Demony Analizy technicznej, część 2

Sonda na naszym twitterowym profilu pokazała, że przekonani do skuteczności AT stanowią grupę w zasadzie niemal równą (50,3%) do tej, w której znajdują się nieprzekonani.

Wychodzi to po zsumowaniu odpowiedzi TAK, choć nie oznacza to, że wszyscy przekonani używają AT:

Samo pytanie o skuteczność AT jest dość ogólne, można bowiem ową skuteczność interpretować na wiele sposobów, choć zakładam, że odpowiadający pod tym słowem  domyślnie rozumieli zdolność do generowania za jej pomocą zysków na giełdzie.

Takie samo rozumienie zapewne towarzyszyło tym na NIE i takie również jest to rozumienie, gdy ktoś wypowiada absurdalne nieco zaklęcie „AT nie działa”. Pokażę więc poniżej skąd wynika absurd tego stwierdzenia i mity, które za nim się ciągną.

Zasadniczo sięgnąć trzeba na początku już do samej nazwy procesu, o którym tutaj rozprawiamy:

                                   ANALIZA

 

Nie muszę chyba nawet wstawiać w tym miejscu żadnych definicji owego słowa, nawet na podstawowym poziomie jest ono w pełni zrozumiałe. Chodzi jak wiadomo o rozpatrzenie jakiegoś zjawiska czy problemu i ułożenie na tej podstawie opisów, wyjaśnień, tez czy wniosków.

Robimy to w życiu nieustannie, choćby przy zakupie nowej lodówki, auta czy długoterminowej usługi. Zwykle w wyniku analizy pozostają do wyboru wąsko zakrojone wg naszych kryteriów opcje, z której wybieramy najlepszą, choć nie zawsze idealną i nie zawsze udanie.

Dokładnie tak samo jest z AT. W tym przypadku analizujemy wg zadanych kryteriów rynek czy instrument, by na końcu wysnuć wniosek co do kupna, sprzedaży, powstrzymania się, a może jakiejś modyfikacji pozycji. Komputer pozwala dziś zrobić taką analizę automatem, ale biegłym inwestorom wystarczy rzut oka na wykres, by wyciągnąć wniosek i wcielić go w życie jedną lub szeregiem DECYZJI.

Zwróćmy więc uwagę: Analiza techniczna to, jak sama nazwa wskazuje, ANALIZA. Tymczasem część inwestorów traktuje ten proces jako DECYZYJNY! Mieszanie tych dwóch pojęć prowadzi właśnie do tylu negatywnych komentarzy, niesnasek, rozczarowań, uprzedzeń i na końcu mitów i stereotypów.

A przecież w sensie analitycznym AT działa IDEALNIE, tak jak ją zaprojektowano: do zbadania rynku/instrumentu i wyciągnięcia wniosku odnośnie jego stanu i przyszłości.

Analiza techniczna nie jest więc samą decyzją, lecz wstępem do niej, podpowiedzią, bazą. Traktowanie jej w inny sposób to naiwność i niezrozumienie tej idei. Wielu inwestorów chciałoby jednak, by AT była od razu samodzielnie działającą maszynką do zarabiania bez wysiłku pieniędzy na giełdzie, i przy tym KONIECZNIE ze 100% trafnością! A przecież czasem nawet tak banalna decyzja jak analiza dżemów przy półce przed zakupem może skończyć się rozczarowaniem, a co dopiero tak skomplikowany proces jak aktywne inwestowanie.

Na końcu tej technicznej analizy jest zawsze CZŁOWIEK, który musi podjąć nie jedną, a szereg decyzji o tym, jak wniosków z owej analizy użyć. I to niestety człowiek na każdym etapie tego procesu jest najsłabszym, a do tego jedynym ogniwem mającym moc sprawczą (o tym szerzej w kolejnym wpisie). Sama AT, w sensie dostępnych w jej obrębie technik i narzędzi, ma zupełnie neutralny charakter, to znaczy, że od niej samej niewiele zależy.

Wnioski płynące po wykonaniu takiej analizy mają przy tym zawsze tylko i wyłącznie charakter oparty o szanse, czyli można mówić jedynie o prawdopodobieństwie zajścia zdarzeń. Co zresztą nie różni się od analiz każdego innego rodzaju w tej branży, jak choćby w Analizie Fundamentalnej, która ma pewnie dużo lepsze notowania dzięki Warrenowi Buffettowi.

Ale i AF i każda inna analiza giełdowa posiada jakiś margines błędów, nietrafnych wniosków i wyborów. Gdyby istniała jakaś analiza, która prowadziłaby do 100% trafnych decyzji we w miarę przystępny i prosty sposób, z pewnością tylko jej używaliby inwestorzy.

Trzeba mieć przy tym na uwadze, że istnieje taki obszar w inwestowaniu, gdzie analiza cen/wykresów łączy się jednocześnie z podejmowaniem szeregu dalszych, koniecznych decyzji, stanowiąc pewnego rodzaju kombajn analityczno-decyzyjny. Chodzi w tym przypadku o całkowicie skończony proces, który nazywamy mechanicznym systemem transakcyjnym, modelem, strategią albo algorytmem.

W takim systemie następuje automatyczna analiza danych o cenach (i ich pochodnych), program formułuje już gotowy sygnał, a przy tym wskazuje wielkość pozycji a także zajmuje się całym zarządzaniem ryzykiem, aż po sygnał wyjścia, w międzyczasie dokonując nieustannych analiz po dograniu każdej nowej danej o cenie. Nie nazywamy tego już jednak Analizą techniczną, lecz właśnie systemem, gdzie wszystko jest już zintegrowane.

Skuteczność takiego systemu łatwo sprawdzić i można wydać na tej podstawie osąd. Jednak w tym przypadku nie sądzimy o samej AT, lecz o pełnym zestawie czynności decyzyjnych wykonanych przez dany program stworzony przez człowieka.

Skuteczność samej AT w sensie generowanych przez nią wniosków poanalitycznych również potrafimy sprawdzić, bez ubierania jej od razu w pełne systemy. Istnieje jednak warunek, że zasady użytych narzędzi muszą być w miarę obiektywne i testowalne. Np. przecięcie się 2 średnich, generujące sygnały kupna i sprzedaży, wypełnia tego rodzaju kryteria. Możemy w tej sytuacji mówić o skuteczności konkretnego narzędzia, ale nie całej AT.

Spora część inwestorów stosujących AT, w tym ci, którzy się na tym przejechali:

– nie zna jednak wcale prawdopodobieństwa skuteczności użytych narzędzi analizy,

– nie jest często w stanie tego ustalić ze względu na subiektywność kryteriów wykonywania owej analizy,

– nie zna też skutków działania losowości w używaniu otrzymanych w analizie wniosków,

– nie potrafi wygenerować Przewagi i zachować dyscypliny,

– myli AT z intuicją.

Podejmowane na tej podstawie przez nich decyzje mogą więc siłą rzeczy rozczarowywać.

Ale czy wina leży po stronie AT?

Ona przecież pokazała dokładnie to, co inwestor chciał osiągnąć przy jej użyciu – spełnienie zadanych kryteriów, wyciągnięcie wniosków, ocena rynku i dalszej możliwości ruchu w którymś kierunku!

Jednak spora część rozczarowanych ocenia AT nie na tej podstawie, ale w oparciu o to, co sami przy jej użyciu zdecydowali czy zrobili, bo poza samą nieperfekcyjną analizą trzeba podjąć wiele innych decyzji w całym procesie inwestycyjnym. To jak kupowanie auta bez sprawdzenia jego stanu i bez jazdy próbnej. Czy ktoś wini w takiej sytuacji samo auto? Jeśli tak, to patologia, z której nie bierzmy przykładu.

CDN

—kat—

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *