Na blogach bossy wracają spory o analizę techniczną. Zwolennicy jej skuteczności sprzeczają się z przekonanymi, iż analiza wykresów nie działa. Wydaje się jednak, że za tym sporem kryje się całkiem ciekawy mechanizm, który mówi więcej o rzeczywistości rynkowej, jako takiej niż o skuteczności samego narzędzia.

Na początek zacznę od deklaracji, iż nie jestem zwolennikiem analizy technicznej, w której na wykresach szuka się czytelnych wskazówek na temat dalekiej przyszłości rynku. Z mojego punktu widzenia wykresy są mało precyzyjnym zapisem pewnego stanu w historii rynku, z którego tylko najodważniejsi mogą wyciągać wnioski na temat tego, co wydarzy się za rok. W takiej perspektywie tylko krok jest od odrzucenia bazowej dla AT tezy, że historia się powtarza i wycofania się ze sporu o to, czy jakiś wskaźnik się sprawdza, czy się nie sprawdza, bo w przeszłości się sprawdził w 59 procent przypadków. Ważniejsze wydaje mi się zredukowanie analizy wykresu do szukania rynkowych okazji i przesunięcia ciężaru obecności na rynku na zarządzanie pozycją, zyskiem lub stratą niż na spekulowanie dokąd dojdzie, czy nie dojdzie cena. W praktyce, zarysowane podejście sprowadza AT do szerokiego kontekstu obecności na rynku a nie do bycia jej wyznawcą czy przeciwnikiem. Z takiej pozycji trudno emocjonować się sporem o to, czy AT działa, czy też nie działa. Również szukanie odpowiedzi na pytanie, czy można dowieść naukowo skuteczności formacji i uwolnić się od subiektywizmu wydaje się jałowe. Rozumiem jednak, że – jak mawiają Amerykanie – Your Mileage May Vary.

Niezwykle jednak ciekawy jest fakt samego sporu i emocji, jakie towarzyszą wymianie argumentów. Niemal w każdym z nich, wprost lub nie, pojawia się oskarżenie, iż skoro AT nie działa, to stosujący AT muszą tracić na rynku pieniądze. Wydaje się, że nie można rzucić gorszego oskarżenia na innego uczestnika dyskusji. Nawet oskarżenie kogoś o to, że jest tylko i wyłącznie teoretykiem a nie podejmującym ryzyko nie ma tego ciężaru, co powiedzenie komuś w twarz, iż jest dawcą kapitału. W tym punkcie spór o AT zmienia się w coś skrajnie odmiennego, staje się miejscem walki o kawałek tortu a straty X-a z automatu robi się zyskiem Y-ka, kiedy tak zwyczajnie nie jest. Szybko pole walki poszerza się o uznanie i poklask a fakt i skala podejmowanego ryzyka odchodzą na plan dalszy. W istocie w sporach okołorynkowych niezwykle rzadko można trafić na obiektywne miary tego, jak ktoś radzi sobie na rynku a wyjątkowo łatwo o przerzucanie się błyskotkami, jak procenty czy tysiące złotych. Wystarczy rzucić w dyskusji, iż wyciągnęło się z rynku 100 procent, by mieć poczucie wyższości i zdobyć szacunek innych. Dla osób obeznanych z rynkową rzeczywistością zobaczenie 100 procentowego zysku zapala czerwone światło z pytaniem „przy jakim ryzyku?”, ale w dyskusjach takie pytania nie padają, bo w nich nie idzie o pokazanie podjętego ryzyka, ale pokazanie własnego „ja” lepszego od słabszego„ty”.

W szerszym kontekście patrząc nierozstrzygalny spór o to, czy AT działa – bo działa lub nie dla każdego inaczej – pokazuje, iż naprawdę inwestowanie na giełdzie czy spekulowanie, jest w dużej mierze erupcją działań tylko w pewnym stopniu związanych z samym rynkiem czy zmianami cen. Wielu z nas angażuje się w dyskusje ryzykując w nich własne reputacje. Próbujemy przekonać innych do własnych racji jednocześnie odmawiają innym prawa do własnych punktów widzenia. Co ważniejsze, jeśli mamy właśnie na rynkowej ścieżce okres, w którym nasze wypracowane metody nie działają a inne metody w tym czasie działają, to własna porażka zdaje się potęgować sukcesem innych. Dla przykładu, grający z trendem tracą w trendach bocznych, gdy spekulujący na krótkie impulsy wzrostowe/spadkowe będą czuli się w trendzie bocznym doskonale, bo rynek nie odjedzie zbyt daleko przeciwko zajętej pozycji. Jednak spotkanie tych dwóch graczy będzie pełne radości drugiego i pełne niezadowalania pierwszego. Z samym rynkiem i skutecznością stosowanych metod czy analizą wykresów ich konflikt nie będzie miał żadnego związku. Emocje będą jednak prawdziwe. Możliwe, że o nie głównie chodzi w nieco schematycznych w sumie sporach o AT.

37 Komentarzy

  1. XXX

    O AT
    GRUBY rysuje kreski i myśli,że… jest dobry-bo to czytamy.
    My jesteśmy lepsi- my wiemy ,że On wie-że my to czytamy…

  2. Klondike

    Spór mam taki sens jak spór czy przykładowo da się skoczyć ze skoczni. Małysz będzie twierdził, że się da i to jak. Ktoś inny będzie twierdził, że sie nie da bo nie potrafi. Pytanie kto ma rację, czy Małysz czy ten, który nie potrafi skakać.

    Większość nie potrafi skakać i bardzo dobrze.

  3. Klondike

    Nie każdy będzie Kubicą w tym sporcie.

  4. astanczak (Post autora)

    > Nie każdy będzie Kubicą w tym sporcie.

    Chyba nie o to chodzi, żeby być Kubicą – zresztą przypadek Kubicy nie jest najlepszy po jego wypadku, ale dobrze pokazuje, że jazda za szybko przy doskonałej technice i tak może skończyć się na bandzie.

  5. szutnik

    Jako jedna ze stron sporu, chyba zresztą bardziej pozornego niż rzeczywistego, pozwolę sobie zabrać głos w temacie.

    Otóż wg mnie działa…wszystko! I szeroko rozumiana AT i szeroko rozumiana AF.
    Klondike tu powyżej ma absolutnie rację – wpierw trzeba stać się dobrym w wybranym przez siebie rodzaju analizy, jak wszędzie indziej. Tak samo przecież trzeba coś umieć, by grać muzykę na scenie dla ludzi i z tego żyć. I nikogo nie dziwi, że ci, którzy to robią, wpierw się dość długo tego uczą.
    Ale w przypadku spekulacji na rynkach to za mało.

    Końcowy sukces nie zależy od stosowanej metody. Inaczej to powiem – nie zależy w decydującym stopniu od stosowanej metody analitycznej. Metoda to tylko jakieś 30-40% końcowego sukcesu, nawet, jeśli jesteś w tym naprawdę dobry. Można być naprawdę niezłym analitykiem (czyli znawcą jednej z metod, włącznie z jej umiejętnością stosowania) i jednocześnie fatalnym traderem, ponoszącym klęskę za klęską na rynku. Znam paru takich, ale nie o nazwiska tu chodzi.

    Przyczyną tego, ze tak niewielu odnosi sukcesy na rynkach nie są niedostatki stosowanej metody, ale to, co „siedzi w głowie” danego tradera.
    Każdy z nas ma swój, niepowtarzalny zestaw „demonów” skutecznie utrudniających mu odniesienie końcowego sukcesu. Dla jednego tym głównym demonem wśród innych w głowie będzie „Pan Kozak”, który każe mu „odważnie” rzucać się na rynek, dla innego „Mr. Adrenalina”, powodujący, ze dobrze czuje się dopiero w czasie spekulowania na ekstremalnych ruchach rynku, gdzie o porażkę bardzo łatwo, u kogoś innego to będzie „Ms Osika”, powodujaca totalną drżączkę przed każdym nawet najbezpieczniejszym z możliwych wejściem na rynek itd.
    Nie istnieje człowiek, który nie miałby problemu z własnymi demonami tradera.

    GŁÓWNYM PROBLEMEM, NIE POZWALAJĄCYM MI ODNIEŚĆ KOŃCOWEGO SUKCESU NA RYNKU JESTEM JA SAM!
    Nie jakiś mityczny „Gruby” ogrywający wspaniałego mnie na okrągło. To ja sam jestem przyczyną moich klęsk!
    Zwalanie problemu na „Grubego” czuć na milę nieumiejętnością przyznania się przed sobą do porażki.

    Z własnych doświadczeń wiem, że dopiero zidentyfikowanie tego mojego demona i jego kompanów, a także umiejętność wykrywania zawczasu, kiedy próbuje on przejąć kontrolę nad moimi decyzjami i zapobieganie temu, pozwala odnosić na rynku sukcesy. Tym większe, im skuteczniej się to zrobiło.

    Stąd kłótnie o to, która metoda lepsza nie mają za bardzo sensu.

  6. XXX

    doskonałym narzędziem jest „koszyk”- omijający kolejkę…
    a z GRUBYM jest jak z DIABŁEM jedni go widzą, inni nie…

  7. astanczak (Post autora)

    > Stąd kłótnie o to, która metoda lepsza nie mają za bardzo sensu

    Problem polega na tym, że spory szybko sprowadzają się nie do tego, „która jest lepsza” – o tym można jeszcze rozmawiać merytorycznie – ale do tego, „czyja jest lepsza” a tu już zaczyna się klasyczna choroba „moja jest najmojsza”.

  8. szutnik

    @ XXX

    Jeśli „Gruby” na GPW jest jedynym problemem w odnoszeniu sukcesów, to przecież wystarczy zmienić rynek na taki, gdzie go nie ma, i sukcesy gwarantowane 🙂
    Tylko mi nie mów, że na każdym rynku jest „Gruby”…

  9. XXX

    GRUBY nie jest żadnym problemem, wystarczy się przyczaić i sypnąć grosz niżej…dotyczy gł. spółek małych i średnich.

  10. Lucek

    Panowie widzą jakieś problemy? Chce się Panom nadal prowadzić jałowe dyskusje? A znają Panowie słowa Młynarskiego: „Róbmy swoje”?
    Jeśli ktoś twierdzi, że jest jakiś spór, to znaczy, że on ten spór kreuje. Nie ma żadnego sporu. Jest tylko zwyczajne polskie piekiełko, gdzie gdy jeden pokaże swoją metodę, znajdzie się kilku, którzy powiedzą „Eee, co za shit!”. Oni wiedzą lepiej i już!
    Tylko, że to jest „sport”, gdzie zasadą nie jest walka z kimkolwiek, ale codzienne doskonalenie siebie w kilku płaszczyznach jednocześnie.
    Gdzie trzeba analizować nie to, jak zagra „przeciwnik”, tylko co JA mam do zrobienia.
    Jeśli ktoś nie uznaje AT, niech nie uznaje.
    Jeśli twierdzi, że AT nie działa, niech powie na jakiej podstawie wyciągnął taki wniosek.
    Wiara na słowo? Czyje?

  11. Adam_S

    i AF i AT bazuja na danych z przeszlosci i probuja odgadnac przyszlosc dlatego sa jednakowo skuteczne.
    Nie ma zadnego sporu, jak zaznaczyl Lucek, po prostu kazdy swoje chwali i tyle. Jak w polityce. kazddy twierdzi ze ma lepszy program od drugiego a bagno jakie jest, sie nie zmienia.
    w AF i AT bardziej sie liczy „wewnetrzna sila” inwestora (badz insiderskie informacje, ale nie o tym mowa) dzieki ktorej potrafi z duza doza prawdopodobienstwa przewidziec przyszly ruch, a dobrze zarzadzajac kapitalm osiagnac zysk…

  12. astanczak (Post autora)

    Panowie przypomnę ładne zdanie z drugiej części Wall Street. W jednej fajnej scenie – z nielicznych fajnych – G. Gekko mówi „It’s not about the money – It’s about the game”.

  13. _dorota

    Tak a propos prywatnych demonów: czytam właśnie ostatnią książkę G. Zalewskiego. Poręczny spis demonów, każdy znajdzie coś o sobie (niestety, a może to i lepiej).

    Koniec przerwy reklamowej 😉

  14. gzalewski

    Bardzo mi miło 🙂
    Mam nadzieje, ze dobrze sie czyta i … inspiruje

  15. _dorota

    Czyta się. Konwencja rozmowy daje lepszą możliwość zderzenia wiedzy psychologa i praktyka.
    Piszę o książce, bo podeszłam do niej z lekko ironicznym dystansem: co można jeszcze o tym nowego? Można – znalazłam poglębienie tematów, które mnie interesują, stąd miłe zaskoczenie.
    „Manual” na końcu też dobry pomysł.

  16. gzalewski

    „bo podeszłam do niej z lekko ironicznym dystansem: co można jeszcze o tym nowego? ”
    Chyba nie miałem lepszej recenzji 🙂

    (to jest troche moje przekleństwo – starać sie wymyslac caly czas cos nowego – na szkolenia, do tekstow itp – na tematy, które wlasciwie mozna wyjasnic w paru słowach. Tym bardziej sie ciesze, z tego zdania)

  17. lesserwisser

    Czyżbym, jam to, nie chwaląc się, cały ten zgiełk wywołał? 🙂

  18. _dorota

    Ano, Ty, szwedzka kolubryno 😉 (choć może to był raczej wystrzał z Aurory).

  19. astanczak (Post autora)

    @ lesserwisser

    też 🙂

  20. Lucek

    „czytam właśnie ostatnią książkę G. Zalewskiego.”

    Zatytułowaną?
    Wiem, że pewnie można to wyguglować, ale mi sie nie chce, bo patrzę w tej chwili na wykresy pod kątem AT:)

  21. Lucek

    „Czyżbym, jam to, nie chwaląc się, cały ten zgiełk wywołał?”

    Następnym razem swój kijek wsadzaj do innego mrowiska, AT zostawiając pracującym w nim robotnicom i robotnikom.

  22. _dorota

    @ Lucek
    „Droga inwestora. Chciwość i strach na rynkach finansowych”

  23. lesserwisser

    „Następnym razem swój kijek wsadzaj do innego mrowiska, AT zostawiając pracującym w nim robotnicom i robotnikom.”

    To nie jest kijaszek, tylko język giętki mrówkojada, który wypowiada co pomyśli głowa.

  24. Lucek

    „Z drugiej strony, każdy kto czyta moje komentarze zdążył się chyba zorientować, że lubię włożyć kij w mrowisko”

    Less, pytanie za 100 pkt. Kto to napisał?
    Ja za Tobą nie nadążam 🙂

  25. lesserwisser

    To „włożyć kij w mrowisko” to przenośnia taka, figuratywna, jak „rzucić okiem”, „zabełtać błękit w głowie” czy „mleć ozorem”. 😉

  26. Kornik

    Autor ma rację twierdząc, iż blogi i fora są jakąś formą odgromnika.

    Generalnie szukamy na nich ciekawych treści. Ale poza tym każdy z nas jest człowiekiem z krwi i kości, więc jeden wchodzi na forum po to, żeby się czegoś nowego nauczyć, a drugi – bo ma dzisiaj ochotę na ploty, a jeszcze inny – żeby poflirtować z babeczkami („mam ochotę na chwileczkę zapomnienia”). Nic nowego pod Słońcem Peru. 😉

    Każdy przynosi ze sobą swoje obowiązki i troski, więc naturalne jest, że czasem będzie iskrzyć. Gdy takiemu Edziowi akurat odpali SL, to Edziu jest ładunek prochowy, który szuka iskry, a kiedy ten sam Edziu właśnie spienięży wygraną, to generalnie wchodzi na „ambonę”, żeby obwieścić miastu i światu: „Ja jestem king Bruce Lee karate mistrz” i w ogóle: „Ja jestem menago, Stonesa robię nago”*. 🙂

    A nie daj Bóg, jeśli na jednym forum spotka się Edzio wygrany i Edzio przegrany – wtedy powstaje mieszanka piorunująca i lepiej uciekać, bo nadciąga forumowy kataklizm. 🙂

    Moim zdaniem, tutaj niczego takiego nie obserwowaliśmy; była bardzo ciekawa rozmowa od czapy, a że czasem jeden drugiemu wetknie szpilę, to i dobrze – jest wesoło, a nie sztywno, jak w składziku ze szczotkamy.
    _____________

    *) Ja jestem menago – http://www.youtube.com/watch?v=K5pN_-NCfyQ&feature=related 🙂

  27. lesserwisser

    temat nie jest prosty więc chyba bez wodki nie razbieriosz.

    Czyli Pola monola plus coca cola i trzeba najpierw strzelić se gola.

    Chwilowo powiem tyle, że ledwo zipie, więc pozwoliłem sobie dla ułatwienia przerobić tekst Adama Stańczaka na swoją modłę, to znaczy tak jak ja to postrzegam.

    Na początek zacznę od deklaracji, iż jestem zwolennikiem analizy technicznej, w której na wykresach szuka się czytelnych wskazówek na temat niedalekiej przeszłości rynku. Z mojego punktu widzenia wykresy są całkiem precyzyjnym zapisem pewnego stanu w historii rynku, z którego nie tylko najodważniejsi mogą wyciągać wnioski na temat tego, co się może wydarzyć w najbliższym czasie a nawet za rok.

    W takiej perspektywie tylko krok jest od akceptacji bazowej dla AT tezy, że historia się powtarza, o ile zrozumiało się mechanizmy rynkowe kształtujące historię przeszłą, którą mamy zobrazowaną na wykresach.

    A to, ze jednemu się sprawdza a drugiemu się nie sprawdza,zależy w znacznym stopniu od sposobu indywidualnego postrzegania pewnych kwestii zasadniczych i przełożenia ich na konkretne posunięcia rynkowe.

    A to że na pewne kwestie można patrzeć zupełnie odmiennie zilustruję komentarzem do tekstu Kathaya, z jednego z odcinków o Darvasie.

    „Boxy Darvasa przynależą do SAT lub OAT w zależności od sposobu ich zastosowania.”

    SAT – to subiektywana analiza techniczna (czyli interpretacyjna -intuicyjna, OAT – to obiektywna (systemowa znaczy się albo mechaniczna). Tak dla jasności.

    „W zasadzie można precyzyjnie określić i przetestować każdy kolejny krok użycia w nich poszczególnych narzędzi i wykonania transakcji (tak modna ostatnio „check list”).

    No powiedzmy, że niemalże każdy. Przypomnę bowiem, że aby zacząć wyszukiwać boxy w cenach, Darvas najpierw dokonywał wyboru spółki przyjmując fundamentalne, w pewnej mierze SUBIEKTYWNE kryteria – firma godna zainteresowania musiała wykazać się: (a) rosnącą rentownością działania, (b) zainteresowaniem rynku w postaci zwiększających się obrotów oraz (c) czymś, co można określić jednym słowem jako „innowacyjność”, a więc „obiecujące perspektywy”.

    O ile (a) i (b) można precyzyjnie choć niejednorodnie wyznaczyć (każdy z inwestorów może przyjąć inne proporcje porównawcze) o tyle (c) to już kwestia intuicji czy szóstego zmysłu.

    Gdyby jednak (a), (b) i (c) pominąć, „boxy Darvasa” i ich modyfikacje (takie jak umiejscowienie w trendzie, o którym pisałem wcześniej) można zakwalifikować do Obiektywnej AT.

    Jednak to, co dokładnie robił Darvas, podpada z kilku poniższych powodów pod SAT, a to oznacza, że imponujący wynik końcowy (2 mln $) był po części rezultatem pozytywnego zbiegu okoliczności i dozy szczęścia:

    Patrz Darvas box, część szósta.

    Dla mnie natomiast są to akurat OBIEKTYWNE kryteria – te (a) rosnącą rentowność działania, (b) zainteresowaniem rynku w postaci zwiększających się obrotów. A jeśli nawet nieściśle obiektywne to jednak są to kryteria ewidentnie obiektywizujące wybór właściwej spółki o potencjale wzrostowym, wspomagane „subiektywnie” postrzeganą ich innowacyjnością.

    Tak więc, gdyby (a), (b) pominąć, to „boxy Darvasa” i ich modyfikacje, można by zakwalifikować do Subiektywnej AT, gdyż same boxy nie koniecznie spełniają ściśle wszystkie kryteria i charakterystyki przypisane OAT.

    Prześledźmy je kolejno, tak jak je autor opisał według swojej wizji:

    1. „OAT pozwala precyzyjnie i jednoznacznie określić każdy ze składników strategii a także precyzyjnie ją przetestować na danych z przeszłości w celu wydobycia hipotetycznej przewagi nad rynkiem (ang. edge).

    O ile postulat pierwszy można uznać za spełniony to już drugi (edge) jest dyskusyjny, gdyż boxy, do swego zaistnienia, wymagają specyficznie określonej sytuacji rynkowej, która wcale nie musiała zaistnieć wcześniej. Mogą więc być problemy z bazą porównawczą.

    2. Nie ma tu miejsca na dowolne interpretacje przy podejmowaniu decyzji a zyski i straty na bieżąco można monitorować i znajdować ich źródła w taktyce.

    Zasadniczo tak, o ile wybicia górą czy dołem nie bedą akurat fałszywymi breakoutami.

    3. „Sukces w długim terminie nie zależy więc od szczęścia ani intuicyjnego użycia, ale od rzeczywistego istnienia przewagi w metodzie.

    Eee tam, element fartu jest tu jednak istotny, bo jak nie wystąpi silny trend wzrostowy to metoda Darvasa nie wyda kasy.

    Oczywiście nic nie jest oczywiste ani jednoznaczne na 100%, i w tym właśnie cały szkopuł ( i urok).

  28. astanczak (Post autora)

    > jak nie wystąpi silny trend wzrostowy to metoda Darvasa nie wyda kasy

    Co za paradoks – jak wystąpi trend wzrostowy, to większość metod gry na wzrosty wyda kasę czy nazwiemy je boxami czy pozycją małpy.

    Czasami to poważnie żałuję, że zbyt wcześniej przyswoiłem sobie ideę Brzytwy Ockhama – bez niej mógłbym kreować te wszystkie poetyckie opisy dla mniej lub bardziej egzotycznych metod z przekonaniem, iż posiadłem wgląd w naturę wszechrzeczy.

  29. kathay

    Będę nudny:)
    Samo pojęcie „AT działa” jest już problemem, który rozkłada większość konwersacji zanim się rozpoczną. Zacząłbym więc od prostego: co wg ciebie/mnie oznacza „AT działa”?

  30. astanczak (Post autora)

    @ kathay

    > ciebie/mnie oznacza „AT działa”?

    Dla mnie nic nie oznacza, bo w sumie nie rozumiem tego pytania, ale znów – samo to, że ludzie tracą energię na udowadnianie sobie, czy coś działa czy nie jest ciekawe. Powiedziałbym, że na świecie jest całkiem sporo pytań, o których już na starcie wiadomo, że nie znajdzie się odpowiedzi a ludzie ich szukają i w samym poszukiwaniu dowiadują się kilku rzeczy (głównie o sobie). Tak patrząc angażowanie się w spór o AT może być pouczający, bo daje coś, co nazwałbym przymierzaniem metody do siebie, jak przymierza się marynarkę czy spodnie. Ludzie o pewnym doświadczeniu biograficznym nigdy będą wstanie stosować pewnych metod, bo nie będą wstanie pogodzić ich z tym co wiedzą o świecie. Jednym będzie pasowało trzepanie baz danych do granic możliwości baz danych a inni powiedzą, że ten sam wynik mogą osiągnąć koncentrując energię na tym, co dzieje się na rynku, kiedy już na nim są.

    W początkach blogowania posługiwałem się pojęciem „naiwnej analizy technicznej” i w sumie ciągle uważam je za dobre do opisu tego, co ludzie z AT robią a raczej, jakie zadania przed AT stawiają. Niestety można również uprawiać naiwną AT angażując w nią aparat statystyczny.

  31. lesserwisser

    „Co za paradoks – jak wystąpi trend wzrostowy, to większość metod gry na wzrosty wyda kasę czy nazwiemy je boxami czy pozycją małpy.”

    No właśnie, ale pod warunkiem że się ktoś pod ten trend podwiesi.

    Opowiem autentyczną historię: córka pewnej fiszy aplikowała o pracę w instytucji finansowej, w cv napisała, że jest po uczelni ekonomicznej i w poprzedniej pracy zajmowała się tworzeniem portfela inwestycyjnego i tak dobrze dobrała spółki, że jej portfelzarobiłileś tam procent.

    O tę samo posadę ubiegał się kuzyn członka rady nadzorczej, wykładowcy uczelni na której studiowała ta dziewczyna. Powiedział on, że na hossie, jak wszystko rośnie, to każdy jest mądry i zarabia.

    Zrobił ze studentami taką symulację: jego studentka wyciągnęła tę samą ilość spółek z kapelusza a student wybrał rzucając strzałkami do tarczy. Następnie udali się na rynek i faceta z małpką który kręcił katarynę, uprosila by ta jego małpką za łakocie wyciągnęła z kapelusza kartki z nazwami spółek, zamiast losów.

    Następnie policzono na zajęciach wyniki i okazało się, że każdy z losowych wyborów dałby w tamtym okresie lepsze wyniki niż portfel dobrany przez aplikująca dziewczynę, a małpka akurat wypadła najlepiej.

    Wykładowca stwierdził, że chyba udowodnił iż wybór spółek ma czysto losowy charakter.

    Ja gdy usłyszałem tę historię powiedziałem zaś tak: To jest dowód na to, że to nie los jest slepy tylko człowiek jest ślepy.

    A czemu małpka wypadła najlepiej. Też oczywiste, ona ma po prostu lepszy instynkt, a ten też się przydaje w życiu i w ogóle.

    No i jeszcze coś o trend trading.

    Do dziś pamiętam wypowiedź jakiegoś amerykańskiego tradera, skomentował poniższą wypowiedź autora książki o tradowaniu z trendem –

    „The whole secret is to jump and riding the trend, it is easy”

    Komentujący (widocznie koniarz ?) powiedział tak:

    „Life is not that easy, as you never know whether you mount a mule or a bucking bronco”

    „Nie ma tak letko, bo nigdy nie wiesz czy dosiadłeś (spokojnego) muła
    czy wierzgającego rumaka”

    bronco – to nieujeżdzony lub tylko częściowo ujeżdzony koń.

  32. Lucek

    Less, czy Ty wiesz za co Kain zabił Abla?

    Za opowiadanie starych dowcipów!
    Tej historii z małpą, która wyciągnęła spółki z kapelusza i miała najlepsze wyniki to nawet Mosz już nie opowiada…

  33. lesserwisser

    @ Lucek

    Żaden tam Mosz. Moja historia jest autentyczna. A ten zasłyszany pomysł z małpą niejednokrotnie był powtarzany w wielu krajach i nagłaśniany jak wynik był lepszy.

    Powiem więcej. Jak moja żona studiowała to jeden ze starych profesorów miał taki sposób ustalania minimum zaliczeniowego jak ktoś wyjątkowo słabo wypadł na testach – dawał właśnie swojej małpie do wyciągnięcia. I jak ktoś wypadł gorzej od niej to odpadał, a on mawiał – pan to jesteś głupszy nawet od małpy! Czyli nic nowego pod słońcem.

    Choć to różnie z tym bywa, bo choć moja stara była wybitną studentką to jednak jest z niej małpa (przynajmniej tak twierdzą niektóre koleżanki).:)

  34. astanczak (Post autora)

    > No właśnie, ale pod warunkiem że się ktoś pod ten trend podwiesi.

    Komplikujecie Panie Hrabio, starczy spojrzeć na wyniki większości prostych funduszy w hossie i macie dowód, że w trendzie szukający zarobku w kupowaniu akcji zarabiają. Resztę robi już statystyka – będzie grupka czytelnie lepszych do benchmarku i grupka czytelnie gorszych a wyniki większości wypadną w okolicach przyjętego benchmarku.

    > nagłaśniany jak wynik był lepszy

    Właśnie to „jak był” jest ciekawe – jak był gorszy, to już nie był nagłaśniany, bo to żadna sensacja. Przy okazji, chyba Limak (Kamil Jaros z Parkietu) kiedyś robił coś takiego na futures w Polsce publikując „pozycję małpy”, ale nie śledziłem tego i nie wiem, czy opracował statystycznie po zakończeniu zabawy.

    Ludzie w każdej branży, która ociera się o przewidywanie przyszłości mają swoje małpy i fascynują się porażkami tzw. ekspertów z małpami. Nie moje pole zainteresowania, ale coś mi się obija po głowie, że media donosiły regularnie o jakiejś ośmiornicy (czy czymś podobnym), która „przewidywała” wyniki jakiejś imprezy sportowej.

  35. lesserwisser

    „coś mi się obija po głowie, że media donosiły regularnie o jakiejś ośmiornicy (czy czymś podobnym), która „przewidywała” wyniki jakiejś imprezy sportowej.”

    Też o tym słyszałem, panie baronie. TRo jakieś dziwo z gatunku giant vampire squid,która niezwykle trafnie przewidywała wyniki zakładów o przyszłość, a nie tylko sportowych.

    A reszta przewidujących to zwykłe occtopussiaki, czyli cipciaki do ósmej potęgi,które z octem mają tyle wspólnego, że kwaśne mają miny, jak się ich zakłady rozwikłują.

  36. Lucek

    http://sport.newsweek.pl/osmiornica-paul-przewiduje–ze-mundial-wygra-hiszpania,61676,1,1.html

  37. kathay

    Naive Technical Analysis to zdaje się nawet pojęcie powszechnie używane w świecie akademickim. Nad ‚i’ zresztą są nawet 2 kropki nie jedna 🙂
    Uważam, że „AT działa” można dokładnie sprecyzować i określić się samemu wobec definicji. Zrobię to w kolejnym wpisie, tym bardziej, że to planowałem ponieważ dostałem impuls z zupełnie innej strony.
    Problem podobny dotyczy AF – czy fundamentalna działa?

    SII zrobiło badania inwestorów, w których wyszło, że 64% kieruje się intuicją. IMHO ta liczba jest zafałszowana, wielu robiących AT czy AF tak naprawdę kieruje się również intuicją. Natomiast zabrakło mi innej statystyki- ilu ze stosujących czystą AT, AF i intuicyjną rzeczywiście zarabia…

Skomentuj _dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *