Kim łatwiej się stać: dobrym szewcem (lub innym rzemieślnikiem) czy dobrym traderem?
Tego rodzaju pytanie pojawiło się w jednej z dyskusji, w której brałem udział i obiecałem uzasadnić swój wybór nieco szerzej właśnie na blogu. Dla mnie oczywistym wskazaniem jest szewc, uważam bowiem, że w przypadku rzemieślnika tzw. krzywa nauczania (ang. learning curve) jest dużo krótsza i pnie się szybciej do góry.
Mam wprawdzie bezpośredni wgląd do ścieżki edukacyjnej tradera, gdyż sam od 20 lat ją mozolnie pokonywałem i obserwowałem dziesiątki innych karier, gorzej będzie z szewstwem, ale zakładam, że moje osobiste obserwacje wystarczą do porównań i poprawnego wnioskowania. Przypuszczam, że dalece większą trudność miałby szewc, który chciałby oceniać „learning curve” tradera.
Żeby było łatwiej i jak najbardziej obiektywnie porównywać, podzieliłem całość wywodu na kilka płaszczyzn odniesienia. Trochę kładę głowę pod topór z adekwatnością porównań, ale spróbujmy.
Na początek należałoby nieco precyzyjniej zdefiniować słowo „dobry” w badanym kontekście. W przypadku tradera wyznacznik jest dość prosty – dodatni wynik finansowy spekulacji w długim okresie. Zakładam przy tym, że jeśli średnia roczna wypada niżej niż odsetki w banku to szkoda tracić czas, a nie biorę w tym wypadku pod uwagę samego wyzwania intelektualnego. Jak natomiast zdefiniować pod tym kątem szewca? Nie sposób oprzeć się wyłącznie na wyniku finansowym, oceniamy przecież finalny produkt nauki a szewc ma skutecznie naprawiać lub szyć obuwie co jest warunkiem wystarczającym, nie ma natomiast robić za marketingowca. Minimum w tym przypadku oparłbym na tym, że potrafi on zawsze znaleźć dla siebie pracę i się w niej wykazać by ją utrzymać. A jeśli obaj są rzeczywiście ekspertami w swoim fachu to potrafiliby się z niego utrzymać przy stworzeniu do tego odpowiednich warunków, co przyjmuję już jako wyższy poziom niż interesujący mnie dla rozwiązania postawionej na wstępie kwestii.
Jeśli przyjąć założenia efektywnego informacyjnie rynku, stworzone przez dopiero co nagrodzonego Noblem E.Famę, to skuteczni traderzy istnieć nie powinni, chyba że jako anomalia lub efekt podjęcia ponadnormatywnego ryzyka. Już samo to wiele mówi o skali trudności. Gdyby porównać statystyki nazwijmy to „przeżycia” w obu zawodach to adepci szewstwa biją na głowę spekulujących. Nieco upraszczając można by zobrazować ową różnicę jako: o ile 90%+ szkolących się zostaje szewcami, o tyle 90%+ traderów wymiera na etapie dochodzenia do długoterminowej zyskowności. Trzeba jednak wziąć dość solidną poprawkę na sposób edukacji. O ile bowiem szewc jest w znakomitej większości przypadków produktem końcowym kształcenia pod okiem mistrza, to już znaczna część traderów próbuje nauki spekulacji samodzielnie, co siłą rzeczy wydłuża i spłaszcza znacznie „krzywą nauki”. Zakładając jednak, że adepci obu dyscyplin terminują u nauczycieli, to prawdopodobnie długość utrzymania się w zawodzie szewca nadal dominuje z wielu powodów (o których trochę niżej). Sporą wiedzę o dużej rotacji traderów dostarczają choćby materiały o firmach prop-tradingowych, jak choćby świetne książki Mike’a Bellafiore, współwłaściciela SMB Capital.
Co do samych mistrzów natomiast – ich ilość to kolejny miernik skali trudności. Aby wyszkolić się na szewca wystarczy odszukać cech lub choćby warsztat istniejący w niemal każdym mieście. Spróbujmy zrobić to samo chcąc stać się traderem. Oczywiście porównań nie możemy zawężać tylko do terytorium naszego kraju, który goni dopiero świat zachodu jeżdżąc tam po nauki. I choć w Polsce trudno byłoby znaleźć potencjalnego coacha, który zrobi z nas maszynę do wyczesywania pieniędzy z rynku, to w USA opcji do wyboru mamy już co nieco. Nawet jednak ci mistrzowie nie zawsze wytrzymują w swoim fachu…
Kolejna kwestia – bariery wejścia do zawodu. Biorąc pod uwagę, że trader potrzebuje dziś jedynie komputera z łączem internetowym i jakiś startowy kapitał by rozpocząć edukację, podczas gdy szewc musi nie tylko wyposażyć choćby skromny warsztat, ale jeszcze siłą rzeczy znaleźć rynek zbytu na swoje usługi by ewentualnie zatrudnić kogoś do nauki, to właśnie traderów powinno być w bród pośród naszych krewnych i znajomych. Przypuszczam jednak, że proporcje, który widzimy wokół siebie, nie oddają obrazu owej niższej bariery wejścia dla spekulantów, choć na etapie chęci nauki to właśnie oni liczebnie dominują. Zwracam tym samym uwagę jedynie na duży odsiew w selekcji. A jako że na początku założyłem, że obaj powinni minimum dobrze wykonywać swój fach, to kwestię utrzymania się z tego odłożyłem na wyższy poziom, który pomijam w tych analizach.
Dochodzi jeszcze kwestia wiedzy i umiejętności jako kolejna bariera wejścia. Aby stać się szewcem potrzeba jedynie zdolności manualnych. Przypuszczalnie wielkość populacji zdolnej manualnie jest podobna jak zdolnej opanować podstawy matematyki, rachunku prawdopodobieństwa i logiki potrzebne w tradingu (zakładam, że sam pomysł na przewagę/strategię dostają od nauczyciela). W tym ostatnim jest jednak jeszcze coś, co wyraźnie pogłębia selekcję – kompetencje psychologiczne. To zasadniczo dzięki nim zawód spekulanta jest tak „zawodny”, krzywą nauki nieustannie obciążając w dół. I co ciekawe- nawet absolwenci amerykańskiej Ivy League nierzadko nie radzą sobie w tym fachu (choć może część z nich ma zadatki na klepanie butów).
I wreszcie element zasadniczy dla samego wykonywania obu zajęć: narzędzia w sensie pomysłów i know how. Kto wygrywa ilością literatury tematu? Miażdżąco trading, nie pamiętam natomiast bym widział kiedykolwiek choćby „Szewstwo dla opornych” w księgarni. Dlaczego taka dysproporcja? A czy łatwiejszy zawód wymagałby aż setek tomów by wykonywać go skutecznie na podstawowym poziomie? Ponownie jednak uwzględniamy fakt, że znaczna większość traderów to z konieczności samoucy. Powiedzmy sobie jednak szczerze – nie chodzi w tym jedynie o sposób wykonania, ale o niestabilność zasad gry, które mają wpływ na psychologiczne upadki.
Od wieków bowiem szewcy mają do dyspozycji liniowo wykształcone know-how. Wiadomo jak wyciąć i mocować cholewę oraz że odpadającą podeszwę da się naprawić w określony i niezmienny od pokoleń, niemal mechaniczny sposób. Przewaga tradera to natomiast niesamowicie ulotne i niestacjonarne zjawisko. Tak samo zastosowane zarządzanie ryzykiem (czyli podstawa zyskowności) za każdym razem przynosi inny rezultat końcowy, a do tego dochodzą zdarzenia nadzwyczajne typu czarne łabędzie, dziury w płynności czy kwotowaniach. A i sama materia rynku może zmienić się na tyle, że wiedza przekazana przez guru może się z czasem zdeaktualizować, co rzadko zdarza się szewcom.
Mój oponent w dyskusji wskazał element losowości i szczęścia jako możliwy czynnik sukcesu tradera, który może zastąpić ową ciężko zdobywaną wiedzę, przewagę i umiejętności. Owszem, tak też niektórzy budują swoją karierę. Ale czy tego uczą podręczniki oraz coache? I jaki odsetek populacji długo na tym pojedzie aby mówić o jakiejś istotności?
Nie będę oczywiście w finale namawiał do zamiany zajęcia, chociaż nie raz zdarzyło mi się kląć szpetniej niż niejeden doświadczony szewc 😉 Ale nie będę też namawiał do tradingu swoich poTomków. Jak pokazuje statystyka nawet dzieci znakomitych luminarzy spekulacji nie garną się wcale do tego zawodu. Przypadek…?
—kat—
28 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Wiele zasad dotyczących tradingu jest i będzie zawsze aktualnych, choć były one spisane i podane do publicznej wiadomości na początku XX w. czyli ok. 100 lat temu.
Np: http://kontrakty.blox.pl/2013/02/good-maxim.html
Natomiast w dzisiejszych czasach jeśli Ci się odklei podeszwa w sportowych butach i zaniesiesz je do szewca, to będziesz miał okazję sprawdzić ich liniowo wykształcone know-how tak mniej więcej po ok. tygodniu.
„Od wieków bowiem szewcy mają do dyspozycji liniowo wykształcone know-how.”
A czy kolega autor wziął pod uwagę wpływ tzw szewskich poniedziałków, na krzywą uczenia się szewskiego terminatora?
„Przewaga tradera to natomiast niesamowicie ulotne i niestacjonarne zjawisko.”
Jesli tak to może lepiej do porównania bło użyć nie szewca ale fryzjera, gdyż jego przewaga nad innmi to też niesamowicie ulotne zjawisko.
„Nie sposób oprzeć się wyłącznie na wyniku finansowym, oceniamy przecież finalny produkt nauki a szewc ma skutecznie naprawiać lub szyć obuwie co jest warunkiem wystarczającym, nie ma natomiast robić za marketingowca.”
Nieprawda, jest to warunek niezbędny ale nie wystarczający, gdyż produkt powinien byc jeszcze wykonany estetycznie i terminowo.
Porównaj sobie solidny ruski sapog, gniotsa nie łamiotsa, i estetyczny włoski mokasnyn, a zrozumiesz błędność swojego stwierdzenia.
To tak na gorąco, bo jest tych watpliwości i zastrzeżeń dużo więcej.
A na koniec pytanie co mają ze soba wspólnego kiepski szewc i trader?
„Jak pokazuje statystyka nawet dzieci znakomitych luminarzy spekulacji nie garną się wcale do tego zawodu. Przypadek…?”
To generalnie ciekawy problem. Po pierwsze: szkoda, że się nie garną, bo dostałyby na starcie absolutnie niewycenialny kapitał – wiedzę rodzica i pełną bibliotekę. Po drugie – mamy do czynienia z regułą ogólną: dzieci wszelkich luminarzy to już są na ogół „softy’s”, miękko wychowane miernoty. Nigdy o nic nie musieli walczyć i to czyni ich zerami (przykładów są setki).
Do czego zmierzam? Różnica w „kompetencji psychologicznej” niezbędnej do wykonywania zawodu szewca lub tradera/inwestora leży m.zd. właśnie w konieczności poradzenia sobie psychicznego z obciążeniami nieznanymi innym zawodom. Trzeba mieć nie tylko odpowiednie cechy, ale i silną determinację. Niewiele innych zawodów wymaga takiego – stałego i silnego – „spięcia” psychicznego.
Prawdopodobnie tego dotyczyła bezwstydna apologia „greed”, którą Michael Douglas wygłosił w pierwszej części filmu Wall Street 🙂
„Trzeba mieć nie tylko odpowiednie cechy, ale i silną determinację.”
I nie tylko, bo mało kto wysiedzi godzinami na stolku, tak jak szewc musi, bo przeciez z komputerka se nie pyknie i ciach mach jest już zrobione.
Być może dlatego się dzieci koryfeusz kopyta i młotka nie garna do tego zawodu gremialnie.
Odpowiedź na pytanie co mają ze soba wspólnego kiepski szewc i trader?
Jeden i drugi bez butów chodzi! 🙂
do KAT
Z różnych przyczyn nie mogę regularnie śledzić Pana bloga, czy mógłby Pan opublikować książkę (nawet w wersji e-booka)z wpisami dotyczącymi tylko samej gry – techniki, systemów, MM, psychologii, etc. z podziałem na kategorię, pomijając oczywiście te wpisy, które odnoszą się do spraw aktualnych, które są jedynie komentarzem do bieżących wydarzeń na rynkach finansowych czy polityki.
Eh, co wy Goście z tym szewcem , zawód na wymarciu odkąd Chińczyk produkuje za 5PLN nówki niezdarki z gwarancja na 24h .
Lepsze porównanie do sprzedawcy warzyw na pobliskim targu.
To jest handel, a nie rzemiosło para-artystyczno-usługowe .
No i w zalezności jak jestes hurtownikiem quantem to przerabiasz tony szumu /warzyw/ na małej uśredninej marży licząc na efekt skali i że średnia cię nie zdradzi, a jak manualnym to podchodzisz do tego punktowo-exclusiv licząc na dużą marżą jednostkową na pojedynczym trejdzie czyli zachowujesz się trochę jak koneser na aukcji dzieł sztuki.
@Kat
„Miażdżąco trading, nie pamiętam natomiast bym widział kiedykolwiek choćby „Szewstwo dla opornych” w księgarni. Dlaczego taka dysproporcja?”
Jak zamienisz słowo trading na handel , tradera na przekupkę to też nie widziałem książki „handel dla opornych” . To po co tyle tych książek dla potencjalnych „przekupek”.
Czy przekupka musi mieć tytuł naukowy, a może chodzi o prestiż czyli to co innych podnieca patrząc na urodna straganiarkę.
Ot takie spojrzenie z drugiej strony lustra 🙂
To ja w obronie szewców. Jak to taki liniowy skill a trading taki trudny z małą szansą na przetrwanie, to może ktoś zechce rzucić wyzwanie firmie:
http://www.johnlobbltd.co.uk/main/main.htm
Rzut oka na price list da wyobrażenie, jakie to mogą być marże. Jeśli dobrze pamiętam to zrobienie pary – mówię o roboczogodzinach a nie terminie – trwa około tygodnia. Jak widać świat szewców też ma swoich Buffettów.
I na koniec link dający wyobrażenie osobom, które myślały, że coś wiedzą o szewcach:
http://www.johnlobbltd.co.uk/craft/craft.htm
„Jak widać świat szewców też ma swoich Buffettów.”
Jakie ryzyko ponoszą? Zepsucia pięknego kawałka skóry cielęcej?
Porównanie z Buffetem raczej nietrafne. Z jakimkolwiek inwestorem.
@astanczak
ale wyjechałes z tym szewskim ferrari.
Tylko mnie to porównanie trochę razi na płaszczyźnie gdzie oba fachy ze sobą nie korespondują, a mianowicie.
Szewc tworzy jakąs wartość dodaną do tego co robi w sensie takim ,że każdy organoleptycznie na nodze może poczuć i zobaczyć /też w oczach innych/ efekt swojej pracy .
Natomiast trader przerzuca się ryzykiem z innym traderem nie mając w zasadzie chęci polepszenia wartości produktu /ryzyka/ odsprzedając go.
Ba w pewnym sensie chodzi o to by kupić dobre ryzyko , a sprzedać gorsze czyli nie dodać , adjąć od zbywanej wartości.
To jest dla mnie zupełnie nieporównywalne poprzez analogie w sensie literatury, choć być może punktem styku może być teza ,że prawdziwego tradera i prawdziwego szewca ze świecą szukać.
Natomiast jest wielu para traderów amatorów i pewnie kiedyś było względnie wielu para szewców usługowców i jedyne co się dzisiaj zmieniło to marny profil wypłaty w otoczeniu zawodu szewskiego , natomiast w zawodzie tradera nadal ludzie dostrzegają duże pieniądze niestety też najlepiej w ultra krótkim czasie.
@ _dorota
Z Buffettem jest ten problem, że on prywatnie – poza firmą – ma pieniądze, których nigdy nie będzie wstanie wydać. Chyba nikt nie sądzi, że jak jego biznes upadłby, to dzieci poszłyby po Food Stamps.
Przypominam, że jak FB wchodził na giełdę do CEO sprzedał własnych akcji za ileś tam milionów i właściwie już pracuje dla innych rzeczy niż pieniądze. Tak to się robi, jak się upublicznia spółkę z sukcesem – zabezpiecza się siebie i rodzinę poza biznesem. W tym sensie można powiedzieć, że Buffett też personalnie niczego nie ryzykuje – może miejsce na pierwszym miejscu Forbesa.
@ pit65
> prawdziwego tradera i prawdziwego szewca ze świecą szukać.
Mówimy wszak o umiejętnościach.
@astanczak
A czy ja ujmuję komuś umięjętności?
Fach to fach w każdej dziedzinie , sprzątaczka , inżynier , babcia klozetowa etc.To się rozumie samo przed się.
Tylko, że my nie mówimy o umięjętnościach
My porównujemy umiejętności próbując sprowadzić do wspólnego karkołomnego mianownika.
„I na koniec link dający wyobrażenie osobom, które myślały, że coś wiedzą o szewcach.”
Zaraz, zaraz, jako syn szewca i Duni dojarki wiem sporo o szewstwie i szewcach i umiem nawet wydoić byka. 🙂 Nie raz od ojca dostałem pocięglem gdy go doprowadziłem do szewskiej pasji. Mam też w piwnicy parę książek o szewstwie, co mówię żeby nie było, i nie są to typu Nauka szewstawa w weekend czy Obuwnictwo dla „żółtodziobów” (cztaj przygłupów).
Szewstwo na wysokim poziomie, wręcz artystycznym (podobnie jak krawiectwo) ma i u nas swoich przedstawicieli, np. Kielman w Warszawie, który jest „Przez angielski almanach Europe’s Elite 1000 firma została zaliczona do 1000 najbardziej ekskluzywnych i elitarnych marek w Europie.”
Na buty od Kielmana czeka się pare miesięcy, bo taka jest kolejka (widocznie musi mieć edg’a).
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Kielman_i_Syn
Zresztą ma on też chyba coś wspólnegto z inwestowaniem i tradingiem bo na jego stronie można przeczytać coś takiego:
„Bespoke shoes made to order.” Mówi Wam to coś? 🙂
Kto nie wierzy niech sprawdzi!
http://www.kielman.pl/
@ astanczak
Personalnie to obaj (i inwestor i szewc) niczego nie ryzykują. Jednak przyznasz, że w przypadku inwestora większe pieniądze leżą na stole. I to wywołuje presję, o której pisałam wyżej.
Wspólny mianownik jest tu rzeczywiście karkołomny i ździebko wydumany 🙂
Niestety autor wybrał sobie do porównania zbyt łatwego obiekta w postaci szewca, więc mógł sprościć temat pisząc tak.
„Dochodzi jeszcze kwestia wiedzy i umiejętności jako kolejna bariera wejścia. Aby stać się szewcem potrzeba jedynie zdolności manualnych.
Przypuszczalnie wielkość populacji zdolnej manualnie jest podobna jak zdolnej opanować podstawy matematyki, rachunku prawdopodobieństwa i logiki potrzebne w tradingu (zakładam, że sam pomysł na przewagę/strategię dostają od nauczyciela).”
Gdyby natomiast wybrał do porownania inną profesję rzemieślniczą, na przkład stolarza, to wtedy musiałby napisać tak: Aby stać się stolarzem pełną gebą nie wystarcz a tylko opanowanie umiejetności manualnych, potrzeba do tego jeszcze dogłębnej znajomości różnych gatunków drewna oraz chemii (barwniki, bejce, politury, lakiery) a nawet często znajomości podstaw mechaniki i fizyki. ostatnio bowiem na targach starych mebli widzialem rozkładany stół, który miał tak zmyślny mechanizm metalowy, że aż przysiadłem z wrażenia.
Jest takie stare powiedzenie, że Chłopcy to u szewca skaczą po piwo i drewniane gwożdzie prostują. Uczniowie i czeladnicy uczą się latami od mistrza rzemiosła, potem muszą zdać cechowe egzaminy czeladniczy i mistrzowski wykazując się wiedzą i umiejetnościami i dopiero wtedy mogą otworzyć samodzielny interes.
Natomiast adepci tradingu kupują sobie przjacielskie oprogramowanie, choć to wredny jest przyjaciel (bo Ami broke :)) i zaczynają jazdę bez trzymanki, rozpoznając rynek bojem.
A rynek nie pobłaza, bo jak trafnie to ujął wybitny angielski analityk Brian Marber – Rynek separuje chłopców od mężczyzn (fachowców), tak więc chłopcy to u szewca.
Wężykiem panie majster? Węśykiem synek! 🙂
@ _dorota
Odnotuj, że dałem tylko kontrę do tego, co Kathay zrobił w notce – sprowadził szewstwo do naprawy butów na rynku. W świecie rzeczy jednorazowych świat coraz bardziej dzieli się na rzeczy masowe i rzecz typu custom (niektóre nawet już udają custom).
Jak porównamy dom szewski z tradycjami np. z obecnością jakiegoś inwestora, który inwestuje na rynku tylko nadwyżki finansowe a zarabia np., jako lekarz, to szewstwo znacząco przekracza skill tego gracza.
Kathay – w sposób milczący – zarysował typ idealny trader’a (mam zarys notki na ten temat na dysku) i typ idealny szewca. Pierwszy to gość o skillu bijącym rynek a drugi to tylko spec od obcasów. Linki podane przeze mnie pokazują, że świat nie przystaje do tego. Szewstwo – jak wiele rzeczy hand made – ma swoje miejsce na rynku i wymaga naprawdę umiejętności przekraczających nasze wyobrażenia.
Ktoś chciałby porównać swój skill rynkowy z tym gościem:
http://www.monteleone.net
Przepraszam, ale trading na jakimś tam elementarnym poziomie przy tym, to jest rąbanie drzewa na opał.
Myślałem, że Grzesiek się włączy w dyskusję, bo to on powinien podać ten przykład, ale tu kolejny skill:
http://www.magpictures.com/jirodreamsofsushi/
Osobiście nie jestem miłośnikiem sushi, ale jak ktoś nie widział tego filmu, to polecam na weekend. Będziecie jedli oczami.
@astanczak
„Przepraszam, ale trading na jakimś tam elementarnym poziomie przy tym, to jest rąbanie drzewa na opał.”
Pełne poparcie jeżeli założymy ,że wygrana to jedno uderzenie celem rozłupania kloca , powtórka to strata 🙂
Bez dobrej techniki i treningu nie nada.
Oczywiście w jednym rąbiemy muskułami w drugim mózgiem.
I teraz czy widziałeś tyle literatury o rąbaniu drewna, czy to nie przerost formy???
Zastanawiające ile można pisać o rąbaniu.
To już na starcie implikuje błędny osąd ,że jest to coś niesamowicie skomplikowanego wymagającego tomów wiedzy do połknięcia i narusza zasadę po pierwsze nie komplikuj .
@Less
„Natomiast adepci tradingu kupują sobie przjacielskie oprogramowanie, choć to wredny jest przyjaciel (bo Ami broke ) i zaczynają jazdę bez trzymanki, rozpoznając rynek bojem.”
Ostatnio na australijskim forum ktoś prezentował zalety programu do analizy nie był to AB w każdym bądź razie chodziło o starego dobrego Wyckoffa, nie pamietam nazwy.Uważam ,że rozsądnie prawił bo sam bez koncepcji W.Spring utraciłbym pewnie z połowę tej lepszej IMO koncepcji działania rynku.
Ale znalazł się ekspert w dziedzinie systemów , który podważył wszystko, a koronnym argumentem sążnistych epistoł było to ,że nie genureje strzałek BUY SELL.Gość był nie do zdarcia.
TYle mniej więcej potrzebuje przęciętny trader do chwili szczęścia przed upadkiem.Fora roją sie od takich ekspertów.
Chorobcia zastnawiam się czy gdyby to był CAD do wspomagania projektowania mostów to czy wjechałby na taki most zaprojektowany przyciskiem ENTER bez smiesznego dodatku zwanym ludzkim mózgiem marnego inżyniera.
A co do AB to dobry soft jak każden inien , a nawet lepszy tylko trzeba sobie zadać naj sam wpierw pytanie czy mózgiem masz być Ty czy twoja maszyna.
Wolność wyboru, co zasiejesz będziesz zbierał.
@ pit65
> czy to nie przerost formy?
Moim zdaniem masa literatury na temat tradingu świadczy o czymś innym – wiedza, jako masa sprawdzonych faktów i metod, tu się nie kumuluje. Każdy musi skumulować – zarówno złą i dobrą – w sobie i samemu weryfikować jej nieprzydatność na rynku lub nieprzydatność dla punktu, w którym jest. Nie ma czegoś takiego, jak core tego biznesu (na poziomie profesjonalnym oczywiście jest, ale jakie są efekty tej wiedzy widzimy po wynikach wielu funduszy na tle benchmarków). W efekcie kończy się w najlepszym wypadku jakimś brikolażem a w gorszym sekciarstwem i konfuzją, którą Mogielnicki ładnie opisał zdaniami:
hip, hip i hura, hura
my tak, cala reszta zła
hip, hip i hura, hura
Bóg wie kto tu racje ma
To nawet wyszło przy ostatnim Noblu, gdzie jedną nagrodę dostali ludzie, jakoś przeczący sobie wzajemnie albo – delikatniej – postulujący odmienne podejścia do natury rynków.
@ astanczak
„Szewstwo – jak wiele rzeczy hand made – ma swoje miejsce na rynku i wymaga naprawdę umiejętności przekraczających nasze wyobrażenia.”
C’mon 🙂 Naprawdę nie jesteś w stanie choć z grubsza ogarnąć wyobraźnią kluczowych aspektów profesjonalnego szewstwa?
Ale ja nie o tym przecież pisałam. Dealerka – a nawet „tylko” inwestowanie w akcje – wymaga przejścia barier psychologicznych i intelektualnych nieznanych innym zawodom. Piszesz o tym w ostatnim poście, trafnie zresztą. Żaden poziom szewstwa nie jest z tym porównywalny. Lutnictwa – może (tak przypuszczam, jako osoba ucząca sie kiedyś muzyki), bo tu pewne umiejętności są niewyuczalne.
@ Less
Też pomyślałam o Kielmanie (Polacy nie gęsi i własne dobra luksusowe też mają).
> C’mon 🙂 Naprawdę nie jesteś w stanie choć z grubsza ogarnąć wyobraźnią kluczowych aspektów profesjonalnego szewstwa?
Szewstwa na poziomie 100-letniej manufaktury w Londynie?
@ pit65
Ciekawy zbieg okoliczności z tm projektowaniem mostów i pewną analogią. Nie3 dalej jak w poniedziałek rozmawiałem z doświadczonym konstruktorem, który projektuje dla znajomego architekta.
Narzekał, że obecnie młodzi konstruktorzy biegle poslugują się popularnymi programami liczącymi ale nie bardzo radzą sobie z samą konstrukcją. Nie wiedzą jak sobie poradzic z sytuacjami nietypowymi, a nie zawsze stac ich na super programy, bo te są raczej kosztowne
(jest jeden swiętny polski).
On zaczynał gdy liczyło się na suwaku logarytmicznym i jakoś dawalo radę, praktykowal u gościa który projektował miedzy innmi takie wywinięte do góry daszki na dworcach kolejowych, które są dosyć zmyslnie pomyslane. Sam sie na tym uczył a jak dziś daje to mlodym to sobie nie radzą.
Zupelnie nie radzą sobie z nietypowymi materialami np. z tak zwanym strunobetonem itp.
Mówił, że gośc który w latach 30-tych zaprojektował Empire State Building to byl geniusz, bo widzial wszystko we własnej wobraźni, bez żadnych 3D CADów i innycg gadów. A konstruktorzy to dalej świetnie rozwiązali.
A najlepszym przykładem, że Polak też potrafi był nieistnijacy dziś warszawski SuperSam, perełka konstruktorsksa z dachem tensegrity, której zasady nie rozumiały dzisiejsze profesorki.
Dawniej trzeba było główkować, miec inwencję by rozwiązywać probloemy związane z nowatorskimi rozwiązaniami a dziś wszstko na kompiuterku, a mózgownice w leniwym letargu.
Widzisz jakąś analogię, panie kolego?
PS
A tak baj de łej, to stary dobry Wyckoff nie jest zły!
Cd konstrukcje
Dziś mamy rzesze wyrobników wyposażonych w komputery ale kudsas im do dawnych czeladników z prostymi kalkulatorami oraz mistrzów konstrukcji z suwakami i ołówkami w dłoni. Oczywiscie są i chlubne wyjątki, niestety nieliczne więc przecietny poziom jest niższy.
och less, po co sięgać do architektów.
Pozwól że zacytuję Ci fragment recenzji Eltona i Grubera (Nowoczesna teoria portfelowa) sprzed dwóch lat (przemilczę nazwisko autora)
„Choć w tytule widnieje określenie „nowoczesna”, sama książka z pewnością do takich nie należy: stare przedruki wykresów i przykłady sprzed 20 lat nie wyglądają zachęcająco, a skomplikowane wzory już dawno zastąpiły programy komputerowe. Jednak bogata zawartość merytoryczna i przystępna treść sprawia, że książka wciąż pozostaje jednym z najlepszych opracowań na rynku polskim i zagranicznym”
Widzisz? Po co rozumieć wzory skoro są kompy. A później dziwimy się, że ktoś nie wyłapał błędów, pomyłek w założeniach,bzdur. No panie włączyłem kompa on kazał kupować to kupowałem
@ GZalewski
Ja głównie pisałem o konstruktorach, którzy muszą przełożyć na prawa fizyki pomsły i fantazje architektów.
Odnośnie „stare przedruki wykresów i przykłady sprzed 20 lat nie wyglądają zachęcająco”
Jakieś 10 lat temu miałem taką małą prelekcję na SGH w Kolegium … (przemilczę niestety) na temat rynkowo-finansow, a dla ilustracji slajd pogladowy z rozkladami stóp zwrotu w zależności od parametru zmienności, skopiowany z całkiej dobrej książki.
Na to jedna z obecnych pań profesor ( uczelnianych) mówi eee to jest bardzo stare (bo pod rysunkiem był tytuz i data żródła oryginalnego 1958 rok), od tego czasu wiele mogło się zmienić w tym zakresie.
ja jej na to mówie prawa statstyki sa powszechne i niezmienne od lat, nawet jak jest tow wykres z 1958 roku, to jest nadal ok.
Po powrocie do domu sprawdziłem w necie, że ta publikacja żródłowa była akurat z 1985 roku, a w tylko w książce z której skorzystałem przestawiono cyferki na 1958 rok, czyli zrobiono tzw czeski błąd.
Zaznaczam, że owa koryfeuszka nauki polskiej nie była finasistka ale jednak dosyć blisko zagadnień rynkowych.
@ astanczak
„Szewstwa na poziomie 100-letniej manufaktury w Londynie?”
To jest jakaś ponadnormalna estyma dla szewstwa, której zupełnie nie rozumiem 🙂 Zlituj się, toż to nie rocket science. Materiałozawstwo i technologia – oba na pogłębionym poziomie, ale nic więcej.
@ dorota
„Zlituj się, toż to nie rocket science. Materiałozawstwo i technologia – oba na pogłębionym poziomie, ale nic więcej.”
Tu bym się spierał albowiem buty Clarks to wyższa technologia konstrukcji i produkcji oparta na badaniach naukowych i materiałowych.
Kiedyś w Londynie trafiłem w sklepie z butami, eee salonie obuwia,na taką prezentację to aż mi szczeka opadła ile tam wartsw różnych i patentów jest. Byl rabat spory przy okazji więc kupiłem i faktycznie buty były bardzo wygodne i solidne i noga się nie pociła.
Anglik tez potrafi zrobić masówke na wysokim poziomie.
> To jest jakaś ponadnormalna estyma dla szewstwa, której zupełnie nie rozumiem
Źle lokujesz szacunek – utrzymanie się 100 lat w branży wymaga szacunku. Skill to tylko jeden z elementów tego sukcesu.