Kilka tygodni temu znów obejrzałem The Big Short. To już chyba trzeci albo czwarty raz. Film starzeje się tak dobrze, że myślę nawet by z oglądania The Big Short (albo Margin Call) zrobić rytuał na dzień Lehmana.
Bez wątpienia jedną z najmocniejszych stron filmu jest świetny dobór i realizacja wątków epizodycznych i ich bohaterów. Rozmowa z brokerami kredytowymi z Florydy chełpiącymi się cynicznym wciskaniem ludziom toksycznych kredytów hipotecznych jest tu dobrym przykładem. Świetnie zrobiona jest także rozmowa jednego z bohaterów z managerem CDO (obligacji zabezpieczonych długiem) współpracującym z jednym z czołowych banków.
Dziś chciałbym jednak zwrócić na główny motyw filmu. The Big Short to film o zdeterminowanych ekscentrykach, którzy odkryli krytyczny błąd w skorumpowanym systemie (na długo zanim „system” zidentyfikował ten błąd), zagrali na spowodowany przez ten błąd upadek systemu i zakończyli grę z potężną wygraną. Jeśli widzowie całym sercem są za bohaterami filmu to nie dzieje się tak dlatego, że pragną by ci zarobili swoje kilkadziesiąt czy kilkaset milionów dolarów i kupili sobie posiadłość w Hamptons. Chcą by bohaterowie wygrali z nieuczciwym, zdeprawowanym systemem. By pokazali tym złodziejskim bankierom ich miejsce.
Kilka scen w filmie, zwłaszcza tych bazujących na postaci zarządzającego funduszem Steve’a Eismana uwypukla ten motyw. Na przykład rozmowa o zamknięciu krótkich pozycji:
- Wiesz, że jak sprzedamy to będziemy tacy sami jak reszta Wall Street? Rozumiesz to?
- Nie. To nie my jesteśmy kryminalistami. Nie my oszukiwaliśmy Amerykanów i żerowaliśmy na ich pragnieniu posiadania własnego domu. Oni to robili. Teraz możemy im dokopać.
Tak naprawdę mamy tu do czynienia z dwoma wątkami: pierwszy to gra na upadek systemu, drugi to połączenie inwestowania z moralną krucjatą przeciwko skorumpowanemu systemowi. Moim zdaniem obydwa motywy mogą się okazać bardzo niefortunnym wyborem filozofii inwestycyjnej.
W świecie finansowym istnieje przekonanie, że uczestnicy rynków zdecydowanie przeważają w swoim procesie decyzyjnym ostatni wielki kryzys. W okresie po kryzysie zwracają baczną uwagę na sygnały ostrzegawcze, które sygnalizowały problemy. Skrupulatnie śledzą procesy gospodarcze i branże, które poprzednim razem okazały zalążkiem kryzysu albo kanałami, przez które napięcia gospodarcze dotarły do sektora finansowego i go zdestabilizowały. Szukają analogii z sytuacją z poprzedniego kryzysu (czy kłopoty Evergrande to już jest moment Lehmana czy tylko wywrotka dwóch funduszy Bear Stearns?).
Bezpośrednio z tym przekonaniem związana jest idea, że „następny kryzys” niemal nigdy nie wygląda jak poprzedni. Właśnie dlatego, że uczestnicy rynku są wyjątkowo uczuleni na rynkowe zjawiska, które ich zdaniem doprowadziły do poprzedniego załamania. Nie tylko inwestorzy. Kadra zarządzająca w bankach i firmach inwestycyjnych także odrobiła lekcję z poprzedniego kryzysu. Regulatorzy dopracowali, zacieśnili regulacje w obszarach, które poprzednim razem były kluczowe do powstania i rozprzestrzenienia się kryzysu.
Jednocześnie cała fala inwestorów zaczyna polować na swój własny wielki kryzys, próbuje zidentyfikować jego zalążek, przewidzieć trajektorię w której będzie się rozwijać, znaleźć sposób na przełożenie tych przekonań na konkretną pozycję rynkową z potencjalnie dużą wygraną. Globalny kryzys finansowy i fakt, że pop-kulturowymi bohaterami tego okresu zostali ludzie z The Big Short oraz podobne postacie pominięte w filmie sprawił, że pewna część inwestorów upatruje swojej życiowej szansy w kolejnym wielkim zagraniu na krótko.
Moim zdaniem dla przeciętnego inwestora nie jest to najprostsza droga do inwestycyjnego sukcesu. Podam kilka argumentów.
Struktura rynku, inherentne dla rynku finansowego optymistyczne skrzywienie sprawia, że łatwiej jest znaleźć swoją okazję inwestycyjną w następnym „The Big Long”. Nowe perspektywiczne branże, nowe rynki, nowe wizjonerskie korporacje z genialnymi liderami pojawiają się na rynkach finansowych dużo częściej niż systemowe kryzysy. Z punktu widzenia przeciętnego inwestora dużo łatwiej jest zdobyć na nie ekspozycje (niż zdobyć ekspozycję na ewentualne załamanie chińskiego rynku nieruchomości).
Szukanie swojej inwestycyjnej szansy w zagraniu na upadek systemu niesie ze sobą poważne emocjonalne konsekwencje. Zaobserwowałem je w interakcjach (zarówno w sieci jak i w codziennym życiu) z ludźmi czekającymi z kupnem mieszkania na większą korektę na rynku. Każdy z nas świadomie lub podświadomie „dopinguje” swoim tezom inwestycyjnym. W przypadku „mieszkaniowych niedźwiedzi” oznaczało to trzymanie kciuków za poważne tąpnięcie gospodarcze. Nie inaczej jest z czekaniem na systemowy kryzys. Nie sugeruję, że taka postawa jest nieetyczna. Nic z tych rzeczy. Moim zdaniem wpływa jednak na ogólne negatywne, pesymistyczne nastawienie, może nawet jakiś rodzaj zgorzknienia. Nie sposób uwierzyć, że nie będzie mieć to większych emocjonalnych konsekwencji w życiu zawodowym czy relacjach z innymi ludźmi.
Trzecie zagadnienie warte podkreślenia to łączenie inwestowania z jakąś moralną krucjatą. Na przykład przeciwko skorumpowanemu systemowi, w którym akomodacyjna polityka monetarna wypełnia kieszenie insiderów z sektora finansowego a zwykłym ludziom skapują jedynie pojedyncze krople z tej wielkiej fali nowych pieniędzy. Potrafię zrozumieć taką potrzebę ale myślę, że oczekiwanie, że można zaspokojenie tej potrzeby połączyć z zarabianiem pieniędzy jest przykładem nierealistycznych oczekiwań.
Taki zarzut można postawić filmowi The Big Short. Rozbudził w tysiącach ludzi marzenie, że pewnego dnia zarobią miliony dolarów i jednocześnie dokopią bankierom czy politykom czy prezesom wielkich korporacji technologicznych. Zrealizowanie jednego z tych dwóch celów jest bardzo trudnym wyzwaniem (myślę, że dużo łatwiejsze jest jednak zarobienie milionów dolarów). Oczekiwanie, że jednym udanym rynkowym zagraniem dokona się tych dwóch rzeczy jednocześnie jest niepoprawnie optymistyczne.
To jeden z wątków, który regularnie przewija się w moich rozważaniach. Jeśli ktoś chce wykorzystać swój portfel inwestycyjny do wyrażania samego siebie, udawadniania światu swojego geniuszu, manifestowania swoich politycznych czy ideologicznych postaw to ma do tego prawo. To jego osobista sprawa. Moim zdaniem taka postawa będzie raczej istotnie zaniżać wyniki inwestycyjne i utrudniać osiągnięcie celów finansowych.
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Dobry wpis. Wielu czeka na "Reset Systemu", jest to teraz wiodąca narracja w necie. Rząd dusz ma ten, kto ma wiodącą narrację, więc komuś chyba zależy na tym, żeby ludzie oczekiwali, że system się zawali. Moim zdaniem jest to np. Rosja, z jej maszyną propagandową. Wystarczy czytać np. Independent Tradera – urabianie mózgów zgodnie z linią Kremla. Ludzie mają się niby bać resetu, ale jednocześnie go pragnąć, żeby dokopać "tym wstrętnym elitom i banksterom". To jest chyba pomysł Kremla na tę nową wojnę psychologiczną, bo faktycznie poziom frustracji klasy robotniczej na Zachodzie grozi eksplozją (niestety, ale ich drogie miejsca pracy powędrowały do Chin) – ich frustracja jest prawdziwa, plus te lęki o imigrację z krajów arabskich, lęki o katastrofę klimatyczną, lęki związane z rolami płciowymi (ich zanegowaniem i tzw. końcem patriarchatu). Generalnie jest na czym siać ziarno niepokojów społecznych. Soros to zrozumiał, dlatego pisze o inwestowaniu rekleksyjnym – biorącym pod uwagę nastroje ludzkie, na które też można wpływać. Za to Putin zrozumiał, że Soros zrozumiał – pewnie dlatego Soros jest teraz wrogiem publicznym nr 1. Może niezgrabnie mi idzie ten wpis, ale sądzę, że siedzimy na beczce prochu, w sensie my w tej części świata zwanej Zachodem. A poza tym uważam, że ludzi na świecie jest za dużo 🙂 (całkiem serio i bez intencji eugenicznych).