Kilka dodatkowych kwestii zdołało się zebrać w krótkie posłowie do poprzedniego wpisu.
Rozprawianie tylko o aktualnej, wielkiej narracji w codziennych analizach, rekomendacjach, komentarzach byłoby skrajnie nudne. Ile bowiem można rozwodzić się nad tym samym tematem? Tacy Amerykanie to mają zresztą szczęście, tam narracje potrafią przekładać się na wzrosty latami. A jeśli pojawia się ciekawa narracja, albo narracje się nakładają, to giełdy rosną nawet w nadmiarze wobec rzeczywistej wartości akcji.
Tak naprawdę wymyślanie i pompowanie narracji jest potrzebne tylko wówczas, gdy rynek pogrąża się w bessie i inwestorzy nie mają ochoty na ryzyko, a media i analitycy nie przemawiają im do wyobraźni żadną nową ideą. No i narracje potrzebne są zawsze tam, gdzie liczą się względy komercyjne.
Co ciekawe jednak, ruch w przestrzeni informacyjno-analitycznej robi inwestorom niepotrzebny szum, zaburzając narracje. Oczywiście jest w tym cel, który wielu inwestującym umyka.
No bo jeśli narracja rozwija się dobrze, to po co ją psuć? Odpowiedzi numer jeden udzieliłem wyżej: pisanie wszędzie o tym, że jest dobrze i rośniemy byłoby nudne i cokolwiek zbędne. I do czego i komu byliby wówczas potrzebni doradcy, analitycy, rekomendujący, fundusze, kto generowałby prowizje i ruch? A tak jeśli od czasu do czasu narracji wykręca się ręce, szukając w niej dziur, mniej odporni zaczynają zajmować się timingiem zamiast inwestowaniem.
Spójrzmy chociażby jak wyglądało to w obecnej hossie, trwającej w USA od 2009. Najpierw słychać było okrzyki analityków, że zmiana trendu na rosnący to za wcześnie, że będzie jeszcze jeden atak recesji, że bank centralny pompuje puste pieniądze, że będzie taniej. W rezultacie rzesze inwestujących przegapiło tę pierwszą fazę hossy, a wielu i kolejną. A przez kolejne 9 lat już niemal wszystkie wielkie nazwiska w branży zdążyły publicznie złożyć deklarację, że to już koniec, że za drogo, że bańka, a rynek i tak miał czelność rosnąć.
Prawdziwego pecha miał choćby Dennis Gartman („Commodities King”), który na przemian ogłaszał koniec hossy, a potem koniec korekty, dokładnie niemal w punkt w niewłaściwym miejscu, stawiając na to pieniądze zarządzanego przez siebie funduszu. Kiedy na przykład po szybkich spadkach z początku tego roku ogłosił bessę i wejście w krótkie pozycje, rynek natychmiast się odwrócił i zaczął rosnąć. Zdanie zmieniał jeszcze 2 razy. Branża ma z niego niezły ubaw. Swoją reputację zamienił w anty-wskaźnik.
Ktoś jednak musi oczywiście pełnić rolę kanarka w kopalni, tyle że w większości wypadków to niewdzięczna robota, bo z wielkimi narracjami trudno wygrać ogłaszając co chwilę ich koniec. A zresztą negatywne zaskoczenia przychodzą często z tych stron, z których się nie spodziewano. Krach Lehman Brothers i rynku nieruchomości zaskoczył na przykład rynki akcji, a przez jakiś czas utrzymywano, że to jedynie korekta.
Po co „wielcy” w branży angażują się w jałowe ogłaszanie końca hossy? Dla nazwiska oczywiście, albo by je nie zapomniano, albo by je wykreować, a przy okazji sprzedać trochę broszur, książek, porad.
Ja sam poszukiwanie końca hossy traktuję jako ćwiczenia intelektualne, mój trading na co dzień określa systematyczny zestaw komend, co wyłącza konieczność nieustannych analiz.
Wiara w te wielkie i mniejsze narracje nie musi być wcale złym postępkiem, dużo gorsze okazuje się być wpadanie w popłoch z powodu kasandrycznych wizji analityków czy guru branży. Więcej informacji wcale nie oznacza większej świadomości, dieta informacyjna jest zatem wskazana wszystkim długoterminowym inwestorom.
Zupełnie inaczej od lat zaczyna to wyglądać u nas. Bo nam są potrzebne pozytywne narracje dużo bardziej, nie jesteśmy Ameryką. Ale jaką pozytywną narrację da się dziś sprzedać wobec tego, co dzieje się na GPW? Od czasu do czasu czytam przewidywania zarządzających funduszami, że jest już tanio, że wzrosty za rogiem. To nie jest narracja rozpalająca wyobraźnię mas. Zresztą dopływ kasy do funduszy nie był ostatnio najgorszy, a mimo to dołujemy od miesięcy.
Z czego tu w takim razie budować dobrą narrację? Bo przecież nie z dętych zapewnień rządowej propagandy. A dobra narracja jest potrzebna wszystkim doradcom oraz sprzedawcom funduszy i innych produktów finansowych. Jaką historią częstują dzisiaj klientów? Ja sam próbowałbym czegoś o taniości i doskonałej kondycji gospodarki, a ponieważ sam w to niezbyt wierzę, więc wypadłbym niewiarygodnie.
Inny, bardzo dobry przykład to rynek kryptowalut, szczególnie jeśli spojrzeć przez pryzmat ich króla, czyli bitcoina. Dlaczego mamy tam obecnie marazm skierowany od miesięcy cenowo w dół? Otóż przyczyną jest ni mniej, ni więcej właśnie brak dobrej narracji, a poprzednia się mocno się wypaliła.
A była naprawdę świetnie wykreowana, a do tego uwiarygodniały ją kolosalne i błyskawiczne wzrosty ceny. Do tego trafiła do ludzi nie związanych z rynkiem finansowym, więc wchodziła jak w masło. Aura tajemnicy, cyfrowy charakter, otoczka niemal jak z historii o Templariuszach, wizje wiecznych wzrostów, kopacze, którzy stawali się milionerami, brak nadzoru i innych urzędowych macek, błyskawiczne fortuny, mnogość form i zastosowań. Aż przyszli chłopcy z rynku kapitałowego, zrobili sobie kontrakty i krótkie pozycje, po czym zmasakrowali tak piękną historię.
Rynek musiał zresztą przejść solidną korektę, a ta zburzyła najważniejszy filar narracji, czyli wzrosty bez granic. Jeśli posiadacze kryptowalut chcą wierzyć, że to jest rodzaj waluty, to muszą przyjąć do wiadomości, że waluty nie rosną do nieba. A przy tym nie ma tygodnia, by nie nadchodziły newsy o kolejnych kradzieżach, manipulacjach, ograniczeniach. Świat krypto się nieco urealnił, ale potrzebuje świeżej narracji w miejsce tej obecnej p.t. „Zawiedzione nadzieje” jeśli ma wrócić do wzrostów. Póki co można zarabiać na spekulacji, kurs oscylujący wokół średniej to świetny materiał na udany trading.
Dobrą narrację p.t. „Sterowany niedobór” ma dziś rynek ropy. Od stanu nadpodaży przeszliśmy kilkanaście miesięcy temu do permanentnych niedoborów, chociaż USA produkują na pełen gwizdek. Wreszcie polityka OPEC (+Rosja), która w przeszłości była ignorowana przez samych producentów, zadziałała. Nawet obietnice dodatkowej produkcji, nawet 5000 elektrycznych Tesli tygodniowo, nawet odkrycia nowych złóż, nawet tweety Trumpa nie pomagają. Traderzy wykupują każdą korektę spadkową, dotykanie krótkich pozycji grozi utratą paluszków. W tym klimacie cena 100$ wygląda na całkiem realną. Tak silna narracja jest jak złoto (czarne zresztą).
—kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.