku było znacznie więcej. Co ważniejsze, skorelowanie złota z rynkami akcji spowodowało, iż kruszec przez wielu uważany za łagodzący zmienność w portfelu, był właściwie tożsamy z umieszczeniem w nim ryzykownych papierów.
Mimo tego prasa i media branżowe z uporem maniaków powtarzały nam, iż inwestorzy kupują złoto, w czasach niepewności posługując się z równym uporem pojęciem bezpiecznej przystani. Wszystko to, w świecie, w którym od roku inwestycje na rynku złota nie miały już właściwie nic wspólnego z bezpieczną przystanią a były w prosty sposób powiązane z akceptacją dla ryzyka. Jej miernikiem była siła lub słabość amerykańskiej waluty a nie jakieś iluzoryczne zagrożenia. Korelacja rynków surowcowych z rynkami akcji była tak duża, iż w krótkookresowej spekulacji nie było znaczącej różnicy w tym, czy kupiło się akcje, ropę, czy choćby złoto. Należało kupować wszystko, co ma trend wzrostowy i daje potencjalnie większy zysk od rekordowo taniego kredytu.
Oczywiście przez rynek złota przelewały się w tym czasie konkurencyjne teorie, z których moją ulubioną była ta, w której złoto należało kupować w obawie przed deflacją lub w obawie przed inflacją. Tylko ktoś wyjątkowo zaślepiony blaskiem złota mógł nie dostrzegać tych sprzeczności na rynku, w którym nie było sygnałów wskazujących na inflacyjne przyspieszenie. Niestety, na wzrostowym rynku jest tak, iż wszyscy mogą mieć rację, więc łatwo było upewnić się w przekonaniach o własnej słuszności, kiedy cena kreśli nowe maksima. Ilość pewnych swego inwestorów jest wprost proporcjonalna do siły trendu.
Na podstawie obserwacji zachowania rynku w ostatnim roku odważę się postawić tezę, iż złoto będzie potrzebowało czasu, by wrócić na znane od lat miejsce, w którym kupuje się je w obawie przed wybuchem wojny, czy w obliczu jakiejś niepewności. Co ważniejsze, rynek złota może mieć się równie dobrze, gdy inne segmenty rynkowego pejzażu będę podpowiadały, iż gospodarka światowa będzie wychodziła z recesji szybciej niż wszyscy sądzili. Wówczas łatwo będzie wrócić do teorii wielkiej inflacji, która zdawała się być tuż za rogiem lub powrotu zapotrzebowania na złoto ze strony azjatyckich konsumentów. To nic, że fakty będą mijały się z rzeczywistością, wszak od czasów Hegla wiemy, że w momencie konfliktu pomiędzy teorią a faktami, to problem mają fakty. Jedno jest pewne – nowych teorii nie braknie.
8 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
no i wziął zabrał mi temat 🙂
Ale pewne korelacje i tak spróbuje policzyć i pokazać
To ciekawe, że dwie osoby myślą o tym samym :). Grzegorz, policz i pokaż te korelacje – część osób może być zdziwiona wynikami.
W obecnych czasach inwestowanie w złoto w krótkim faktycznie jest ryzykowne, ale prawdziwy inwestor na rynku złota będzie traktował to cały czas jako polisę ubezpieczeniową. Można się śmiać z zakupów tego kruszcu czynionych przez wzgląd na domniemaną infalcję, gdyż obecnie w krótkim terminie to zagrożenie jest rzeczywiście iluzoryczne. Co innego za parę lat – czy rozsądne będzie oczekiwanie, że ta powódź darmowego pieniądza bez pokrycia, którym zalewają nas banki centralne, tak po prostu sobie wsiąknie? W tym kontekście wydaje mi się, że kupowanie co jakiś czas fizycznego złota (bez specjalnego oglądanie się na jego cenę) i utrzymywanie w nim 10-20% swoich oszczędności to roztropne działanie.
> czy rozsądne będzie oczekiwanie, że ta powódź darmowego pieniądza bez pokrycia […]tak po prostu sobie wsiąknie?
Nie będzie rozsądne – w przeszłości każde poluzowanie przynosiło inflację, więc należy zakładać, że i tym razem tak będzie. Problem w tym, że banki centralne nie mają narzędzi do walki z deflacją a mają prawdziwy arsenał do walki z inflacją – pytanie, czy starczy odwagi na to, żeby pozwolić na wychodzenie z recesji powiedzmy z PKB +3 procent i zgodzić się na dłuższy okres bezrobocia powyżej średniej czy wszyscy zechcą mieć +5 procent, żeby realizować marzenie o możliwie pełnym zatrudnieniu i prawie do spełnienia konsumpcyjnego przez każdego obywatela.
Osobiście uważam, że Ben Bernanke wie, czym grozi przedwczesne wycofanie się z polityki taniego kredytu (w sumie to gość znający Wielki Kryzys, jak nikt inny), więc może chcieć za długo dmuchać do ogniska.
Kolejne sprawa: takie osoby, jak my – czytaj zainteresowane rynkami akcji – mają skrzywioną perspektywę. Oglądamy wykresy S&P500, WIG20 i innych i mówimy – hej, w czym problem, indeksy rosną, wraca zaufanie, podnoście stopy procentowe, giełdy to zniosą. Tylko poza Wall Street jest w USA jeszcze Main Street, gdzie bezrobocie wśród absolwentów szkół sięga 25 procent a to już nie są bajki, bo to destabilizuje gospodarkę, społeczeństwo i wiele innych rzeczy, których w bilansach spółek – zwłaszcza tych amerykańskich operujących na globalnej skali – nie widać.
Ta przepaść pomiędzy rynkiem a rzeczywistością dotyczy tez złota – lata 1980-2000 pokazały, że jak rynek nie wierzy w jakiś segment, to o nim zapomina. Ryzyko jest takie, że złoto pozostanie raczej domeną spekulacji a wtedy może chodzić tak, jak mu dolar pozwoli a nie tak, jak by mówiła siła nabywcza i oczekiwana czy realna inflacja. To troszkę przeczy modelom ekonomicznym, ale akurat rynki mają to do siebie, że całkiem sporo tu paradoksów, które wywracają nie tylko modele, ale również portfele.
„Osobiście uważam, że Ben Bernanke wie, czym grozi przedwczesne wycofanie się z polityki taniego kredytu (w sumie to gość znający Wielki Kryzys, jak nikt inny), więc może chcieć za długo dmuchać do ogniska.”
Jakżesz narkomana można leczyć dając mu więcej heroiny? Cóż za niedorzeczność. Przecież tani kredyt jest przyczyną tego kryzysu. I on ma być środkiem na wyjście z niego? To tak jakby pękającą tamę ratować puszczeniem większej ilości wody, albo płonący las większą ilością ognia.
> Jakżesz narkomana można leczyć dając mu więcej heroiny?
Piękna metafora, ale w przypadku gospodarki opartej powszechnie na kredycie zupełnie nietrafiona. Kryzys był właśnie tak głęboki, bo wszyscy chcieli się naraz zdelewarować. Trzymając się metafory narkotykowej (oj google nam teraz nabije popularności), wszyscy chcieli towaru(kredytu), ale nikt nie chciał dostarczyć towaru. Każdy chciał mieć gotówkę i nikt nie chciał kupować np. nowych obligacji. W efekcie nie udawały się aukcje zamiany a jeśli już to cena, jaką należało zapłacić za ulokowanie długu rosła do poziomów, które jeszcze bardziej zadłużałyby podmioty potrzebujące środków do bieżącej działalności.
To zresztą w Polsce dość ciekawe, że nikt nie zauważył, że największy stan, jakim jest Kalifornia miał kłopot ze sprzedażą obligacji. W efekcie coś wielkości Polski, gdzie znajdują się największe firmy IT na świecie, nie miałoby pieniędzy np. na działalność szpitali czy szkół.
Pytanie jest inne – czy gospodarka powszechnie oparta na długu i lewarze wróci. Moim zdaniem to jest największe zadanie, jakie staje przed wszystkimi rządami. Wyszła teraz taka książka Zawał, w której Jacek Żakowski rozmawia z ludźmi rozumiejącymi ten kryzys z perspektywy systemowej.
http://www.polityka.pl/opolityce/1500107,1,nowa-ksiazka-jacka-zakowskiego.read
Diagnoza jest taka – Żakowski troszkę ją naciąga do własnych marzeń – że świat będzie trzeba zbudować od nowa i właśnie redukując poziom zadłużenia i zlewarowania w biznesie, życiu prywatnym i możliwe, że w budżetach państw. Jeśli tego nie zrobimy, to narkoman znów wróci do swoich uzależnień. Tylko to nie jest ten moment, bo do zdelewarowania się systemu potrzeba lat – jeśli nie dekady – a nie tygodni.
„(…) świat będzie trzeba zbudować od nowa i właśnie redukując poziom zadłużenia i zlewarowania w biznesie, życiu prywatnym i możliwe, że w budżetach państw.” – trudno sprzeciwiać się takiemu rozwiązaniu. Jest tylko jeden problem – jak cokolwiek zdelewarować w systemie rezerwy cząstkowej i pieniądza oprocentowanego? Brak technicznej możliwości. A jakoś mało chce mi się wierzyć, że globalna bankowa wierchuszka zgodzi się np. na powrót do pieniądza opartego o złoto lub rozpowszechnienie idei kredytu społecznego…
@ tomfid
> jak cokolwiek zdelewarować w systemie rezerwy cząstkowej i pieniądza oprocentowanego?
pewnie skończy się poszerzeniem postrzeganego ryzyka w systemie – w przyszłości większe wymogi kapitałowe dla banków i może mniejsza różnica pomiędzy depozytami a kredytami.
W kwestii lobby bankowego. To zadanie dla polityków, ale znając siłę perswazji i hasło „instytucji zaufania publicznego” można oczekiwać, że jeszcze większe ryzyko w kontaktach z bankami będą ponosili klienci.
To jak z kredytami hipotecznymi w Polsce. Bank wymusza na kliencie ocenę rzeczoznawcy (w praktyce zaufanego), który wycenia nieruchomość (oczywiście płaci za to klient) a jak wycena się nie sprawdzi (czytaj ceny nieruchomości spadną wbrew prognozie teoretycznie zaufanego banku rzeczoznawcy), to i tak jest w umowie zapis, że zabezpieczeniem kredytu jest cały majątek kredytobiorcy.