Trafia się dobra okazja by zajrzeć do biblioteczki i wyciągnąć może nie najnowszą, ale ostatnią książkę Johna Murphy’ego.
Ucząc się Analizy Technicznej lata temu dużo bardziej przypadł mi do gustu opasły tom Edwardsa i Magee p.t. „Technical Analysis”, choć ta pozycja skupia się wyłącznie na klasycznej analizie trendów i formacji, nie doczekała się o ile wiem polskiego wydania. Jednak pierwsza w moim życiu była oczywiście „biblia” Murphy’ego „Analiza techniczna rynków finansowych”, znacznie szersze kompedium wiedzy o narzędziach A.T. Z sentymentalnego względu i z szacunku dla autora (za popularyzację tego rodzaju wiedzy) będę oszczędny w minorowych ocenach jego dzieła sprzed bodajże 2 lat:
The Visual Investor: How to Spot Market Trends (np. w Amazon)
(Inwestor wizualny: Jak wykrywać trendy rynku)
Po raz pierwszy używa w niej zwrotu „ANALIZA WIZUALNA” zamiast dotychczasowego „Analiza Techniczna”. Jak tłumaczy – bardziej oddaje to rodzaj działań, które podejmuje inwestor. Rzeczywiście bowiem za pomocą oka i ręki (lub komputera) analizuje on wykresy pod względem optycznym, wizualnym, tak zwany z angielska „charting” (czyli dosłownie: „wykresowanie”), traktując wykresy jako rysunki a nie ciągi liczb. Natomiast wyjaśnienie mówiące we wstępie o tym, że słowo „techniczny” kojarzy się ludziom z czymś bardziej abstrakcyjnym, mnie nie przekonuje. Ale potrafię zrozumieć, że wizualizacja może się wiązać z czymś miłym i przyjemnym w dobie powrotu ludzkości po tysiącach lat do pisma obrazkowego podczas gdy słowo „technika” odrzuca swym chłodem potencjalnych adeptów. To chyba też po części wyjaśnia w jakim celu książka powstała (jednak jestem złośliwy ;)).
I chociaż autor zauważa zmiany w świecie i wskazuje na skomputeryzowanie współczesnych techników, a nawet przywołuje back testing (test strategii na danych hisorycznych) to ciąg dalszy jest taki sam jak kiedyś – uczta dla konsumentów subiektywnej A.T. (SAT).
W zasadzie książka w połowie składa się z połączenia najprostszych elementów wziętych z jego „Analizy Technicznej rynków finansowych” (2 formacje, średnia, 2 wskaźniki i wsparcia/opory) oraz „Międzyrynkowej analizy technicznej”, opisującej zależności pomiędzy rynkami akcji, obligacji i towarów a także analizę sektorów. Nic nowego. W zasadzie świeższą porcją wiedzy obdarowuje czytelnika w drugiej części książki, i to policzę mu na plus, wskazując jak w podobny sposób użyć tych technicznych narzędzi do spekulowania na funduszach inwestycyjnych (w zasadzie wykresach ich jednostek) oraz ETF-ach. Nie jest to pewnie zaskoczeniem dla zaawansowanych inwestorów, tam można równie dobrze użyć systemów mechanicznych jak i każdego innego rodzaju systematycznej analizy decyzyjnej. Co ciekawe, Murphy w tym miejscu sugeruje sięgnięcie do fundamentów czyli na przykład bazy wiedzy o funduszach prowadzonej przez serwis (doskonały zresztą) Morningstar. Trzeba jednak pamiętać o poślizgach cenowych/czasowych przy nabywaniu i umarzaniu jednostek (przy okazji – czy są już u nas fundusze, które dokonują tych konwersji po cenie z dnia zlecenia?).
To jeszcze przez chwilę i delikatnie o tym czego nie ma. Choć wiem, że wielu czytelnikom to nie przeszkadza, mnie to razi: niemal nic o ryzyku, żadnych statystyk, przemilczane w większości stopy. Jednym słowem festiwal milczących obietnic, ma być łatwo, miło i przyjemnie. To równoznaczne z łzami, potem i stratami potencjalnych chętnych do użycia tej wiedzy w tak podany im sposób. Cóż, wiedza kosztuje. Nie napiszę „don’t try it at home” (nie próbuj tego w domu; tylko na swoją odpowiedzialność), raczej ostrzegę: nie próbuj tego na realnym rachunku bez kilku lat treningu.
—Kat—
19 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
A ja proponuję przetłumaczyć „Visual investor” jako „Inwestowanie na oko”.
Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
1. Dzieki Kathay za recenzje i raczej przestroge przed ta ksiazka.
Zakladam ze czytasz / masz dostep do sporej ilosci ksiazek.
Czy mozesz zrecenzjowac te, ktore uwazasz za naprawde ciekawe oraz wnoszace cos nowego?
Moze inni sie zgodza z twoim wyborem, moze nie, ale tutaj opisales ksiazke ktora w sumie nie wnosi nic nowego, a jako jedyna w tym miesiacu sie pojawila.
2. Jakis czas temu, bodajze Grzes, polecil kilka ciekawych, jego zdaniem, blogow. Wszystkie przejrzalem, kilka mi faktycznie sie spodobalo i zaczalem je subskrybowac. Czy mozecie, autorzy blogow Bossy, jak i ich czytelnicy zaproponowac wasze propozycje, cos co przczytaliscie i uwazacie ze dana pozycja jest ciekawa i wartosciowa. wasz subiektywny wybor, ktory pozwoli skoncentrowac sie na analiie tych pozycji i z nich wybrac cos dla siebie.
Moze ktorys z „pisarzy glownych” stworzy nowy post o tytule „Lektura do przeczytania” gdzie kazdy bedzie mogl dolozyc swoja ciekawa cegle.
„Dzięki Kathay za recenzje i raczej przestroge przed ta ksiazka.”
A nie lepiej to samemu przeczytać i potem podzielić się swoimi wrażeniami, a nie tylko polegać na opinii innych?
Bo różnie to ludzie o niej mówią, panie dzieju, bardzo rożnie – mówią, że nawet jak nie jest dziwką, to na pewno jest pedałem!
No bo takie głosy też słyszymy: Jeśli inwestorzy chcą nauczyć się jak wykorzystywać trendy w tradingu to powinien przeczytać „Wizualnego Inwestora”, nie uroniwszy ani słowa. Murphy znowu trafił w dziesiątkę.”
To nie ja, to niejaki Michaael Covel,autor The Complete Turtle Trader i Trend Following. Inni znani autorzy, tacy jak – Perry Kaufman, Tom DeMark, Thomas N. Bulkowski, też ja chwalą (chodzi o wydanie 2 z 2009 roku)- vide:
http://store.stockcharts.com/products/the-visual-investor-2nd-edition
Oczywiście nie znaczy to wcale, że Kathaya opinię należy zlekceważyć, wprost przeciwnie – powinna ona nam dać do myślenia, ale zawsze warto samemu sprawdzić.
Less nie ma, niestety, swojej opinii na jej temat, bo czytał pierwsze wydanie z 1996 r., ale było to tak dawno, że nic nie pamięta, a 2 wydanie, po ponad 13 latach może, się istotnie różnić, mimo że pierwsze też zebrało niezłe opinie.
http://books.google.com.my/books?id=_JnrvZHEnLMC
A teraz przejdźmy do tłumaczenia tytułu,bo to jest ulubione ćwiczenie lessa. „The visual investor” – tłumaczenie tego jako „Inwestor wizualny”, mnie jakoś nie podchodzi, no bo patrzący na wykresy to jest wizualny, a czemu nie optyczny, wzrokowy, obserwujący, kikujący czy patrzacy a nawet dostrzegający czy widzący?
Jakby jeszcze miał podgląd na parkiet i słyszał stamtąd głosy, to byłby „Inwestorem adiowizualnym”? 🙂
Można zadać pytanie, pokiego grzyba dziadek Murphy wprowadza nowy termin – visual analysis, zamiast dawniejszych technical czy chart analysis? Czyżby zdziecinniał albo mu odbiło?
Nie, to jest tylko zabieg marketingowy, mający sprzedać więcej książek, pod nowym nazwaniem, bo słowo techniczny kojarzy się z czym złożonym,skomplikowanym czy abstrakcyjnym, zaś „wykresowanie” bywa zagmatwane i żmudne.
Natomiast „wizualna analiza” brzmi prosto, patrzysz i widzisz, wystarczy przysłowiowy rzut oka i już wszystko wiadomo. Prosto, lekko i przyjemnie można przejśc do zarabiania pieniędzy.
Ale z lessem jest tak, że on byle czym się nie zadawala i w bajki, już dawno nie wierzy. Mówi więc, że przymiotnik „wizualny” go zupełnie nie zadawala.
Murphy podaje taki argument za:słowniki definiują „visual” jako „capableof being seen by the eye, visible” (czyli widzialny lub widoczny).
Mamy przecież „niewidoczną rękę rynku” to możemy mieć i „Widzialnego inwestora”, któremu ta ręka, w niewidoczny sposób, wyciąga kasę z kieszeni.
No ale my, nie popieramy takich praktyk więc zaproponujemy coś lepszego, w to miejsce.
Eddoie Murphy powiedziałby zapewne -Co w oku, to i na widoku”, ale ja też słownikowy chłopak jestem i czytam tak.
visual- rzeczownik – Visual – A picture, chart, or other presentation that appeals to the sense of sight, used in promotion or for illustration or narration.
Chart- a graphic representation, as by curves, of a dependent variable, as temperature, price, etc.; graph.
Graph – A pictorial device, such as a pie chart or bar graph, used to illustrate quantitative relationships. Also called chart.
Charting – The graphing of market variables, especially of stock prices and market averages.
No i co z tego mi wychodzi, spytacie? Jeśli jeszcze nie widzicie to podpowiadam – wychodzi mi nie techniczna, nie wykreślna, nie wizualna, tylko „Graficzna Analiza Rynku”, czyli w skrócie GAR.
Gar, którym mamy wszystkie ingrediencje, formacje,linie, słupki,średnie, indykatory podlane wolumenem, i inne takie, z których możemy upichcić albo smakowitą potrawę albo zakalec jakiś.
Możemy bowiem rynek analizować na różny sposób, przedstawiać aktywność cenową na rynku – w sposób graficzny (w formie wykresów, grafów i innych znaków) oraz w formie tabelarycznej (ciągi, szeregi,rzędy i kolumny liczb), które można potem mechanicznie mielić i przetwarzać na różne sposoby.
Ponieważ zaś percepcja wzrokowa u człowieka lepiej rozwinęła się w procesie ewolucji, niż percepcja danych liczbowych, to może lepiej nazwać tę książkę „Widzący Inwestor” – patrzy i widzi co trzeba, bo przeczytał książkę Murphego.
To tylko taka moją propozycja, oparta na analizie słownej i dedukcji.
😉
Wielokrotnie w historii blogów recenzowałem książki, spróbuj
po tagach. Każdą kolejną którą czytam również tutaj dodaję.
ad 2/ pytasz o blogi czy książki?
Układ blogów nie bardzo pozwala na utrzymanie na wierzchu wpisu
„lekury do przeczytania” ale mam inne wyjście:
stworzyłem nowy cykl „Rozmowy od czapy”, który będę cyklicznie
wznawiał z kolejnymi numerami. Tam można wszystko, również
pisać o książkach. A jeśli ktoś ma ochotę zrobić z tego wpis
osobny (lub z dowolnego innego tematu) to proszę o kontakt
na mój mail, o ile będzie to sensowna całość to ja udostępnie
swój blog i cały wpis na tego rodzaju opinie z zewnątrz.
Kathayu, a mógłbyś jeszcze zajrzeć do rozmów od czapy? Tam zadałem ci pytanie 🙂 Dzięki z góry
Tajemnice inwestycyjnej literatury – refleksje osobiste.
Zasadniczo to wpis ten powinien być zamieszczony we wcześniejszym odcinku, ponieważ jednak Kathay podzielił się z nami swoją opinią o „Analizie Technicznej ” Murphy’ego wiec jest dobry pretekst do zamieszczenia mojego komentarza właśnie tutaj.
Autor wątku „Tajemnice inwestycyjnej literatury”, w części I stwierdził, co następuje: :
„TO NARZĘDZIA I POMYSŁY PREZENTOWANE W KSIĄŻKACH MUSZĄ OBRONIĆ SIĘ SAME! Tylko wszechstronne oraz zgodne z regułami statystycznej sztuki sprawdzenie ich skuteczności powinno być istotnym kryterium ich finalnej użyteczności.”
Powinny się obronić, czyli sprawdzić się w praktyce pod kątem przydatności no i skuteczności. Problem tylko w tym, kto i na jakiej podstawie orzeka czy się faktycznie sprawdzają czy nie i czy akurat można mu wierzyć .
Dla ilustracji podam pewien przykład. Jak kiedyś zainstalowałem sobie satelitę to lubiłem oglądać specyficzne teleturniej, z różnych krajów, jako ciekawostkę regionalną. We włoskiej telewizji szedł teleturniej, w którym wyświetlano na tablicy schemat elektroniczny jakiegoś urządzenia, przy czym niektóre elementy elektroniczne (oporniki, przetworniki,cewki, itp.) były zasłonięte numerowanymi kartkami. Zawodnik, który wylosował dany numer musiał zgadnąć jaki element powinien tam się znajdować, przy czym miejsce to było wyblankowane, czyli puste.
Zgadnąć musiał na podstawie swojej wiedzy w elektrotechniki, analizy całego schematu oraz uwzględnienia ujawnionych elementów, miał wstawić w puste miejsce właściwy brakujący element, tak by miał on sens miejscowy i pasował do całego schematu elektronicznego.
Pewnego razu rozmawiałem z pewna babką, mieszkającą od lat w Italii, i zadałem jej pytanie właśnie o ten teleturniej. Powiedziała, że cała włoska rodzina jej męża lubi pasjami oglądać ten teleturniej. Opowiedziała mi również o pewnym facecie, który w lot odgadywał nie tylko właściwe brakujące elementy ale podawał nawet najlepsze ich oznaczenia – typy YF83B – szedł jak burza i kosił wszystkie nagrody. Organizatorzy mieli go dość i próbowali go upupić na jakimś trudnym schemacie.
Aż pewnego razu wpadł, ku wielkiej uldze prowadzącego, bo pomylił elementy. Wprawdzie tłumaczył, że ten element na schemacie jest niewłaściwy, ale to był oryginalny schemat jakiegoś urządzenia. Gość ten wniósł reklamacje i eksperci orzekli, że to on miał rację, bo element zaproponowany przez niego lepiej pasował do schematu niż element faktycznie tam wstawiony przez inżynierów. Całe Włochy cieszyły się z jego tryumfu.
Jak opowiedziałem o tym znajomemu elektronikowi, to powiedział, że u nich w instytucie pracuje taki technik, który ma w głowie wszystkie schematy i też by tak potrafił, bo nawet poprawia płyty główne od renomowanych komputerów, i wymienia się tą wiedzą z kilkoma podobnymi maniakami w Internecie.
Jak go spytałem czy i on by tak potrafił to odpowiedział że niestety, on tylko może odczytać schemat, coś naprawi, coś podlutuje ale tylko płachtą w ręku, bonie ma tego daru widzenia całości, tylko widzi poszczególne fragmenty, jak ma oznaczone, czarno na białym, co i jak.
Myślę, że morał tej historyjki jest oczywisty dla każdego jak też podobieństwo schematu elektronicznego do wykresów analizy technicznej dosyć bliskie. Dane narzędzie można ocenić pod katem jego przydatności i skuteczności, tylko wtedy gdy się dobrze opanuje jego zrozumie jak ono działa dobrze opanuje jego stosowanie. Przykładowo wielu techników wyśmiewa wręcz fale Elliota, jako wymysł, tymczasem niektórzy (vide Pretcher) osiągają przy ich pomocy całkiem niezłe rezultaty. Komu więc wierzyć? Rozczarowanej większości czy też zadowolonej mniejszości!
W głowach i rękach jednych dane narzędzie analityczne może działać a u innych może nie działać. I każda z tych osób szczerze i obiektywnie (w swoim subiektywnym przekonaniu i doświadczeniu) będzie wypowiadać się o jego przydatności.
Kathay napisał:
„W samej „Analizie technicznej” Murphy’ego można znaleźć całą furę narzędzi, które podlegają przynajmniej jednemu jeśli nie wszystkim czterem powyższym czynnikom. Nie wspominam piątego czyli prozaicznego: „to nie działa w takim układzie jak proponuje autor” //ale rzadko kto usiłuje to rzetelnie przebadać//”.
Myślę podobnie, jednak problem chyba polega na tym że, w moim przekonaniu, to Murphy raczej nie opisuje układów, w których omawiane przez niego narzędzia powinny działać, ani jak je stosować w praktyce, a raczej ogranicza się do samego ich opisu. Nie piszę, gdzie i jakie ustawiać stopy, jak rozpoznawać fałszywe breakouty, kiedy wejść a kiedy wyjść z pozycji itp. Bo jego książka bardziej poświęcona jest AT i jej narzędziom, a nie ich praktycznemu zastosowaniu w tradingu.
Zacznę więc wreszcie od mojej subiektywnej oceny książki Murphego, raz bo jest u nas chyba najbardziej znana, a dwa że jest całkiem obszerna, więc można od niej oczekiwać pewnych rzeczy, a trzy że jest to już dziś standard światowy, niemalże klasyk, można powiedzieć. No i niektórzy uważają ją wręcz za biblię AT, która ujawnia nam prawdę objawioną.
Wprawdzie jest to pozycja obszerna, a mimo to brak mi w niej elementów integrujących materiał w jedną spójną całość, pokazującej właściwe podejście do analizy bardziej złożonych konfiguracji oraz sposób podejścia i tok myślenia analityka technicznego. Brak również
odpowiedniej ilustracji praktycznego zastosowania tego całego instrumentarium.
Koncentrując się przede wszystkim na omawianiu formacji cenowych (price patterns) wyrobiła u wielu adeptów błędne przekonanie, że istota analizy technicznej sprowadza się właśnie do rozpoznawania figur, podczas gdy już pionierzy AT podkreślali, że rynek przemawia do nas przede wszystkim poprzez price action (szeroko rozumiane zachowanie się cen) oraz wolumen (co składa się na market action) – mówi się, że wolumen tworzy ceny i potwierdza trend.
Termin ten oznacza – zmiany ceny, ruch cen a dokładniej to zachowanie się cen rynkowych, jednak szerzej rozumiane, gdyż chodzi tu nie tylko o to jak bardzo ceny się zmieniały, jak szybko ale, przede wszystkim, oto jak zachowywały się one charakterystycznych punktach/miejscach cenowych, takich jak poziom wsparcia i oporu, oraz punktach zwrotnych (pivot swings).
Natomiast analiza formacji ma charakter subsydiarny, czyli pomocniczy, podobnie jak później wprowadzone indykatory, które potwierdzają wcześniejsze rozpoznanie PA i VOL, i je uzupełniają.
Zresztą niektóre szkoły AT i tradingu technicznego wcale nie wykorzystują analizy formacji, lub korzystają tylko z analizy punktowo-symbolicznej (point and figure), która mimo nie uwzględniania elementu czasu, w niektórych kwestiach daje lepszy wgląd w sytuację rynkową.
Swojego czasu też myślałem, że cała prawda o rynku zawarta jest właśnie w formacjach cenowych, w zawiłych wykresach, na granicy czytelności, i jak mi mówiono, że doświadczeni traderzy wcale nie zagłębiają się, aż tak, w studiowanie wykresów, to nie bardzo chciałem w to wierzyć, gdyś myślałem że w nich ukryty jest jakiś sekretny klucz, otwierający drzwi do poznania tajemnic rynku.
Tymczasem potem kilka razy spotkałem w słowie pisanym potwierdzenie, że to jednak prawda była.
Czegoś mi jeszcze brak w książce Murphego, co zresztą jest dziwne, gdyż był to jeden z kanonów klasycznej analizy technicznej. Chodzi mi tu o szersza analizę przypadków konsolidacji cenowej, obszaru kongestii oraz jak kto woli okresu bazowania.
Czemu jest to ważne? Ano dlatego, że w trendzie bocznym ceny znajdują się średnio w 67-75% czasu i na tym rynku najłatwiej traderzy tracą kapitał na gwałtownych zwrotach
oscylacyjnych (na tzw whipsaw).
Dawniej poświęcano temu zagadnieniu dużo więcej czasu, starając się pokazać kiedy mamy do czynienia z akumulacją kiedy z dystrybucją i jak to się może przekładać na ceny, na kontynuację trendu lub jego odwrócenie. Kiedy wybicie z kanału trentowego jest prawdziwe a kiedy tylko markowane no i kiedy gracze wpadają pułapki zastawione przez rynek.
Dzisiaj też niektórzy traderzy, jak Joe Ross, poświęcają tym zagadnieniom odpowiednią uwagę, a nawet twórczą je rozwijają.
No cóż, ale wtedy książka ta musiała by mieć o jakieś 50% procent większą objętość i byłaby jeszcze trudniejsza do ogarnięcia, zresztą najnowsze wydania Edwarda i Magee mają ponad 840 stron. I to one zasługują na miano prawdziwej biblii AT, a nie Murphy jak mu się to przypisuje, ewidentnie w celach marketingowych.
Czy znaczy to, że zwolennicy tradingu opartego na AT nie powinni odpuścić sobie lekturę Murphy,ego? Absolutnie nie, jest to końcu niemalże standard światowy, więc wypada go znać. Jednak czytający powinni być świadomi niedoskonałości i braków tej książki więc
powinni postarać się uzupełnić swoje wiadomości w niektórych kwestiach. Są wszakże dostępne po polsku prace Pringa i Schwagera.
Należy zresztą dodać, że dawniej formacje zapowiadające kontynuację trendu nazywano formacjami konsolidacyjnymi ( consolidation formations), co zresztą i dziś można spotkać u niektórych autorów.
Zresztą ta słabość nie dotyczy jedynie ”Analizy technicznej” Murphygo, ale i większości współczesnej literatury, w której utożsamiane są pojęcia konsolidacji i kongestii oraz trendu bocznego, podczas gdy są to pojęciowo rzeczy różne, choć zbliżone, i mają rożne konsekwencje.
Przykładowo w książce „Technical analysis plan and simple”, M. Khana, znajdujemy taki oto kwiatek: ” Consolidation, Congestion, Correction All of these terms describe the same event in the markets.”. Faktycznie very plain and simple, jest utożsamianie konsolidacji z korektą.
Tak oto tworzy się nowa baza słownictwa technicznego, która potem może przynieść więcej szkody niż pożytku, jeśli nie uzmysłowi się „użytkownikom” tego słownictwa, że wypada posługiwać się nim poprawnie.
Konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że pojęcia te mylą nawet bardzo doświadczeni technicy i pisma specjalistyczne i tylko w niektórych starszych książkach daje się odnaleźć ich właściwe wyjaśnienie, ale przeciętnemu czytaczowi raczej trudno jest do nich dotrzeć. W efekcie zdarza się, że jak się czyta opracowania i analizy to można wyciągnąć błędne związki, gdyż ich autorzy używając tych samych słów, mówią de facto różnymi językami.
A teraz na tapecie znajdzie się inna cegła, tym razem wykresach świecowych (tak ulubionych przez naszych graczy, dzięki książce Nisona), a mianowicie ”Encyklopedii świec” T. Bulkowskiego. Zawiera ona wszechstronną przekrojową analizę statystyczną analizę bardzo licznych konfiguracji świecowych, sprawdzającą praktyczną ich skuteczność przy przypisywanej im tradycyjnej roli odwracania lub kontynuacji trendu. Omawiał to zresztą dosyć szeroko Kathay w serii artykułów.
Jak się okazuje, niektóre formacje wcale nie zachowują się tak jak przyjęto to w tradycyjnej interpretacji japońskiej, a czasem wręcz przeciwnie, domniemane kontynuatory są odwracacaczami trendu i vice versa.
Wytłumaczenie tego może być różne – współczesny rynek zachodni jest inny niż dawny japoński, mało reprezentatywna próbka (niektóre formacje są bardzo rzadkie), błędne rozpoznanie formacji przez skaner, anomalie rynkowe itp.
Ja podam inne tego wytłumaczenie, które może być wielkim zaskoczeniem dla niektórych.
Otóż, wbrew powszechnemu przekonaniu, w tradycyjnej japońskiej szkole technicznego tradingu wykresy świecowe wcale nie odgrywały wiodącej roli a jedynie rolę subsydiarną czyli pomocniczą, jako narzędzie doprecyzowujące. Główny nacisk kładziony był na ogólną analizę sytuacji rynkowej a szczególnie fazę w jakiej znajdował się rynek (faza cyklu koniunkturalnego), które mogły modyfikować charakter rynku i przypisane wskazania świec, w zależności od aktualnego ogólnego stanu rynku (podobnie zresztą jak w pismach pionierów zachodniej AT).
Świece japońskie są wprawdzie bardziej czytelne łatwiejsze w percepcji niż zachodnie wykresy słupkowe ale wcale nie są takie łatwe w analizie sytuacyjnej jak się pozornie wydaje.
Ich charakter indywidualny i interpretacja są bowiem ściśle związane z ich japońskimi nazwami, nieco poetyckimi, wręcz filozoficznymi i figuratywnymi ale jednak kryjącymi głębszy sens, nie zawsze dostrzegalny.
Wykresy świeczkowe mają bowiem swoje alternatywne nazwy, które warto znać, gdyż ubogacają one nasze ich pojmowanie. Weźmy na tapet formację znaną powszechnie jako „trzech białych żołnierzy”.
Czy ta nazwa mówi nam coś? Niewiele prawda, no może poza tym, że nie chodzi tu wcale o białogwardzistów. Jeśli jednak uwzględnimy inne nazwy tej formacji takie jak ”trzech maszerujących żołnierzy” czy ”armia prąca naprzód” (advancing army), to nam się zaczynają szerzej otwierać oczy.
Pochylmy się również nad pokrewną formacją , zwaną jako deliberacja, co u nas przyjęło się nazywać ”naradą” (ach ci tłumacze!). Takie tłumaczenie zaciemnia niestety prawdziwą istotę i charakter tej konfiguracji. Właściwsze byłoby już tłumaczenie deliberacja – rozważania – zastanowienie (jak na rozstaju przed wyborem właściwej drogi), chwilowa odsapka, by złapać oddech i zastanowić się co robić dalej, namysł nad dalszym postępowaniem.
Jeśli jednak wie się, iż alternatywną nazwą tej formacji jest stalling pattern (lub stalled), to zaczynamy szerzej i pełniej postrzegać. Znaczy to bowiem, że rynek utracił chwilowo parę, osłabł, stracił poprzednią dynamikę ale jeszcze nie kierunek, przygasł na chwilę, ugrzązł, etc.
Można oczywiście tłumaczyć, że chwilowo byki i niedźwiedzie są we względnej równowadze (i to prawda), ale nie w pełni oddaje to przyczynę i charakter takiej równowagi.
Dlatego też warto czytać dodatkowe książki, takie jak choćby, „Candlestick charting explained” G. Morrisa , i inne uzupełniające. .
Wróćmy jednak do „Encyklopedii” Bulkowskiego i zastanówmy się, czy jest opozycja warta grzechu, a jeśli tak to dla kogo ona się nadaje. Jest to zapewne książka, która będzie pomocna dla graczy zaawansowanych w analizie świecowej.
Uważam natomiast, że początkujący adept niewiele się z niej nauczy, a wręcz może mu ona zamieszać w głowie, gdyż nie nauczy się z niej z niej sztuki czytania świec, podobnie jak nie da się nauczyć fizyki czytając studiując Encyklopedię fizyki, bo dobra jest ona do pogłębiania i weryfikowania już zdobytej wiedzy.
Opisane przeze mnie faktyczna trudność właściwej interpretacji ”Japońców” (mimo pozornej ich przejrzystości) jest chyba przyczyna tego, że nie są one wcale tak popularne na Zachodzie, jak się niektórym zdaje. Ich popularność praktyczna wynosi tam bowiem X %
( kto zgadnie ile)?
Zresztą wokół świec japońskich narosło wiele legend i nieporozumień, jak choćby to, że są one znane i stosowane w Japonii od kilku stuleci, podczas gdy najprawdopodobniej zostały one opracowane dopiero pod koniec XIX wieku, a więc, mniej więcej, w tym czasie gdy rodziła się zachodnia AT. Niektórzy sugerują wręcz, że właśnie zachodnie wykresy były dla twórców świec inspiracją, tyle że japońscy traderzy przetworzyli je po swojemu, dodając im swoiste podłoże filozoficzne.
Jako zakończenie tego komentarza przytoczę jeden z komentarzy, gdyż podpisuję się pod nim obiema rękami.
„Trzeba więc podejść do tematu literatury z pełną świadomością opisanych barier. Jest bowiem tak, że nawet najprostsze procesy składają się z wielu elementów i poznanie ich w odrębnych książkach nie jest niczym dziwnym czy nagannym, zawsze jednak rozwojowym dla danej dziedziny.”
No i trzeba jednak czytać, by móc wyłowić ze słowa pisanego to co będzie dla nas przydatne.
PS
W ostatnim odcinku cyklu przedstawię natomiast swoją listę rekomendowanych książek, jako prezent gwiazdkowy pod choinkę.
less, czy zgadzasz się, żeby z Twojego komentarza zrobić „gościnną” notkę na samym blogu?
@ gzalewski
Pewnie Grzegorz, jakże mógłbym odmówić, potraktuj to jako prezent gwiazdkowy.
PS
Mam tylko małą prośbę, o dokonanie korekty tekstu, bo umkły mi literówki, gdyż wczoraj po pre-wigilijnej wizycie znajomego miałem nieco osłabioną czujność ( vigil- czujny). 😉
Vide „pewnego razu rozmawiałem z pewną babką” na ” z babką”,
„Z płachtą w ręku” itp.
Aby nie „umkło” (w zalewie słów) uwypuklam zagadkę!
Świece japońskie „nie są one wcale tak popularne na Zachodzie, jak się niektórym zdaje. Ich popularność praktyczna wynosi tam bowiem X %
( kto zgadnie ile)?”
No właśnie, jak oceniacie popularność świec japońskich wśród praktyków?
Brawo, Lesser!
„problem chyba polega na tym że, w moim przekonaniu, to Murphy raczej nie opisuje układów, w których omawiane przez niego narzędzia powinny działać, ani jak je stosować w praktyce, a raczej ogranicza się do samego ich opisu.”
Mnie ładnych parę lat zajęło zrozumienie czym jest Murphy.
Ta książka to jest kałach, czyli doskonała broń szarej piechoty, ale rozłożona na części… Na dodatek jakiś żartowniś wymieszał je wszystkie tak, że leżą one na stole nie w tej kolejności w jakiej były rozkręcane, a nawet gdyby leżały po kolei, to też byłoby ciężko je złozyć laikowi, bo autor zapomniał napisać instrukcję, jak poskładać ten złom do kupy, a potem jak się tym posługiwać na polu bitwy.
Trudno cokolwiek zwojować trzymając w dłoni sam tłumik – najpierw należałoby do niego doo-kręcić ree-wolwer. 😉
***
„Natomiast analiza formacji ma charakter subsydiarny, czyli pomocniczy, podobnie jak później wprowadzone indykatory, które potwierdzają wcześniejsze rozpoznanie PA i VOL, i je uzupełniają.”
Znowu pełna zgoda. Trzeba to wreszcie jasno powiedzieć, wykres to teatr wojny; formacje to charakterystyczny teren, jak góra, wzgórze, las, rzeka, który ułatwia dowódcy obronę/atak.
Natomiast indykatory, to jest precyzyjna broń. Żaden dowódca przy zdrowych zmysłach nie będzie próbował używać przyrządu celowniczego swojej armaty do oceny tego, co się dzieje na całym teatrze działań, ponieważ obraz z tego urządzenia jest strasznie zawężony, punktowy.
Jeśli żołnierz chce się dowiedzieć, co dzieje się wokół niego, to używa innych specjalistycznych narzędzi, np. satelity, drona, który fruwa wysoko nad ziemią, radaru, ostatecznie wystawia łeb z czołgu i obserwuje okolicę za pomocą lornetki.
Warto też dodać, że teren determinuje rodzaje broni i sposoby ich użycia (taktykę). Jedna broń sprawdza się lepiej tu, a inna tam. Użycie broni niezgodnie z przeznaczeniem, zwiększa ryzyko katastrofy, a nie sukcesu, np. czołg jest bronią do walki w terenie otwartym, a nie miejskim. Można go użyć do walk w mieście, ale tylko w określonych warunkach!
Tak na marginesie, nie było żadnej szarży polskiej kawalerii na niemieckie czołgi we wrześniu 39’. To propaganda – najpierw niemiecka, a potem sowiecka kolportowały takie rewelacje. Natomiast niezaprzeczalnym faktem jest próba zdobycia Warszawy z marszu przez niemiecką dywizję pancerną, co zakończyło się katastrofą i utratą kilkudziesięciu pojazdów. Ale już odpowiednio przygotowany rajd amerykańskiej dywizji pancernej załamał obronę Bagdadu w 2003. Trzeba wiedzieć gdzie, kiedy i jak mozna użyć danej broni.
To samo dotyczy japońskich świec. Świece, to przyrządy celownicze:
„Otóż, wbrew powszechnemu przekonaniu, w tradycyjnej japońskiej szkole technicznego tradingu wykresy świecowe wcale nie odgrywały wiodącej roli a jedynie rolę subsydiarną czyli pomocniczą, jako narzędzie doprecyzowujące. Główny nacisk kładziony był na ogólną analizę sytuacji rynkowej a szczególnie fazę w jakiej znajdował się rynek (faza cyklu koniunkturalnego), które mogły modyfikować charakter rynku i przypisane wskazania świec, w zależności od aktualnego ogólnego stanu rynku (podobnie zresztą jak w pismach pionierów zachodniej AT).”
Zatem P-S, PA, Vol., cykle, to strategia (ogólnie sztuka prowadzenia wojny) – to nasze satelity, radary, lornetki. Natomiast formacje, indykatory, świece, to taktyka (ogólnie sztuka prowadzenia bitwy) – to nasza broń do zadawania ciosów z chirurgiczną precyzją.
PS. Uważam za skandal, że na ponad tysiąc wpisów na blogu, nie ma ani jednej notki o wykresach punktowo-symbolicznych.
@Syćcy
Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia,
a w Nowym Roku sobie i wszystkim życzę 3 „K” na WIG20,
i co najmniej „melona” na koncie. 🙂
@all
Przypomnę (również blogerom), że na blogach mamy stronkę „Rekomendowana literatura” – https://blogi.bossa.pl/rekomendowana-literatura/, gdzie umieśliliśmy książki rekomendowane przez blogerów.
„Problem tylko w tym, kto i na jakiej podstawie orzeka czy się faktycznie sprawdzają czy nie [NARZĘDZIA I POMYSŁY PREZENTOWANE W KSIĄŻKACH] i czy akurat można mu wierzyć.”
Orzeka zawsze kathay na podstawie nadania sobie takiego prawa.
Czy można mu wierzyć? Spróbuj publicznie powiedzieć, że mu nie wierzysz, a uzyskasz odpowiedź.
„Opisane przeze mnie faktyczna trudność właściwej interpretacji ”Japońców” (mimo pozornej ich przejrzystości) jest chyba przyczyna tego, że nie są one wcale tak popularne na Zachodzie, jak się niektórym zdaje. Ich popularność praktyczna wynosi tam bowiem X % ( kto zgadnie ile)?
Jeżeli „Zachód” = „Rynek amerykański” to 10 lat temu x=0%
Obecnie może dochodzi do 10% sądząc po oglądaniu wykresów, które zamieszczają na blogach.
@ Lucek
„Jeżeli „Zachód” = „Rynek amerykański” to 10 lat temu x=0%
Obecnie może dochodzi do 10% sądząc po oglądaniu wykresów, które zamieszczają na blogach.”
Może trochę przesadziłeś z tym zero ale byłeś dosyć blisko.
Według badań za drugą połowę ubiegłego dziesięciolecia przeciętna popularność wykresów świecowych, u uczestników rynku, wynosi ok 20%
(najmniej w USA poniżej 15%, najwięcej w Azji ok 44%).
Wykresy słupkowe mają 25-30% udziału, a najbardziej popularne są wykresy liniowe ok 50%, co dla mnie jest dużym zaskoczeniem.
@ Kornik
Bardzo dobrze to ująłeś, myślisz jak prawdziwy „japoniec”, gdyż szkoła japońska uważa rynek właśnie za swego rodzaju teatr wojny.
Reszta komentarza wieczorem.
@Kornik
Jest jeszcze gorzej bo wkładasz taki czołg vs. kałasznikow testujesz „gierke” na kompie i statystyka pokazuje Ci ,że kałasznikow rozwalił czołg czyli Murphy do bani 🙂
@ Lesserwiser
Nie myślałeś o tym, żeby coś większego napisać nt. AT? Czytam kolejny Twój post naprawdę robiący wrażenie i tak mi się zdaje, że dla większości graczy miotających się między tezami i antytezami poczytanie kogoś, kto potrafi syntezę przeprowadzić byłoby czymś wybitnie ciekawym. Inaczej mówiąc: szkoda takiej wiedzy na same przyczynki.
Składałam już Wszystkim życzenia świąteczne (choć mam wrażenie, że mój post wcięło, podobnie jak życzenia Deliego), więc krótko: zdrowych i wesołych 🙂
@Less
Świece bardziej doprecyzowują Ci sentyment na rynku . Krecha z Close tego nie zrobi dla okresu 1 dnia.
Zwykły wykres OHLC nie eksponuje różnicy, a nasz aparat postrzegania bazuje na dostrzeganiu róznicy stąd postrzegalność świeczki białej i czarnej daje więcej informacji niż tradycyjny słupek.
Problem w tym ,że ilość zmiennych na podstawie OHLC rośnie i sprawa sie komplikuje 🙂
Przykładowo:
Dla układu 3 świec badając 3 zmienne w 4 możliwych stanach- mały, średni, duży, wysoki:
1.Zakres
2.Zmana cen
3.Wielkość świecy
Dostajemy ponad 110 000 kombinacji, a nas interesuje kilka.
Poza tym 3 świece to nie cały wykres 🙂
Nawet Bulkowski przy całym szacunku dla niego nie jest w stanie opisać wszystkich , a dodając jescze z 10 parametrów komputerowi zajmie to kilka lat świetlnych.
Analiza ilościowa też ma granice i są one nietrywialne.
Z tego też względu książki encyklopedie typu Murphy są tak opasłe 🙂
ale też i
dlatego „oko” bedzie głównym i najbardziej obiektywnym filtrem , a dopiero póżniej komputer to może doprecyzować lub nie.
Co byś powiedział na „3 muszkieterów” jako odpowiednik białych żołnierzy?
@Pit65
„Jest jeszcze gorzej bo wkładasz taki czołg vs. kałasznikow testujesz „gierke” na kompie i statystyka pokazuje Ci ,że kałasznikow rozwalił czołg czyli Murphy do bani”
O, to to.
***
Świece japońskie, więc 3 samurajów. 🙂
***
Lesser mi radzi czytać Morrisa. Lesser, ja wiem, że warto go czytać. Pan mi powiedz, gdzie go dostać, bo Morris jest, jak kiełbasa w komunie za panowania brata Ramzesa – praktycznie nie do zdobycia. 🙂 Poluję na tę kiełbachę na jednym portalu aukcyjnym, poluję, i upolować nie mogę. 🙁
@ Kornik
To porównanie książki Murphy’ego do kałacha rozłożonego na części, które ktoś pomieszał kałacha, nie zostawiając instrukcji montażu, podoba mi się, i jest chyba trafna.
Ja dodał bym jeszcze, że ktoś nie dostarczył jeszcze lunety do niego (brak pewnych treści) i nie zestroił celownika (brak integracji materiału).
Kiedyś tłumacząc mojej zdolnej córce czemu osiągnęło wynik prezentacji gorszy od mało bystrej koleżanki użyłem takiego oto porównania. Ty masz w głowie encyklopedia ale jej hasła i strony są bezładnie pomieszane, więc masz bałagan w głowie, i trudno ci to wszystko poskładać i logicznie powiązać, im bardziej chcesz, więc twoje wystąpienie wygląda niezbornie i chaotycznie i robi złe wrażenie, mimo że masz dużo wiadomości. Koleżanka natomiast opanowała na blachę skróty z bryku i jej wystąpienie wyglądało zbornie i przekazała wystarczającą ilość wiadomości, maksimum tego co się nauczyła, a ty tylko 1/4-1/3 swoich możliwości.
Podobnie jest z Murphy,m brak mu tej finalnej spójności, której czytelnik musi się sam doszukać, o ile wie czego ma szukać i jak to zrobić. Innymi słowy instrukcja użycia jest niepełna i niejasna, jak to zresztą z instrukcjami bywa.
Pytasz gdzie dostać książkę Morrisa – najłatwiej w Amazonie, za 33 dolary, ale pojawia się i u nas w księgarniach, tu właśnie kupiłem 3 wydanie z 2006 roku (starsze są niepełne).
@ dorota
Nie myślałem absolutnie o pisaniu książki o AT, bo żaden ze mnie ekspert, i nie grzeszę pychą. Podzieliłem się tylko swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, gdyż naturę mam refleksyjną i trochę zdolności analizy tekstu. Był to mój głos w dyskusji.
Powiem tak, mam doby słuch i wyczuwam fałszywe tony w tekście natomiast natura poskąpiła mi odpowiedniego głosu, więc śpiewać nie umiem.
@ pit65
Wierzę ci na słowo, że wychodzi tu multum kombinacji, trudne do ogarnięcia rozumem. Dlatego też polecałem książkę Morrisa, gdyż oprócz analiz podobnych do Bulkowskiego (ale pod trochę innym katem, więc się uzupełniają) zawiera ona również pewien pomysł Morrisa, który istotnie redukuje nam ilość kombinacji, które trzeba poddać analizie.
On to nazywa pattern breakdown, copolega na nałożeniu się dwóch czy trzech świeć, które to nałożenie „rezultatuje” świecą wynikową będąca kombinacją świec składowych. Przykładowo zasłona Ciemnej Chmury da się rozpatrywać jako (redukuje się do) Spadająca Gwiazda.
Nie wiem czy Morris sam to wykoncypował, ale to zmyślne jest i pomocne rozwiązanie. Do tego dochodzi jeszcze opracowane przez niego filtrowanie pozycji świecowych, pomocne w eliminowaniu fałszywych formacji (co opisane jest w drugim wydaniu Murphy,ego).
PS
Może być 3 muszkieterów, samurajów (choć ich chyba było 7), trzech caballeros a nawet trzech budrysów. 🙂
Byliście grzeczni drodzy blogowicze? Jeśli tak to dostaniecie jako gwiazdkowy prezent – obiecany spis literatury polecanej przeze mnie.
A jak nie byliście grzeczni, to na Nowy Rok będą rózgi.
Wprawdzie poniższa lista jest subiektywna, ale polecam te pozycje w dobrej wierze, bo mnie się podobują. Są to pozycje bardziej praktyczne niż teoretyczne, więc mam nadzieję że będą przydatne na codzień. Załączam dodatkowo mały komentarz, by lepiej wiadomo co i zacz.
Myślę, że będą dobrym uzupełnieniem innych wartościowych pozycji, polecanych w tym wątku tematycznym i rekomendowanej przez sam blog.
1. „Investor’s Guide to Charting: Analysis for the Intelligent Investor” – Alistair Blair. O zastosowaniu AT, przejrzyście napisana, pokazuje jak patrzeć szerzej, integruje zastosowanie narzędzi. Nie teoretyzuje zbytnio.
2. „Trade what you see: How To Profit from Pattern Recognition”- Larry Pesavento i Leslie Jouflas. Tytuł mówi sam za siebie – Read it and you will see.\
3. „Reading the Markets: Stanley Kroll on Futures Trading Strategy”- Stanley Kroll – stare ale jakże jare (sprzed ponad 30 lat), niektórzy mówią, że jest to najlepsza książką o praktycznym tradingu jaką czytali.Nawet jak przesadzają to less mówi, że warto, oj warto.
4. „The New Technical Trader” Tushar S. Chande i Stanley Kroll.
Nowe spojrzenie na pewne kwestie, nowe idee oparte na sprawdzonej praktyce tradingu i teorii.
5. „Day trader” – Joe Ross – trzeba przeczytać i zrozumieć tok myślenia autora. Ross- jak dam przyznaje – dyslektyk, dysgrafik i dyskalkulik – potrafił to ci bez tych przypadłości też powinni.
6. „Trading Systems and Money Management” – Thomas Stridsman. Dobry autor,dobra książka, obowiązkowa pozycja w biblioteczce gracza giełdowego.
7. „Connors On Advanced Trading Strategies” – Larry Connors. To ten od bestselleru „Street Smarts” napisanego razem z łebską babka -Lindą Rashke. To powinno wystarczyć za rekomendację.
8.To pozycja z nurty szkoły „Market Profile”, popularyzowane przez CBOT. W naszych warunkach nie tyle ile ogólne spojrzenie na rynek, ta filozofia rynku do mnie przemawia. Warto przeczytać i przemysleć.
9.”Steidlmayer on Markets: A New Approach to Trading” – J. Peter „Steidlmayer – ciekawa pozycja ze szkoły Market Profile, metody wspieranej przez CBOT. Nawet jaku nas niestosowalna, to warto poznać tę filozofię rynku.
10. „Security Analysis” – Benjamin Graham i David Dodd -klasyk inwestycyjny, analizy fundamentalnej i ekonomicznej, value investing,szanowany nawet przez behawiorystów. Absolutna perła myśli inwestycyjnek, żaden poważny inwestornie powinien jej ominąć.
PS
Wszystkim blogowiczom i chłopakom z bossablo składam serdeczne życzenia Wesołych i pogodnych Świat Bożego Narodzenia.