Ceny akcji czołowych spółek z sektora marihuany znajdują się obecnie kilkadziesiąt procent poniżej rocznych maksimów. Moim zdaniem to dobry moment by ponownie przyjrzeć się tej rynkowej gorączce.
Dwa tygodnie temu gościem podcastu OddLots prowadzonego przez dziennikarzy Bloomberga był Craig Wiggins – cieszący się sporą popularnością inwestor i analityk specjalizujący w spółkach z sektora marihuany. Dwa terminy z poprzedniego zdania wymagają wyjaśnienia. Spora popularność dotyczy internetowych forów i mediów społecznościowych. Wiggins nie pracuje też jako zawodowy analityk w firmie inwestycyjnej. Posiada doświadczenie w branży finansów korporacyjnych lecz jest akcyjnym analitykiem samoukiem, który zdobył popularność publikując swoje opinie na forach inwestycyjnych.
Dwie powyższe informacje wskazują na interesującą cechę sektora marihuany. To jeden z segmentów rynku finansowego, w którym Wall Street pozostawała przez dłuższy okres w tyle, za inwestorami indywidualnymi. Najbardziej znanym przykładem tego fenomenu są zapewne kryptowaluty – segment, w którym szlaki przecierali indywidualni inwestorzy.
Wiggins jest częścią zespołu trzech analityków samouków – The Cannalysts. Grupa zaczynała od publikowania komentarzy na forach internetowych. Obecnie cieszy się sporą popularnością: ma własną stronę na portalu Reddit, podcast i razem z Grant Thornton Canada organizuje na początku listopada konferencję poświęconą sektorowi marihuany. Nie chciałbym by to co napiszę zabrzmiało cynicznie ale The Cannalysts są przykładem bardzo sprawnego wykorzystania gorączki inwestycyjnej – przez oferowanie usług dla inwestorów, którzy chcą mieć finansowy udział w rynkowej gorączce. Wiggins i jego współpracownicy odpowiedzieli na popyt drobnych inwestorów w sektorze marihuany na merytoryczne analizy spółek z sektora. Popyt, który tradycyjna część sektora finansowego nie chciała albo nie mogła zaspokoić ze względu na złożony status prawny działalności biznesowej spółek z sektora marihuany.
Według Joe Weisenthala z Bloomberga analitycy z zespołu The Cannalysts to przykład ekspertów – samouków, którzy bez wsparcia wielkich firm finansowych lub medialnych zdobyli popularność i szacunek w określonej dziedzinie. Dobrym przykładem takiego zjawiska jest Bill McBride z blogu Calculated Risk, który zdobył spore poważanie jako ekspert w dziedzinie amerykańskiego rynku nieruchomości. To jest interesujący fenomen, który można traktować jako przykład demokratyzacji wiedzy w dobie internetu. Moim zdaniem wspomniane przykłady są jednak wyjątkami potwierdzającymi regułę, że fora internetowe i media społecznościowe są miejscami gdzie szukanie wartościowej wiedzy na tematy inwestycyjne jest bardzo nieefektywną aktywnością.
Craig Wiggins przyznaje, że spółki z sektora marihuany są od dłuższego czasu wyceniane przy założeniu bardzo optymistycznego scenariusza rozwoju tego segmentu gospodarki. Ich wycena rynkowa bardzo wyprzedza ich biznesowe fundamenty. Inwestor spodziewa się także, że wiele firm z tego sektora nie zdoła wypracować zyskownego modelu biznesowego. Zaleca więc dużą ostrożność w kwestii inwestowania w ten segment rynku akcyjnego.
W rozmowie z dziennikarzami analityk zwraca także uwagę, że duża część drobnych inwestorów nie rozumie kluczowych dla przyszłości sektora i wyceny działających w niej spółek zagadnień. Jednym z nich są specyficzne konsekwencje stosowania Międzynarodowych Standardów Sprawozdawczości Finansowej przez firmy z sektora marihuany. W dużym uproszczeniu MSSF pozwalają spółkom produkującym marihuanę na raportowanie zysków z zebranych (a nawet rosnących) lecz niesprzedanych produktów. Ma to istotne znaczenie bo w oczekiwaniu na wejście w życia prawa legalizującego rekreacyjną konsumpcję marihuany w Kanadzie część spółek zgromadziło spore zapasy produktów. Wielu indywidualnych inwestorów spodziewa się, że sprzedaż tych produktów przyniesie spółkom spore zyski. W rzeczywistości duża część (a być może całość) potencjalnych zysków została już zaraportowania. Drugim zagadnieniem jest rola władz prowincjonalnych w sektorze marihuany. Zgodnie z kanadyjskim prawem prowincjonalne władze będą kluczowym kupującym i kluczowym hurtowym dystrybutorem produktów w tym sektorze. Rodzi to realne ryzyko, że to właśnie lokalnym władzom przypadnie duża część potencjalnych zysków sektora. Wiggins uważa, że obydwie wymienione kwestie mają ważne znaczenie zarówno dla oceny wyników finansowych firm jak i oceny jakości modeli biznesowych spółek. Jednocześnie spora część inwestorów nie radzi sobie z właściwym uwzględnieniem powyższych czynników.
Moim zdaniem jest to fundamentalny paradoks niemal wszystkich gorączek inwestycyjnych. Z jednej strony można zaobserwować spore nieefektywności w takich segmentach rynku. Są one wynikiem faktu, że gorączki inwestycyjne tworzą się w nowych, silnie wzrostowych sektorach. Inwestorzy nie w pełni rozumieją zasady w nich funkcjonujące, otoczenie prawne, niuanse sprawozdawczości finansowej. Inwestorzy, którzy zadadzą sobie trud zrozumienia nowego segmentu gospodarki mogą zdobyć rzeczywistą przewagę inwestycyjną nad innymi uczestnikami rynku. Jednocześnie panujący wokół perspektywicznych, silnie wzrostowych sektorów optymizm bardzo szybko odrywa rynkowe wyceny od biznesowych fundamentów i tym samym ogranicza inwestycyjną użyteczność przewagi informacyjnej, którą wypracowują sobie pracowici inwestorzy. Gdy perspektywiczny sektor osiągnie odpowiednią wielkość to zaczyna wzbudzać zainteresowanie konwencjonalnego sektora finansowego z jego zapleczem analitycznym co dodatkowo osłabia znaczenie początkowej przewagi pracowitych, kompetentnych inwestorów. Okno możliwości otwarte jest relatywnie krótko, z reguły w początkowym okresie hossy.
Myślę, że kilka lat temu mieliśmy do czynienia z taką sytuacją w raczkującym na GPW sektorze producentów gier. Przez pewien czas indywidualni inwestorzy mogli wypracować przewagę nad innymi uczestnikami rynku na przykład korzystając z narzędzi do oceny potencjału sprzedażowego znajdujących się w produkcji gier. Ta potencjalna przewaga została jednak zneutralizowana najpierw przez gorączkę inwestycyjną w segmencie a później przez wzrost zainteresowania instytucjonalnych inwestorów i towarzyszącą im reakcję kompleksu analitycznego.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.