Aktywne działanie na rynku nie ma sensu, bo większość inwestorów nie jest w stanie pokonać indeksu. W związku z tym lepsza jest strategia kup i trzymaj – najlepiej w formie funduszu indeksowego. Tak w skrócie brzmi stanowisko części obserwatorów rynku, które chyba najbardziej spopularyzował Burton Malkiel w „Błądząc po Wall Street”, zaś po raz kolejny przypomniało mi się, dzięki lekturze „Twój mózg, twoje pieniądze” J. Zweiga.
Od bardzo dawna ta teza mnie wyjątkowo nie przekonuje. Kłóci się dość mocno z moimi poglądami na temat tego co można osiągnąć na rynku, a przede wszystkim w jaki sposób. Celem aktywnego gracza na rynku finansowym jest osiąganie zysków. To jasne. Zysków realnych i z odpowiednio określonym (i akceptowalnym ryzykiem). Jeśli zamierzam zarabiać średniorocznie 100%, to nie powinienem być zaskoczony, gdy okresowo straty będą sięgały nawet ponad 50% kapitału. Jeśli jednak zamierzam zarabiać 15%, to i okresowe straty mogę ograniczyć do poziomu 5-15%. Dla mnie, jako aktywnego spekulanta istnieje dość poważna różnica w dopuszczeniu do 15% straty i 50%. Inwestowanie w benchmark, czyli np. fundusz indeksowy to dopuszczenie okresowo ogromnych strat.
Wspomniany na początku Malkiel pisze, że słyszy się czasem o inwestorach, którzy wycofali się tuż przed krachem i zaraz dodaje ?Warto jednak pamiętać, że o ile nie powrócili na rynek zaraz po ukształtowaniu się dna nie osiągnęli lepszych wyników niż zwolennicy strategii kup i trzymaj”.
W tym momencie przejdźmy do kolejnego zagadnienia – własnych potrzeb i motywacji. Powiedzmy, że planujecie otworzyć restaurację. Maleńką, na kilka stolików. Namawiają Was do tego znajomi, którzy znają ?Waszą rękę”. Waszym podstawowym celem jest – zarabiać na dość przyjemne ale relatywnie skromne życie oraz zaspokajać swoją własną próżność, dzięki docenianiu przez innych. Możecie to osiągnąć jeśli rocznie będziecie zarabiać na czysto powiedzmy 150 000 PLN. Przyjmijmy też, że jest to jakieś 15% zysku w stosunku do ponoszonych nakładów. Przychodzi do Was analityk finansowy (albo zwolennik błądzenia przypadkowego) i mówi – „Twój biznes nie ma sensu, średnia zysków w tej branży to 25% i najlepiej ją osiągnąć zakładając sieć fastfoodów”. Z punktu widzenia wyłącznie zysków na tle branży, faktycznie. Z punktu widzenia własnych interesów i filozofii życiowej różnica dramatyczna.
Spójrzmy jeszcze raz na koncepcję ?bicia benchmarku” jako celu działania aktywnego gracza. Podczas trwającej w latach 2003-2007 hossy Wasz system aktywnego działania na rynku (np. kontraktów terminowych) pozwolił na pokonanie benchmarku, jakim jest indeks WIG20 tylko w jednym roku. Czy ma sens stosowanie go? (pamiętajcie o presji, tych wszystkich, którzy właśnie zarabiają fantastycznie na rynku akcji po kilkadziesiąt procent).
Idźmy dalej – podczas ostatnich 10 lat (1999-2008) pobiliście ten benchmark tylko w 50% przypadków (zwolennik błądzenia losowego wykrzyknie w tym momencie „a nie mówiłem!”). Tak też wygląda długoterminowa skuteczność – w okolicach 50%. Po raz kolejny – ma sens stosowanie go, czy jednak lepsze jest „kup i trzymaj”?
Część Czytelników wybierze jedną koncepcję, inni drugą. A ja na koniec pozwolę sobie zamieścić dwie ilustracje – Marzenie kontra Benchmark. Przyjmijmy, że Marzenie to osiąganie rokrocznie 15% zwrotu z kapitału. Przy takich wynikach bicie benchmarku, jakim jest WIG20 możliwe jest w ok. 50% przypadków. Tak wyglądał by przebieg kapitału podczas hossy 2003-2007 oraz od 1995 roku.
Aż się chce zacytować jednego z zarządzających funduszy hedge, który o branży funduszy inwestycyjnych powiedział: „A zdobywajcie siebie te Wasze gwiazdki [Morningstar], nam chodzi tylko o to by nasi klienci co roku zarabiali”.
79 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@ foxcat
primo – wypraszam sobie zwracania się do mnie lesserku ( bo nie ta zażyłość , a tylko damie bym dopuścił) a zresztą i skrótowy lesser w wykonaniu innych ( vide kathay et all) mnie irytuje.
secundo – też podejrzewałem, że mogą to być bzdury małolata.
tertio – byc może to inni bawią się Twoim kosztem ( a to też niezdrowe)
Lesserwisser
PS
Jeśliś faktycznie foxcat vel exnergy to punkt primo pojmiesz w mig.
ale ja już zamknąłem pozycję 😉
Czymże sie rozni foxcat od exnergy?
@lisokocie
nic bys mi nie pokazał, bo jesteś „cieniasem”, jak to mówił syn p. Marcinkiewicza:)
Potrafisz uderzać palcami w klawiature komputera i to wszystko.
Czasami wysyłasz maile , zatytułowane „Hej to ja exnergy” i zanudzasz adresata 🙂
Stajesz się złośliwy, gdy wyczuwasz, że jesteś olewany.
Ot, taki młodzieniec, któremu się wydaje, że wszystko mu sie należy!
Kto jak kto, ale w zanudzaniu to ty jestes myszczem ;).
Wierz mi, kontakt z tobą nic mi nie dal, sam do wszystkiego doszedlem. 😉
fajna polemika, ale nic z niej nie wynika.
czy szpece od rynków są jedynie frustratami?
porażające (dla wielu)
budujące (dla nielicznych)
buziaczki!
Foxcat, czy Ty przypadkiem nie piszesz z tego samego komputera co Krzysztof Perz? styl i zaczepki jakies takie znajome 😉
Mam propozycje, żeby trolla zostawić w spokoju i wrócić do meritum wpisu.
Panie Grzegorzu,
Zastanawia mnie Pańska volta. Dotychczas „kpił” Pan z funduszy, że jedyne co potrafią to pobić benchmark jak ten spada o 50% (bo same spadły o 40%), a teraz piszę Pan o tym, że nie warto przyglądać się benchmarkowi tylko zarabiać swoje 15% rocznie.
Oczywiście, że warto być młodym, pięknym i bogatym ale rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana. Pomijając więc przykład 15% rocznie corocznie, może warto zastanowić się nad rezygnacją z uganiania się za najlepszym zarządzającym i kupowanie funduszu indeksowego? Czyli jednak benchmarkowanie.
Jedyne nad czym warto się skupić to timing i wielkość pozycji. To czym zresztą zajmują się gracze na FW20.
@nie karmic trola
kimkolwiek jesteś trafiłeś w sedno
buziaczki!
Wolta? Chyba nie. Koncept „bicia benchmarku” – jako podstawowego celu dzialania na rynku, a wlasciwie jego niemoznosci pobicia, jest dla mnei pomyslem nietrafionym (tak jak ten, ze jestesmy racjonalni, albo ze rynek jest efektywny). Podobnnie jak uganianie sie za najlepszym, jak i funduszem indeksowym. Raczej chodzi o to by znalezc wlascny poziom zadowolenia (i ew. klientow) i to robic.
Nie poruszalem kwestii benchamrkowania w Polsce przez fundusze (czyli takiego skonstruowania benchmarku, by łatwo było go pokonac zarowno w czasei bessy jak i hossy)
„Raczej chodzi o to by znalezc wlascny poziom zadowolenia (i ew. klientow) i to robic.”
Ja jestem zadowolony zawsze po uzyskaniu 20 pkt dziennie.
Każdemu to polecam od dawna:)
@ GZ
„Aktywne działanie na rynku nie ma sensu, bo większość inwestorów nie jest w stanie pokonać indeksu. […] Od bardzo dawna ta teza mnie wyjątkowo nie przekonuje.”
Nie za bardzo rozumiem z czym się nie zgadzasz. Dla mnie to prosta implikacja: 90% inwestorów w długim terminie nie jest w stanie pokonać indeksu (z różnych powodów) zatem lepiej by wyszli inwestując w sam indeks. O ile cholernie trudno (jeśli w ogóle możliwe) udowodnić błądzenie losowe (do którego były nawiązania w tekście), to chyba nie tak trudno udowodnić prawdziwość poprzednika owej implikacji.
Jeśli chodzi o 15% pa i wykresy to bardziej przypomina mi to reklamy funduszy inwestycyjnych, ofe, itp. niz rzetelny argument w dyskusji.
Jak ktoś nie jest w stanie nadążać umysłowo za kimś oryginalnym, to jedyne co pozostaje mu to próba zdeklasyfikowania przeciwnika i nazywania go trollem. Bieda Panowie i Panie, bieda.
Ja mam swoje przemyślenia nt. benchmarku – możecie sie z tym nie zgadzać, ale to co napiszę jest niestety FAKTEM. Jednakże ze względu na fakt, że duża liczba uczestników rozmywa ten efekt, możecie mieć problemy z zajarzeniem faktu. Tak to jest ze zbiorowosciami – dla nich widoczne sa tylko intensywne latwo kategoryzowalne zjawiska – stad tez m.in. kazdy prosty „inwestor” pyta sie o dolek, szczyt i kiedy bedzie hossa… brrrr.
Wywód :
Nie można pobić benchmarku?
Rynki jak np walutowy. Otwarły się na zewnątrz, po to miedzy innymi by pojawiły się podmioty zapewniające płynność. Walka miedzy bankami przeniosła się na pole banki, instytucjonalni, hurtownicy, animatorzy, detal.
Jeśli utożsamiać benchmark ze swoistym punktem odniesienia ,z tym jak radzi sobie rynek – To można zakładać, że cieżko pobić rynek. Dlaczego? Bo rynek był tworzony z myślą, o tym, by czerpać korzyści z tych, którzy go tworzą poprzez dołączanie do rynku w późniejszym czasie. Więc genetycznie rynki rozwinęły się po to, ażeby pionierzy mogli zarabiać. Skoro mielibyśmy pobić tych pionierów, to rzucalibyśmy się z motyka na słońce. Rynek jest po to, aby oni nas pobili. Wciąż nas biją ? kosztami obsługi. To nie jest gra o sumie zerowej jak błędnie czasem się sugeruje. Oni mogą przepychać rynek w góre i w dół w nieskończoność, detaliści mają prób bólu. Stoplossy to też pewne narzedzie w tym mechanizmie.Detalisci męczą się na rynkach,a na prowizjach zarabiają ?ci oni?. Oczywiście indywidualnie możemy wygrywać, ale jako zbiorowość tracimy. Zbiorowość ma swoje ułomności, na tym się zarabia, a ok. 90% wciąż traci. A na pewno traci prowizjami.
To one są tutaj pewnym zyskiem. Pewnym jak śmierć i podatki.
Dowód: sprawdzcie sobie statystyki jak indywidualni jako zbiorowosc wypadaja w kolejnych latach podatkowych.
I prosze mi tu nie zajezdzac trollami. Bo wiek wam, co poniektorym , pokorę zagłusza.
Jedni co potrafią niech biją indeksy, drudzy co nie potrafią niech w końcu się przyznają przed sobą że najważniejsze są ich realne potrzeby a nie marzenia o cudownej maszynce do pieniędzy.
Kolejna rzecz, co dokładnie oznacza aktywność. Bo można aktywnie zarządzać swoimi potrzebami, swoim kapitałem i to uznać za podstawę swoich działań (aktywności) lub/albo uzależniać ową aktywność od prognoz, lepszych, gorszych od bench
@ investor
Przede wszystkim kwestia przyjęcia umownego „15%”. Dlaczego tyle? To jest jakaś tam wartość, która jest moim celem inwestycyjnym. Co ciekawie reakcja na tę wartość jest różna. W czasie bessy budzi podziw, w czasie hossy politowanie. Oczywiście średniorocznie, czyli zdarzają sie i lata z „-” i mocno ponad „cel”.
Mogłem oczywiście dać obrazek bardziej „wydumany”. Taki jak ten:
w 50% przypadkow jest gorszy od indeksu, a jednak wychodzi lepiej.
„Dla mnie to prosta implikacja: 90% inwestorów w długim terminie nie jest w stanie pokonać indeksu (z różnych powodów) zatem lepiej by wyszli inwestując w sam indeks.”
Właśnie nie lepiej. Dlatego, ze dopuszczają do strat kilkudziesięcioprocentowych, czyli na wlasne zyczenie pakuja sie w klopoty – nigdy nie wiadomo czy wlasnie ten moment nie bedzie kluczowy i nie bedziemy chcieli skorzystać z naszych pieniędzy.
@ GZ
„Właśnie nie lepiej. Dlatego, ze dopuszczają do strat kilkudziesięcioprocentowych, czyli na wlasne zyczenie pakuja sie w klopoty – nigdy nie wiadomo czy wlasnie ten moment nie bedzie kluczowy i nie bedziemy chcieli skorzystać z naszych pieniędzy.”
Pełna zgoda. Dlatego wszystkim polecam obligacje 🙂
z tymi 15% p.a. to mam drobny problem jak z każdą OCZEKIWANĄ wartością… ‚wishful thinking’.
to bez 15%
„mozna byc w polowie przypadkow gorszym od benchmarku, a i tak wychodzic na tym lepiej niz pasywnie trzymajac benchmark” 🙂
@gzalewski
Właśnie nie lepiej. Dlatego, ze dopuszczają do strat kilkudziesięcioprocentowych, czyli na wlasne zyczenie pakuja sie w klopoty – nigdy nie wiadomo czy wlasnie ten moment nie bedzie kluczowy i nie bedziemy chcieli skorzystać z naszych pieniędzy.
Tylko, że tak jak napisał inwestor to jest dokładie argument za nabywaniem obligacji, czy też robieniem lokat, a nie argument o wyższości aktywnego zarządzania nad ETF.
mi tu brakuje jeszcze linii z inflacją oraz dla porównania zysku z lokat rocznych. Obecnie można znaleźć lokatę na 7-8% czyli pół „Marzenia”.
Dyskusja jest na zbyt dużym poziomie ogólności by do czegoś konkretnego doprowadziła. Zastanawianie się czy wystarczy 10 % czy 15 % a może dopiero zadawala 25 % to kręcenie się dookoła, bez przyjęcia określonych założeń wstępnych i wiedzy ogólno-inwestorskiej przynajmniej na poziomie „gimnazjum”.
Wiadomym jest, że pobicie benchmarku na długa metę jest bardzo trudne, co wcale nie znaczy że nie jest możliwe, ale jest niestety mało prawdopodobne. Kwestia zasadniczą jest właściwy dobór właściwego benchmarku (jaki/który i surowy czy korygowany) oraz tzw tracking error ( co jest tylko pozornie łatwe).
A za pomocą statystyki obliczeniowej i jej graficznej prezentacji można udowodnić bardzo wiele, można oszukać klienta, można też oszukać siebie, całkiem nieświadomie i bez złych intencji. Cały inwestycyjny światek ma z tym problemy. I tyle.
Od lat inwestorom indywidualnym, którzy nie chcą się bawić w jakieś wyrafinowane obliczenia polecam tylko jeden stosunek do benchmarku. Porównywanie się z samymi indeksami jest dość abstrakcyjne – dlatego, jeśli pod koniec założonego czasu stopa zwrotu była lepsza od jakiejś grupy funduszy, którą mieliśmy na oku/lub były dostępne i wiedzieliśmy, że możemy kupić udziały, to różnicę trzeba porównać z zainwestowanym czasem w ich pobicie i ocenić, czy było warto. Jeśli nie udało się pobić bazy do porównań, to straciło się nie tylko pieniądze – fundusze mogły zrobić za nas więcej – ale również czas, który mogliśmy poświęcić na inne, mniej stresujące zajęcia. To koresponduje z tym, co kiedyś G. Zalewski pisał o policzeniu sobie stawki godzinowej.
widze , ze niektorzy spac nie mogą 😉
Jesli chodzi o czas – doswiadczenie, ktore niosa rynki, przydaje sie w wielu innych dziedzinach zycia, przynajmniej u mnie, wiec nie jest to jakas kategoria czasu straconego.
> niektorzy spac nie mogą
tak branża 🙂
>doswiadczenie, ktore niosa rynki, przydaje sie w wielu innych dziedzinach zycia
To ciekawe – chętnie poczytam o przełożeniu doświadczenia rynkowego na „wiele innych dziedzin życia”.
Czy zarządzający funduszami otrzymują premie za pobicie benchmarku np. WIG20? Jeżeli tak, czy są to premie kwartalne, półroczne, roczne?
NP. Umiejętnośc cięcia strat. Idzie Pan na randkę, milo milo, ale sie nie klei, No to tniemy stratę 😉 , umiejetnosci analityczne, podejmowanie decyzji w warunkach stresu , moznaby mnozyc..
Obiad u tesciowej , rozmowa sie nie klei , tniemy strate , tesciowa……
@foxcat
Bardzo dobre porównanie;)) Wszak „inwestycja” w trwałą relację z kobietą z natury rzeczy charakteryzuje się małą płynnością, wyjście z niej wiąże się zaś najczęściej z pokaźną stratą oraz koniecznością wieloletniego uzupełniana depozytu zabezpieczającego (bez otwartej pozycji!!!!). Dlatego analiza i moment wejścia są kluczowe.
Nie mogę się doczekać kiedy Pan Grzegorz Zalewski wyjdzie z bardziej prowokującym tytułem : „Banki są dla frajerów”.
Grupa IDMu dała już sygnał. Wiem, może stara wieść, ale akcji nie śledzę na bieżąco.
Zjedżmy na chwilę z autostrady Panowie. Tu gdzieś ma być Sulejówek. Wszak obowiązuje jeszcze pora tajemnicy gniazda
We Dworku Milusin pośród bezcennych akcji powinien stać jeszcze stoliczek naiwnej, szczerej dziecinnej roboty. Dar uczniów
ze szkoły zawodowej. Swarzędz z pierwszej piątki, rocznik 91.
Łącznik Swarożyca nie dostał się do pierwszej piątki w drodze na parkiet. Przepraszam za błąd. Ale w piątce najaktywniejszych to go jeszcze zobaczycie. Stopy porosną bliznami biegnącemu w walce.