Nie sądzę, żeby nasi czytelnicy chcieli stracić czas na oglądanie szefa Facebooka występującego – dosłownie występującego – przed amerykańskimi parlamentarzystami. Wymalowany Zuckeberg wyglądał troszkę, jak C3PO, co w pewnych kręgach zostanie oczywiście uznane za komplement. Ważniejsi jednak byli w tym zamieszaniu politycy, którzy kolejny raz udowadniają, iż nie mają bladego pojęcia, z czym muszą się zmierzyć.
Osoby, które miały okazję śledzić kryzys 2008 roku w czasie rzeczywistym zapewne pamiętają wygibasy dziennikarzy i komentatorów próbujących zrozumieć naturę i strukturę systemu finansowego. Dziesiątki skrótów walczyły z tysiącami porównań, ale właściwie nikt nie był w stanie pojąc, jak kłopoty jednego czy dwóch banków mogą zachwiać całym systemem, który mniej lub bardziej sprawnie działał przez blisko 100 lat. Szukano winnych, bo sam system był zwyczajnie niezrozumiały.
Rytualną odpowiedzią polityków było oczywiście wezwanie przed komisję przedstawicieli branży i nadzoru, żeby zaprezentować się jako grupa trzymająca rękę na pulsie żywotnych interesów państwa i wspólnoty. Owocem było zadawanie pytań, które wywoływały uśmiech politowania u ludzi z branży finansowej i współczucie dla „oskarżanych”, że muszą tłumaczyć jednostkom – myślącym o sobie w kategoriach kompetentnych do zarządzania rzeczywistością – fundamentów współczesnej bankowości inwestycyjnej.
Na palcach jednej ręki można było wówczas policzyć polityków, którzy zdaliby egzamin z podstaw ekonomii na I roku studiów. Z bankowości nie zdałby zapewne żaden. Dokładnie taka sam sytuacja miała miejsce w trakcie przesłuchania Marka Zuckerberga w trakcie dwóch ostatnich dni. Zuckerberg był bliski tłumaczenia, jak działa Internet i na czym polega biznes w Internecie. Ciekawostką jest to, iż ci sami ludzie szykują się do regulowania branży, której kontrola wydaje się zwyczajnie nie do uniknięcia.
Facebook jest dziś silniejszy – w sensie wpływu na to, co myślą ludzie – od tradycyjnych mediów i żaden z polityków nie pozwoli na to, żeby facebookowe fakenewsy niszczyły im kariery. Trudność polega na tym, iż biznes ma strukturę globalną, więc kontrolowanie branży będzie bardzo, bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Jeden z amerykańskich analityków policzył już, iż branża technologiczna jest dziś zobowiązana do przestrzegania ledwie 27000 regulacji, gdy przemysł musi podporządkować się 215000 regulacji, a branża finansowa 128000 regulacji.
Pieniądze i skala do jakiej urośli przedstawiciele Krzemowej Doliny w amerykańskiej gospodarce pozwalają oczekiwać wyrównania „obłożenia” przepisami branży internetowej całą masą nowych regulacji, które – jak w przypadku branży finansowej – będą krępowały rozwój i skończą fazę „ziemi niczyjej”, na jakiej operują dziś najwięksi gracze. W analizach zagrożeń nie brakuje również sygnałów, iż internetowych gigantów czekają jakieś dedykowane im podatki, jakim np. obłożone są banki czy kopalnie. Zwłaszcza, iż co kilka miesięcy prasę obiegają doniesienia, iż Facebook i inni bardzo sprytnie unikają opodatkowania zysków z kopania ludziom w prywatności.
Powtórzę jednak jeszcze raz zdanie, które już kiedyś na blogach padło: firmy internetowe podążą ścieżką, którą podążała wcześniej każda inna branża i będą zawsze dwa kroki przed nadzorem właśnie dlatego, iż prawo uchwalają ludzie, którzy nie wiedzą do końca, jak działa świat, który chcą kontrolować. Internetowi giganci są już wystarczająco duzi, by mieć wpływ na to, jakie prawo będzie uchwalane. Kwestią czasu jest, gdy zajmą miejsce klasycznych korporacji, które potrafiły latami bronić się przed ograniczeniami mimo ewidentnych grzechów i grzeszków, które popełniały.
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Zabawne jest to utyskiwanie wszystkich i moda na kasowanie kont na FB. Ludzie najpierw skrzętnie uzupełnili wszelkie możliwe dane, adresy, maile, telefony, gdzie pracują i nagle się dziwią, że ktoś to wykorzystał. No niesamowite.
Pamiętam jak co jakiś czas na FB wybuchały paniki płomiennych deklaracji, że to co ktoś tam zamieszcza JEST WYŁĄCZNIE jego własnością i fb niech się nie waży. Oczywiście po podpisaniu regulaminu i zrzeknięcia się praw wszelakich. Te deklaracje miały taką samą wartość jak ogłoszenie powieszone na przystanku, że jesteśmy królem świata.
Najciekawsze jest to, że część osób uważa, że im się NALEŻY za darmo – FB, Instagram. Twitter. Ale na ICH warunkach. To znaczy popiskują od czasu do czasu, ale traktują to jako dobro ludzkości NIEZBĘDNE do życia. Jak FB mógł mi skasować konto – złodzieje, manipulanci. DLACZEGO FB coś, a dlaczego tamto…. Nam się nalezy!
Jeszcze jeden odprysk sieciowych gigantów. Jakiś czas temu Google ogłosił blokowanie reklam firm foreksowych, kryptowalut itp. Mają prawo. Dokładnie tak samo, jak prawo mieli tradycyjni wydawcy odmówić reklam (choć często w tradycyjnych gazetach pojawiał się dopisek "za treść reklam redakcja nie odpowiada"). Ale sprawa ma ciąg dalszy, bo oto Google będzie dopuszczało reklamy, wydając odpowiednie licencje. 🙂
Czyli mamy wreszcie szansę na globalnego nadzorcę ponad podziałami.
FB jako prawo obywatelskie! Tego, to by nawet Sandberg nie wymyśliła, chociaż personalnie odpowiada za cały ten biznes gromadzenia masowo danych w Google, który przeniosła do FB.
O ile big data w posiadaniu firm prywatnych może być potężnym narzędziem wpływu, to sprzężone z niedemokratyczną władzą państwową da tyranię doskonałą:
https://www.wired.co.uk/article/chinese-government-social-credit-score-privacy-invasion
A prędzej czy później się sprzęgnie. Czyli: obserwujemy początkowy etap zjawiska śmiertelnie groźnego. Regulatorzy albo tego nie rozumieją, albo raczej udają, że nie rozumieją (stąd ten głupawy spektakl). Pokusa nieprzezwyciężalna.
W filmie Snowden było wyrażnie pokazane jak można wykorzystywać dane z portali społecznościowych, kto z kim coś knuje, z kim pracuje, z kim śpi itd. Trzeba być wielkim ignorantem, żeby teraz udawać, że to nowość.