Unikam na blogu polityki i dyskusji o modelach gospodarczych. Przyczyna jest dość banalna – zwykle takie tematy kończą się obrzucaniem błotem pomiędzy komentatorami, ale tym razem sprawa jest o tyle ciekawa, iż warto przygotować się na kolejny spór o model gospodarczy, który już za chwilę przeleje się przez media branżowe i debaty polityczne.
Ostatnie trzy tygodnie na rynkach zostały zdominowane przez kłopoty ze spadkiem zaufania rynków do Grecji. W kolejce do rynkowego lustereczka prawdy stanęły już w kolejce Portugalia, Hiszpania i Irlandia. Grecka grypa zdaje się jednak rozszerzać na Wielką Brytanię (w dniu wczorajszym szef banku centralnego musiał tłumaczyć, iż sytuacja Wielkiej Brytanii jest inna niż Grecji) i – niewielu jeszcze chce to powiedzieć głośno – na Stany Zjednoczone, które stanęły ostatnio przed problemem obniżenia ratingu dla ich długu. Można zaryzykować tezę, iż tempo, w jakim rozwija się epidemia spadku zaufania podniesie ceny broni, bo jedyną bezpieczną przystanią na świecie będzie automat Kałasznikowa i skrzynka amunicji.
Interesujące są jednak inne pytania, które właściwie muszą się pojawić. Po kryzysie w sektorze bankowym i masowych wykupach banków na scenę wkroczyli zwolennicy skrajnego interwencjonizmu państwowego. Przez świat przelała się fala – przepraszam za etykietkę – lewicowo nastawionych ekonomistów i polityków, którzy z jakąś dziwną satysfakcją powiadali a nie mówiliśmy. Zadawane były pytania, gdzie podziała się niewidzialna ręka rynku, która miałaby posprzątać ten cały bałagan. Kolejnym krokiem były często postulaty większej obecności państwa, regulacji, które miały powstrzymać „szaleństwa neoliberałów”. Większość z gorzką, ale jednak satysfakcją, przełykała kolejny wykup jakiegoś banku przez jakiś skarb państwa. Wojna ideologiczna wydawała się jednak wygrana. Bankierzy byli winni, chciwość ukarana a ożywiony Keynes zdawał się chichotać na grobie monetarystów.
Kłopoty Grecji, Portugalii, Hiszpanii, Irlandii i – może w przyszłości – Wielkiej Brytanii i USA pokazują lub pokażą, iż polityka pomocy rynkowi i interwencji ma szansę się powieść pod warunkiem, że silnik gospodarki zaskoczy a pacjent wróci do pracy i zacznie oddawać wpompowane środki w postaci podatków. W istocie Stany Zjednoczone właśnie tak funkcjonowały przez lata. Okresowe skoki deficytu przeplatały się w okresami nadwyżek budżetowych, co pozwalało utrzymywać kruche, ale jednak status quo i pokładać nadzieję w tym, że USA będą funkcjonowały ze średnim deficytem na poziomie zbliżonym do 3 procent.
Silniki gospodarek zaskakują jednak słabo – Hiszpania pozostaje krajem w recesji, ociąga się na ścieżce wychodzenia z recesji Wielka Brytania – a inne, które były już w strukturalnym kryzysie przed globalnym spowolnieniem, stanęły nad przepaścią. Okazało się, iż na rynku jednak działają znane mechanizmy, w których coraz trudniej znaleźć kolejnego głupca, który zechce pożyczyć pieniądze tanio w nadziei, że dłużnik jednak wyjdzie z oddziału intensywnej opieki medycznej a nie zostawi wierzyciela ze swoim zwłokami. Wzrosty kosztów ubezpieczenia długu – w praktyce to wskaźnik postrzeganego ryzyka – powodują, iż coraz trudniej przychodzi zamienić stary dług po cenie, która nie będzie przyspieszeniem egzekucji i pozbawieniem się nadziei, że kryzys minie zanim wierzyciele powiedzą sprawdzam.
Odważę się na tezę, iż grecka grypa spowoduje w mediach kontrofensywę zwolenników rozwiązań rynkowych i problem ratowania gospodarek przed recesją zastąpi problem ratowania państw przed upadkiem. Dziś – jeszcze – dominuje język ostatniego kryzysu i oskarża się świat spekulacji za greckie kłopoty z rolowaniem zadłużenia. Myślę, że to jednak zaklęcia ze świata, w którym łatwo było wyśmiewać wolnorynkowe recepty. Spodziewam się, iż Joseph Stiglitza i Paula Krugmana – żeby wymienić najpopularniejszych dziś ekonomistów w mediach – zastąpią uczniowie Friedrich Hayek’a i Miltona Friedmana a wahadło nastrojów spowoduje, iż gdzieś tam na globalną scenę polityczną zaczną wchodzić wnuki Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
nierynkowe interwencje państwa spowodowały że opłaca się być nieudolnym i nieuczciwym a zapłacą za to podatnicy,
wielomilionowe premie dla bankowców uratoowanych za grosz podatnika w USA świdczą o tym że decyzja o ich ratowaniu była błędna
IWSP
Zacznijmy od tego, że zarzuty kierowane przez lewaków pod adresem „niewidzialnej ręki rynku” są śmiechu warto, gdyż wolny rynek, wolność gospodarcza i poszanowanie prawa własności zostały wyrugowane z gospodarek na całym świecie dziesiątki lat temu (wraz z zaprowadzeniem na rynku emisji pieniądza monopolu banków centralnych). Chodziło tylko o to, by medialnie uzasadnić drenaż kieszeni podatników i ich zadłużanie w celu swobodnego ratowania przeróżnych bankierów. Tylko powrót do Misesa i Rothbarda może uratować sytuację, ale do tego trzeba by było de facto zmiany systemu politycznego, gdyż dzisiejsi decydenci po uszy siedzą w kieszeni korporacji i banków, które przecież wolny rynek niszczą. Zresztą do trwałego przeobrażenia systemu politycznego potrzeba zmiany mentalności ludzi, więc czeka na nas zapewne jeszcze wiele huśtawek w stylu „bańka-krach-interwencje-dług-ostre cięcia, itd”.
„lewicowo nastawionych ekonomistów i polityków, którzy z jakąś dziwną satysfakcją powiadali a nie mówiliśmy”
? Nic nie powiadali. Zwęszyli w trakcie stricte keynesowskiego upadku finansów okazję na kręcenie lodów w rządowych gremiach. Ich diagnozy zresztą, jak się wciąż na nowo okazuje, były oparte na fałszywych przesłankach i równie fałszywych wnioskach.
„Odważę się na tezę, iż grecka grypa spowoduje w mediach kontrofensywę zwolenników rozwiązań rynkowych i problem ratowania gospodarek przed recesją zastąpi problem ratowania państw przed upadkiem.”
Słuszna teza. Fikcyjny „problem” jest już powoli zastępowany realnym. Wciąż ta sama bajka: najpierw ratujemy kolegów ze spółek przed utratą stołka, a potem podatnik nas ratuje. Taki casus Grecji i oskarżeń spekulantów…..to jak rozumowanie, że winnym rozpadku życia i depresji alkoholika jest sklepikarz, który podwyższył cenę gorzały…
@Thome
Celne!