Ostatnie tygodnie to prawdziwy test dla wielu osób na rynku. Nie ma znaczenia, czy profesjonalistów, czy amatorów. Takich, którzy na rynku są od niedawna, czy od wielu lat. Analityków technicznych, czy fundamentalnych, długo, czy krótkoterminowych. Każda grupa ma w swoim szeregu dziesiątki takich, których wartość portfeli znacząco spadła. Przy czym w mojej definicji oznacza to, że utracili co najmniej 1/3 wartości aktywów. W wielu przypadkach straty są jeszcze większe i przekraczają nawet połowę niedawnej wartości.
Co robić, jak żyć?
Przede wszystkim, choć może to wydawać się absurdalne, uznajmy to za naukę. Kosztowną w wielu wypadkach, ale naukę. Przy czym powinniśmy całość tego „auto-szkolenia” podzielić na dwie części i spróbować wyciągnąć konstruktywne wnioski:
– jak wypadła moja strategia (jeśli w ogóle ją miałem)
– co działo się ze mną i moimi emocjami
W przypadku pierwszego pytania, krytyczne jest to, czy w ogóle w mojej strategii zakładałem reakcję na ponadprzeciętne straty. Chodzi o cały zestaw mechanizmów, w których zlecenia obronne typu stop, są jednym z elementów. Możemy uważać, że są one nieprzydatne, że wykorzystywane przez innych spryciarzy z rynku do wybijania frajerów, używających stopów, niemniej w takich sytuacjach, jak ostatnio pokazuje się ich siła. Stopy pełnią rolę ubezpieczenia. Dobrze ustawione chronią przed katastrofą. Naturalnie nie zawsze, bo problemem staje się ich realizacja, podczas luk, ale dobra strategia powinna zawierać w sobie algorytm postępowania również w takiej sytuacji. Z mojego doświadczenia, jest on prosty. Zamykaj, w końcu to pozycja, której nie chciałeś.
Nie zgodzą się, ze mną ci, którym „udało się” przetrzymać lukę i wyjść na jakimś lokalnym odbiciu. Zgodzą, zaś ci, którzy próbowali doczekać na odbicie, a teraz ich pozycje są jeszcze niżej niż pierwotnie. W tym wszystkim nie chodzi o to, czy nam się tym razem udało, tylko czy generalnie jesteśmy odporni na najgorszy scenariusz.
Inna kwestia warta rozważenia, wiąże się z dywersyfikacją portfela. Wiele osób jest przekonanych, że posiadając różne składniki portfela – nie ma znaczenia, czy z tej samej grupy aktywów (np. akcje), czy różnych (kontrakty, akcje, waluty, obligacje) jest odpowiednio przygotowana przed najgorszym. Krachy i załamania rynku zwykle są testem, które większość oblewa. Zazwyczaj to była naiwna dywersyfikacja zbudowana na przeświadczeniach, a nie rzetelnych analizach i modelach. A nawet w przypadku tych, które wykorzystywały jakieś modele, może się okazać, że dany model przestał się sprawdzać w nietypowych warunkach. W końcu jakość modeli zależy od danych. Gdy nie uwzględnimy w nim jednorazowego spadku wszystkich rodzajów aktywów, ponad przeciętny zakres może nas to drogo kosztować.
Przyznam szczerze, że każdorazowo podczas załamań rynków a później przedłużającej się bessie przyglądam się postawie długoterminowych fundamentalistów, którzy nie uwzględniają opcji sprzedaży niedowartościowanych akcji. Początkowe przekonanie, że „wartość przecież nie uległa zmianie” kruszeje z miesiąca na miesiąc. Wytrwają tylko nieliczni i też nie ma przekonania, że odrobią całość strat. Każdemu, kto uważa, że należy do tego obozu polecę książkę Damodarana Wycena firmy. Storytelling i liczby, który zwraca uwagę na znacznie szerszy kontekst inwestowania fundamentalnego, niż tylko „dobrych spółek nie należy sprzedawać”.
Odpowiedź na drugie pytanie wymaga ogromnej szczerości. Być może doprowadzi ostatecznie do podjęcia nieodwołalnej decyzji – kończę z rynkiem. Zbyt dużo mnie to kosztowało.
Dla tych, którzy jednak zamierzają pozostać w grze, ważne jest to by ocenić, w jaki sposób funkcjonowaliśmy podczas strat. Czy panicznie podejmowaliśmy decyzję, jedna po drugiej, żeby odrobić lub zachować część kapitału? Czy siedzieliśmy wpatrzeni w ekran, sparaliżowani i niezdolni do podjęcia jakiegokolwiek działania. Na ile wiązało się to z frustracją wynikającą z braku lub łamaniem strategii i założonych planów. Spokojna analiza własnych dotychczasowych zachowań pozwoli odpowiedzieć na pytanie „co powinienem zrobić w przyszłości?”. Podkreślę to jeszcze raz, ale w wielu wypadkach wszystko będzie sprowadzało się do jednego – na ile jestem gotów dopuścić do strat, które będą dla mnie naprawdę niekomfortowe. Czy przetrzymanie spadku wartości portfela 30, 40, 50 procent jest warte stresu, jaki będzie się z tym wiązał w czasie powrotu do normalności. Ile jestem gotów czekać na powrót do normalności – znów w tym wypadku pojawi się kwestia, jak szybko zamykać złą pozycję.
Tylko spokój może nas uratować
Mleko się rozlało, więc zamiast usilnie próbować odrabiać straty, jak klasyczny hazardzista, czas na plan awaryjny.
Tu wiele zależy od tego, czy handlowaliśmy na rynku pochodnych i właśnie mamy puste lub prawie puste konto, bo pozycje zostały pozamykane w konsekwencji „margin call”, czy też portfel pełen akcji, które są znacznie tańsze niż kiedyś.
Gdy nasz portfel jest zmasakrowany ale pusty, pozwólmy sobie na dłuższa chwilę otrzeźwienia. Przestańmy słuchać tych wszystkich, którzy opowiadają o rychłej formacji V i szansie na nagłe wzrosty. Wszelkie prognozy w tej chwili mają więcej z myśleniem życzeniowym niż kiedykolwiek. O niepewności, braku rzetelnych danych i setek nowych zmiennych pisał niedawno Adam Stańczak. Szalona zmienność, która może się utrzymywać jeszcze przez jakiś czas jest wrogiem wszystkich, którzy nie mają rozsądnego planu działania, poza „muszę odrobić straty”. Tak, być może ominie cię szansa na dołek niesamowitego odbicia, ale prawdopodobnie szybciej dokończysz masakrowanie swojego rachunku.
W przypadku inwestorów na rynku akcji, borykających się ze stratami rzędu kilkudziesięciu procent i myślami, czy spadnie jeszcze więcej, nie wiem jaka powinna być najlepsza rada. Właśnie dlatego od lat powtarzam, że stopy są jak demokracja. Mają wady, ale nic lepszego nie wymyśliliśmy.
Jeśli portfel skurczył się znacząco, a akcje nadal w nim się znajdują, być może faktycznie warto podejść do całości „może kiedyś odbije”. Może lepiej zrobić przegląd i zadziałać wbrew intuicji, czyli pozamykać pozycje z największymi stratami. To one będą ciążyć nie tylko na portfelu, ale również naszej psychice. A być może pozamykać całość i zrobić sobie przerwę, żeby ze świeżą głową (i strategią) przemyśleć wszystko od nowa.
Za kilka tygodni, miesięcy, gdy sytuacja związana z epidemią się uspokoi lub zostanie opanowana, zastaniemy całkiem nowy świat. I nie jest to tylko publicystyczne hasełko, które nośnie brzmi. W kontekście zamykanych biznesów, utraty pracy przez wiele osób, prawdopodobnego wzrostu zaburzeń depresyjnych będziemy mogli próbować ocenić, jak dalej funkcjonować. Nie tylko na rynkach.
[Foto z filmu 28 dni później, reż. Danny Boyle]
10 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Na blogu Pana Piotra Kuczynńskiego zamieściłem taki wpis:
"Ostrzeżenie…. nie moje.
Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka.
10% kapitału lub więcej trzymaj w złocie.
itd. itp.
I co pomogło? Nic nie pomogło…. wielu co uwierzyło w te złote reguły są
Klapniętymi Oponami"
Pan natomiast Panie Grzegorzu pisze tak:
"Tu wiele zależy od tego, czy handlowaliśmy na rynku pochodnych i właśnie mamy puste lub prawie puste konto, bo pozycje zostały pozamykane w konsekwencji „margin call”, czy też portfel pełen akcji, które są znacznie tańsze niż kiedyś."
a tzn ze zakłada Pan, że wszystkie lub większość pozycji była pozycjami długimi…. oczywiście mogło tak być ale nie musiało
a może buńczucznie mówiąc po czasie…. nie powinno tak być, bo właśnie będąc na instrumentach pochodnych i mając pozycji krótkich i długich na różnych instrumentach "pół na pół", można byłoby dzisiaj być na zero…. tzn być bez strat lub….
Czy to jest dobre rozwiązanie? Prawdopodobnie tak a jak nie, to kto ma lepsze….. bo w Pana wpisie takiego rozwiązania brak….
" zakłada Pan, że wszystkie lub większość pozycji była pozycjami długimi…. oczywiście mogło tak być ale nie musiało"
nie, nie zakładam. Piszę o stratach – te mogły być poniesione zarówno na krótkich (paradoksalnie) jak i długich pozycjach
O wielki "proroku" dziękujemy Ci za Twe szczere i wspaniałomyślne słowa.
Należy jedynie podkreślić, że złoto też zaliczyło korektę. Co więcej, by kupić złoto należy mieć sporą wiedzę – teraz nie sztuką kupić "AU", sztuką jest kupić prawdziwe złoto. Świecidełek nie brakuje na rynku, które "zwykłe" oko nie rozróżni.
"Właśnie dlatego od lat powtarzam, że stopy są jak demokracja. Mają wady, ale nic lepszego nie wymyśliliśmy."
Oj, tam. Są jak gilotyna tylko co to ma wspólnego z demokracją 🙂
Nie aplikujmy demokracji do arsenału AT bo zanim by demokracja ustaliła gdzie postawić stopa to było by po meczu 🙂
Niespełna 3 miesiące temu prognozował Pan, że "Amerykanie dostaną mocno po głowie i my też", a teraz "kończy Pan z rynkiem"? Przecież najwidoczniej zakładał Pan jakiegoś czarnego łabędzia w tym roku. Więc co poszło nie tak – próbował Pan łapać dołki cenowe na spółkach?
"Odpowiedź na drugie pytanie wymaga ogromnej szczerości. Być może doprowadzi ostatecznie do podjęcia nieodwołalnej decyzji – kończę z rynkiem. Zbyt dużo mnie to kosztowało." – nie odnosi się to do narratora 🙂 Tylko do niektórych czytelników
To się nazywa "podmiot liryczny" 🙂
"I co teraz"?
No właśnie, dzisiejsza sesja stawia to pytanie: czy FED (i inne banki centralne) wspomagany przez agresywną politykę fiskalną utopi rynki w powodzi darmowego pieniądza. Inaczej: czy trzeba chronić kapitał.
Zachęcam Autorów do pochylenia się nad tą kwestią. To może być tak istotny game changer, że decyduje się przyszłość nas wszystkich.
GZ zmienia ? nastawienie Hold ? A jeśli nie będzie V A jeśli odbiją całkiem inne spółki/ bo tak będzie / Całkiem inne branże -niedoceniane itd.itp.
I co teraz?
Ano nic przynajmniej w odniesieniu do papierków co już spadły (również te co mogą zbankrutować i poleciały 70-80% – bez sensu sprzedawać je teraz – jak już to kupować tylko sobie oczywiście zdywersyfikować bo część się przekręci albo będzie wielka emisja – rozwodnienie ratunkowe i dotychczasowych właścicieli wymiecie z akcjonariatu).
Dylemat jest – z resztą nierozstrzygalny – czy bardzo kupować już czy czekać? Mnie się wydaje że trochę mało to jeszcze poleciało wszystko – zwłaszcza w USA – jak na taki armagedon gospodarczy który się odbywa. Trochę te przeceny za mało irracjonalne jeszcze. Ale z drugiej strony – kto tam wie – patrząc na te wszystkie deklarację banków centralnych i rządów i że jak tak dalej pójdzie to za chwile NBP będzie skupował interwencyjnie akcje na NC to może my już ubijamy dołek…