Świat na bańce, część 4

Magazyn Bloomberg zrobił aktualny materiał o dzisiejszych zagrożeniach dla giełd, mieszczących się w kategorii potencjalnych baniek i krachów.

Ma on formę przepytywania znaczących figur świata finansów w USA i jeśli się komuś uda to może przeczytać całość tutaj:

https://www.bloomberg.com/news/features/2017-11-28/what-to-worry-about-in-this-surreal-bull-market

Artykuł nie jest łatwy, a że dość ciekawy, więc pozwolę sobie przybliżyć najciekawsze kwestie wraz z krótkim moim komentarzem wplecionym pomiędzy fakty pokazane przez Bloomberg. Tym samym jednocześnie wpiszę się w tendencję  prognoz i podsumowań dokonywanych corocznie pod koniec grudnia.

W sierpniu 2007 roku algorytmy wpadły w USA na swój 3-dniowy Armagedon, który stał się aperitifem przed kryzysem hipotecznym, a wersja Algo-rzeźni 2.0 wisi w powietrzu. Tak twierdzi z całkowitą pewnością wielce kontrowersyjny, ale przy tym utalentowany zarządzający funduszem AQR Captal Management i quant zarazem– Clifford Asness, którego studia i artykuły z przyjemnością zawsze czytam. Kontrowersyjny z powodu regularnych pyskówek, w które wdaje się na twiterze.

Asness od dawna inwestuje przy użyciu nieco konserwatywnej jak na komputery strategii, która stała się w ostatnich latach hitem, a on sam miał spory wkład w jej stworzenie. Chodzi o „factor investing”, czyli strategie oparte na wykorzystaniu anomalii (np. momentum), szeroko replikowana przez wiele innych funduszy. Czuje więc puls tego rynku, choć nie musi być przy tym obiektywny.

Asness podkreśla, że chociaż dzisiejszy świat inwestujących komputerowo jest niesamowicie zatłoczony a strategie powielają się, co  powoduje, że pieniądz przepływa w podobne aktywa w tym samym czasie, ale generalnie lewary pozostają na niższym znacznie poziomie niż 10 lat temu, podejście jest nieco bardziej konserwatywne, gdyż przeróżne „flash crashe” nauczyły zarządzających ostrożności, a przy tym wyceny rynku uważa nadal za w miarę rozsądne.

Jego zdaniem kolejne krachy algorytmowe będą bardzo szybkie i krótkotrwałe, głównie dlatego, że zarządzający wiedzą, czego można się spodziewać. Niepokoi go za to coś innego. Ten w 2007 roku przeszedł niezauważony, kolejny będzie z bardzo bliska raportowany na żywo przez media wszelkiego rodzaju. To spowoduje powstanie morderczej spirali sprzedaży akcelerowanej właśnie przez to, że w zglobalizowanym świecie nic nie ma szans się ukryć.

Nie wie wprawdzie kiedy ów krach nadejdzie, ale jest o nieuniknioności święcie przekonany. W zasadzie wiadomo czego się wówczas spodziewać ze strony komputerów i ich właścicieli, jeśli jednak quants przeoczyli jakiś szczegół, krach może być naprawdę nieobliczalną rzeźnią. Co może się okazać wielce prawdopodobne biorąc pod uwagę, że twórcy „sztucznej inteligencji” i „maszynowego uczenia” sami przyznają, że są zdumieni tym, co owe programy potrafią wymyślić, ponieważ wymyka się to ludzkiemu rozumieniu.

Konserwatywne podejście do algorytmów i zrzucenie potencjalnej winy co do siły ewentualnego krachu na media to dość zachowawcze jak na Assnesa…

Bill McNabb z Vanguard Group, a więc potentata branży funduszowej, przodującego w pasywnych produktach, nie widzi nic zdrożnego w tym, by rynek akcji zrobił jakąś 10-15% korektę w najbliższych miesiącach. Jego prawdziwym zmartwieniem i największym ryzykiem dla branży finansowej nie są wcale złe finanse czy inwestycje, ale bezpieczeństwo cyfrowe. Nakłady na ten cel wzrosły (w jego firmie 10-krotnie), ale nadal nikt nie powinien czuć się w pełni bezpieczny. Rzadko właśnie w tym kontekście stawia się rynek finansowy, a przecież w tym roku mieliśmy naprawdę spore wpadki na najwyższym poziomie z robakami (szyfrowane dyski) i atakami cyberprzestępców (bitcoiny), którzy zawsze kroczą przed ścigającymi ich cyberochroniarzami.

Wielkie „bam!” w Chinach przepowiadano już niejednokrotnie, ale partia komunistyczna jakoś broni nadal rynek. Kyle Bass z Hayman Capital Management, który zarobił na poprzednim krachu w nieruchomościach, od lat obserwuje Chiny, pozostając negatywne nastawiony co do ich przyszłości. I choć problemem wciąż pozostaje tamtejszy rynek nieruchomości, to największym rozsadnikiem ich gospodarki stanie się ich system bankowy, który wyhodował Himalaje złych kredytów.

Wyczyszczenie systemu z tych złogów i dopuszczenie do bankructwa wielu firm-zombie byłoby wskazane z punktu widzenia zdrowego kapitalizmu, ale partia wierzy w przeobrażenie łagodną drogą. Zmieniła się jednak sytuacja geopolityczna, i katalizatorem bessy dla chińskiego rynku może się stać tzw. faktor X, którym jest nie kto inny jak sam… Donald Trump i jego sankcje czy inne wojny handlowe.   

Pytanie co stanie się pierwsze – impeachment prezydenta Trumpa czy zatopienie przez niego Azji Wschodniej? Jakoś do możliwej eksplozji w chińskim systemie zdążyliśmy się przyzwyczaić, a nawet więcej – jeśli do niej faktycznie dojdzie, przez pewien czas giełdy w tym stanie jak dziś mogą temu nie dowierzać.

Jako najmniej znana jawi mi się w tym zestawieniu historia z ostatnim kwadransem sesji na 12 giełdach w USA, na których są jednocześnie handlowane papiery dowolnej spółki. Ale przez ostatnie 15 minut do 22:00 wszystko wraca do tej giełdy, na której dana spółka ma swoje macierzyste miejsce, a market makerzy muszą zamknąć jej notowania. W przypadku cyberataku lub problemów wewnętrznych, może w takim momencie zrobić się bardzo krwiście. Otóż istnieje Plan B, w którym jeśli liderująca giełda NYSE, matecznik większości spółek, wpada w problem, NASDAQ przejmuje proces zamknięcia, i na odwrót. Sęk w tym, że nigdy nie było to testowane w krytycznych warunkach, więc można spodziewać się wszystkiego najgorszego, ponieważ NASDAQ nie ma ręcznego systemu market makingu jak NYSE. W 2015 roku NYSE stanęła na 3,5 godziny, ale nie było to w czasie zamknięcia. Gdyby jednak wyłączenie trwało właśnie do 21:45, nikt nie ma pojęcia jaki chaos mógł z tego powstać.

Z kolei Jared Dillian, były pracownik Lehman Brothers, a dziś bloger, wskazuje na ETFy opiewające na giełdowe indeksy, jako potencjalne wąskie gardło i możliwy akcelerator krachu nawet wówczas, gdy gospodarka pozostanie zdrowa. ETFy bowiem są dziś nie tylko ekstremalnie popularne, ale przy tym niemiłosiernie zatłoczone przez inwestorów, nie zawsze mających pełne pojęcie jak to działa. Wielu z nich wydaje się, że posiadajac ETF na indeks S&P 500 są dostatecznie zdywersyfikowani, dzierżą bowiem przecież w portfelu 500 spółek jednocześnie. Ale to tak nie działa. W portfelu posiadają tylko jeden instrument. I kiedy kilka milionów chętnych ruszy by go sprzedać w momencie przesilenia, spirala spadków może stać się potężna, a przy tym zupełnie inna niż gdyby ci inwestorzy sprzedawali pojedyncze 500 spółek.

Czy o Bitcoinie da się powiedzieć jeszcze coś nowego? Opinie profesjonalistów o nim są skrajnie przeciwstawne, do czego się przyzwyczailiśmy. W artykule słusznie rozmówcy wskazują na to, że system finansowy wcale nie jest na Bitcoina immunizowany i ewentualne problemy łatwo przeniosą się na inne rynki. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że tworząc futures na Bitcoin w Chicago decydenci dali mu stempel ‘legalności’, co spowoduje, że zacznie być handlowany przez mainstream pomimo swoich wad (manipulacje, grzanie rynku, oszustwa, kradzieże). Po drugie – pod Bitcoina bierze się już pożyczki (również hipoteczne!), tworzy coraz to nowe derywaty, spółki na nim oparte pojawiają się na giełdzie, a fundusze kupują go do portfeli. Może się to skończyć jak w 2007 z hipotekami, które miały najwyższe oceny AAA i przez wielu specjalistów uważane za bezpieczne, a mimo to okazało się to domkiem z kart.

„Szczęki krokodyla” to bardzo wdzięczne określenie rozjazdu między stanem posiadania Amerykanów (akcje, obligacje, nieruchomości) a wartością PKB. Dziś są one niesamowicie rozwarte, czyli wzrost bogactwa znacząco wyprzedził PKB, co zapowiada kłopoty. Ale nie dla PKB. Dla posiadaczy. Szczęki mają zawsze tendencje do przymykania się w pewnym momencie.

Dlaczego kryzys w latach 2007-2009 miał tak ogromną skalę i dotknął w zasadzie cały świat? Między innymi dlatego, że rynki są mało „antykruche”. W niektórych segmentach płynność wydaje się być zadowalająca, ale złudne zaufanie w to pogrążyło inwestorów. Czy coś się przez dekadę zmieniło? Otóż nic! Jeśli jeden z rynków wpadnie w kłopoty, przelanie się ich na pozostałe to kwestia chwili. Świat nie wymyślił żadnych nowych mechanizmów zabezpieczających przed korelacjami i delewarowaniem. Jeden z cytowanych w tekście menadżerów obstawia, że kolebką kolejnego wielkiego kryzysu gospodarczego będzie UE. Unia po „Brexicie” stała się słabsza i tylko naprawdę ścisła i wytężona współpraca może zapobiec katastrofie.

Z kolei specjalista od ropy obawia się, że pierwszą cegiełką niebezpiecznego domina może stać się ponownie spadek cen tego surowca, nawet poniżej 30 USD. Umowy OPEC o niepompowaniu dodatkowych baryłek mogą łatwo zostać złamane jeśli pojawi się potrzeba zdobycia dodatkowego kapitału. To może pogrzebać amerykańskich producentów, a w dalszej kolejności posiadaczy ich akcji oraz ETFów na rynki związane z ropą.

Moim zdaniem:

– rynek finansowy jest w tej chwili bardziej skoncentrowany na spekulacyjnym dowiezieniu ceny baryłki do 100 $,

– spekulacja Bitcoinem stanie się źródłem wielu rozczarowań,

– powodem giełdowych perypetii będą oskarżenia wobec Trumpa,

– pierwsza pęknie bańka związana z grą na mała zmienność liczoną VIX (opisywałem w części 2),

—kat—

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *