Jaki jest największy błąd, który popełniają początkujący inwestorzy?
Tekst omawiany w poprzednich 4 wpisach tego cyklu to tylko jeden z poradników jakie trafiły w moje ręce ostatnio, a którym obiecałem się publicznie przyjrzeć. Wszystko to celem obalenia mitów i wyorania stereotypów na rzecz realnych i praktycznych podpowiedzi, do czego zapraszam zresztą wszystkich Czytelników naszych blogów.
W owych lekturach, a konkretnie w wywiadzie o błędach początkujących z kilkoma luminarzami rynku i akademii, przeprowadzonymi przez Wall Street Journal, wygrzebałem pewną celną i żelazną logicznie wypowiedź Meira Statmana, którą cytuję nieco niżej.
Meir Statman pojawiał się już w moich wpisach przy okazji rozważań o psychologicznych i emocjonalnych pułapkach czyhających na inwestorów. Nie bez powodu – jest on profesorem finansów z Santa Clara University, wielokrotnie nagradzanym za publikacje z dziedziny finansów behawioralnych, decyzji finansowych, błędów poznawczych oraz ich wpływu na strategie inwestycyjne. Podczas ostatnich wakacji udało mi się przeczytać jego książkę p.t. „What investors really want”. To pewnego rodzaju praktyczne i obrazowe podsumowanie badań jego i wielu innych prac z tego zakresu, pokazujące ogrom nieracjonalności i podlegania wpływom dziesiątków czynników. Pod koniec książki ów ogrom przytłacza wręcz, ale przykłady po drodze i wnioski są niezwykle sugestywne. A prowadzą do mniej więcej takiej konstatacji:
Inwestorzy dążą do zaspokojenia swoich 3 potrzeb: użytecznych – czyli zysków, własnej ekspresji – pokazania światu tego czy owego, oraz emocjonalnych – odkrywania swoich afektów wobec rynków i inwestycji.
Tenże sam we własnej osobie tak oto odpowiada we wspomnianym wywiadzie na pytanie dziennikarza, które zawarłem już w pierwszym zdaniu tego wpisu (tłumaczenie moje):
„Największym błędem jaki popełniają inwestujący po raz pierwszy jest wiara w to, że muszą znaleźć wygrywającą strategię zanim zaczną inwestować. Ich drugi największy błąd to słuchanie rodziny, przyjaciół i guru, którzy twierdzą, że zidentyfikowali wygrywające inwestycje. Początkujący, podobnie jak większość długoterminowych inwestorów, osiągają więcej za pomocą dywersyfikacji portfela, będąc przy tym ostrzeżeni, że wygrywające strategie inwestycyjne są prostsze w identyfikacji dopiero po fakcie niż przed.”
Czy ktoś się nie zgodzi z takim stwierdzeniem? Ja bynajmniej nie, ale pod pewnymi warunkami, które być może wyjaśnią więcej tym, którzy inwestowanie zaczynają lub nie potrafią się jeszcze w nim odnaleźć.
Przede wszystkim stawiam na to, że początkujący przychodząc na rynek nie mają w większości nawet zielonego pojęcia, że tu się działa wg jakichś zdefiniowanych, skatalogowanych, wielorakich strategii, opartych na mniej lub bardziej skomplikowanych teoriach zaczerpniętych z kilku nauk,. A co dopiero o ich ryzyku czy tkwiących w nich przewadze! Część przychodzi z gotowością do uprawiania hazardu, jeszcze większa część chce po prostu wykroić dla siebie kawałek tortu, kupić koniecznie jakieś akcje „bo rosną”, i to zdarza się, że mocno, a poza tym wszyscy dookoła to robią i nieźle z tego im przybywa. Są też i tacy, dla których to intelektualne wyzwanie, dla innych sposób sprawdzenia siebie, czy też próba odnalezienia dodatkowego lub może nawet podstawowego źródła pracy i utrzymania, dla części ryzykantów to po prostu sport czy rozrywka ekstremalna, a być może dla kogoś to inicjatywa sprawdzenia swojej szczęśliwej ręki. Pozornie pieniądz to wspólny mianownik wszystkich łączący, tak naprawdę zysk jest tylko pośrednikiem w realizacji określonych potrzeb. Tak czy siak – kupić, przetrzymać i zarobić to jedyny cel, działanie nie wymagające przecież wielkiej filozofii.
Dopiero potem, choć niekoniecznie po pierwszych niepowodzeniach, przychodzi moment pierwszej iluminacji. Że istnieją jakieś biznesowo-ekonomiczne analizy, że analitycy wzdłuż i wszerz prześwietlają spółki i rynki oraz opisują je dziwnym słownictwem, że są jakieś okazje do szybkiej spekulacji gdy przychodzi korekta i znów wzrost, że rysuje się jakieś wzorki po wykresach. Wtedy idą w ruch poradniki, książki, gazety, szkolenia, fora itd. W rzeczy samej, muszę to przyznać, sam przykładam rękę do propagowania konieczności wymyślenia siebie i swojego planu na zyskowne zaistnienie na giełdzie. Przytoczony cytat uświadomił mi natomiast, że faktycznie bez stosownej wiedzy i minimum doświadczenia wypracowanie jakiejkolwiek sensownej metody lub kompletnej strategii czy chociaż ogólnego planu z uwzględnieniem ryzyka, jest poniekąd wejściem na Mount Everest prosto z marszu i bez przygotowania.
Ale to nie jest również aż tak proste jak wydaje się Statman imputować.
Przede wszystkim dlatego, że zrobienie po prostu pasywnej dywersyfikacji portfela na początek drogi nie bierze się znikąd, na to się nie wpada tak sobie przy dziewiczym zakupie akcji lub jeszcze przed. Po pierwsze – trzeba mieć bowiem świadomość jak i dlaczego taki koncept działa. Po wtóre – potrzebna jest wiedza o tym dlaczego i jak nie działają inne strategie i metody, właśnie po to by się na nie od razu na wstępie nie skusić i „być ostrzeżonym” jak Statman słusznie zauważa. Żeby do tego wszystkiego dojść potrzeba już pierwszych lektur, przemyśleń, obserwacji, podpowiedzi. A do tego dociera się czasem nawet latami!
Statystyki potwierdzają, że nie każdy zostanie kiedyś ani skutecznym traderem ani nawet inwestorem. To jednak w żadnym razie nie przekreśla dalszego funkcjonowania na giełdzie, po to właśnie wymyślono pasywną, zdywersyfikowaną indeksację, która w ogromnej liczbie przypadków bije na głowę dokonania ekspertów od zarządzania kapitałami. Wprawdzie na GPW nie mamy jeszcze bogactwa wyboru, ale skromny portfel z ETFów i certyfikatów na kilka indeksów plus pakiet obligacji oraz funduszy specjalistycznych można już ułożyć. Szczególnie poszukującym swojego portu dla funduszy w ramach IKE jest to jedna z najoptymalniejszych propozycji.
Z takiego właśnie pakietu warto jednak wykroić sobie mały kawałek na sprawdzenie w sobie talentu aktywnego inwestora czy nawet spekulanta, spróbować wypracować własny styl. Nawet przegrana jest wówczas ogromną lekcją edukacyjną. Problem w tym, że w zidentyfikowaniu źródeł, łagodzeniu objawów i tłumaczeniu mechanizmów przegranej potrzebna jest pomoc i profesjonalne wsparcie, o czym w tym biznesie mało się mówi.
Panowie i panie z GPW – zamiast mało czytelnych reklam z piłkarzem, który inwestuje zamiast grać na giełdzie, rozważcie raczej właśnie reklamy indeksacji i dywersyfikacji jako remedium dla niedoświadczonych oraz poturbowanych.
PS. A przy okazji brak mi słów słysząc, że na GPW handluje się spółkami zagranicznych spółek typu Nova KBM, nad którymi żadnych praw nadzorczych NIE MA Komisja Nadzoru Finansowego! Chyba nikt w tej sytuacji nie będzie zdziwiony jeśli nastąpi z nich masowy exodus.
—kat—
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Uwaga za warta w postscriptum poraża.
Panie Tomaszu,niech Pan sobie poczyta blogi Supłacza, to Pan zobaczy jak pracuje KNF.
Pana wiara w urzędników graniczy z obłąkaniem.
Mimo wszystko pozdrawiam.
„Panie Tomaszu,niech Pan sobie poczyta blogi Supłacza, to Pan zobaczy jak pracuje KNF.”
Czy ów Supłacz to nie jest czasem nasz dyżurny rynkowy gwizdek/gwizdacz – whistleblower znaczy się? 🙂