Świat zmierza niechybnie do swojego końca skoro polski cerber czystości rynku KNF rozważa możliwość likwidacji certyfikowania maklerów i doradców. Jeszcze niedawno nawet myślenie o takim rozwiązaniu stanowiło dość daleko idącą abstrakcję.
Grzegorz dopiero co poruszył problem w swoim wpisie, ja chciałbym go pogłębić od tej strony, której na optymalnym rozwiązaniu powinno zależeć najbardziej. Odkąd pamiętam wszelkie konsultacje regulacyjne ignorowały ich docelowego adresata czyli klienta. I tym razem nie będzie inaczej, na szczęście inwestorzy mogą w tej sprawie głosować sami i niezależnie- swoimi pieniędzmi.
Od kilku tygodni toczą się dyskusje, które nagłaśnia „Parkiet”. Szybki przegląd stanowisk wygląda mniej więcej tak: KNF – obie ręce za likwidacją licencji, Związek Maklerów i Doradców – przeciw, z zupełnie chyba naturalnych powodów, fundusze wszelkiej maści – zasadniczo przeciw choć dla nich nie jest to ani pierwszo- ani drugorzędny problem, obserwatorzy i komentatorzy rynku natomiast prezentują dość mieszane stanowiska. Brakuje oczywiście głosu nas czyli klientów biur maklerskich i instytucji, nas, którzy finalnie za całe to zamieszanie płacą w swoich prowizjach. Pozwalam sobie otworzyć więc małą dyskusję, wiedząc, że KNF lubi podglądnąć nasze blogi.
Zacznijmy od tego, że KNF zmienia front pod wpływem nowych dyrektyw unijnych znanych jako MIFID. Ciekawostkę stanowi jeden z głównych argumentów: na świecie takich licencji nikt prócz Polski nie wydaje. Po prostu tkwimy w innej epoce. Ja się pytam w takim razie: skąd w instytucji nadzorującej nagle takie olśnienie? Od lat jesteśmy jako kraj takimi właśnie pariasami i nadgorliwcami ale próby podjęcia na ten temat dyskusji powodowały w najłagodniejszym wydaniu groźne pomruki ówczesnej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Zakładam jednak koncyliacyjnie, że taki kaganiec założyli nadzorowi nadgorliwi politycy, przy obopólnej zgodzie Komisji zresztą co tu dużo mówić, ale skoro włączono całkiem serio zielone światło to nie będę więcej wybrzydzał.
Granatem zaczepnym niech będzie w tym wypadku pytanie: czy potrzebny nam- klientom- makler lub doradca z glejtem sygnowanym przez KNF? W sensie wiarygodności i praktyczności? Osobiście rozdzieliłbym odpowiedź na dwa osobne wątki, odpowiadające obu zawodom:
MAKLERZY
Chciałbym bezdyskusyjnie, żeby makler, który mnie obsługuje, posiadał pełną wiedzę w zakresie wszelkich regulacji, organizacji obrotu, aktualnej oferty emisyjnej i stanu rynku. Nie piszę o kulturze osobistej bo to w tego typu zawodach konieczność nie podlegająca negocjacjom. Maklerzy nie mają możliwości działania na własną rękę, są uzależnieni od stylu działania i wiarygodności pracodawcy czyli instytucji podlegającej w swym istnieniu szerokiej gamie przepisów.
Tak naprawdę nie ma dla mnie jako klienta znaczenia jakiego rodzaju papier wisi w ramkach na ścianie maklera jeśli jest on po prostu sprawnym reprezentantem swojej firmy, znającym dobrze jej ofertę i procedury najlepszego działania. To firmie powinno zależeć by go dobrze i optymalnie wyszkolić tak by gwarantował jej zaufanie i wiarygodność. Oczywiście broker ma pewnie ułatwione zadanie kiedy przychodzi z ogłoszenia człowiek ze zdanym egzaminem albo przynajmniej skończonym kursem, organizowanym choćby przez którąś z organizacji branżowych (pal diabli- nawet KNF). Ale kurs, nawet zakończony certyfikatem czy egzaminem, nie musi wcale mieć charakteru licencji, ograniczającej dostęp do pracy wszystkim chętnym.
Jeśli brak konieczności posiadania takiej licencji zdaje egzamin w innych krajach, to dlaczego wyważać drzwi? Broker, która chce zdobyć silną markę, sam zadba o rozwój pracownika. Inna sprawa, że rynek sam się ureguluje i powstaną firmy robiące odpowiednie kursy na różnym poziomie a ktoś chętny do zawodu i tak pewnie przejdzie ścieżkę kursową. Ale licencja obowiązkowa nie gwarantuje, co wiemy z praktyki w wielu dziedzinach, że jej posiadacz ma predyspozycje do zawodu. Gdybym miał opowiedzieć się za rozwiązaniem tego problemu to zostawiłbym decyzję o tym jakich pracowników potrzebują domom maklerskim.
DORADCY
Z wielu względów uważam, że ten tytuł rządzi się innymi prawami i wymaga innego podejścia.
Przede wszystkim nie jest prawdą, że na świecie nie wymaga się w pewnych obszarach potwierdzonych kwalifikacji. Jeśli brać pod uwagę rynek amerykański za wzór, to nie wypada nie wspomnieć o certyfikatach doradców typu CTA czy CFA. Ale pamiętajmy, że aby zarządzać niewielkimi rachunkami osób trzecich nie potrzeba tam posiadać tego typu papierów i nie ma z tego tytułu tragedii. Sprawnie bowiem działa nad firmami nadzór państwowy i branżowy. Do tego sam rynek wymógł wysokie standardy – jeśli zarządzający łamie zasady, które sam określił w statucie swojej firmy, na głowę wejdzie mu cała armia prawników, którzy z przyjemnością upomną się o prawa swoich klientów.
W Polsce zarządzający z tytułem CTA nie ma oficjalnie prawa świadczyć usług ponieważ nie jest uznawany przez KNF, to kolejny dziwoląg regulacyjny, z którym trzeba się w końcu pożegnać, znosząc obowiązkowe licencje dla doradców. Wprawdzie egzamin zdawany przez doradców CTA jest prostszy niż ten na polskich doradców ale znów pozostawmy weryfikację rynkowi, domagając się raczej dokładnego nadzoru samej firmy a nie jej pracowników. W słynnej spółce WGI pewnie gdyby było nawet 10 licencjonowanych doradców to i tak afera nie miałaby innego przebiegu.
Prawdą jest też, wbrew zaprzeczeniom instytucji, że doradca to często tylko „słup”, których sztuk dwie musi zatrudnić firma inwestycyjna by mieć pozwolenie na działanie, podczas gdy głównym doradzającym lub zarządzającym środkami jest ktoś nie posiadający licencji. Bo też zdanie egzaminu nawet jeśli gwarantuje posiadanie przez człowieka wiedzy to nie potwierdza w żadnej mierze jego zdolności pomnażania pieniędzy czy umiejętności analitycznych.
Co więcej – dziś posiadając firmę o innym profilu niż finansowy i chcąc inwestować nadwyżki pieniędzy (powyżej pewnego pułapu), nie możemy tego w świetle prawa robić, ponieważ wchodzimy w kolizję z prawem- właśnie brakiem licencjonowanego doradcy. Z drugiej strony ludzie, którzy posiadają ponadprzeciętne umiejętności radzenia sobie z inwestowaniem czy spekulacją nie mogą tego wykorzystać w swoim własnym biznesie bez glejtu z KNF. Tu w odróżnieniu od maklerów są możliwości zorganizowanego działania na własny rachunek.
Jak w tym wypadku wygląda to z pozycji klienta? Nie pomylę się chyba jeśli powiem, że chcemy mieć jak największy wybór powierników, którym oddamy pieniądze w zarządzanie, ale głównie ze względu na ich umiejętności a nie certyfikaty. Co chcielibyśmy od nadzoru to ścisłą kontrolę nad tym jak owe firmy spełniają wymogi prawne, regulacje bankowe, sposoby bezpieczeństwa obrotu i przechowywania środków, uczciwość raportowania wyników i sposobów inwestowania pieniędzy. Chyba po raz pierwszy poprę zamiary Komisji choć nie bezwarunkowo.
—Kat—
10 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
A co z pomrukami niechęci ze strony biur maklerskich na temat ucywilizowania rynku i zamykania go o tej samej godzinie co reszta Europy? Tu nam Azja nie przeszkadza 🙂
Witam, dziękuję za poruszenie tego tematu. Jestem za likwidacją wszelkich licencji, o wszystkim powinien decydować rynek. Jeśli dana firma zatrudnia maklera lub doradcę, to ona powinna przeprowadzić wewnętrzny egzamin, aby jej pracownik godnie reprezentował firmę i był kompetentny.
Pozostaje tylko problem z tymi, którzy do tej pory płacili ciężkie pieniądze za kursy przygotowujące do egzaminu. I tu słusznie Związek Maklerów protestuje, dlaczego najpierw kazano ludziom zdawać a teraz nie. Ktoś wcześniej głupio wymyślił, a teraz chcemy wrócić do normalności.
pozdrawiam
Wojciech Suchomski
Nic dodać, nic ująć Tomku (jak zawsze). Nie ma nawet co komentować, chciałem jedynie podpisać się pod twoimi słowami dla przekonania niewiernych ;).
Ostatnio zadzwonił do mnie człowiek, z prośbą, żebym zajął się zarządzaniem jego rachunkiem inwestycyjnym. Zgodnie z obowiązującym prawem musiałem mu odmówić, tłumacząc konsekwencje i obowiązujące regulacje w tym zakresie. Mogę tylko zarządzać swoimi środkami.
Pamiętam, jak rok temu, szukając dogodnych lokat dla części środków, dostałem (niechcianą) ofertę od jednego z banków w Polsce na zarządzanie rachunkiem. Na zdjęciu prezentował się profesjonalnie ubrany posiadacz licencji maklera i CFA, który wyciąga rocznie z zarządzanego portfela 5%:)
Gdzie tu logika?
czy osoba znakomicie potrafiąca leczyć powinna mieć ukończone studia medyczne i co tam jeszcze potrzeba? czy kryminalista, który po 15 latach siedzenia w pierdlu nauczył się prawa na blachę, mógłby świadczyć usługi jako obrońca w sprawach karnych?
czy notariusz powinien mieć skonczoną odpowiednią aplikację, skoro w internecie pewnie mozna by znaleźc wzory dokumentów i wymagań na wszelkie okoliczności?
Zmodyfikować obecną licencję doradcy do powszechnie obowiązkowej dla doradców finansowych. To są dopiero „znachorzy”
No tak, cały rozwinięty świat jest bardziej liberalny w rozwiązaniach prawnych w tym temacie, tylko my, musimy wiedzieć lepiej, a wstawki z lekarzami, znachorami i prawnikami, to już czysta demagogia.
eisn05
Zbliza sie 20-lecie naszego rynku. Zmieniło się otoczenie, warunki, system giełdowy, świat finansów. I ZMID (oraz zwolennicy utrzymania status quo) zamiast zaproponowac (jakiekolwiek) zmiany, które pasowałyby do tej zmieniajacej się rzeczywistości, stoi na stanowisku, że „po co zmieniać, skoro jest dobrze”. Ale może jest dobrze jesli sie patrzy poprzez pryzmat pieniędzy z kursów na egzaminy. A reszta już nie jest tak interesująca.
A idąc podobną demagogią o umiejętnościach, to każdy zawód można licencjonować. Bo gdzieś zawsze jest jakieś zagrożenie. A w najgorszym wypadku można zawsze powiedzieć, że „to innych charakter działalności”
Mam nadzieję, że w końcu się doczekamy likwidacji licencji, lub przynajmniej braku jej wymogu. Jestem całkowicie za.
Pingback: O zniesienie licencji maklera i doradcy wojenka « Viix Trader Chronicles