Od początku mojej przygody z giełdami a ściślej pisania o rynku ciągnie się za mną karma w postaci stałego zderzania się z niechęcią do spekulacji. Pamiętam jakiś mój felieton do prasy z czasów, gdy premierem był Leszek Miller, w którym komentowałem wypowiedź „kanclerza” odnośnie spekulacji. Ostatnio w znoszone gumowce wbiły media zapomnianego nieco polskiego Mister Doom’a z prognozą „czarnego łabędzia”.
Internet zrobił to już wielokrotnie, więc nie będę odwoływał się do wyników funduszu Krzysztofa Rybińskiego. Powiem tylko, że w sumie nie mam nic przeciwko powoływaniu tego typu wehikułów i gdybym podzielał w ostatnich latach punkt widzenia Rybińskiego i podobnych, to chyba byłbym rad, iż rynek oferuje narzędzia typu Eurogeddon. Zaczynam mieć też przekonanie, że Rybiński został przez prasę otagowany, jako zapowiadający krachy. Słuchając wypowiedzi Rybińskiego na stronach Gazety nie mogłem pozbyć się ciekawszego pytania, jak wyglądałby świat pesymistów, gdyby nie rynki akcji? Gdzie szukaliby nadziei? Spektakularne i zaskakujące wielu wzrosty cen akcji stały się swoistą soczewką skupiającą wszystkich, którzy nie widzą podstaw do ożywienia, nie wierzą w skuteczność programów typu luzowanie ilościowe i – na siłę – chcą lata po 2008 roku umieścić w modelu znanym z lat trzydziestych XX wieku. W efekcie oczekują krachu, załamania, kolejnej recesji i modlą się o jakiegoś łabędzia, który czarnym piórem przekreśli wszystko to, co Fed i inne banki centralne świata zrobiły w odpowiedzi na kryzys.
Naprawdę jednak problem polega na tym, iż diagnoza kryzysu z XX wieku – oklaski dla Bena Bernanke – okazała się na tyle pouczająca, iż po 2008 roku nie popełniono błędów, jakie miały miejsce w latach trzydziestych. Przy całym szacunku dla zwolenników tezy, iż po 2008 roku mieliśmy do czynienia z Wielkim Kryzysem trzeba mocno naciągać dane, by ostatnie lata nazwać Wielką Depresją. Tylko patrząc na konsekwencje kryzysu lat trzydziestych – faszyzm, ekspansja komunizmu, upadek starych mocarstw i II Wojna Światowa, która narysowała świat na nowo – trzeba być ślepcem, by porównywać dwa wydarzenia. Myślę, że właśnie dlatego wielu oceniających ostatnie mocne zwyżki na rynkach akcji i ciągle słabe, ale jednak ożywienie gospodarcze w skali globu nie chce pogodzić się z faktami, iż świat może wyjść z zakrętu i korekty 2008 roku bez globalnego przewartościowania na miarę pierwszej połowy XX wieku.
Tak, ożywienie ciągle pozostawia wiele do życzenia, ale generalnie rzecz ujmując wskaźniki gospodarcze z wielu gospodarek pozwalają oczekiwać raczej wzrostu niż drugiej, trzeciej czy której tam chcą pesymiści recesji. Dlatego uchwycili się ostatniej nadziei, jaką jest przekonanie, iż już za chwileczkę rekordowe poziomy indeksów – bo przecież nie wyceny spółek – załamią się pod jakimś wydarzeniem typu „nowy Lehman Brothers” i wreszcie rzeczywistość dopasuje się do ich teorii o korzeniach obecnych zwyżek cen. Wprawdzie teoria o spekulacyjnym charakterze cen akcji ma kilka dziur, jak np. niska inflacja, brak spektakularnych zwyżek cen surowców czy słaba postawa rynków wschodzących – ważnych wydaje się elementów scenariusza spekulacyjnego – ale przecież od czasów Hegla wiemy, że jak fakty przeczą teorii, to problem mają fakty.
Ostatnią nadzieją zwolenników nadciągającego krachu jest wykres DJIA z dwóch okresów (poniżej). Nikt ze zwolenników tak prostych porównań nie zająknie się nawet, iż w dyskursie naukowym stawianie tez o rzeczywistości przez analogię uznaje się za jedno z najsłabszych rozumowań. W istocie oglądanie wykresu załączonego poniżej kłóci się z ideą czarnego łabędzia, który jest wydarzeniem „spoza modelu”. Niespodzianką, której nikt nie oczekuje. Krach, którego wielu oczekuje nie jest krachem, ale korektą, jak spowolnienie gospodarcze czy oczekiwana recesja nie jest Wielkim Kryzysem. Niestety polemika ma to do siebie, iż czasami trzeba zniżyć się do jej poziomu, więc pozwolę sobie zakończyć notkę rozumowaniem przez analogię. Czy w bliskiej przyszłości DJIA zanotuje spektakularny spadek, jak w 1940 roku – czas inwazji Niemiec na Francję, Belgię i Holandię! – czy też nie zanurkuje, już teraz można oczekiwać wysypu… kolejnych analogii.
(Źródło: wikipedia)
6 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
„Tylko patrząc na konsekwencje kryzysu lat trzydziestych – faszyzm, ekspansja komunizmu, upadek starych mocarstw i II Wojna Światowa, która narysowała świat na nowo – trzeba być ślepcem, by porównywać dwa wydarzenia.”
No faktycznie, trzeba ślepcem być, żeby porównywać. Ale cóż to – „ceteris paribus” jakiś czy co? Wszystko takie samo tylko odpowiedź FED teraz inna i już jest dobrze dzięki „luzowaniu ilościowemu”? A przecie ilość idze w jakość? Więc „oklaski dla Bena Bernanke”!
Poziom technologii teraz jest inny niż kiedyś. Kiedyś trzeba było mieć kilkadziesiąt procent ludności w rolnictwie, żeby wyżywić resztę, teraz poniżej dwa procent. Więc mimo kryzysu głód nam nie grozi (miejmy nadzieję). Teraz jest broń co może planetę obrócić w popiół, więc skorych do wojny jakby mniej (miejmy nadzieję).
>uchwycili się ostatniej nadziei, jaką jest przekonanie, iż już za >chwileczkę rekordowe poziomy indeksów – bo przecież nie wyceny >spółek – załamią się pod jakimś wydarzeniem typu „nowy Lehman >Brothers” i wreszcie rzeczywistość dopasuje się do ich teorii
Uchwycili się, ale miejmy nadzieję, że puszczą. Nie, no wyceny spółek na pewno się nie załamią. Najwyżej indeksy.
@ AlGebroid
> Więc mimo kryzysu głód nam nie grozi.
Najwyraźniej przegapiłeś jeden z korzeni fali protestów od Afryki Północnej po Pakistan – wzrost cen zbóż – ale europocentryzm jest uleczalny.
> Poziom technologii teraz jest inny niż kiedyś.
To samo można było powiedzieć o różnicy pomiędzy początkiem XIX wieku a początkiem XX wieku.
„(…) jak wyglądałby świat pesymistów, gdyby nie rynki akcji?”
Ustawiasz sobie przeciwnika w dyskusji, sugerując, hm, pewną predyspozycję umysłową. Tymczasem nie będąc pesymistą można dostrzegać specyficzną sytuację, w jakiej znalazły się rynki.
Dalej sugerujesz oponentom umieszczanie na siłę sytuacji obecnej w modelu Great Depression (wielu tak zresztą czyni). Przewartościowanie rynków akcji można jednak widzieć zupełnie bez odwoływania się do niego, samoistnie. Są czynniki działające obecnie.
„Tylko patrząc na konsekwencje kryzysu lat trzydziestych – faszyzm, ekspansja komunizmu, upadek starych mocarstw i II Wojna Światowa, która narysowała świat na nowo – trzeba być ślepcem, by porównywać dwa wydarzenia.”
„(…) w dyskursie naukowym stawianie tez o rzeczywistości przez analogię uznaje się za jedno z najsłabszych rozumowań.”
Nie wiem, czy zauważyłeś, ale powyżej sam używasz analogii, tyle że „odwróconej” (porównując negujesz podobieństwa). Równie bezsensowne, jak analogia wprost.
„Niestety polemika ma to do siebie, iż czasami trzeba zniżyć się do jej poziomu (…)”
Nie odmówię sobie tej złośliwości: jak się już zniżasz, to sprawniej. Działasz bowiem w tych samych trybach rozumowania, co oponenci.
@ _dorota
Nie widzę przewartościowania rynków ponad standard znany z historii a już szczególnie nie widzę przewartościowania charakterystycznego dla okresu baniek spekulacyjnych.
Historia blogów jest na tyle duża, że można poczytać moje opinie o bańce spekulacyjnej na ropie, mój dystans do złota i generalnie dystans do scenariuszy, które wieli rysowało w sposób skrajny dla – moim zdaniem – taniego poklasku, jak upadek euro, upadek dolara.
Przyznam zatem sobie prawo do tego, żeby znów mieć dystans.
> Nie wiem, czy zauważyłeś
Nie wydaje mi się, ale skoro tak to czytasz…
@ A.Stańczak
Nie widzisz przewartościowania Wall Street.
Niestety nie mam tak dobrze jak Ty i widzę trochę przewartościowania. Na pewno nie na poziomie bańki, ale jednak.
Z drugiej strony nie mam tak najgorzej bo widzę spore niedowartościowanie WIG. Widzę zbyt wiele?
Jak sobie radzisz intelektualnie z wykresem p/e dla SP500 wg metody Schillera (średnia z 10 lat dyskontowana inflacją)?
@ ogif
> jak sobie radzisz intelektualnie z wykresem p/e dla SP500 wg metody Schillera (średnia z 10 lat dyskontowana inflacją)?
Oglądam sporadycznie (inaczej się nie da), śledzę emocje i modę.
Pamiętam, że średnia to jakieś 16,5. Gdyby potraktować ten wskaźnik, jako bardzo prosty oscylator (wiem, że tak nie wolno), to należałoby kupować gdzieś przy 10. W efekcie ostatni sygnał kupna pojawiłby się w 1982 roku. Na dołku 2009 wskaźnik ledwie dobił do średniej i w obecnej hossie musiałbym nie mieć żadnych akcji i krzyczeć – przewartościowane, przewartościowane, przewartościowane.
W efekcie na moją karierę giełdową nigdy nie powinienem mieć żadnych akcji patrząc na wycenę tą metodą, co oznaczałoby, że byłbym równie goły, jak byłem na pierwszym roku studiów.
W skrócie? Ciekawy akademicko – gdybym był pracownikiem naukowym dałbym radę napisać na jego bazie artykuł – w praktyce uważam za… bezużyteczny.