Wystąpienie szefa Fed w Kongresie było kolejnym z serii, którym Ben Bernanke próbował wyciszyć rynkowe obawy przez końcem luzowania ilościowego a pośrednio dalej sterować rynkowymi oczekiwaniami tak, żeby wyhamować wzrost rentowności na rynku długu. Po zachowaniu giełd widać, iż przeszło miesiąc pracy w laniu oliwy przyniosło efekty, ale znów odezwały się głosy, iż Fed funduje hossę bez fundamentów.
Na początek owej krytyki zachowania Fed zacznijmy od zdania, które powiedział sam Bernanke – rynki zaczynają rozumieć, o co chodzi Fed. Nie wiem, czy tylko ja uśmiechnąłem się do ekranu i serwisu informacyjnego. Chciałoby się powiedzieć rychło w czas, ale od czasów Hegla wiemy, że proces staje się zrozumiały, kiedy już można na niego spojrzeć z perspektywy zakończenia. W istocie od samego startu ultra luźnej polityki Fed zderzał się krytyką, którą w najlepszym razie była pochodną innego systemu wartości a w większości przypadków zwyczajną krytykanctwem bez spoglądania na model, wedle którego działał Fed pod wodzą Bernanke.
Kiedy już wszyscy pogodzili się z tym, że jednak działania Fed przynoszą efekty, jak bumerang wróciła idea bańki spekulacyjnej, którą ma fundować Bernanke. Znów można powiedzieć, że działania Fed zderzają się z krytyką głównie z powodów niezrozumienia celów, jakie sobie postawiła Rezerwa Federalna i narzędzi, po jakie sięgnęła. Warto zatem podkreślić prosty fakt, Fed nie może mieć nic przeciwko wzrostom cen aktywów. Wręcz można powiedzieć, że z punktu, do którego chce doprowadzić proces budzenia gospodarki, każde koło zamachowe ma swoją rolę do odegrania a wszystkie łącznie mają się złożyć na pęd gospodarczego ożywienia, które z czasem będzie już nie do zatrzymania.
Z takiej perspektywy patrząc wzrost cen nieruchomości i wzrost cen aktywów są pomocne, bo podnoszą subiektywny, jak i nominalny poziom bogactwa w amerykańskich gospodarstwach domowych. Z czasem, kiedy średnie poczucie bogactwa stanie się wyższe, przeleje się do gospodarki i spełni swoją rolę. Jeśli zgodzić się na taki punkt widzenia, to właściwie już teraz można powiedzieć, iż Fed może nie śni o tym, żeby pojawił się jakiś nowy bąbel spekulacyjny, ale nie miałby nic przeciwko temu, by ceny akcji i nieruchomości dalej rosły i to z dynamiką, która nie będzie zbyt powolna. W skrócie mówiąc Fed nie jest zainteresowany powolnym wzrostem cen, ale odpowiednio szybkim.
W istocie wczorajsze wystąpienie w Kongresie zawierało sygnał, iż Fed jest gotowy do działania, gdyby ożywienie na rynku nieruchomości zaczęło gasnąć. Nie oszukujmy się, iż jakaś dynamiczna przecena na rynkach akcji zostałaby przez Fed pominięta. W obecnej grze wzrosty cen nieruchomości i wzrosty cen akcji, to tak naprawdę tylko klocki puzzla, który Fed składa społeczeństwu, by uwierzyło, iż kryzys minął. Naprawdę idea QE sprowadza się do każdego niestandardowego działania, które podniesie temperaturę pacjenta. Wall Street swoimi zwyżkami wyręczyła Fed z konieczności szukania sposobu na podniesienie cen akcji, ale już Bank of Japan bez trudu sięgnął po jockera. Boleśnie to zabrzmi dla niektórych, ale Fed zwyczajnie po drodze z hossą na Wall Street.
Polecam zatem, by krytycy Bena Bernanke i Rezerwy Federalnej oraz tropiciele przyszłych baniek spekulacyjnych wpisali sobie zdanie do sztambucha: ta hossa jest dobra!
49 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
FED jest jak realny socjalizm. Bohatersko walczy z problemami, wcześniej wykreowanymi przez siebie samego.
A fakty wyglądają tak:
1
Ultraluźna polityka monetarna z początku lat 2000-nych w wykonaniu Greeni’ego, aby powstrzymać recesję 2001 daje napęd hossie surowcowej (+ polityka deficytu USA w wykonaniu Dubya)
2
Rzecz mało w Polsce znana, a szalenie istotna: japońskie podróże Bernanke’go w tym samym okresie, po których japońskie MF pożyczyło w BoJ na 0,1% jeny, wydane następnie na „obronę kursu jena” (zakup USD)
3
Za te USD Japonia ostro kupowała na długiej części krzywej rentowności US Govt bonds (i o to tak naprawdę szło w owych „obronach jena”!), obniżając ich rentowność i tym samym powiązanych z nimi MBS (mortgage backed securities) co było „drugą nogą” operacji pobudzenia popytu w USA po 2001 r. – to ruszyło popyt na nieruchomości i kredyty nieruchomościowe typu HELOC czy pożyczki dla „Ninja”. Japonia ma z tego istotny wzrost eksportu do USA
4
Dzięki powyższemu bańka nieruchomościowa + niekontrolowana, dzika spekulacja praktycznie niepłynnymi derywatywami nieruchomościowymi (Level 3 assets).
5.
FED przestraszony podnosi stopy, spuszczając powietrze z nieruchomości
6.
Skutkiem tego rusza finansowe domino, prowadzące ostatecznie do upadku Bear Sterns na początku 2008.
7.
Po operacji ratunkowej BS’a, zadowolony z siebie FED, uznający, że problem się skończył, zaczyna operację zaostrzania polityki monetarnej (kwiecień – maj ’08 to ściąganie wpuszczonej w sierpniu – październiku 2007 po brytyjskim Northern Rock’u podaży pieniądza z rynku!)
8.
Ta operacja podbija już i tak wysokie koszty finansowania spłacających nowymi kredytami stare kredyty firm typu Lehmann Bros, dzięki czemu zaczyna się upadek systemu bankowego we wrześniu ’08.
9.
W październiku ’08 „zamarza” LIBOR, a w listopadzie – kredytowanie handlu morskiego (akredytywy, przez które odbywa się prawie 90% tego handlu!) System finansowy całego Świata staje na krawędzi wskutek braku zaufania banków do siebie
10.
Przerażony skutkami wiosennych swych działań FED decyduje się na QE1 + zawieszenie księgowania mark-to market w bankach itd itp.
Mam tak dalej wyliczać?
Gołym okiem widać potwierdzenie tezy z początku posta…
Teraz też FED daje (zbyt)łatwe pieniądze tym, którzy robią z nimi
coś głupiego.
Tylko patrzeć, jak zaczną się „przewrotki” tych , którzy wydali te zbyt łatwe pieniądze w idiotyczny sposób, np. wskutek obecnego wzrostu rynkowych stóp procentowych.
I znowu FED bedzie musiał działać, by ratować sytuację, wykreowaną wcześniejszymi ruchami ratunkowymi…
PS. Hossa nie jest ani dobra, ani zła, podobnie jak nóż sam w sobie nie jest ani dobry ani zły, dopiero jego wykorzystanie może być w złym albo dobrym celu.
> Gołym okiem widać
To może warto wziąć lupę, żeby zobaczyć więcej…
„Po zachowaniu giełd widać, iż przeszło miesiąc pracy w laniu oliwy przyniosło efekty”
A to wnioskowanie z zachowania to „gołym okiem” czy spod „lupy” i prosze wężykiem ,wężykiem Panie Majster 🙂
„rynki zaczynają rozumieć, o co chodzi Fed.”
i to też wężykiem i w ramke jako że z akdemickiej czaszki BB wyjęte bo jak by rynki rozumiały co wyprawia FED to ho ho 🙂
@ pit65
> jakby rynki rozumiały co wyprawia FED to ho ho
Mimo, że się nie zgadzam, to jednak doceniam, bo ładnie pokazuje inny punkt widzenia.
> jakby rynki rozumiały co wyprawia FED to ho ho
Rynki rozumieją, że istnieje bezwzględna determinacja w dostarczaniu płynności na nie (faktyczna, czy na poziomie ujawnianych jasno intencji, to bez znaczemia).
Co tu więcej jest do rozumienia?
PS. Gdyby rynki finansowe Chin były bardziej otwarte na świat, to możnaby się obawiać skutków nieuniknionego skurczu płynnościowego. Ale ponieważ nie są, to jakoś się po kościach rozejdzie.
„rynki zaczynają rozumieć, o co chodzi Fed.”
To jak to jest, w końcu. Bo ja gdzieś słyszałem, że podobno rynek ma zawsze rację, a więc jeśli rynki nie rozumieją co robi Fed, to wcale nie znaczy że Fed ma rację i robi dobrze.
„jakby rynki rozumiały co wyprawia FED to ho ho”
Właśnie, bo po mojemu znaczy to tyle, że te bystre rynki (smart markets) zaczynają wreszcie rozumieć co też najlepszego wyprawia ten cały Fed, a jak to w końcu do nich dotrze to na dobre, to wtedy ho ho ho i hu hu hu.
I wtedy powiemy: Hossę proszę i do tego dwie małe bessy, a nawet jedną dużą, panie starszy!
No bo mamy już pierwsze oznaki tej hossy, chyba szef kuchni przypalił co nieco (przegrzał).
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/detroit-oglosilo-upadlosc-to-najwieksze-bankructwo,1,5563801,wiadomosc.html
Najbogatszy stan Kalifornia, też balansuje na krawędzi a bessa nuci –
California here I come!
Więc nie ma chyba co aż tak podbijać Ben Benka, no chyba że się znów jakąś większą wojenkę wywoła.!
Przy tym krytyczna sytuacja województwa mazowieckiego i Warszawy to małe miki.
I hgw co się wydarzy, nawet po HGW też nie widać optymizmu. 🙂
@ lesserwisser
Tradycyjnie w takich przypadkach proponuję zadać kontrolne pytanie, co działoby się, gdyby Fed nie zrobił tego, co robił i robi.
@ astanczak
Jak tylko skończy się QE to się dowiemy, przedsmak był w Maju. Chociaż na dobrą sprawę nie skończy się nigdy (albo zaraz się zacznie następne) bo FED jest zakładnikiem rynków i gospodarki.
BTW: Ten wpis powinien nosić tytuł „This time is different”
@ asgoodasitgets
> FED jest zakładnikiem rynków i gospodarki.
Mhmm, to już nie wiem, czy Fed jest zakładnikiem czy rynki są zakładnikiem.
> Ten wpis powinien nosić tytuł
🙂
Jak wygląda sytuacja na rynkach: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.
@ astanczak
„Tradycyjnie w takich przypadkach proponuję zadać kontrolne pytanie, co działoby się, gdyby Fed nie zrobił tego, co robił i robi.”
Zgodnie z sugestią zadaję więc pytanie – „Co działoby się, gdyby Fed nie zrobił tego, co robił i robi”?
Chwilkę, ale koncept „This time is different” zasadza się na tym, że wysoki deficyt rządowy prowadzi nieuchronnie do spowolnienia wzrostu gospodarczego. FED jest w sytuacji rozkosznie odmiennej: kreuje wartość „out of the thin air”, a nie zadłuża się.
@ lesserwisser
Upadek globalnego handlu, później okres wojen celnych, który jeszcze bardziej pogłębiłby zapaść i wreszcie jakaś fala wojenek lokalnych, które postawiłyby świat globalnych sojuszy na głowie.
Ciekawi mnie jak Państwo oceniliby politykę prowadzoną przez NBP i RPP, gdyby analogiczne rozwiązania do działań FED były wprowadzone w Polsce celem „walki z bezrobociem” – tj. „zerowe stopy procentowe” i interwencyjny skup obligacji przez NBP każdego miesiąca – 1 mld zł /PKB USA około 15 bilionów dol, luzowanie ilościowe na poziomie około 90 mld $ rocznie – 0,6% PKB, Polska PKB około 500 mld $ x 0,6% – 3 mld $ /12 miesięcy = około 1 mld zł miesięcznie/. Ja rozumiem, że pozycja USA jest inna i pozycja dolara jako waluty międzynarodowej jest inna – ale jakie będą skutki takiego działania. Jak długo można żyć na koszt innych? Jest to działanie nie zmieniające nic w realnej gospodarce USA – jaki zatem jest wzrost gospodarczy nie nominalny, a realny? Ile razy taki proces można powtarzać, ponownie się zadłużać pod korek i ponownie wychodzić z takiego zadłużenia przez Q-któreśtam?
@ Rob
Nie stać nas – globalny kapitał spekulacyjny szybko doprowadziłby do bankructwa polskiego rządu.
Ja to wiem, ale jak daleko mogą tak postępować USA? Bo ja rozumiem, że można próbować się podłączać pod określony trend „Hossę proszę” – ciekawi mnie tylko ile takich trendów wytrzyma dolar i światowa gospodarka?
@astanczak
„Upadek globalnego handlu, później okres wojen celnych, który jeszcze bardziej pogłębiłby zapaść i wreszcie jakaś fala wojenek lokalnych, które postawiłyby świat globalnych sojuszy na głowie.”
Może rozróżnijmy QE od bailoutu z lat 08/09, bo mało kto podważa to drugie. Ja nie widzę prostej drogi od braku QE do upadku handlu i wojen celnych. BTW: wojny (ale nie celne) faktycznie mogłyby rozwiązać problem, ale nie w sposób który wszyscy byśmy chcieli.
@dorota
Myślę, że zarówno QE jak i deficyt [a deficyty usa mają ogromne i ktoś je monetyzuje 🙂 ] mają stymulacyjny wpływ na gospodarkę pod warunkiem, że będzie się je utrzymywać bez końca – trochę jak z martyngałem – dopóki podwajasz stawkę pozostajesz w grze.
Po pęknięciu dot-comu mieliśmy stymulację fedu (ścięcie stóp na długi okres czasu), która napędzała gospodarkę a próba jej wycofania skończyła się epickim fiaskiem.
Teraz fed stymuluje jeszcze bardziej i niektórzy komentatorzy twierdzą, tym razem się uda. Zobaczymy za parę/paręnaście lat.
A za kilkadziesiąt lat może przyszły szef fedu napisze doktorat o popełnionych błędach i wypaczeniach.
@ Rob
Formalnie rzecz biorąc to, co robi Fed – czyli falka z bezrobociem – wynika z podwójnego mandatu. W Polsce nie operujemy na tym modelu. W USA inaczej postrzegają rolę banku centralnego. To ma korzenie w doświadczeniach historycznych. Fed był budowany z pamięcią o kryzysie lat XX i ówczesnym bezrobociu a Europa budowała współczesną bankowość centralną raczej na doświadczeniach niemieckich i hiperinflacji w wiadomego czasu. Dlatego Fed tak łatwo uzależnia politykę monetarną od rynku pracy.
Myślę, że wszyscy zdają sobie sprawę, że USA potrzebują reform budżetowych. Obama zawsze podkreślał, że likwidowanie deficytu trzeba osiągnąć przez zwiększenie bazy podatkowej – w jego przypadku zwyczajnie wzrost liczby pracujących i płacących podatki. Republikanie wolą ograniczać wielkość rządu. USA stoją na rozdrożu – albo pójdą drogą większego rządu i większej redystrybucji albo w stronę mniejszego rządu i redukcji podatków. Żaden z tych tematów nie leży w gestii Fed.
PS. pożądana przez Fed hossa to nic innego, jak nadzieja na posilenie się gospodarki dzięki wealth effect. Sądzę, że Fed ma dosłownie gdzieś to, czy jest hossa czy nie ma – interesuje ich tylko pozytywny wpływ na gospodarkę.
Cytat Doroty:
„FED jest w sytuacji rozkosznie odmiennej: kreuje wartość „out of the thin air”, a nie zadłuża się.”
To jest fałszywe uproszczenie. FED emituje KREDYT(Sic!) a nie pieniądz!
A zgodnie z wszelkimi regułami co najmniej od czasów Cosimo Medici Starszego, co dla jednych jest kredytem, dla innych jest (nowym!) długiem!
Owi „inni” to w obecnych warunkach w USA przede wszystkim Państwo, śmieszą mnie Ci wszyscy (akurat nie Szanowny Gospodarz), co pomstują na państwowe rozpasanie zadłużeniowe, chwaląc jednocześnie FED za jego działania 🙂
Wróćmy do FED. Dobrze, Adamie. Zadajmy owo pytanie kontrolne, ale cofnijmy się bardziej w czasie by móc spojrzeć na FEDainów z właściwej perspektywy. Nim jednak to zrobimy, krótkie pytanie:
Zgadzasz się, że należy dążyć do sytuacji, by średnie wieloletnie tempo przyrostu agregatów pieniężnych było bliskie średniemu wieloletniemu tempu wzrostu PKB, prawda?
To najlepszy sposób by utrzymywać niską inflację, przynajmniej tak uczą we wszystkich podręcznikach traktujących o polityce monetarnej:-)
A teraz- gdy USA rezygnowały z wymienialności złota w 1968 r. po numerze Francji z wymianą dolarów na złoto, łączna ilość wyemitowanego pieniądza (najszerszy agregat) to było ok 1 bln USD. Dziś jest to ponad 52 bln USD.
Powiedz, kiedy to USA w latach 1968-2013 miały wzrost PKB +9,2% rocznie? Był choć jeden taki rok? Bo takie wychodzi średnie, wieloletnie tempo wzrostu ilości pieniądza w USA od 1968….
Śp. Kisiel mawiał o latach 80-tych „To nie Kryzys, to Rezultat”.
To, z czym mamy dziś do czynienia w USA i z czym musi bohatersko walczyć FED to właśnie Rezultat.
Rezultat owej wieloletniej beztroskiej ekspansji kredytowej w wykonaniu….a jakże, FEDainów właśnie…
Oczywiście, kiedyś ta ekspansja działała dobroczynnie. To ona stała za szybkim rozwojem USA w latach 80-tych i 90-tych.
Chwalony jako Liberał Reagan tak naprawdę był kolejnym Keynesistą, wcale nie gorzej niż poprzednicy ekspandującym agregaty pieniężne – R. wpadł na pomysł, który dla nas jest już przekleństwem – rozruszać kredyt konsumpcyjny.
Także tej ekspansji w zasadniczym stopniu USA zawdzięczają bezprecedensową historycznie pod względem rozmiaru hossę lat 1982-2000.
Ale przyszła kryska na Matyska. Jeśli nie znajdzie się Nowy Głupi, który będzie się lewarować, by inni mogli się delewarować (taka jest natura Fiat Kredytyzmu), gdy Państwo w końcu osłabnie, to System się zawali.
Módl się więc Adamie o nową Rewolucję Technologiczną, która zmusi Firmy do tego, by stały się Nowym Głupim (wydatki inwestycyjne!), bo tylko one mają dziś rezerwę do lewarowania się.
FED bowiem obecnie kupuje tylko czas, z nadzieją, ze mu się uda dowieźć System do początku nowego Supercyklu Kredytowego.
Wbrew temu co o mnie sądzisz, też mam taką nadzieję, co nie znaczy, że mam być pobłażliwy wobec Współsprawców tego zamieszania, czyli FEDainów.
@ Ekonom polityczny
Jedno ustalmy – mi jest bliżej do naprawdę klasycznego kapitalizmu niż tego, jak działają dzisiaj gospodarki. Zupełnie nie umiem odnaleźć się w argumentach o wielkim powrocie Keynesa. Czytam o tym książki, słucham argumentów zwolenników i jakoś za cholerę nie umiem zrozumieć, jak z tego 2+2=5 ma wyjść =4. Dostrzegam to, ale nie widzę tu niczego, czemu należy przyklaskiwać.
Podkreślałem już wiele razy, że nie jestem zwolennikiem polityki Fed, ale nie mam żadnego problemu ze zrozumieniem dlaczego robi, to co robi. Nigdy nie dość pewnych zdań, więc jeszcze raz podkreślę – ja w Polsce nie popieram żadnej partii politycznej. W wyborach biorę udział towarzysko. Chodzę z żoną, która głosuje i oddaję głosy nieważne, więc tym bardziej nie odczuwam potrzeby popierania Fed. Jak Bernanke został szefem Fed, to przeczytałem wszystko, co mi wpadło w ręce z jego pisania i – przepraszam – nie widzę żadnych zaskoczeń w tym, co robi. Gość jest skrajnie konsekwentny. Nie budzi u mnie żadnych emocji a wręcz wydaje mi się działać wedle algorytmu, który narzucają mu kontekst, w jakim działa i to, kim był przed przyjściem do Fed.
Prywatnie odczuwam sympatie do Bernanke, jako naukowca.
Uważam, że wszystkim dobrze zrobiłoby, jakby w dyskusjach o polityce monetarnej pozbyli się genu kibolstwa, który z każdej dyskusji czyni podział na my-oni. Winnych i niewinnych. Ja nie jestem ani my, ani oni – jestem obserwatorem.
> Módl się więc Adamie o nową Rewolucję Technologiczną
Właściwie to nie odczuwam potrzeby modlenia się o nic, bo zawsze byłem zwolennikiem tezy kartagińskiego przywódcy Hannibala, który miał powiedzieć swoim generałom aut inveniam viam aut faciam. W takim świecie nie ma miejsca na modlitwy. Jak nie ma przejścia, to trzeba zbudować most albo wyrąbać je sobie siekierą.
Niemniej, akurat jedyną z rzeczy, w którą wierzę, to postęp technologiczny. Wydaje mi się, że jesteśmy na progu rewolucji energetycznej, która zmieni świat na zupełnie inny. To będzie krok za krokiem i nagle pstryk – świat będzie inny. Nie wiem, czy będzie to najpierw elektryka w samochodach, czy raczej wytwarzanie energii w miejscu jej konsumowania, ale tu widzę największy i może najszybszy potencjał do globalnej zmiany.
Czy obejmie firmy i uruchomi nowy proces inwestycyjny? Nie wiem. Może, ale chyba jednak jeszcze nie w tym cyklu gospodarczym. Mieliśmy bankę internetową, która wyprzedziła rewolucję internetową o kilka lat. Może tak samo będzie z rewolucją energetyczną – najpierw spalenie idei w bańce spekulacyjnej a później krok za krokiem wyrośnie, coś nowego wbrew rynkom spekulującym pod rewolucję. Dziś mamy przykład akcji Tesli, które są już skrajnie przegrzane.
@astanczak
„Podkreślałem już wiele razy, że nie jestem zwolennikiem polityki Fed, ale nie mam żadnego problemu ze zrozumieniem dlaczego robi, to co robi….Jak Bernanke został szefem Fed, to przeczytałem wszystko, co mi wpadło w ręce z jego pisania i – przepraszam – nie widzę żadnych zaskoczeń w tym, co robi. Gość jest skrajnie konsekwentny. Nie budzi u mnie żadnych emocji a wręcz wydaje mi się działać wedle algorytmu, który narzucają mu kontekst, w jakim działa i to, kim był przed przyjściem do Fed.”
Zgadzam się z tym w 100%. Jednak czym innym jest zrozumienie co i dlaczego ktoś robi a czym innym ocena efektów tego działania.
Z twoich wpisów wynika, że masz przekonanie, że to jest odpowiedni kurs a ja i może niektórzy inni współkomentujący takiego przekonania nie mamy.
Oczywiście pełniejsza ocena jest możliwa dopiero po fakcie.
@ asgoodasitgets
> to jest odpowiedni kurs
Chyba nawet nie o to chodzi. Zwyczajnie nie ma innego świata niż ten, w którym Bernanke jest szefem Fed. Alternatywne modele są fajne, jak fajne są dziś alternatywne modele tego, jak można było zrobić reformy w Polsce na początku lat 90 i mówić, co byłoby teraz.
> pełniejsza ocena jest możliwa dopiero po fakcie.
Nie wiemy i nie będziemy wiedzieli, czy świat mógł być inny. Mamy świat z Bernanke u steru i w nim trzeba działać. Największą wadą wrogów tego, co robi Bernanke jest brak możliwości robienie tego, co chcą. Na świecie nie wystarczy mieć rację. Jeszcze trzeba mieć narzędzia – w tym wypadku władzę nad polityką monetarną w danym czasie. Bernanke i jego działania są tu i teraz a nie w książkach. Idzie proces, który przemieni się w historię. Każdy inny będzie już tylko potencjalnym i alternatywną fikcją. Bernanke przez lata diagnozował Wielki Kryzys i w sumie jest jak lekarz, który ma taki a nie inny pomysł na terapię. Dobry? Jakie w sumie to ma znaczenie? Ważne jest, że jedyny, jaki jest wdrażany i jaki będzie wdrażany pewnie po jego odejściu.
To jest całe story mojego stosunku do Bernanke i w sumie główny problem z krytyką działań Fed. Nie bierzcie tego do siebie, ale krytyka to jednak działanie, gdzie walutą jest słowo a „word is cheap”. Bernanke stanął przed wyzwaniem na miarę jednego z niewielu w historii i musi podejmować decyzję w świecie niepewności i zmiennych, nad którymi nie panuje, jak np. kryzys w Unii Europejskiej czy dysfunkcjonalna klasa polityczna, która funduje kontrproduktywne do jego działań procesy.
Dla jasności – nie odmawiam prawa do krytyki, tylko widzę, krytykowanie z pozycji ideologicznych a nie praktycznych. Dlatego historycy często sami ograniczają się do tematów, od których minęło 100 lat, bo uznają, że to minimalny okres, który pozwala ocenić proces w pełnej złożoności. Na dobre i rzetelne oceny Bernanke będzie można pozwolić sobie nie wcześniej niż za kilkanaście lat.
@astanczak
„Ja nie jestem ani my, ani oni – jestem obserwatorem.”
Pytanie:
Uważasz ,że mozna być czyms w rodzju Absolutu tutaj na ziemi?
Bardzo wygodne podejście, niestety w naszym dualistycznym świecie awykonalne.
NAwet jeżeli wydaje się ,że nie jesteś za to automatycznie polaryzujesz drugi biegun i odwrotnie więc logicznie, nie możesz byc „ani za ani przeciw” jednocześnie.
Obserwator zawsze popiera aktualny trend milczeniem więc nigdy neutralnym nie jest. 😉
To tylko wygodna umysłowa konstrukcja ucieczki w rzeczywistośc tak naprawdę nieistniejącą 🙂
Co do BB przy całym moim zrozumieniu o konieczności tego co robi to nie mam sympatii do niego jako naukowca.
NAukowca czego?
Jak przekładać z jednej cudzej kieszeni do drugiej cudzej, ale bardziej swojskiej, lub QE w wersji Twist jak odkładać spłatę zobowiązac na święty nigdy.
Taki kunszt nauki to każdy wprawniejszy złodziej potrafi.
Co to za Nauka ?
A może skala takiej nauki poraż umysł?
Jeżeli to ma byc porównywane ze stawianiem mostu przez Hanibala lub wyrąbywanie lasu no to ja przepraszam.
W mojej ocenie BB jest jedynie marnym zakładnikiem terażniejszości powołanym na swoje 5 minut w hitorii by kontynuować nie swoje dzieło, które już zaczęło życ własnym życiem i przejęło kontrolę nad twórcą po przekroczeniu Rubikonu zadłużenia.
W pewnym sensie może się wydawać ,że mozna jeszcze wrócić z tarczą miast na niej , ale to tylko złuda w kontekście czasu.
W pewnym sensie należy mu współczuć.
@ pit65
Polecam spróbować pozycji obserwatora, w której w przypadku Bernanke i tak jesteśmy, bo niczego nie możemy zrobić. Nie wymyślono do dziś mechanizmu, który pozwalałby nam mieć wpływ na to, jaka będzie polityka monetarna w US. To osoby opowiadające się po jednej ze stron kupują sobie alibi w nadziei, że będą mogły później mówić „a nie mówiliśmy”.
> Bardzo wygodne podejście, niestety w naszym dualistycznym świecie awykonalne.
Wykonalne. Naprawdę nie trzeba być za albo przeciw. Można to traktować, jako spór szkół bez opowiadania się po jednej ze stron.
Zostawiając Bernanke i przechodząc na polskie OFE. Można zastosować się do procedury demokratycznej i głosując w wyborach zrobić zakład ze światem, że większość jednak zagłosuje tak, jak chcielibyśmy a później mieć nadzieję, że politycy nie wymyślą formuły, żeby im było dobrze (uff, tyle zmiennych, że już widzimy fundament porażki pod próbę zrealizowania tej strategii po naszej myśli) albo można zwyczajnie założyć, że zrobię tak, żeby nie miało żadnego znaczenie, czy OFE będą czy nie. Wypowiadając kontrakt, że klasa polityczna chce zrobić dobrze społeczeństwu uwalniasz się od oczekiwań. Wnioski będą brutalne, bo naprawdę okaże się, że wynik wyborów sprowadzają się do estetyki. W efekcie energia pójdzie w kwestię znalezienia strategii na przeprowadzenie słonia przez góry a nie dyskutowania o tym, czy nie należało zabrać konia.
> Co to za Nauka ?
Rzetelna w sensie warsztatu.
@ Ekonom polityczny
Ciekawe, zgadzam się całkowicie z konkluzją: „FED bowiem obecnie kupuje tylko czas, z nadzieją, ze mu się uda dowieźć System do początku nowego Supercyklu Kredytowego”
mimo, że założenie „FED emituje KREDYT(Sic!) a nie pieniądz!” uważam (po odejściu od standardu złota) za całkowicie bezsensowne.
@ postawa „bezstronnego obserwatora”
Demokracja (jakkolwiek ustrój to piękny) ma jednak tą paskudną cechę, że jest podatna na zawłaszczenie przez zorganizowane grupy nacisku (np. służby mundurowe, górnicy, zamknięte zawody). Przyjęcie pozycji obserwatora oznacza zgodę na życie na marginesie, w pełnym tego słowa znaczeniu. Im więcej osób wybiera taki eskapizm, tym silniejsza władza aktywnych.
@ dorota
założenie „FED emituje KREDYT(Sic!) a nie pieniądz!” uważam (po odejściu od standardu złota) za całkowicie bezsensowne.
To jest naprawdę istotne. Ba – to jest clue całego Systemu!
Większość ekonomistów dość dawno temu już uznała, że kredyt = pieniądz, co w 99% przypadków jest prawdą.
Ten jeden procent to sytuacja, gdy w Systemie jest zbyt wielkie obciążenie Długiem – dokładnie tak, jak teraz. Wtedy istotne staje się to, co różni kredyt i pieniądz – do kredytu potrzeba 2 stron chętnych, do pieniądza wystarczy jedna – biorąca.
W obecnej sytuacji to olbrzymia różnica. Wyjaśnię to jeszcze prościej:
Jeśli ustawię się na ulicy i będę rozdawał ludziom banknoty (pieniądz) to weźmie go „każdy”. Nawet najgorszym pieniądzem można bowiem przynajmniej zapłacić podatki wobec państwa tak długo, jak długo pozostaje on „legalnym środkiem płatniczym”.
Ale ten sam numer z rozdawaniem kredytu na ulicy uwypukla całą różnicę między tymi dwoma: kredyt trzeba bowiem kiedyś spłacić i prawie zawsze oddać trzeba więcej, niż się pierwotnie pożyczyło.
Jeśli więc FED emituje KREDYT, a nie banknoty, to de facto musi znaleźć kogoś, gotowego jeszcze bardziej się zadłużyć.
Odpadł konsument, w dużym stopniu odpadł sektor finansowy, firmy przemysłowe per saldo mniej więcej tyle samo pożyczają co spłacają, więc w tej chwili praktycznie tylko Państwo dźwiga na sobie powiększanie bazy monetarnej, czyli zapobieganie zapaści deflacyjnej w sytuacji zbyt wielkiego zadłużenia w Systemie.
Deflacja (spadek cen w następstwie spadku agregatów monetarnych) w normalnych warunkach nie jest problemem, jeśli jest łagodna. Któż w końcu nie chciałby płacić odrobinę mniej w sklepie? 🙂
Problem w tym, że dziś nie mamy normalnych warunków. Dziś mamy zbyt duży dług w Systemie.
W takiej sytuacji deflacja grozi przerodzeniem się w deflacyjną zapaść zadłużeniową (patrz Wielki Kryzys 1929-33), co biorąc pod uwagę skalę obecnego zadłużenia/PKB w porównaniu z tym z lat 30-tych oznaczałoby coś jeszcze gorszego niż lata 29-33, wzmocnione dodatkowo przez upadek dużej części systemu finansowego Świata.
FED NIE MA WYJŚCIA. FED MUSI EMITOWAĆ NOWY KREDYT by nie doszło do deflacyjnej zapaści. I musi znaleźć owego „Nowego Głupiego” gotowego się dalej zadłużyć. Tylko wtedy jedni mogą spłacać stare kredyty, stopniowo odzyskując swą zdolność kredytową i jednocześnie nie dochodzi do spadku agregatów pieniężnych i deflacji.
Dziś tym Nowym Głupim jest Państwo, ale tu aż za dobrze wiemy (Grecja), że kiedyś przychodzi moment Bang! i Państwo nie może dalej się zadłużać.
Nie żartowałem mówiąc, że trzeba się modlić o Nową Rewolucję Technologiczną. Tylko ona zmusi Firmy do rozpoczęcia nowego Supercyklu Kredytowego.
I trzeba się modlić o to, by nastąpiło to, nim Państwo (USA) dojdzie do swego Bang!
Tylko to uratuje System. A koszty przejścia do nowego Systemu są tak wielkie, że lepiej ich nie ponosić (wyparowanie większości światowych oszczędności, emerytur itp.).
@ _dorota
Jest nawet książka a ten temat „Bunt na sprzedaż”, która wprost stawia tezę, że wycofanie się z wyborów np. ludzi zniesmaczonych torowało drogę do władzy mocno konserwatywnym politykom, bo przeciwny obóz nie hamletyzował, jak lewica.
W Polsce znamy to, jako zdyscyplinowanie elektoraty. Tylko w takiej diagnozie jest założenie, że osoba odmawiająca głosowania traci reprezentację i ma jakiejś poglądy do reprezentowania, więc deklaruję, że nie mam poglądów do reprezentowania. W sumie najbliżej byłoby mi do pojęcia, że w demokracji mogę znaleźć reprezentację własnego interesu, ale wiara w to, że klasa mandarynów może reprezentować interesy inne niż swoje jest już skrajną naiwnością.
Dlatego nie ma dla mnie żadnego znaczenie, kto w Polsce jest u władzy, bo interesują mnie decyzje, jakie podejmują a nie story, jakie sprzedają. Kluczowe decyzje strategiczne zostały już podjęte. Z ważnych rzeczy zostało jeszcze tylko zastanowienie się nad przyjęciem euro. Aktywnie do wyborów mam zamiar iść tylko w przypadku, gdy władza zapyta społeczeństwo w referendum, czy chce pogłębiać integrację w ramach unii lub z niej wyjść. Nie zdradzę, dlaczego i jak głosowałbym w takim wypadku, bo część czytelników mogłaby poczuć się urażona.
Teza o końcu historii jakoś się zdezaktualizowała – więc nie sądzę aby prawdziwym było stwierdzenie że jedyny ważny wybór jaki nas czeka to przyjęcie lub nie Euro i pogłębianie integracji. Ten wybór zresztą jest dosyć odległy w czasie bo na razie coraz bardziej oddalamy się od spełnienia kryteriów.
PS1 Myślę że nikt się tu nie obraziłby o zdradzenie sposobu głosowania tamże – ale dla mnie osobiście znacznie ciekawsze było by usłyszeć jak głosować Pan będzie w nadchodzącym referendum Warszawskim 😉
PS2. Też mam nadzieję ( ale i obawiam się ) postępującej rewolucji technologicznej. Natomiast nie widzę żadnych narzędzi które pozwoliły by przewidzieć jej skutki w okresie dłuższym niż 5-10 lat. Czyli akurat tyle za ile zacznie nam bankrutować ZUS ( ktoś obstawia że nie ?)
@ karroryfer
Polska od jakichś 400 lat nie jest już kreatorem historii, więc nawet jeśli historia nas dogoni, to pozostanie tylko reagowanie.
W kwestii referendum warszawskiego sprawa jest prosta – klasa polityczna kolejny raz pokazuje, jak instrumentalnie traktuje wartościową ideę.
Pozdrowienia dla wszystkich z bieszczadzkiego szlaku! Z siecią jest tu różnie, więc proszę o wybaczenie wolniejsze odpowiedzi.
O, to życzymy dobrego wypoczynku i nie napastujemy nadmiernie.
PS. Bieszczady są tak rozpaczliwie nudne (mówiąc inaczej: klimatyczne), że odpoczynek od giełdowego nadmiaru bodźców gwarantowany 🙂
Chór głoszący spóźnione ożywienie naszej gospodarki jest tak monotonnie zgodny i tak głośny, że postanawiam z niego wystąpić.
Decyzja niełatwa. Muszę przecież odwołać moją wcześniejszą prognozę o „korekcyjnym sierpniu. Muszę rozstawać się z hipotezami, które rodziły się w trudzie i do których zacząłem się przywiązywać jak do ulubionego parasola.
Niech więc będzie jak stoi w tytule wpisu. Niech się stanie ożywienie!
Wiem, strzelił łuk śmiały trygonu trygonów uskrzydlający Słońce naszej Giełdy. Zadrżało, jęknęło ponuro. Na tym samym stopniu rezonowała kwadratura Słońca i Urana blue chipsów…
Czy nikt nie ma odwagi podejść na miejsce wypadku i zaintonować górną nutę? *)
Precież wkrótce nawiążemy do szczytów czerwcowych. Poniżej 2300WIG20 w zasadzie nie schodzimy. Po drodze, uwaga, wąwóz wokół dni na otwarcie Dominika. Silne łapy nabiorą odwagi, ruszą za nami kosząc młodziutki pokos cen.
———
Podpowiadam słowa za Józefem Korzeniowskim;
Czerwony płaszcz, za pasem broń
I topór, co błyska z dala.
Wesoła myśl, swobodna dłoń,
To strój, to życie górala.
Gdy świeży liść okryje buk
I Czarna Góra sczernieje,
Niech dzwoni flet, niech ryczy róg,
Odżyły nasze nadzieje!
Pękł rzeki grzbiet, popłynął lud,
Czeremosz szumi po skale,
Nuż w dobry czas kędziory trzód
Weseli kąpcie górale!
(…)
(z Księgi wierszy polskich XIX wieku, ułożył Julian Tuwim, opracował
Juliusz W. Gomulicki, PIW,Warszawa 1954.
Uwaga! Ojcem Josepha Conrada Był Apollo Korzeniowski, poeta i powstaniec.
_dorota
Nawet dzisiaj żartowałem do wyimaginowanego dyktafonu „Diane, 10:15 rano, 22 sierpnia 2013 roku. Wysokość około 1000 metrów nad poziomem morza. Po marszu docieram wreszcie do Chatki Puchatka. Nazwa równie pretensjonalna, jak cały wyjazd. Bieszczady to najbanalniejsze góry, w jakich byłem. Są tak smętne, że miejscowi nawet jeden ze szczytów nazwali Smerkiem, który ludziom niewrażliwym na legendę sam narzuca inną nazwę – Smętek. Mają jednak jedną podstawową zaletę. Nie można tu spotkać ludzi, którzy wędrują z miną zdobywców. Tu zwyczajnie nie ma nic do zdobywania. I chyba o to chodzi. Do rangi paradoksu urasta konsumpcja piwa. Warszawiacy nałogowo kupują tu piwo, które produkowane jest w Konstancinie. Przejechać 400 km i napić się piwa, które masz po domem? Chyba na tym dziś polegają wakacje.”
Miałem już tu nic nie pisać ale jako wieloletni bieszczadnik tego nie mogłem odpuścić.
astanczak napisał:
„Bieszczady to najbanalniejsze góry, w jakich byłem.”
Te góry tam już stoją tysiące lat, a kolejne tysiące lat przed nimi. One tam po prostu są. Więc nie wiem czy można je nazwać banalnymi bo cóż to określenie właściwie znaczy w przypadku gór? Co innego ludzie – ci bywają bardzo często banalni.
Osoby które znają te góry wiedzą że w Bieszczady jeździ się:
– początek maja – początek lipca (góra pierwszy tydzień choć ta data jest płynna bo zależy od opadów i dni słonecznych) – zielone Bieszczady
– początek października – połowa listopada. Żółto-czerwone Bieszczady
– styczeń – luty. Białe Bieszczady.
Natomiast Ty trafiłeś na bure Bieszczady – zielona dotąd trawy i połoniny pod wpływem słońca wypłowiały i wyschnęły. Do tego tłumy ludzi na szlakach plus najdroższe ceny w pensjonatach i knajpach.
Niech zgadnę – przeszedłeś na razie Połoninę Wetlińską? Wraz z grupami kolonijnych dzieciaków, malolatów- imprezowiczów, klapkowiczów i korpo-warszawiaków zaliczyłeś najpopularniejszy szlak tych gór- odpowiednik trasy do Morskiego Oka w Tatrach. Pewnie był taki tłok że żeście się deptali, sapali na siebie, bekali i pierdzieli idąc pod górę i po połoninie i siedząc lub stojąc w Chatce Puchatka. Następnie zeszliście do parkingu, kupili „koziego” sera z pobliskiego straganu. (Mały test – spróbuj znaleźć choć jedną stado kóz w Bieszczadach) i wróciliście mikrobusem/samochodem do Wetliny czy Cisnej, aby usiąść w najpopularniejszej, najbardziej nabitej knajpie na głównej ulicy i tam napić się chrzczonego piwa.
I ten wątły bagaż doświadczeń pozwolił Ci bezrefleksyjnie potraktować te góry jako „banalne”?
PS – Znam z dziesięć różnych knajp rozsianych po całych Bieszczadach, gdzie można dobrze zjeść (świeży pstrąg) i dobrze się napić (Beczkowe Kelty, Sarisy i Smadne Mnichy oraz bardzo dobry nasz polski beczkowy Leżajsk). Poza tym doświadczeni bieszczadnicy, którzy planują imprezy nocne na świeżym powietrzu (grille, ogniska), wiedza że należy podjechać kilkadziesiąt km do słowackiego Medzilaborce i kupić w tamtejszym Tesco kilka skrzynek Kelta czy Sarisa w cenie mniej więcej 1,5 zł za butelkę.
Mimo wszystko życzę udanego wypoczynku.
http://www.youtube.com/watch?v=5-CN7ZBVN0I
http://www.youtube.com/watch?v=_JVQCbAScXw
@ Piechur
Mam tu pod ręką przewodnika, który jeździł tu od lat 80, więc dam radę. Piwa nie piję. Pstrąga nie lubię. W knajpach nie jadam. Wyjazd w lipcu to pochodna decyzji o takim a nie innym układzie wakacji (MEN).
@ astanczak
Gdybym miała do czegoś w Bieszczadach zachęcać, to byłoby to oglądanie starych drewnianych cerkwi, nigdzie w Polsce takich nie ma:
http://www.twojebieszczady.net/cerkwie_drewniane.php
@ Piechur Bieszczadnik
Masz rację, że Bieszczady sa dla koneserów raczej. Tylko, że to przytoczone przez Ciebie zadeptane Morskie Oko ma tą zaletę, że po wejściu na morenę, na której stoi schronisko, po przejściu dosłownie 20 kroków otwiera się widok na Mięguszowieckie etc. Nagle dostajesz jeden z ładniejszych widoków w Tatrach, kilometr w górę skał. I dlatego wyłacznie warto przejść ten upierdliwy deptak.
Generalnie jest tak, że w Tatrach jak już gdzieś wejdziesz (i nie mówię o Orlej Perci, nigdy tam nie pójdę), to widok d… urywa. W Bieszczadach nie urywa, niestety 🙂
@Adamie
że sie tak wyraże , a pocóż Ty pajechał w te Bieszczady, góry banalne, piwo banalne,pstrąg i knajpy niejadalne, MEN w lipcu wysyła na takie galery psychiczne 🙂
Jedyna niebanalna rzecz jak się jawi to połączenie z bossablo tylko czy do tego trzeba aż Bieszczad.Toż to perwersja .
Zdał by sie jakis Dr. Tharp od urlopów 🙂
Mimo wszystko udanych wakacji i wypic piwo zjeść pstrąga w knajpie , wyrzucic złom z internetem do Soliny i zacząć odpoczywać, a nie ciągnąć całoroczny bagaż przyzwyczajeń w tę głuszę z płonna nadzieją ,że się ucieknie lub dla odmiany nie /do wyboru/.
@dorota
Czy koneser to taka osoba , która nie oczekuje jak 99% turystów ,że cały przemysł turystyczny bedzie dla jego wygody nosił za nim przysłowiowy „pisuar” by broń Boże nie zapomniał o cywilizacji.
MOże każdy może być koneserem jeżeli na chwilę zapomni skąd i z czym przyjechał na rzecz lokalnych banaliów.
Popatrz na dziecko , jak znajdzie kamyk, który odsłania mu piekno natury. Banalne.
„wyrzucic złom z internetem do Soliny i zacząć odpoczywać, a nie ciągnąć całoroczny bagaż przyzwyczajeń w tę głuszę”
O, w rzeczy samej.
W zeszłym roku jechałam jesienią w góry z przekonaniem, że jestem ciężko uzależniona od internetu (i teraz to tylko terapia mi zostaje). Tymczasem dopiero po kilku dniach bez mediów zorientowałam się, że… coś jest jakby inaczej. Ze zdumieniem odkryłam, że istnieje jakieś życie poza siecią 😉
@ Pit
użyłam słowa „koneser” trochę ironicznie, ale z sympatią. Jako nastolatka schodziłam Beskid Śląski i Żywiecki dosłownie wzdłuż i wszerz (najbliższe dla mnie góry) i czasem tam na szlaku spotykało się panów w archaicznym stroju z bardzo steranymi plecakami – autentycznych turystów (w schroniskach brali wrzątek 😉 ). Myślę o tym z dużym sentymentem. Teraz to zupełna rzadkość.
@dorota
Jakiś czas temu bieszczadnikowałem sie też chwilę i jak się weźmie inne „ucywilizowane” kurorty to odnosi sie wrażenie banalności tego rejonu.
Kwestia tła ,na którym to poigrywa nasza psyche.
Więc wypiłem sobie browca zjadłem niezbyt apetyczny specyjał / nie był to pstrąg/ w jakiejś leśniczówce czy cosik koło tego i świat nabrał kolorytu.
Czego dowodem jest wykadrowanie koloru z ogólnego banału jak np.:
bankfotek.pl/view/1537064
bankfotek.pl/view/1537066
bankfotek.pl/view/1537067
bankfotek.pl/view/1537068
To jest urok gór zalesionych „liściasto” (pewnie głównie lasy bukowe), że jesień jest taka kolorowa. Jak w Beskidach we wrześniu.
@_dorota napisała:
„Masz rację, że Bieszczady sa dla koneserów raczej.”
Nic takiego nie napisałem. Bieszczady są dla wszystkich miłośników gór i chodzenia po nich. Podobnie jak Tatry Polskie i Słowackie, Karkonosze czy Pieniny. Wszystkie te pasma przeszedłem wzdłuż i wszerz, niektóre po kilka razy. Każde z tych miejsc miało swój urok i wszędzie mi się podobało i dobrze chodziło, bo po prostu lubię piesze wędrówki po górach. Natomiast nie lubię tłumów bo tak jak Petrarka mam czasami ochotę znaleźć miejsce „Gdzie bym od cienia człowieka był wolny”. Dlatego te popularne szlaki raczej omijam.
Z drugiej strony na takich wyjazdach mam też czasami ochotę się pobawić, popić, poznać i pogadać z obcymi ludźmi, którym też tak jak mi „coś w duszy gra” bo w końcu też ich przywiało w to miejsce w tym samym czasie co mnie.
A Bieszczady to takie „góry studenckie”. Jak je przejdziesz w fajnym gronie ludzi w czasie studiów, to potem będziesz wracał do nich co parę lat, choćby z nostalgii i wspomnień związanych z tamta dobrą wycieczką.
@pit65
To było z „Działu” robione? „Mała Rawka? Jaki to miesiąc?
@Piechur
Mała Rawka około 10 października.
@ pi65
Widzisz, ja jestem „nieurlopowy” – jeżdżę, jak mi ktoś wyda rozkaz 🙂
@dorota
„Generalnie jest tak, że w Tatrach jak już gdzieś wejdziesz (i nie mówię o Orlej Perci, nigdy tam nie pójdę), to widok d… urywa. W Bieszczadach nie urywa, niestety”
Jeśli nie lubisz chodzenia nad przepaściami to z Orlej polecam wejście na Kozi Wierch od strony 5 Stawów Polskich. Wejście jest całkiem bezpieczne i nie zajmuje jakoś wiele czasu, a na Kozim to dopiero widoki d.. urywają. Z jednej strony masz widok na całą Dolinę 5 Stawów a z drugiej na Dolinę Gąsienicową. I przede wszystkim widok na samą Orlą z jej jednym z najbardziej ekstremalnych miejsc jakim jest zejscie z Kozich Czóbów na Kozią Przełęcz Wyżnią (kilkadziesiąt metrów pionowo w dół bezpośrednio nad przepaścią :)).
@ alex
Ano, sprawdziłam. Łatwe i widokowe, czyli coś co lubię 🙂 Dzięki za podsunięcie tego pomysłu.