W piątek Bitcoin i generalnie kryptowaluty należały do zbioru instrumentów, które zostały najbardziej obite przez podaż. Skokowy wzrost awersji do ryzyka okazał się również skokowym wzrostem awersji do Bitcoina. Idea bezpiecznej przystani i nowego złota wygładzającego krzywą kapitałów kolejny raz okazała się fikcją. BTC udowadnia, iż jest wehikułem skrajnie spekulacyjnym i na dzień dzisiejszy nie spełnia roli, którą przypisują walucie jej wyznawcy. Zamieszanie jest jednak dobrym momentem, by spojrzeć na zachowanie funduszu indeksowego na BTC, który pojawił się na rynku w październiku.
ProShares Bitcoin Strategy ETF – handlowany pod tickerem BITO – pojawił się na rynku 19 października. Fundusz ma na celu śledzenie kursu BTC w USD, ale nie jest oparty o cenę spot, tylko o kontrakt terminowy z giełdy CME. W efekcie, jak zawsze w przypadku pochodnych na towary, mogą i muszą pojawić się odchylenia od rynku spot. Niemniej, dla graczy szukających cywilizowanej szansy na rynku BTC, którzy nie chcą wysyłać pieniędzy na giełdy krypto – choćby z racji obaw o bezpieczeństwo swoich środków, dodajmy uzasadnione – BITO pozostaje dziś właściwie jedyną cywilizowaną opcją.
Jak zawsze w przypadku ETF-ów ważne są takie elementy, jak tracking error. Zakładam jednak, iż dla inwestorów indywidualnych skala odchylenia od BTCUSD (cały czas pamiętamy, że to fundusz oparty o pochodną) jest ceną, którą warto zapłacić za bezpieczeństwo. Z tej perspektywy patrząc ostatni miesiąc pokazuje, iż ETF radzi sobie całkiem poprawnie jako ekspozycja na rynek BTCUSD. Nawet jeśli pojawiają się odchylenia to przy zmienności rynku są akceptowalne i nie tak problematyczne dla graczy jak np. spready na giełdach kryptowalut. Inaczej rzecz ujmując, pierwszy poważny test w historii ETF-u BITO można uznać za zdany.
za: stooq.pl

Klauzula informacyjna