„Aby patrzyć na damę pod optymalnym kątem, mężczyzna musi podążać za nią w odległości równej pierwiastkowi z iloczynu wysokości jego wzroku i wysokości wzroku ponad rąbkiem jej sukienki”
Uściślijmy – w cytowanym fragmencie chodzi wyłącznie o damskie nogi. I optymalny kąt jaki jest potrzebny, żeby je podziwiać. Zainteresowani szczegółami powinni sięgnąć po książkę wydaną przez Wydawnictwo Naukowe PWN „Matematyka, daj się uwieść”, Christopha Drössera. Ewentualne zarzuty o seksizm w książce powinny zostać odrzucone. Kobiety znajdą w niej również coś dla siebie, ot choćby wzór na najlepszego kandydata na męża (pod warunkiem, że mamy ich kilku i nie możemy się zdecydować).
Drösser bawi się matematyką. Pokazuje jak można wykorzystywać znane (i najczęściej nielubiane) pojęcia, zagadnienia, do tego, żeby rozwiązywać realne problemy. Co więcej nie odwołuje się tylko do hipotetycznych historyjek o kobiecych nogach, czy tym jak optymalnie wypić puszkę piwa, żeby stawiając ją na plaży, nie wylać jej zawartości, ale wykorzystuje realne wydarzenia.
Zaangażowanym w politykę (jak również zwolennikom różnego rodzaju teorii o tym jak jesteśmy manipulowani) może spodobać się rozdział o tym w jaki sposób układać okręgi wyborcze, aby zwiększyć swoje szanse w wyborach oraz jak łatwo można wpaść w pułapkę uzyskania większości w tychże wyborach a mimo wszystko stracić miejsce w parlamencie.
Feministki powinny dokładnie przeczytać rozdział, dlaczego czasem walka o parytety prowadzi do absurdów, czyli dlaczego na pewnej uczelni wskaźnik przyjmowanych kobiet na poszczególne wydziały był większy niż mężczyzn, ale w ogólnej statystyce wynikało, że jednak kobiet przyjmuje się procentowo mniej.
Każdy kto dopiero rozpoczyna przygodę ze światem finansów, procentem składanym, średnich wynikach czy wzroście wykładniczym, będzie mógł po lekturze kilku rozdziałów pozadawać kilka trudnych pytań swoim doradcom finansowym.
Dla wszystkich „humanistów” bojących się wzorów. Tak jest ich tam sporo, ale poruszana tematyka łagodzi ich straszność, zaś pokazuje użyteczność. To pisałem ja, autor, któremu przez kilkanaście lat edukacji wmawiano, że jest „typem humanistycznym” i nie musi rozumieć matematyki.
25 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Dodam od siebie jeszcze:
Matematyka niepewności, L. Mlodinow
Po obiecuj acym wstępie juz myślałem, że będzie coś pod tytułem „Matematyczko, daj sie uwieść” a tu takie rozczarowanie. 🙂
Nie chwalmy więc d(a)nia przed finałem (konsumpcją).
😀 😀
Jeżeli ja mam 168 wzrostu, noszę sukienki lekko zakrywające kolana, jestem w miarę proporcjonalna jeżeli chodzi o wzrost – to w jakiej odległości powinnam trzymać mężczyzn, aby zostać „świetnie” zakwalifikowana?
Chciałabym manipulować a mam problemy z wyliczeniem 😀
Chyba muszę zmierzyć wysokość swoich łydek, dodać do tego wysokość obcasa a na randki zabierać kalkulator. Pierwiastka w pamięci nie policzę.
O matko..kto napisał, że matematyka jest łatwa….:D
> to w jakiej odległości powinnam trzymać mężczyzn
abstrahując od pierwiastków i trawestując Einsteina, że „wszystko trzeba robić tak prosto, jak to tylko jest możliwe, ale nie prościej”, powiedziałbym, że „blisko, ale nie bliżej” i chyba nawet próbowałbym znaleźć na to uzasadnienie na gruncie psychologii ewolucyjnej. Zresztą wszyscy, którzy mają więcej niż naście lat wiedzą, że „blisko, ale nie bliżej” działa najlepiej. A wracając do giełdy, wszak to samo można powiedzieć o stop-loss’ach.
😀
Och faktycznie, powinnam była jeszcze zamiast słowa „manipulować” użyć OPTYMALIZOWAĆ 😀
Nic dodać, i ująć w szczególności. Kto Wam za to płaci????????
Osobiscie moge polecic ksiazki z serii „for dummies”, gdzie w przystepny sposob tlumaczy sie nawet takie zabawki jak rachunek rozniczkowy. Oczywiscie ksiazka nie wyglada tak powaznie jak skrypty uczelniane 🙂 ale jest za to zrozumiala i przyjemna 🙂
@ Pink Floyd dobrze mówisz, ja też lubię książki z serii „„for dummies”, właśnie za tę przystępność i łatwość percepcji.
Ostatnio prze świętami, żona pyta mnie co czytam, no to ja jej pokazuję „Forex dla bystrzaków”, na to ona mówi, weź się lepiej za sprzątanie, bo to książka nie dla ciebie.
Jak to nie dla mnie pytam? A ona mi na to wrednie – „Dla ciebie to lepsza by była „Foreks dla gamoniów”. Na to ja odpowiadam, ze złośliwą satysfakcją, właśnie taką czytam „Forex for dummies” czyli po naszemu „Forex dla jełopów”.
Widocznie nasz wydawca zdecydował, że pod oryginalnym tytułem by się gorzej sprzedawała. No i moje było na wierzchu, więc się ponownie zabrałem za lekturę.
Widzisz lesser bo u nas wszyscy z urodzenia są geniuszami.
Te serie amerykanskie są „for dummies” „for idiots”, a u nas „dla opornych”, „dla bystrzakow”.
Ot taka specyfika
No to kamień spadł mi z serca bo juz zaczałem sie martwic, że coś ze mną jest nie halo.
@less
Kiedys myslalem, ze to obciach czytac „for dummies”. Polski wydawca w tlumaczeniu posluzyl sie eufemizmem „dla opornych” 🙂
W Polsce na szczescie juz mniej powstaje ksiazek, gdzie glowna trescia autora jest „patrzcie jaki jestem madry”.
@ Pink Floyd
Dla opornych – to całkiem fajne tłumaczenie, występuje jeszcze gorszy wariant „dla zółtodziobów” natomiast ten wariant „dla bystrzaków” to totalna porażka, moim zdaniem.
Sorry bo za szybko „nacisłem” to musze dopisać.
Jaki obciach mam w domu „I Cing dla zółtodziobów” i „Taoizm dla żółtodziobów” absolutnie w porzadku ksiażki, lepsze od wielu innych.
PS
A Grzegorzowi Z. dziekuje za namiar na nowa pozycje,bo matematyka w nowej optyce się przda no i na kobiece nogi bedę mógł spojrzeć z nowej perspktywy.
To ja opowiem historię kolegi, z którym widuję się co rano przy lustrze.
„Jako typowy humanista, który zarówno się nim czuł, jak i był w ten sposób postrzegany, zawsze myślał, że matematyka to jest obszar, na który po opuszczeniu murów szkoły nie będzie musiał się już nigdy zapuszczać.
Hasał sobie po łąkach, studiował to, co sprawiało mu frajdę i cieszył się życiem. W pewnym jednak momencie okazało się, że złapał bakcyla giełdy i pomyślał, że fajnie by było w życiu zajmować się czymś z tego obszaru. Z drugiej strony nadszedł piąty rok studiów i okazało się, że rynek pracy w pewnym nadwiślańskim kraju aż tak bardzo nie kocha humanistów, jak to się wcześniej temu koledze wydawało.
Kolega stwierdził, że skoro bardzo dobrze mu jest na rynku kapitałowym to może udać się w tym kierunku bez konieczności robienia studiów ekonomicznych. Jako, że ścieżki po temu otwiera grono starszych zwane KNF, udał się przed ich tablicę ogłoszeń, gdzie odszukał spis ksiąg, do których dobrze jest zajrzeć przed spotkaniem ze starszymi. Wybrał sobie pierwszą z brzegu pozycję napisaną przez mędrca zwanego tajemniczo „Jajugą”. Po zapoznaniu się z kilkoma pierwszymi stronami kolega zwątpił w sens całego przedsięwzięcia, gdyż bloki tekstu przeplatane były runami tak niezrozumiałymi, że trzeba by było całych lat studiów, aby je odcyfrować.
Zasmucony, młody adept giełdowy, stwierdził, iż niestety jego mały rozumek nie jest w stanie objąć ogromu materiału niezbędnego do rozgryzienia największej runicznej tajemnicy, jaką do tej pory postawiło przed nim życie – modelu Blacka-Scholesa.
Tak więc po dziś dzień kolega ten odgrywa rolę planktonu na giełdzie wróżąc z kresek i świeczek w nadziei, że dobra wróżka zwana Procentem Składanym pomnoży kiedyś jego skromne oszczędności.”
Tak więc moi mili, w zderzeniu z runami, humanista wymięka.
humanisto, droge ktora na razie wybrales jest moze i dluzsza niz klasycznie, ale niezle Ci idzie. Co wiecej wydaje mi sie, ze masz spore szanse na inne/nowe/ciekawsze spojrzenia, niz Ci ktorzy bez problemu radza sobie z „magicznymi znakami”. WLasnie dlatego, ze bedziesz stawial pytania, ktore moga sie wydawac bez sensu specjalistom, a ktore zaowocuja czyms interesujacym.
No i juz tak na koniec warto przywrocic pojecie „humanista” nie w rozumieniu „głąb, który nie powinien brać się za nauki ścisłe”
A ja mam teorie, ze aby miec wieksze szanse cos robic na prawde z sukcesem, nalezy to robic z pasja 🙂
Ale czasami ta pasja może wynikać z ojcowego pasa.
Bo jak potrzebna jest dyscyplina to niezbędna bywa dyscyplina. 🙂
@less
Bezstresowe wychowanie IMO sie nie sprawdza 😀
Można to robić z pasją, lecz niestety dla większości początkujących graczy pozostanie to tylko pasją czy hobby. Małe portfele, nie pozwalające na konsumowanie zysków sprawiają, że będzie to zawsze aktywność „po godzinach”.
I to jest właśnie smutne. Ale z drugiej strony nie wiem, czy nie wolę zajmować się giełdą jako hobby i mieć z tego ogromną frajdę niż siedzieć nad cyferkami 8h dziennie i mieć tego serdecznie dość.
Mozna tez probowac tak jak Bulkowski 🙂 Miec wzglednie dobrze platna prace, nie zadluzac sie po uszy, regularnie odkladac i pomnazac kapital(najlepiej przez cos wiekszego od 1 :D), a nastepnie przed 40-tka odejsc na emeryture 🙂
No a caly czas pasjonowac sie tym wszystkim 🙂
Wielu z tych sławnych, co zajmują się zarobkowo tradingiem profesjonalnym oraz AT, by mieć stały dochód potrzebny na utrzymanie w latach chudych zabiera się za pisanie książek, analiz i artykułów dla prasy, prowadzi bloga by miec wpływy z reklam, etc w oczekiwaniu aż przyjdą lata tłuste.
Poza tym niekoniecznie te tuzy mają coś mądrego do przekazania, bo albo nie dzielą się wiedzą, albo nie potrafią jej przekazać a często gęsto to nie mają wiele do przekazania bo sami nie za bardzo rozumieją jak działa ten cały mechanizm rynkowy i co powoduje jego konkretne ruchy.
Taka jest smutna rzeczywistość bo najważniejsze to to by tak rozreklamować swoje książki i „cudowne” systemy tradingowe by się dobrze sprzedawały.
Ciekawe ile klientow indywidualnych bossy zyje wylacznie z zyskow gieldowych 😉
„Poza tym niekoniecznie te tuzy mają coś mądrego do przekazania, bo albo nie dzielą się wiedzą, albo nie potrafią jej przekazać”
Z dwojga złego wolę tuza, który nie dzieli się wiedzą.
Bo gdy trafia sie taki, który nie potrafi jej przekazać, to boję się,
że mogę popaść w nałóg. Zazwyczaj na trzeźwo nie da rady się tego czytać:)
postaram się odnieść do tego w kolejnym wpisie, tu tylko powiem, że gamy motywacji wchodzenia na rynek może być masa – również taka, jak „sprawdzić się”.
@ Alicja
Ja wiem, że długie teksty Cię nużą i jako kobitka jesteś raczej wzrokowcem, więc wolisz obrazki ( a im bardziej kolorowe tym lepiej :))
No i fajnie, bo ilustracją graficzna jest najlepiej przyswajalna.
Ale, moja droga, w procesie edukacji nie da się obyć od analizy deskryptywnej, czyli opisowej. Bo trzeba wyjaśniać to czego adept nie może dostrzegać, zwracać mu uwagę na istotne aspekty by łatwiej i lepiej postrzegał na czym w danym przypadku polega istota problemu.
żeby lepiej zilustrować (słownie) o co mi chodzi posłużę się analogią brydżową, jeśli grasz to łatwo zrozumiesz, a jesli nawet nie to też chyba zrozumiesz o co mi chodzi.
Gracza uczonego licytacji instruuje się, że przykładowo posiadając rękę z czterema kartami w kolorze starszym o danej sile punktowej należy dać taka a taką odzywkę.
Problem jednak w tym, że rąk o podobnej sile z czterokartem starszym może być cała plejada i karta karcie nie równą. Jedna ma dwa kolory, inna ma skład zrównoważony a inna niezrównoważony. W jednej figury są w kolorach kluczowych a winnej gołe (niechronione), w jednych są skupione w sekwensie a w innych rozstrzelone. Różna jest tzw uroda karty, to jest jedna karta jest bardziej treściwa (bo zawiera dziesiątki i dziewiątki, nie liczone do punktów ale stwarzające okazje impasowe a więc realna szanse na lewę, co znaczy że w danej sytuacji mogą być więcej warte niż samotna dama warta 2 punkty. I tak dalej.
Opis systemowy mówi sucho i krótko dajemy taka a taka odzywkę, tymczasem czasem lepsza może być inna bo lepiej opisuję naszą rękę w danej sytuacji.
A pełny opis interpretacyjny danej karty może zając jedna czy nawet dwie strony, natomiast doświadczony grać czuje to w lot na pierwszy rzut oka.
Podobnie jest z analizą techniczną i rozpoznawaniem konfiguracji graficznych, liczy się wiele elementów i elastyczne podejście umiejscawiające je w konkretnym kontekście rynkowym, co może prowadzić do zupełnie innej konkluzji niż proste i sztywne rozpoznanie danej figury.
Jak mawia lesserwisser – „Aby właściwie rozpoznać głowę z ramionami to trzeba mieć łeb na karku.” 🙂
Mam nadzieję, że wyłożyłem to w miarę przejrzyście.