Kupić tanio nie znaczy dobrze… /zakończenie/
Żeby nie zanudzać dłużej, na koniec jeszcze krótki wpis na temat niuansów „łapania dołków”.
Żeby nie zanudzać dłużej, na koniec jeszcze krótki wpis na temat niuansów „łapania dołków”.
Wojny w umysłach pomiędzy siłami kontynuacji trendu na wykresie a powrotem cen do średniej potrafią płatać różne figle, które pod znakiem zapytania stawiają racjonalność i analityczne myślenie.
Zjawisko braku zainteresowania kupnem taniejących akcji przyciągnęło oczywiście uwagę kół naukowych i akademickich. Mam nadzieję, że przybliżenie ich prac pomoże kilku Czytelnikom zrozumieć to co sami podejrzewali, ale nie potrafili tego nazwać.
Zrozumieć rynek można również poprzez zrozumienie motywacji i błędów jego uczestników. To pomaga jednocześnie dostrzec własne pomyłki i wyciągać prawidłowe wnioski w przyszłości.
Podążając za aktualnościami na rynku walut i algorytmów przerwałem na chwilę mini cykl o mirażach kupowania dołków. Proponuję wrócić i posmakować ten temat jeszcze przez chwilę…
W niektórych miejscach zależności kształtujące rynek giełdowy, czy ogólnie rzecz biorąc finanse, odbiegają od relacji i modeli znanych z klasycznej ekonomii, co powoduje, że ich przydatność w tym inwestycyjnym biznesie niemiłosiernie spada.
Giełdowy ekosystem pełen jest paradoksów, ale ja akurat go właśnie za nie lubię. Jeden z nich na początku mojej inwestycyjnej edukacji (trwającej do dziś) wydawał się szczególnie nieracjonalny.
Indeksy polskiej giełdy spadają już niemal pół roku od szczytu w kwietniu. W moim ulubionym cyklu statystycznych zależności chciałbym pokazać jak wyglądało w przeszłości kupowanie głębokich dołków spadkowych bessy.