Za dużo się wydarzyło na światowych rynkach z powodu decyzji banku centralnego Szwajcarii by nie oddać się choć przez chwilę refleksji innej niż kredytowo-hipoteczna.
Media są dziś przeładowane komentarzami i wyliczeniami oraz dobrymi radami w temacie trudnej sytuacji kredytowej pożyczających we frankach szwajcarskich na zakup nieruchomości, więc zaglądnijmy raczej w miejsce, które nas bardziej zajmuje czyli rynek walutowo-giełdowy.
Żyjemy w czasach, w których wiele rzeczy historia ludzkości, lub przynajmniej aktywne obecnie na rynku pokolenia, doświadczają po raz pierwszy. Są więc to poniekąd epokowe wydarzenia, a warunki gry zmieniają się relatywnie szybko i nieoczekiwanie, czasem wbrew temu co sądziła do tej pory klasyczna ekonomia. „Płynna rzeczywistość” Baumana wciąga niczym czarna dziura wszystkie dziedziny ludzkich działań. Nie dysponujemy przy tym wystarczająco pełną historią, która nauczyłaby nas czegoś nowego, ważnego w aspekcie działania rynków i dlatego musimy za naukę płacić sami. Wiemy wprawdzie, że banki centralne są głównym sponsorem rynkowych nieefektywności, więc na pewne sprawy musimy być nieustannie gotowi. Ale nie wiemy jeszcze np. czym może się skończyć gigantyczna skala dodruku pieniądza w obliczu monstrualnego zadłużenia gospodarek i głęboko ujemnych stóp procentowych.
Czasem jednak jedynie udajemy, że czegoś nie wiemy, albo odurza nas po prostu i znieczula złudna stabilność. W czwartek zapadła się „podłoga” pod zafiksowanym na długo kursem EURO do franka na poziomie 1,20. Pamiętam, że i nasi Czytelnicy próbowali brać w tej grze na obronę waluty udział. Mam nadzieję, że udało się wszystkim wyjść z tego trzęsienia ziemi bez szwanku. Rynek bowiem uległ po decyzji SNB zamrożeniu, pojawiły się dziury w notowaniach i płynność wyschła niemal do zera ponieważ najwięksi dealerzy walutowi nie byli stanie sensownie kwotować. A dziś dowiadujemy się, że upadł z tego powodu pierwszy broker walutowy na Antypodach, a inni mają kłopoty z depozytami klientów (margin calls). Notowany na giełdzie FXCM poinformował, że aż 225 milionów dolarów brakuje mu do zbilansowania strat poniesionych przez klientów. Nie sposób jednak winić brokerów za obsunięcia na rachunkach w takiej sytuacji. O ile brali na siebie część ryzyka, wówczas sami ponieśli również pewne uszczerbki na kapitale.
Kurs EUR/CHF od miesięcy poruszał się w wąskim korytarzu powyżej poziomu 1,20, a prawdopodobnie większość graczy była przekonana, że ta „podłoga” to sztywna i nieprzekraczalna bariera na długo, być może do końca recesji, po której specjalny herold ogłosi koniec walki o obronę tej twierdzy i wszyscy spokojnie rozejdą się do domów. W takim razie rzesze traderów ustawiały się po stronie kupna, zadowalając się małymi ale regularnymi zyskami gdy bank centralny wkraczał do gry z kupnem. Ponieważ przez ostatnie dni (przed poddaniem tego poziomu w czwartek) rynek szurał brzuchem po kursie 1,20, pozycje mogły mocno wzrosnąć. Tak oto prezentował się wykres franka do EUR tuż przed i po tragedii (wykonany za pomocą aplikacji w bossafx.pl):
Kto w takim razie utrzymywał pozycje krótkie w tym dziwnym zakleszczeniu? Oczywiście commercials czyli biznes i fundusze zabezpieczające portfele oraz masa inwestorów, parkujących we franku swoje fortuny. Czy ktoś pomógł, niczym kiedyś Soros, w zawaleniu tej podłogi? Pewnie już dziś byśmy o tym wiedzieli, ale być może ów ktoś nie ma wcale interesu by się tym (póki co) chwalić.
SNB ustawiając czopek na 1,20 próbował uchronić Szwajcarię przed recesją. Jednocześnie skupowane waluty wcale nie magazynował, sporą ich część puszczał na rynek po wyższym kursie, co było widać w okresowych bilansach. Prawdopodobnie presja stała się zbyt silna a zapasy walut z całego świata zbyt wielkie, w związku z czym prościej i taniej okazało się zamienić obronę zafiksowego kursu na ujemne stopy procentowe. Szwajcaria prawdopodobnie miała również dość żyrowania europejskiej gospodarce w jej procesie wychodzenia z dołka, który ślimaczył się bez wyraźnych efektów. Wpuściła jednak tym samym widmo recesji do swojego domu. Sam jestem ciekaw na ile decyzja niezależnego banku była uzgodniona z Ministerstwem Finansów.
Co nas czeka? W kwestii walut nadal stabilizację franka na niższych poziomach, ale z presją świata na parkowanie w tej „bezpiecznej” walucie, szczególnie ze strony Rosji i innych światowych mafii, dla których koszt ujemnych depozytów i tak jest niewielkim poświęceniem. Presji należałoby oczekiwać również na jena, który tradycyjnie i nadal uważany jest za walutę do bezpiecznego (jeszcze) parkowania, a także na dolara.
A giełdy? Mocny spadek tuż po decyzji SNB to była zbyt emocjonalna reakcja, związana raczej z niepewnością niż rzeczową wyceną szans. Ujemne stopy procentowe to przecież odwieczne paliwo dla akcyjnej hossy. Oczywiście poza GPW, którą pociągnęły banki umoczone we franku na 12% wartości kredytów hipotecznych. Giełdy światowe wydają się przewartościowane, ale spójrzmy na nie logicznym okiem:
Gdzie mają się podziać morza taniego pieniądza w sytuacji gdy depozyty i obligacje nie oferują niemal żadnych zysków, złoto wbrew pomysłom tanieje, a deflacja zniechęca do kupna dób trwałych gdyż za chwilę będą tańsze? Dopiero co pisałem o „giełdowym Alzhaimerze”, czyli ślepocie i kłopotach poznawczych rynku, ale w pewnej mierze to reakcja wymuszona. Do czasu gdy i tam osunie się podłoga.
Co dalej? Scenariusz zakłada pewnie, że oceany drukowanych pieniędzy ożywią w końcu gospodarki, bezrobocie spadnie, wrócą wzrosty PKB oraz poziom bogactwa (najbogatszych) konsumentów, spłaci się te monstrualne długi a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie. Mam jednak obawy, że płynna rzeczywistość zamieni się szybciej w rzeczywistość Mad Maxa…
—kat—
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Taki komentarz do nieprzebijalnej podłogi http://www.youtube.com/watch?v=QZ58RFKwSfw&feature=youtube_gdata_player pewien trader i jego analiza na żywo 🙂
Nic się nie stało – business as usual – jeszcze żaden bank centralny w historii nie wybronił tego, co deklarował w swej naiwności bronić.
A ja tu widzę pewien model w mniejszej skali co sie będzie działo jeżeli kiedyś jakiś większy centralny planista BC-towy rzuci ręcznik na ring po okresie względnych sukcesów w sztucznym podtrzymywaniu poziomów wycen za pomocą różnych wynalazków prowizorek typu QE zwanych szumnie nową ekonomią.
NAjbardziej przeraża „zero” możliwości reakcji.
Dla SNB było to tylko 3 lata, ciekawe ile potrzeba tych lat dla planistów wiekszego kalibru ????
MAd Max to może być strzał w dziesiątkę Kathay.
NO ale puki co wulkan dymi bez konsekwencji, a ludzie cóż ludzie podejmują rękawicę bo gleby na stokach wulkanów są żyzne ,a wybuchy względnie rzadkie 🙂