Podczas ostatniego weekendu na zaproszenie Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, miałem przyjemność uczestniczyć w konferencji Wall Street i w rozmowie z Michałem Masłowskim pod tytułem „Czy można się nauczyć tracić pieniądze?”. Tytuł może wydawać się przewrotny osobom nie związanym z inwestycjami, jednak dla każdego, kto podejmuje się uczestniczyć w tej ryzykownej grze oczywiste jest, że jest w nią wpisana możliwość straty.
Jak jednak poradzić sobie z tym, że strata boli, że doprowadza do frustracji? Jak poradzić sobie z seriami strat, z wątpliwościami dotyczącymi strategii, naszych umiejętności? W jaki sposób ominąć te wszystkie udręki psychiczne, które związane są z tym, że podczas inwestowania będziemy mieli słabsze dni, tygodnie, miesiące?
Podczas naszej rozmowy, kilkoro uczestników wykładu podzieliło się swoimi historiami. Dawnymi, oraz aktualnymi. Niestety, nie są to doświadczenia wyjątkowe, słyszałem o nich już wiele razy, doświadczałem sam wielokrotnie. Pozycja, transakcja, która okazała się pułapką psychologiczną. Gdy byliśmy przekonani, że będzie dobrze (albo chociaż nieco lepiej) i trwaliśmy w niej wbrew logice, wbrew naszemu systemowi i strategii, wbrew sobie samym. Nasi rozmówcy opowiadali o tym, co tak elegancko i w sumie beznamiętnie) zaprezentowali na słynnym wykresie Kaheman i Tveersky wprowadzając koncepcję teorii perspektywy i asymetrii postrzegania strat i zysków, który ilustruje ten tekst. Zajmowaliśmy się tą wyróżnioną ćwiartką wykresu. Każdy inwestor wie, co się kryje za tą piękną łagodnie płynącą w dół linią.
Psychologiczna wartość straty jest dla większości z nas około dwukrotnie bardziej intensywna niż psychologiczna wartość zysku. Mówiąc wprost – strata boli bardziej niż cieszy zysk.
Pozwolę sobie zacytować kilka zdań, z książki, którą właśnie przygotowujemy do druku, a o której pisał już Tomek Symonowicz, gdy ukazała się na rynku – Mentalna gra na giełdzie Jareda Tendlera.
Przegrana jest tak bolesna, że możesz obawiać się samego jej przeczucia. Traderzy często są nastawieni bardzo rywalizacyjnie. Chociaż wiesz, że nie da się zarabiać na każdej transakcji, to i tak nie lubisz przegrywać. Utrata pieniędzy nigdy nie jest przyjemna. Przegrywanie jest do bani i niektórzy odruchowo starają się uniknąć związanego z tym bólu, tak jak ludzie, którzy instynktownie kuleją, by uniknąć bólu skręconej kostki. Strach przed przegraną jest ochroną przed bólem związanym ze stratą, a odpowiednikiem utykania jest szybka realizacja zysków, zmniejszanie pozycji lub unikanie transakcji o wyższym ryzyku.
[…]
Czy po kilku zaledwie stratach od razu myślisz o najgorszym scenariuszu – życiu na ulicy, bankructwie i niemożności utrzymania rodziny? Czy podupadasz na duchu i zastanawiasz się, jak wyjaśnisz utratę kapitału? Czy dochodzisz do wniosku, że nie dasz już rady i musisz poszukać nowej pracy? Czy zakładasz, że wszystkie pozycje zostaną wyzerowane?
W tej chwili twój umysł jest sparaliżowany przez te wirujące myśli i nie możesz jasno rozumować. Te wszystkie katastrofy wydają się nieuniknione.
Takie przesadne reakcje są często powodowane przez widma dawnych porażek. Jeśli kiedyś wyzerowałeś konto, walczyłeś o znalezienie nowej pracy i odbudowę swoich finansów, związany z tym ból może czaić się w twojej głowie. Przy pierwszych oznakach możliwego powrotu do tego piekła, wpadasz w panikę.
Czy można nauczyć się tracić pieniądze? Instynktowna odpowiedź na takie pytanie, wśród osób nie związanych z rynkiem (albo początkujących inwestorów) brzmi: trzeba działać, tak, żeby nie tracić pieniędzy. Ale to na rynku jest niemożliwe. Inwestowanie wiąże się z możliwością wystąpienia straty. Koniec. Kropka. Tak po prostu jest. Może w disclaimerach zamiast tego niewinnego zdania „inwestowanie wiąże się ryzykiem poniesienia strat” powinno znaleźć się zdanie „inwestowanie sprawia, że będziesz cierpiał. Czasem nie prześpisz nocy. Będziesz poirytowany. Zawalisz wiele spraw zawodowych i rodzinnych, a czasem będziesz musiał sięgnąć po pomoc lekarską i terapeutyczną”. Może przy każdym takim zastrzeżeniu powinny znaleźć się odpowiednie obrazki, jak na paczkach wyrobów tytoniowych?
Temat naszej rozmowy tak naprawdę powinien brzmieć – „jak można nauczyć się akceptować straty” lub „jak znosić ból związany ze stratami w inwestowaniu”, albo „czy można nauczyć się przestać bać tracić pieniądze”. Albo po prostu „jak mam znieść ten ból?”.
Jeden z rozmówców podzielił się publicznie historią bieżącą. Zajmował pozycję na rynku z dźwignią, systematycznie ją powiększając. Po kilku „dołożeniach” postanowił znacznie ją rozbudować. I wtedy rynek poszedł przeciwko niemu. Strata z tej ostatniej największej pozycji pożarła zyski z poprzednich i doprowadziła do istotnego spadku kapitału. To o czym mówił nasz bohater, jest prawdopodobnie znane wielu graczom i inwestorom.
Co mam zrobić?
Zamknąć?
Uśredniać?
Czekać w nadziei na zmianę kierunku?
A te wszystkie myśli spaja lęk, ból, strach, obawa przed tym, że będzie jeszcze gorzej. Oraz lęk przed tym, że jeśli zamknę pozycję, to sytuacja rynkowa się zmieni i będę żałował podjętej decyzji. Czyli klasyczny paradoks wyboru opisywany przez Barry’ego Schwartza (Wybierz i żałuj). Co można zrobić w takiej sytuacji?
Unikam jak tylko mogę publicznego „coachowania”; dawania rad, które odmienią życie; mentorowania i oświecania „zrób to, albo tamto”, zwykle w takich sytuacjach staram się naświetlić wyłącznie to, co może sprawić, że inwestor borykający uwolni się z tego bólu, czyli doświadczenia dolnej ćwiartki wykresu teorii perspektywy. W takiej sytuacji od wielu lat mam w zasadzie jedną sugestię „zamknięcie pozycji ze stratą, która nas boli, tak że wpływa na nasze codzienne funkcjonowanie, usunie przede wszystkim źródło bólu”. To jest przewaga psychologiczna. To daje spokój. A ten jest niezbędny, żeby zastanowić się co dalej. Co dalej ze strategią, co dalej z inwestowaniem czy spekulowaniem w ogóle.
W przypadku wielu uczestników rynku to działanie jakim jest zaakceptowanie tej znaczącej (psychicznie) straty i zamknięcie pozycji akceptując utratę pieniędzy może być momentem przełomowym w podejściu do inwestowania. Może być tym wydarzeniem, które sprawi, że zacznę się zastanawiać – jaki ból jestem w stanie zaakceptować, a jakiego nie. A w związku z tym, jakie pozycje, jakie rynki, jakie strategie będą dla mnie najlepsze. To jednak jest proces. Długotrwały. Inny z uczestników wykładu podzielił się historią, o której jak powiedział, nie chciał opowiadać publicznie, żeby nie dołować uczestników. Opowiadał historię znanego w niektórych kręgach dużego gracza z GPW z połowy lat 90. Po bessie 1994, gdy doświadczył ogromnych strat i stracił większość majątku, nie był w stanie już zajmować dużych pozycji. Był sparaliżowany lękiem i pamięciom tego, co stracił. Był w zasadzie obserwatorem, „pykającym” sobie na rynku niewielkimi kwotami.
Być może nie powinienem tak kończyć tekstu. Na pewno nie kończą tak mentorzy i motywatorzy, powtarzający „można się podnieść z każdego kryzysu”. Ale każdy z nas powinien pamiętać, że historie bywają różne, nie tylko te super optymistyczne. A mimo wszystko na tej podstawie możemy zbudować własną ścieżkę.
35 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Powód dla którego strata boli o wiele bardziej niż cieszy zysk jest nie tylko psychologiczny.Zarabiając płacimy podatek który go mocno uszczupla,do tego dochodzi inflacja.Zależnie od czasu może to być łącznie nawet 25% zarobionej kwoty.Stratę natomiast w pełni ponosimy już sami osobiście ( nawet jesli amortyzujemy to podatkowo to strata i tak jest stratą).Są to więc powody czysto racjonalne.
no jednak podatki powodują, że coś zostaje. Więc zarabiamy. Choć oczywiście jest niefajnie
Pytanie "jak mam znieść ten ból" (i wszystkie pokrewne) może po prostu nie jest tym właściwym. Ono brzmi: jaki jest mój próg bólu i w związku z tym z jakim poziomem ryzyka jestem w stanie inwestować, a z jakim nie (zakładam, że dywersyfikujemy i zarządzamy pozycją). Mówiąc obrazowo: jeśli ktoś nawet jest sprawny i z dobrym refleksem, ale nie zniesie prania po pysku, to nie powinien trenować boksu, i tyle.
Sytuację "pykania" (niekoniecznie nawet po miażdżących stratach) przeżył chyba każdy. Traktowałabym to raczej w kategorii rekonwalescencji i czasu do przemyślenia kwestii jak wyżej.
wiele osób nie potrafi tego powiedzieć. Poruszamy się w strefie abstrakcji. Łącznie z idiotycznymi ankietami (to moje zdanie 🙂 "jaka strata jest dla ciebie do zaakceptowania". Bo tego się nie wie. Nie znamy własnych reakcji.
Tendler odwołuje się do maratonu – masz kontuzję, ale lekarz mówi, że możesz brać udział w najbliższym biegu, tylko musisz znieść ból.
"Ale nie chodzi o to, jak mocno bijesz. Chodzi o to, jak mocno możesz oberwać i ciągle przeć do przodu." ("Rocky Balboa").
> tego się nie wie
Jasne. Jednak po jakichś już doświadczeniach taka wiedza powinna świtać. Chcę tutaj przemycić myśl, że o ile szeroko pojęte inwestowanie nadwyżek finansowych jest dla każdego, to niektóre rodzaje inwestowania absolutnie nie są dla każdego.
Może szkolenia powinny skupiać się raczej na wskazaniu, jak stopniowo wysondować swój poziom tolerancji ryzyka (= próg bólu) niż na skazanym na porażkę uczeniu znoszenia bólu. Psychika to nie noga, tutaj kontuzja może skończyć się dożywotnim pykaniem 🙂
proces, proces, proces.
Wszyscy niby to wiemy, ale… znam niezmiernie inteligentną osobę, która gdy wzięła się za bieganie, to od razu "na ostro". Skutek – po miesiącu mega kontuzja.
"Może szkolenia powinny skupiać się raczej na wskazaniu, jak stopniowo wysondować swój poziom tolerancji ryzyka" – staram się to robić od lat. Dlatego powtarzam, jeśli zaczynasz to nie demo, ale choć niewielkimi kwotami, bo one też aktywują pewne nasze emocje
Pytanie czy warto wogole ryzykować utratę na giełdzie pieniędzy,bo jak się okazuje Polacy to mądry naród zainwestowali w mieszkania czy grunty z ryzykiem utraty pieniędzy dużo mniejszym niż na GPW a z szansą na całkiem przyzwoity zysk. Większość leserów się łudzi że na giełdzie zarobią szybko i dużo a później jest płacz.
Nieruchomości nie są idealną inwestycją na każdą okazję. Zapytaj mieszkańców Charkowa.
oraz uczestnika wspomnianego przeze mnie wykładu w tekście, który podzielił się swoją historią z rynku nieruchomości
Jak mam się go zapytać? Dobre:) jak Pan coś wie to proszę przytoczyć jeżeli jest Pan poważnym człowiekiem, nie podoba mi się taka gadka od gościa który udziela szkolenia:)
No dobrze. Może po kolei – ja nie wierzę w magicznie pewne stopy zwrotu z nieruchomości. Ale od razu zastrzegam – wyjasnijmy o kogo chodzi. O profesjonalistów żyjących z tego rynku, czy o ludzi, którym radzimy w coś zainwestować. Bo wydaje mi się, ze chodzi o tych drugich. I to oni, podobnie jak na rynku giełdowym, nie będą gotowi na wszystko. Nie będą znali niuansów, problemów itp. Stąd gadanie "na nieruchomościach nie można stracić" jest nadużyciem.
No tak, bo wiadomo, ze jak – odpukac – zdarzy sie wojna, to miasta zamienia sie w kupe gruzow, ale za to gielda ocaleje. A wy glupcy sie budujecie, zamiast spekulowac.
Giełda jako budynek może nie ocaleje, ale to bez znaczenia. Mówimy o inwestycjach płynnych, które łatwo zdywersyfikować geograficznie. Oba te aspekty (płynność, dywersyfikacja geograficzna) stały się ostatnio tematem. Niestety (ryzyko wojny u nas jest niskie, ale jednak niezerowe).
A czy jest obowiazek budowania sie tylko w kraju? Mozna miec dom nad Wisla, domek gdzies na poludniu, czy chatke-puchatke za oceanem. W kazdym wypadku konkretna wartosc – majatkowa i uzytkowa.
Plynnosc rynkowych aktywow jest faktem, ale z tym moze byc roznie w sytuacji podbramkowej. Zawiesza obrot i game ovet: "Nie mamy panskiego plaszcza i co pan nam zrobi?".
Korniku – własnie całkiem niedawno dowiedziałem się o takim dealu za granicą. Nie mogę opowiedzieć szczegołów, ale człowiek (zamożny), który mi to przekazał powiedział, że to była najgorsza inwestycja w jego życiu. Po prostu pojawiły się ryzyka, o których nie miał pojęcia. A miało być pięknie.
> Po prostu pojawiły się ryzyka, o których nie miał pojęcia
[w kontekście inwestowania w nieruchomości za granicą]
Pojawili się "ocupas" albo nastąpiła rzecz najbardziej banalna: zderzył się z latynoską biurokracją 🙂
@GZalewski
Coz, jak czlowiek sukcesu ma pecha, to najpierw trafi szostke, a potem zgubi kupon.
Mysle jednak, ze trzeba miec duzo pecha, zeby stracic na inwestycji we wlasne M (to przeciez dobro nie tylko w wymiarze finansowym), i mega szczescie, zeby dojsc do duzych pieniedzy na gieldzie. Nie na odwrot.
Proszę mi nie podawać ekstremalnych przypadków w większości jednak są, po za tym z czego słyszałem że źródła w Ukrainie nieruchomości drożeją nawet w czasie obecnej wojny w Kijowie np. Tu nie chodzi o idealna inwestycje tylko o taką gdzie zysk i ryzyko może zwykły człowiek na spokojnie tolerować.
> Tu nie chodzi o idealna inwestycje tylko o taką gdzie zysk i
> ryzyko może zwykły człowiek na spokojnie tolerować
Robisz dwa domyślne założenia, że nieruchomości=niskie ryzyko a giełda=wysokie ryzyko. Oba są nieprawdziwe.
Chyba sie wiele nie pomyle, jesli napisze, ze bardzo wielu – moze nawet wiekszosc przychodzi tu, aby zarobic duzo i dzieki temu ulozyc sobie zycie.
Prawda jest taka, ze najpierw trzeba sobie to zycie ulozyc, aby moc tu coskolwiek zarobic, a przy tym nie zwariowac.
Zgadzam się kornik z twoją tezą ale nie wiem czy wziąłeś pod uwagę że rozmówcy Pan, Zalewski i Pani Dorota żyją właśnie z takich naiwniaków oferują im szkolenia itp zapewne więc uważam że nie są do końca obiektywni i będą wciskać kit że lepiej inwestować a przeważnie ludzie spekulują na giełdzie niż inwestować w grunty czy nieruchomości nie ma drogi na skróty najpierw powinno się zbudować majątek przeważnie pracą np. własną firma a później można jakieś drobne rzucić na ewentualne stracenie na giełdzie tak żeby nie płakać i się nie żalić na przykład na takim wolstrit:)
Postrzeganie szkoleń jako "wciskania kitu" (dowolnej treści) jest niedocenieniem inteligencji i uczestników i prowadzących. A dla mnie nieuzasadnionym komplementem przypuszczenie, że mogłabym jakiekolwiek szkolenie prowadzić.
Trudno mi zrozumieć to zafiksowanie na nieruchomościach; one podlegają takim samym regułom jak inne inwestycje i mają swoje specyficzne ryzyka, wcale nie błahe.
Może i tak ale kupno gruntów jak do tej pory nie przynosi straty a całkiem fajne zyski.
Kupno ETF na Nasdaq 100 czy S&P500 również nie przynosi strat a całkiem fajne zyski.
Kazdy ma jakis poglad i prezentuje swoj punkt widzenia. Dyskusja jest okazja do skonfrontowania wlasnych pogladow z cudzymi i jest to niezwykle cenne i budujace.
Wiecej, warto czasem wyrazic poglad odmienny na dany temat – tylko po to, aby sprowokowac dyskusje i sklonic do przemyslen. To pozwala samemu ocenic wartosc pewnych zalozen bez koniecznosci ich weryfikacji, ktora na rynku moze sie okazac dosyc kosztowna.
ładnie napisaleś. Bardzo
Mam takie samo wrażenie. I to jest odrębny, ciekawy temat: ile "rezerwy psychicznej" trzeba mieć, żeby podołać zsumowaniu się stresu giełdowego z tym powszednim, życiowym.
Zaobserwowałam, że rozbicie procesu decyzyjnego na drobne etapy i jego automatyzacja bardzo może pomóc.
Dobre pytanie. Mysle, ze tej rezerwy nigdy nie bedzie dosyc, gdy rynek bedzie nieustannie stawiany na pierwszym miejscu.
I zawsze bedzie tej rezerwy odpowiednio duzo, gdy przesunie sie go na wlasciwe miejsce w naszym zyciu, tzn. – drugi, trzeci, a najlepiej jeszcze bardziej odlegly plan.
Warto dodac, ze w okresleniu stopnia w hierarchii powinna obowiazywac zasada uzytecznosci:
– nikle korzysci, duzy stres – niska pozycja w hierarchii,
– duze korzysci, maly stres – wysoka pozycja.
– rosnace korzysci, malejacy stres – wzrastajaca pozycja, itd.,
– duze korzysci i duzy stres – niska pozycja, gdy te same, lub podobne korzysci sa dostepne gdzie indziej przy o wiele nizszym poziomie stresu.
Poukladac wszystko w swoim zyciu, poukladac w glowie, ustawic wszystko na wlasciwym miejscu (stworzyc pewna hierarchie wartosci) – to wystarczy, aby gielda nigdy nie sprawila najmniejszego bolu glowy. Przeciwnie, ukaze calkiem nowe, przyjazne oblicze.
Dokładnie, te giełdowe porażki raczej chyba się biorą z nadmiernego zaangażowania kapitału i słabej tolerancji na obsunięcia kapitału, nie samą giełdą człowiek żyje a tam na tym wolstrit to wiekszosc ludzie uzależnieni od giełdy.
To tylko skutek. A przyczyna jest najstarszy i najpowszechniejszy na rynku blad, tzn. – pragnienie, aby rynek zaplacil nasze rachunki.
Dzisiaj, akurat była awaria w Xtb nie pierwszy raz będą reklamację które wiadomo 🙂
Ja bym jednak się zastanowił w takim razie jaki procent inwestujacych w nieruchomości amatorów a jaki procent w giełdę traci, jestem prawie pewny że tych grających na giełdzie jest więcej poszkodowanych.
@Simon
Polska giełda nie bez powodu jest nazywana bananową. I pewnie z tego dlatego kapitał w większym stopniu nad Wisłą płynie do nieruchomości. Często się czyta o celebrytach którzy stracili kupując domy, pałace, wyspy czy całe miasta.( Nicolas Cage, Toni Braxton, Kim Basinger, Michael Jackson itd )O Polskich jakoś cisza. Wydaje się pewne, że istnieje związek pomiędzy atrakcyjnością inwestowania w nieruchomości a Polsce, a słabością GPW.