„Ekonomiści i studenci ekonomii za sprawą tego, co wkłada się im do głów na studiach, uważają, że ludzie zachowują się racjonalnie i kierują egoistycznymi przesłankami. Więc kiedy grają w ultimatum, nadawcy-ekonomiści myślą, że zaproponowanie podziału 19:1 to dobry pomysł, a działający racjonalnie odbiorcy-ekonomiści przyjmują te oferty. Ale gdy ekonomiści grają z nieeokonomistami, są głęboko rozczarowani, gdy ich nieuczciwe oferty są odrzucane. Biorąc pod uwagę te różnice, możesz zdecydować, w jakie gry chcesz grać z w pełni racjonalnymi ekonomistami, a w które z irracjonalnymi śmiertelnikami”
To tylko jeden z przykładów jak Dan Ariely dworuje sobie z ekonomistów (w szczególności wyznających przekonanie o racjonalnych wyborach każdego z nas, czyli między innymi zwolenników hipotezy rynku efektywnego), w kolejnej swojej książce wydanej po polsku „Zalety irracjonalności” (wyd. Dolnośląskie). (wcześniejszą książkę „Potęga irracjonalności” polecałem tu: https://blogi.bossa.pl/2009/09/03/jeszcze-o-badaniach-i-nie-tylko/)
Oczywiście w powyższym przykładzie Ariely nie do końca ma rację, bo we współczesnym świecie często ekonomiści (zwłaszcza z banków centralnych) ustalają reguły gry. A czasem też sami je łamią, pilnując by inni tego nie zauważyli.
Kilka miesięcy temu jedna z Czytelniczek blogów napisała o mojej książce „Droga inwestora” jedną z najprzyjemniejszych recenzji: „podeszłam do niej z lekko ironicznym dystansem: co można jeszcze o tym nowego? Można – znalazłam poglębienie tematów, które mnie interesują, stąd miłe zaskoczenie.”
Przywołuje to zdanie, bo przypomniało mi się przy okazji ksiązki Ariely’ego – co można nowego napisać o kolejnych badaniach o naszych racjonalnych/nieracjonalnych wyborach. I okazuje się, że można. Może nie tyle co nowego, tylko w nowy sposób. Ariely opisuje wiele prowadzonych przez siebie badań, ale w taki sposób, że wiemy skąd wziął się na nie pomysł, jak wyglądało samo badanie, na jakie problemy napotkał. To wszystko w taki sposób, że każdy student psychologii, który sobie myśli „o rany znów te nudne badania”, powinien przeczytać tę książkę, żeby zrozumieć do czego służy ten „koszmar”.
A sama książka, no cóż…., każdy kto się zastanawia czy wysokie bonusy na WallStreet są motywujące czy demotywujące tu znajdzie przynajmniej część odpowiedzi na to pytanie. Ariely próbuje również wyjaśnić, w jaki sposób na nasze długoterminowe decyzje i wybory wpływają krótkotrwałe (ale silne emocje). I choć o tradingu nie pada tam właściwie ani jedno słowo, to myślę, że każdy kto jest obecny na rynku będzie w stanie doskonale znaleźć dziesiątki sytuacji, gdy dał się „ponieść” chwilowym emocjom i dokonać jakiejś transakcji, nie wiedząc jakie mogą być tego dalekosiężne skutki.
Krótko mówiąc – lektura obowiązkowa.
Bo generalnie, to warto czytać.
17 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@ GZ
„Bo generalnie, to warto czytać.”
A czy mogę prosić o przystępne wyjaśnienie zacytowanego wyżej zagadnienia mojemu młodszemu synowi? Po zastosowaniu 358 sposobów, mających go zachęcić, użyciu próśb i gróźb itd. powyższe zdanie nadal ma dla niego niezrozumiały charakter 🙂
Wyjaśnienie na temat wartości czytania, które by do niego mogło trafić pilnie poszukiwane 🙂
@ Ekonom polityczny
🙂
A młodszy ile ma?
Przede wszystkim nic na siłe.
Po drugie – chyba trzeba czytac mu samemu te rzeczy, ktore ON chce. Zeby zobaczyl, ze tam jest jakis fajny świat.
Moj starszak, jak byl maly tak do chyba 10 roku zycia czytal. Pozniej mial odwrót, który nas załamał. I pozniej po 15 roku przyszedł nawrót. Z ogromną siłą 🙂
@ GZ
Młodszy ma już 14 lat i to ostatni dzwonek, by zaczął czytać. Niestety – on woli oglądać na okrągło transmisje sportowe nawet z tak dziwacznych sportów, jak przeciąganie liny, że o piłce nożnej, której jest fanatykiem nie wspomnę.
Na zachęty do czytania odpowiedź zawsze jest jedna : ale to nudne!!
Nawet książki o Messim (jego idolu!) nie potrafi skończyć od pół roku… 🙁
moze trzeba jakies motywatory związane z przekupstwem zastosowac 🙂
Chyba musi sam dojrzec. Na pocieszenie – ostatnio czytałem eseje Styrona, który w jednym z nich wspomina, ze jako nastolatek NIC nie czytal, tylko nałogowo oglądał filmy. Przebudzenie przyszlo wiele lat pozniej.
odciąć telewizor, komputer. Ale to łatwo się mówi.
Moi dużo czytają, ale głównie SF, fantasy i wojenne (dokumentalne i narodowe fikcje Ciszewskiego, ale mając 13 lat wolno im).
Ostatnio poszli do gimnazjum, wypadało im podnieść kieszonkowe. Żona zastosowała pomysł z serialu „Rodzina zastępcza”, kieszonkowe jest wyższe o 20zł za dodatkowe przeczytanie jednej książki wskazanej przez rodziców. Na początek „Hrabia Monte Christo” (20 zł za całość, nie każdy tom, nie ma lekko). Wolno się wciągali, narracja we współczesnych książkach, podobnie jak filmowa, mocno przyśpieszyła, dopiero od połowy drugiego tomu dręczyła ich ciekawość co dalej.
To czytanie naszych lektur nie jestem pewien, czy jest dobrym pomyslem. Wlasnie z uwagi na zupelnie odmienny styl i rodzaj pisania – niespieszny, powolny. Moze zniechecic jeszcze bardziej.
Ja raczej zauwazylem inny efekt. Mlody czytal rowniez SF i w tej co ambitniejszej pojawiaja sie jakies cytaty, odniesienia, aluzje do klasyków. I to wtedy go intrygowalo.
Ale np do Kronik marsjanskich przysiadl dopiero niedawno. Probowal kilka lat temu i nie poszlo.
Ale z czytaniem teraz to jest duży problem. Przedewszystkim nie da się przeczytać wszystkiego. Problem odnalezienia wartościowych rzeczy w zalewie słowa drukowanego jest czasami wręcz „gorszy” niż w warunkach ich niedoboru. Chodzi o to że czytając nawet coś bardzo wartościowego okazuje się że nikt w otoczeniu tego nie czytał bo jeśli czyta to coś innego. I funkcja komunikacyjna odpada…
Jedyny, który przeczytał wszystko co było dostępne to Arystoteles.
Wiec nie ma się co przejmowac. Faktycznie jest nadmiar, ale jednak mozna przefiltrowac to co nam sie moze przydac/zainspirowac/sprowokowac/wkurzyc niz nic nie czytanie.
Moje czytają. Jedna mniej, druga więcej, ale narzekać nie mogę. Wdały się w ojca z czasów wczeeeesnej młodości, bo ja kiedyś czytałem więcej niż teraz. Cóż, internet…
„Jedyny, który przeczytał wszystko co było dostępne to Arystoteles.”
Zaraz, zaraz ja też przeczytałem wszystko, co warte było przeczytania.
Nie wiem jak u Arystotelesa ale u mnie to efekt jest taki, że mi się w głowie wszystko pokiełbasiło.
I po co mi to było, po co?
@ l-r
A jaką zastosowałeś miarę wszystkości przeczytanego?
Dostepność i limit pojemność jednostki centralnej – jedna głowa jeden rozumek. 😉
PS
Jak mówią- Nigdy nie poznasz do końca jednej kobiety ale jak trochę poznasz jedną to poznasz wszystkie.
Spzeczności tu nie stwierdzam. 🙂
@l-r
Może niektóre dzieła są nam niedostępne? Np. z Dalekiego Wschodu, gdzie i kultura, i tradycja spekulacji występuje? Poznając Europejkę, nieco tylko oczywiście, nie jakoś do końca, poznasz wszystkie skośnookie?
@ Bogdan
Dzieła Dalekiego Wschodu namietnie czytam po angielsku lub rosyjsku bo tam orientalistyka jest dobrze rozwinięta, a mam trochę tego w biblioteczce.
Jeśli zaś idzie o skośnooką to jest na to rada – poznać kosooką (zezowatą) Europejkę i będzie w sam raz i swojsko i egzotycznie, plus oszczędność czasu i kasy.
A poza tym pozytywem dodatkowym może byc to, że będzie bardziej tolerancyjna, bo czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. 🙂
@gzalewski:
Może to nie ten temat, ale nie mam gdzie tego napisać 🙁
Widzę, że wydanie Supertradera się niemiłosiernie przeciąga 🙁 A ja chętnie bym zobaczyła po polsku inną książkę z tej tematyki: Adrienne Toghraie – Trading on Target: How To Cultivate a Winner’s State of Mind. Myślę, że ta książka pomogłaby wielu trejderom pokonać ich problemy z trejdingiem. W końcu nie samymi choinkami wskaźników na wykresach trejder żyje.
Co Pan o tym sądzi? Jest jakaś szansa przed najbliższą hossą?
P.S. Co za obrzydliwych słów muszę używać: „trejder”, „trejding” 🙁
Tharp to juz kwestia 1-2 miesiecy. Na pewno bedzie w tym roku.
Za sugestie tytułu dzieki. Przyjrzymy sie