W poprzednim tygodniu pozwoliłem sobie przypomnieć Naszym Czytelnikom ideę patrzenia na wzrosty w Warszawie i umocnienie złotego przez pryzmat okazji, jakie rodzi taka sytuacja dla zakupów na rynkach bazowych. W komentarzach pojawiły się sugestie, jakie zwykle pojawiają się w takich sytuacjach. Brakło tylko oskarżenia o brak patriotyzmu gospodarczego i zdradę.
Problem w tym, że nie minął nawet tydzień, a rynek znów musiał zacząć wyceniać scenariusz, w którym kluczowemu sektorowi na Giełdzie Papierów Wartościowych – bankom – odbierze się należne zyski. Naprawdę w tym zdaniu zawarty jest jednak fałsz, bo nie ma czegoś takiego, jak zyski mitycznych banków. Banki zwykle mają właścicieli, a banki notowane na giełdach akcjonariuszy. Owe zyski są finalne zyskami właścicieli lub akcjonariuszy, a nie banków. Banki to przedsiębiorstwa powołane dla generowania zysków. Zapominanie o tym jest ignorancją. Albo propagandą.
Sięganie po zyski, jakie generują spółki giełdowe w okresie lepszej koniunktury, a wyższe stopy procentowe są okresem dobrej koniunktury dla banków, jest niczym innym niż okradaniem jednych, żeby dać innym. Ktoś powie, wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych odpowiedzi. Naprawdę jednak czasy wyższych stóp procentowych w świecie wyższej inflacji nie są czymś wyjątkowym. To standard, który nikogo nigdy nie powinien zaskakiwać jeśli tylko liznął grama edukacji. W istocie, jeśli ktoś nie rozumie ryzyka stopy procentowej, to nie powinien nigdy brać żadnego kredytu.
Pierwsza idea wakacji kredytowych była czymś, z czym trudno się zgodzić będąc akcjonariuszem banków na GPW. Bycie zaskoczonym potencjalnym przedłużeniem wakacji na kolejny okres jest niczym więcej niż winą ludzi, którzy chcą jeszcze wierzyć, że na GPW może być normalnie. W języku angielskim jest takie ładne powiedzenie fool me once, shame on you, fool me twice, shame on me, które wyjątkowo dobrze odnosi się do położenia polskich inwestorów i ich inwestycji w Warszawie.
Tak, mamy piękny rajd od dołka bessy, ale mamy też kolejne potwierdzenie, że daleko nam do normalności. Oczywiście, każdy ma prawo wierzyć, że pływanie w kisielu jest równie łatwe, jak pływanie w basenie z wodą. Jeśli choć raz doświadczyło się obcowania z cywilizowanym rynkiem kapitałowym, trudno później zrozumieć nabierających się na ideę rynku rozwiniętego, który może i ma ładną fasadę, ale w środku nadaje się do poważnego remontu.
PS. Autor nie posiada nawet jednej akcji polskiego banku i żadnego banku zagranicznego, który jest właścicielem lub udziałowcem banku notowanego na GPW.
9 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Adam, oczywiście masz wiele racji, krytykując sytuację na rodzimym parkiecie oraz 'ręczne' sterowanie miłościwie nam panujących. Ale… jak już się wszyscy obrażą na rynek w Warszawie, zacznie się hossa stulecia na WGPW (I have a dream ;-))
@ MariuszH
Niech się stanie!
Dodałbym jeszcze jeden fakt, a mianowicie to że akcjonariuszami banków są również OFE i PPK, które ponoć miały inwestować na poczet przyszłych świadczeń. Tak więc kradzież zysków w majestacie prawa nie jest tylko grabieżą "zwykłych" akcjonariuszy, ale de facto wszystkich uczestników programów emerytalnych.
Zabawie sie w adwokata diabla i zadam niewinne pytanie: czemu ratowanie bankow na koszt klienta (podatnika) jest dobre, a czemu ratowanie klienta (podatnika) na kosz banku jest juz zle?
Druga sprawa, to globalny (a nie tylko jednostkowy) bilans zyskow i strat: zalozmy, ze w obecnej sytuacji panstwo nic nie robi i zostawia tych ludzi samym sobie – byloby lepiej czy gorzej, gdyby naraz tysiace ludzi z klasy sredniej zalamalo sie pod finansowym ciezarem i przestalo splacac swoje zobowiazania?
Osobna kwestia, jest kto dawal te kredyty? I znowu nalezy zadac pytanie swiatlym bankierom, ktorzy ryzyko i cykle znaja od podszewki? Czy byl choc jeden, ktory powiedzial mlodym ludziom – nie damy wam tego kredytu – nawet jesli aktualnie stopy i raty sa niskie, bo mamy raczej swiadomosc, ze jest to anomalia, niz standart na rynku. Sorry mlodzi, musicie jeszcze pomieszkac z rodzicami 5-10 lat i odlozyc tak ze 2/3 wartosci mieszkania. Na reszte mozemy wam dac, bo nawet w sytuacji gwaltownie rosnacych rat nie zrobi nam to klopotu (musimy wkoncu dbac o te pieniadze, bo to cudzy kapital, ktory nam powierzono) i was nie utopi. Czy widzial ktos takiego eksperta czy znowu na pierwszym miejscu byly prowizje i zyski od udzielonego kredytu, a nikt nie myslal o ryzyku?
No to panstwo musialo wkroczyc i wkroczylo, a ze tym razem uznalo, ze banki musza poniesc koszty wlasnej krotkowzrocznosci i chciwosci, to juz druga sprawa. Niech akcjonariusze maja pretensje do zarzadow jak prowadza ten biznes i obracaja POWIERZONYM kapitalem…
Ps. Nie mam kredytu mieszkaniowego, nie korzystam z wakacji kredytowych, ani zadnych innych ulg, mam konto w banku, posiadam polskie akcje w portfelu i nie naleze do zadnej partii.
@ Kornik
To są wszystko świetne pytania, tylko nie o to chodzi, czy rząd może coś zrobić, czy nie. Demokratyczna władza – zwłaszcza przy zachwianych checks and balances, jak dziś mamy w Polsce – może zrobić wszystko. Nikt nie odbiera rządowi prawa do robienia złych rzeczy, czy wybierania mniejszego zła. Taka jest natura władzy – monopol na przemoc (szeroko rozumianą).
Ale polska klasa polityczna od przynajmniej dwóch dekad niszczy kulturę inwestowania na GPW. To niszczenie nie jest partyjne. OFE zaczęło zabijać poprzednie rozdanie. Obecne dokończyło. I kolejne będzie dalej zabijać GPW.
Klimat wokół GPW jest zły właściwie od kilkunastu lat. Ratunkiem może być tylko kryzys budżetowy, który wymusi masowe prywatyzacje tego, co znacjonalizowano. Kiedy rząd będzie musiał się wyprzedać pod kuratelą MFW czy Komisji Europejskiej, jak mp. Grecja, to wróci szacunek dla GPW.
Notka naprawdę jest o tym, że mamy kolejną odsłonę tego samego procesu i – podkreślę to, choć to powinno wynikać z notki – jak się dostaje kolejny raz kopa, którego się dostało już wcześniej wiele razy, to można mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Władza wybierają nam inni. Wybór, gdzie inwestujemy pozostaje nasz.
Zgadza sie, sam ostro oberwalem po plecach skutkiem tak prowadzonej polityki. I sam tez ostro krytykuje wszystkie po kolei rzady. Niemniej nie odwaze sie jednak na koncowa ocene, co bylo dobre, a co zle.
Dlaczego? Ostatnio czytam ksiazke "Jak umiera pieniadz" (nawiasem, powinna byc lektura szkolna w liceum) – i okazuje sie, ze jedno z rozwiazan, ktore rozwazano i ktore sam krytykowalem (chodzi o podatek nalozony na beneficjentow kryzysowej sytuacji), nie jest wspolczesnym wynalazkiem – nie jest to specyfika polska, ale rozwiazanie sprzed wieku, ktore zastosowala Wielka Brytania, a przez uczestnika wydarzen i obserwatora epoki zostalo ocenione jako ta lepsza droga.
Generalnie mega temat do przemyslen i kupa roboty dla historykow, ktorzy za X-dziesiat lat beda robic bilans naszych czasow.
Dodajmy moze jeszcze cos takiego jak kontekst. Siedzimy sobie w tej chwili w ladnie urzadzonych i dobrze ogrzabych mieszkankach. Jestesmy syci i mamy czas, wiec rozwazamy rozne decyzje politykow, tudziez bankierow centralnych, ktorzy dzierza ster wladzy.
Otoz warto moze przypomniec, ze ta nasza lajba nie plynie w tej chwili po slonecznych i spokojnych wodach, lecz mierzy sie z gigantycznym, nie widzianym od dekad sztormem, ktoremu na imie PIWo (Pandemia – Inflacja – Wojna).
Kto tego PIWa nawarzyl – nie dociekam. Przyjdzie na to czas. Chce tylko powiedziec, ze naprawde nie zazdroszcze decydentom, ktorzy musza dzialac w tych warunkach – wytyczac kurs i podejmowac decyzje. Ale to, ze jednak siedzimy sobie w tych mieszkankach i dyskutujemy w sieci, a nie wystajemy w kolejkach po prace i breje zupopodobna – swiadczy o tym, ze jednak jakis postep sie dokonal – ze jednak te ich decyzje w bilansie globalnym nie sa chyba takie zle, jak nam sie wydaje.
Niektore z nich z pewnoscia sprawiaja pewien dyskomfort, ale to jest tylko dyskomfort, a nie dramat. A jesli jeszcze ma sie swiadomosc pewnych procesow i wyciagnelo sie wnioski z poprzednich srogich lekcji (kryzys 2008, czy marazm ostatniej dekady na GPW), to ten dyskomfort moze byc prawie zupelnie niedostrzegalny.
Innymy slowy, jak na razie mamy kupe szczescia, bo jak uczy historia – w tej sytuacji moglo byc znacznie gorzej. Oczywiscie nie zwalnia nas to od czujnosci – myslenia i krytyki – oni nie moga robic, co im sie podoba, a my nie mozemy udawac, ze wszystko jest cacy.
@ Kornik
Ten komfort jest jeszcze większy, kiedy ma się oszczędności i inwestycje w walutach rezerwowych. Ryzyka w związku z byciem w tym, a nie innym miejscu na mapie Europy są zredukowane. Nigdy do zera, ale jednak. Posiadane dziś np. ETF na amerykański indeks i polski indeks dawno nie było tak czytelnie różne. Szczerze mówiąc wojna na Ukrainie, jak się inwestuje w US czy Europie jest bliska dla całej masy rzeczy w życiu, ale dla inwestycji znacząco mniej. Gdyby nie to, że na blogach piszę o tym od pewnie 15 lat, to można byłoby mi zarzucić naganianie. Naprawdę pisałem o tym, jak jeszcze nie było możliwie inwestowanie zagranicą w sposób prosty. Dlatego teraz pozwalam sobie na więcej. Ciągle nie piszę, "a nie mówiłem", ale jednak odważniej powiem "to kolejna zmienna do przemyślenia".
Z pewnoscia warte rozwazenia. Jesli mozna cos dodac, to aby nie zapominac o starej zasadzie, ze inwestowac nalezy w to, co sie zna i rozumie.
Osobiscie, zanim gdzies wejde, musze najpierw poobserwowac (kilka tygodni, kilka miesiecy) – nawet jesli jest to w miare bezpieczny instrument w postaci ETFa na dojrzaly rynek amerykanski, bo to, ze jest on lepiej zorganizowany itd., to wcale nie ogranicza poziomu ryzyka; na "bezpiecznym" rynku tez mozna stracic.
Po prostu, kazdy rynek ma swoja specyfike. Mozna to porownac do rzeki – wszystkie plyna do morza, ale kazda robi to na swoj sposob. Jedna plynie wolno, druga szybko, jedna jest gleboka, druga plytka, ta rozlewa sie szeroko, a inna plynie waskim korytem.
Podobnie z rynkami – kazdy ma swoja glebie i rytm dzialania, z ktorym trzeba sie zapoznac i przeniknac, aby nie byc zdziwionym i aby moc w miare sprawnie i bezpiecznie sie na nim poruszac.