Po miesiącach emocji związanych z reformą amerykańskiej służby zdrowia tamtejsza klasa polityczna zabrała się za finalizowanie reformy, którą obrazowo nazywa się „naprawą Wall Street”. Nie brakuje dalej idących porównań, w których mówi się o „zakładaniu kagańca na Wall Street” czy „sprowadzenia bankierów na ziemię” Już sam język pokazuje, iż w reformy – a w praktyce sprowadzą się do serii ograniczeń dla największych instytucji – wpleciono sporą dawkę populizmu, w której bankierów inwestycyjnych z Wall Street przeciwstawia się „common people”.
Pisałem kiedyś o klasycznym i obecnym odkąd istnieje rynek amerykański przeciwstawieniu Wall Street – Main Street, w którym ludzi pracy tworzących fizyczne dobra utożsamiane z prawdziwym bogactwem konfrontuje się ze spekulantami. Jak nigdy konflikt pomiędzy tymi – dodam – dość stereotypowymi grupami wyostrzył się w ostatnim kryzysie, który zmusił amerykańskie władze do rzucenia worków pieniędzy w celu obrony całego systemu finansowego. Z perspektywy kilkunastu ostatnich miesięcy widać, iż wymagający baybassów system bankowy wrócił do życia a wiele instytucji finansowych notuje zyski, które zadziwiają największych optymistów.
Paradoks polega na tym, iż im większe zyski instytucji finansowych, tym większa złość przeciętnego podatnika, który wychodzi z kryzysu ostatni, bo z zasady poprawa kondycji gospodarki znajduje przełożenie na rynek pracy dość późno a – jak wiadomo – spora część ludzi na świecie, również w USA, dysponuje tylko jednym dobrem, które może wymienić na pieniądze – własną pracą. Przy wysokim bezrobociu przepaść między ludem a nabierającymi tłuszczu rekinami z Wall Street bardzo łatwo wykorzystać do walki politycznej podsycając niechęć do znienawidzonych w ostatnim czasie Goldmanów, Sachsów czy innych Morganów.
Kult osobistego sukcesu w USA powoduje, iż Goldman Sachs czy upadły kilkanaście miesięcy temu Lehman Brothers w powszechnym odbiorze nie ma twarzy pracowników tych instytucji, ale ich prezesów. Spersonalizowanie tego konfliktu pozwala wyjątkowo łatwo wytworzyć mechanizm osób odpowiedzialnych za zamieszanie lat 2008-2009 i – odważę się – publicznie oskarżyć konkretne nazwiska za kłopoty przeciętnego Johna Doe. Stąd już tylko krok, do wskazywania, iż konkretni spekulanci winni są temu, iż galon paliwa kosztuje trzy dolary, co niszczy przemysł, rodziny i linie lotnicze. Słowem: za wszystkie kłopoty można oskarżyć dziś Wall Street.
Dlatego w kolejnych tygodniach powinnyśmy obserwować powrót specyficznego polowania na czarownice, w którym Goldman Sachs będzie jednym z głównych oskarżonych. Zanim dacie się Państwo przekonać, iż jakiekolwiek ograniczenia nałożone na Wall Street powstrzymają kapitał spekulacyjny od operowania na rynkach surowcowych czy szerzej towarowych pamiętajcie o dwóch ważnych faktach. Spora część handlu ropą czy innymi surowcami w USA odbywa się poza rynkiem regulowanym w ramach transakcji swapowych. Oczywiście znajdują one odzwierciedlenie w cenach kontraktów notowanych na giełdach, ale raczej pośrednio niż bezpośrednio.
Gracze obecni na amerykańskim rynku towarowym nie muszą wcale handlować na nim w oparciu o amerykańskie prawo. Można nawet powiedzieć, iż im większe restrykcje nałoży się na amerykańskie instytucje, tym większy odsetek transakcji zostanie przeniesiony na rynki, które będą funkcjonowały poza amerykańskim prawem – wzmocni się zatem mechanizm już obecny. Nałożenie ograniczeń wielkości pozycji na wielu rynkach – które zdaje się być już przesądzone – spowoduje, że zamiast wielkich graczy pojawi się masa mniejszych firm kapitałowo powiązanych z dużymi graczami. Bezpieczeństwo będzie iluzoryczne, bo straty i tak będą obciążały akcjonariuszy właścicieli mniejszych podmiotów, którymi będą największe amerykańskie holdingi bankowe.
Przy okazji warto dodać coś jeszcze: amerykańskie władze muszą zdawać sobie sprawę z tego, że ryzyko na Wall Street można zlikwidować tylko razem z likwidacją samej Wall Street. Niestety amerykański sektor finansowy jest obok Krzemowej Doliny i Hollywood jednym z największych osiągnięć USA i jeśli ma takim pozostać, należy pozwolić mu działać na zasadach, które obowiązywały tam od lat. Można podnosić wymogi kapitałowe, zbudować mechanizm, w którym ryzyko rozkłada się na większą liczbę podmiotów, ale właśnie wielkość i waga Wall Street w amerykańskiej gospodarce powoduje, że Waszyngton i przeciętny John Doe skazani są na to, żeby przybiegać z pomocą, gdy Goldman Sachs czy inny Morgan Stanley dostanie zadyszki. Obietnica, że można to zmienić jest obietnicą nie do spełnienia.
7 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Banki inwestycyjne to twór powstały po kryzysie 29r. aby oddzielic main street od wall stret.
W epoce Clintona zluzowano to oddzielenie w sensie prawnym dzieki czemu możliwe stało sie przerzucanie ryzyka do main street .
Między innymi dlatego możliwe było udzielanie kredytów na taką skalę osobom niewypłacalnym.
W sytuacji kryzysu natomiast przystawia sie pistolet do głowy i mówi giń lub ratuj.Płatnikiem został podatnik.
Oczywiście dzisiaj GS mówi oddałem , ale czy na takich zasadach ma polegać ekonomia i biznes i wolny rynek.
Wolne żarty.
w ostatnim kryzysie alternatywą nie było tylko państwowa czy prywatne albo kapitalistyczne czy socjalistyczne, ale to, czy amerykański sektor bankowy pozostanie w amerykańskich rękach, czy przejdzie tanio w ręce ludzi powiązanych z bliskowschodnimi bankami lub/i chińskimi bankami (państwowymi). W kwestii ideologicznej możemy toczyć spór, czy to było fair i jaki to wystawia rachunek amerykańskiemu kapitalizmowi – na poziomie praktyki nie było innego wyjścia i – jak sądzę – nie będzie innego wyjścia.
Istotnie problem jest wielowymiarowy, ale jaki by wymiar nie przyjąć chodzi o elementarną uczciwość na poziomie biznesu.
Dajmy na to wymiar rodziny. Zakładamy ,że jeden z jej członków inwestuje /synonim banku inwest/.
Rodzina jest poukładana więc dopuki ryzykuje własnym kapitałem może bankrutowac do woli.
Ale przychodza nowe czasy i zmieniaja sie układy więc pod pretekstem konkurencji miedzy rodzinami ten obrotny członek namawia reszte do zmiany prawa rodzinnego aby dowolnie mógł zaryzykowac majątkiem każdego z członków.
dalszy ciąg możemy sobie dopisać.
Oczywiście na poziomie międzypanstwowym jest podobnie.
Tylko skala inna i możliwe reperkusje wieksze, łącznie z konfliktem.
Przecież Jankesi to nie dzieci , a prawo jest takie ,że dłużnik jest w pewnym sensie zakładnikiem wierzyciela.
W ostateczności przychodzi komornik.
Zgodze się ,że na poziomie praktyki nie będzie innego wyjścia, ale do czego nas to doprowadzi.
> ale do czego nas to doprowadzi
Popatrzymy, ale pamiętam mniej więcej takie samo napięcie z lat 80, kiedy mocarstwem zagrażającym USA była Japonia. Też miała wykupić całe Stany Zjednoczone a skończyło się straconą dekadą dla Japonii. Dziś rolę Japonii odgrywają Chiny i petrodolary, więc może potrzebujemy kryzysu w Chinach, żeby świat wrócił do stabilności – czytaj braku obaw, że ktoś wykupi innych, co pozwoli przywrócić realną siłę rynku. Jeśli Chiny będą zagrażały amerykańskiemu systemowi bankowemu zbyt dużą ekspansją, to każdy kolejny upadek banku w USA będzie wymuszał działania rządu. Zresztą już dziś się mówi, że niepotrzebnie pozwolono upaść Lehman Brothers – było zmusić innych do wykupu Lehmana i skala zapaści w systemie kredytowym byłaby mniejsza. Od miesięcy mam przekonanie, że ten kryzys w dużej mierze był kryzysem zaufania i przywrócenie zaufania było największym problemem.
Mówiąc o elementarnej uczciwości mam na myśli lewar.
Z giełdowej praktyki stosowanie wiekszego niz 3-4 doprowadza do klopotów – kwestia czasu.
Wiec jakimże sposobem jak nie jedynie ideologicznym uzasadniony jest lewar dla banków 40 i wiecej razy.
To nic innego jak zalegalizowany hazard.
Na poziomie praktyki oznacza to świadome proszenie sie o kłopoty, a już kuriozum jest obciązanie tym nieświadomych ludzi z tym że nie dziwie się ktos ryzyko musi przejąć, aby bankrut nadal funkcjonował.
Do czasu , az suma ryzyk przekroczy ryzyko całości układu , a jedynym niezadłużonymi w świecie pozostana Pigmeje 🙂
MYslę ,że w odróżnieniu od lat 80-tych dzisiejsze czasy pokazały jakimi kartami gra przy stoliku rozdający.
Blef juz nie pomoże wiele.
Skaza na zaufaniu pozostanie.
Pingback: FRANCIS