Wyznaczenie celu jest proste. Powie to każdy z nas, kto został w jakimś momencie życia ugryziony przez giełdę. Na samym początku większość z nas ma cel – zarobić pieniądze. Czasem on jest bardziej szczegółowy – zarobić dużo i szybko. Czasem nawet wyjątkowo konkretny – co najmniej pięćdziesiąt procent w skali roku. A jeśli delikwent zaczyna na rynku kontraktów lub forex to owe marze…, przepraszam cele, bywają nawet trzycyfrowe.
Adam w swoje ostatniej notce pisze o definiowaniu celu, co jest bardzo ważne przy dowolnej aktywności, nie zajmuje się jednak bardziej szczegółowo kwestią tego, by cele te były realistyczne. A przede wszystkim, co to znaczy „realistyczny”. Dla kogoś kto nie ma doświadczenia rynkowego, dopiero zetknął się z giełdą i swoją wiedzę czerpie wyłącznie z obserwacji faktu, że na każdej sesji można znaleźć akcje, których ceny rosną po kilka lub kilkanaście procent, realistyczny może wydawać się cel, zarabiania po 30 procent rocznie. Dla amatora rynków z dźwignią, który dziesiątki razy przeliczył w głowie „jeśli jednym kontraktem/lotem zarobię 10 punktów dziennie/100 tików to przy grze 10 kontraktami będzie to…”.
Gdy nabywamy doświadczenie sprawy zaczynają się komplikować. Niemal dokładnie jak w przypadku człowieka, który zobaczył, że jego sąsiadka ukończyła ostatnio maraton. Połechtana duma męska może zaowocować stwierdzeniem: „co? ONA?” i przejść gładko do „no to ja [piip] też mogę”. I bez przygotowania, realistycznego – bazującego na cudzych doświadczeniach i wiedzy – podejścia kontuzja gotowa, jeśli postanowi w tym maratonie wziąć udział za trzy miesiące.
Teoretycznie wystarczyłby do tego rozsądek. Ale wielu z nas nie jest rozsądnych. Dopóki porywamy się z motyką na słońce i przeszacowujemy nasze możliwości wszystko jest w porządku jeśli nie zagraża to zdrowiu lub stanowi portfela. Jeśli uznam, że w ciągu miesiąca osiągnę mistrzowski poziom gry na gitarze, tak żeby wziąć udział w lokalnym konkursie młodych talentów to poza bolącymi palcami w pierwszych dniach i ewentualnym blamażem, nic mnie to nie kosztuje. No i jest szansa, że w trakcie zorientuję się, że przesadziłem stawiając sobie taki cel.
Jeśli uprę się i zacznę od dziś bez przygotowania biegać 5 lub 10 km co dwa dni istnieje spora szansa, że nabawię się szybkiej kontuzji. Jeśli zacznę handlować całą dostępną gotówką, nie wiedząc nic o ryzyku, szybko podzielę się swoimi pieniędzmi z innymi uczestnikami rynku.
W „Psychologii ryzyka” Ari Kiev napisał:
Dzięki wyznaczeniu celu trader jest w stanie zadać właściwe pytania dotyczące tego, czego jeszcze mu brakuje do osiągnięcia zaplanowanego wyniku i co robi źle.
Faktycznie tak jest, ale to jest bardzo optymistyczny scenariusz. On zakłada następujący proces myślowy:
– zamierzam zarabiać 50 procent w skali roku, czy to możliwe?
TAK / NIE
– TAK, bo to zaledwie 3,4 procent miesięcznie. Czy to możliwe?
TAK/NIE
– TAK, ponieważ to zaledwie 0,11 procent dziennie. A to jest banalne.
Ale może wyglądać też owo rozumowanie w następujący sposób:
NIE, bo gdyby 50 procent rocznie uzyskiwane regularnie było takie proste, to większość porzucałaby niskomarżowe biznesy (czyli większość) i zarabiała na giełdzie, na której nie trzeba stawiać fabryk, zajmować się towarami i pracownikami.
NIE, bo gdybym zaczynał (lub ktoś inny) od 1 mln złotych, to po dziesięciu latach miałbym tych milionów 57. W naturalny sposób ktoś z większą fortuną, szybko doszedłby do niewyobrażalnych pieniędzy.
NIE, bo na świecie są tysiące sprytniejszych i bardziej doświadczonych ludzi, a jakoś nie słyszę, by wszyscy swoją fortunę budowali na giełdzie.
Założenie poczynione przez Kieva jest więc bardzo rozsądne, ale zakłada uczciwe podejście do sprawy i pewną dozę krytycyzmu.
Powiedzmy, że posiadamy trochę zdrowego rozsądku i szybko rezygnujemy z marzeń o zarabianiu średniorocznie po kilkadziesiąt procent, na rzecz mniej imponujących wyników. Kilka procent powyżej inflacji, może kilkanaście jeśli jesteśmy przekonani o wyjątkowości naszej metody.
Jeśli tylko mamy odpowiedni kapitał i nie zniechęci nas faktyczna stawka godzinowa, którą przyjdzie nam uzyskać mamy faktycznie szansę ustanowienia realistycznego celu. Czyli celu, który ma podstawy i w wyznaczonym czasie jest możliwy do uzyskania przy podjęciu odpowiednich działań.
Przywołam znów Kieva, który zanim zaczął wspomagać traderów w procesie decyzyjnym był psychologiem amerykańskiej kadry olimpijskiej.
Przede wszystkim Kiev zwraca uwagę na to, że warto duży cel podzielić na wiele mniejszych. Dzięki temu mamy szansę zbudować nie tylko cel długoterminowy (50 procent za rok), ale bardziej osiągalne i tym samym możliwe do monitorowania i korygowania cele krótkoterminowe.
Codziennie wyznaczane cele wymagają zarządzania ryzykiem na bieżąco. Zmuszają do wzięcia większej odpowiedzialności za własne postępowanie, co z kolei wymusza przyjrzenie się postawom i nawykom przeszkadzającym w maksymalizacji zysków i minimalizacji ryzyka.
I tu widzimy, jak zaczyna wyglądać cały proces. Można nawet powiedzieć, jak się komplikuje cel, jeśli w naszych wyobrażeniach miało być „szybko i łatwo”. Po pierwsze poza stopą zwrotu, pojawia się ryzyko(!), co więcej ma ono być na bieżąco zarządzane. Owo zarządzanie ryzykiem (oraz przyszłym celem) będzie możliwe jeśli zastanowimy się, co nam utrudnia realizację założonych zadań. Przy czym nie ma mowy tu o „głupim rynku” tylko o tym, jakie nasze nawyki i przyzwyczajenia stają nam na drodze.
W tym momencie otwiera się cała puszka Pandory naszych emocji. Tego wszystkiego, o czym wie każdy aktywny gracz z doświadczeniem. Łamania zasad, niemożliwości utrzymania dłużej zarabiającej pozycji z lęku, że utraci się to co już zarobiliśmy; frustracja związana z przetrzymywaniem strat, bo szkoda nam rozstać się z tak obiecującą pozycją lub z naszymi wyobrażeniami o rynku. No i oczywiście wszechobecny stres, który wpływa bardzo mocno na nasze zdolności poznawcze.
W gruncie rzeczy stawianie sobie celu – i tu chodzi o dowolną aktywność, nie tylko trading – to nieustająca ewolucja. Zupełnie inaczej podchodzimy do tego na samym początku, gdy jesteśmy przekonani o swoim geniuszu, a zupełnie inaczej, gdy już mamy za sobą doświadczenia. W skrajnej sytuacji może oczywiście skończyć się tym, że jedynym celem staje się „zarobię w końcu JAKIEKOLWIEK pieniądze”, ale to znów wracamy do początku, czyli czy przypadkiem dotychczasowe cele nie były nadmiernie nierealistyczne.
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
W trzecim TAK jest błąd – powinno być 0,11 % dziennie, a nie rocznie.
Oprócz tego tekst jest jak najbardziej właściwy. Zdecydowanie popieram.
poprawiłem.
dzięki.