Aby poszukać zabezpieczeń przed sporymi stratami w giełdowym fachu, najpierw należy dokładnie zrozumieć jak i z jakiego powodu one powstają, co wcale nie jest dla wielu tracących takie oczywiste.
Tylko krótko przypomnę, że niniejszy wpis jest kontynuacją rozpoczętego w pierwszej części tematu dotkliwych strat czy nawet bankructw w tradingu (aktywnym inwestowaniu).
Wpadnięcie w spiralę strat to proces będący pochodną kilku przesłanek, które zwykle nakładają się na siebie, choć każda może mieć inną siłę oddziaływania na decyzje i zachowania.
Pierwsza, która często zaczyna działać zanim jeszcze podejmie się jakąkolwiek transakcję, to:
NIEREALNE OCZEKIWANIA
Sięgają one zwykle daleko poza dysponowanymi zasobami oraz umiejętnościami.
Niedoświadczony trader, bo tej nazwy będę używał jako synonim wszelkich form aktywnego inwestowania i spekulacji, staje się łatwą ofiarą marzeń o dużych pieniądzach (szybko zarobionych) z powodu swojej niewiedzy, poddanej przy tym presji wykrzywionych przekazów. Media na wszelkie sposoby informują o giełdowych zyskach, poradniki domyślnie sugerują, że użycie tej czy innej metody prowadzi do sukcesu, a narracje krążące po wszelkiego rodzaju grupach dyskusyjnych i socjal mediach to chyba największe zasoby wzmacniające przekonanie o tym, że da się osiągnąć sukces na giełdzie w dużej skali.
To oczywiście przekaz przesadzony, upudrowany, wybiórczy, nierealistycznie pokazujący rzeczywiste proporcje wygrywających. To, że coś znajduje się w książce czy poradniku nie oznacza, że jest maszynką do pieniędzy. Jest jedynie możliwością, podpowiedzią, motywatorem, ale z reguły nigdy nie towarzyszy im ostrzeżenie o realnej skuteczności działania. Realną wskazówką są natomiast statystyki podawane przez forexowych brokerów o % klientów, którzy stracili w danym okresie. Podobne wielkości dotyczą rynku kryptowalut, trudniej natomiast o szacunki na rynku akcji, choć tutaj szanse są znacząco większe.
Utrzymać się z tego biznesu albo wejść na szczyt w tradingu zdoła zaledwie garstka. Nie znaczy to, że nie można próbować. To świetny trening różnego rodzaju umiejętności, choć trzeba się liczyć z tym, że będzie kosztowny. O tym jednak zwykle dowiadujemy się na końcu.
Paradoks polega na tym, że w pułapkę tego złudnego przekonania wpadają także doświadczeni traderzy. Oni z kolei dość dobrze znają już swoje szanse, ale albo je zaczynają w jakimś momencie przeceniać popełniając błędy, albo stają się ofiarą losowości. Najprostszy przykład: ktoś doznających sukcesów inwestycyjnych podczas hossy na rynku akcji czy kryptowalut, dość łatwo stanie się ofiarą, gdy rynek wejdzie w bessę lub nawet krach.
Zwykle jednak niosą ich wspomnienia niedawnych trumfów, wbudowane przekonanie o własnych umiejętnościach, amerykańska filozofia optymizmu i „chcieć to móc”, czy wrodzone cechy charakteru typu niezłomność i takie tam. Rynek nie jest jednak łatwym do rozgryzienia mechanizmem, który chętnie płaci nawet cierpliwym i pracowitym. Zwykle nie mówi się o tym, że nawet część genialnych traderów i inwestorów z książek serii „Czarodzieje rynków” Jacka Schwagera w pewnym momencie potknęła się, popełniając błędy kosztujące fortunę. Jesse Livermore nie był więc wyjątkiem i ofiarą swoich czasów, lecz raczej forpocztą przyszłości.
Autor cytowanych przeze mnie w pierwszej części gorzkich słów o nieudanym tradingu walczył dzielnie na rynku kryptowalut przez kilka lat, pokonany w finale z powodu okoliczności, które są nam nieznane. Nie ma znaczenia jednak ten personalny przypadek, wzorce są powtarzalne. Nie powinien nosić powodu do wstydu, ale powinien urealnić przekonania, tak samo jako każdy aspirujący trader i inwestor. Próbował przynajmniej żyć z tradingu, choć pewnie plany sięgały dalece wyżej niż tylko zapewnienie sobie bytu tym sposobem.
Spójrzmy więc chwilę na liczby.
Średnia, długoterminowa stopa zwrotu z pasywnej inwestycji w ETFy, do której nie trzeba żadnych umiejętności, to powiedzmy jakieś 10% rocznie. Geniusz, czyli Warren Buffett od 1965 do 2024 roku zdołał osiągnąć ją na poziomie ok. 20%, czyli dwukrotnie tyle, co dawał rynek.
Załóżmy, że nasz bohater, bez rodziny, zadowoli się 6 tysiącami PLN zysku miesięcznie brutto, czyli po odjęciu podatku 19% daje nam to 4860, a więc jakieś minimum zapewniające jako takie życie. To 72.000 zł brutto rocznie.
Gdyby zdołał osiągnąć stopę zwrotu Buffetta, potrzebuje kapitału na wstępie 360.000 PLN. Jednak w ten sposób nie będzie doganiał inflacji, nie będzie budował rezerw, będzie żył bez ekstrawagancji. Co najgorsze, nieustannie będzie poddany presji zarabiania, bez względu na wszystko. W skrajnie niesprzyjających warunkach, w chorobie czy zdrowiu, w problemach, nie mając innej poduszki finansowej itd. Ta presja jest wierzcie mi druzgocąca, chyba że tego kapitału na wstępie mamy 1 czy 2 miliony i wystarczy uzyskiwać średnią rynkową pasywną by się utrzymać.
Gdyby zechciał dogonić innego geniusza z rynku lewarowanego – G. Sorosa – to musiałby osiągać średnią stopę zwrotu 30%. Wystarczy więc 240.000 kapitału na wstępie, ale presja jest znacząco wyższa a szanse dużo niższe. Bo trzeba to robić aktywnie, przechodzić okresy obsunięć, mieć pomysł, nauczyć ucinać straty. Realia się nie zazębiają.
Oczywiście każdy trader, który osiąga jakieś minimalne sukcesy na wstępie, myśli raczej o mocno dwucyfrowej stopie zwrotu lub nawet trzycyfrowej. Nasz bohater działał na pokrewnym w swym działaniu rynku kryptowalut. Tutaj faktycznie przebiło się kilku traderów, którzy osiągnęli niebywałe stopy zwrotu dzięki ogromnej zmienności i możliwościom, dochodząc do milionów, a zaczynając raptem setkami czy tysiącami dolarów.
Niestety nie są dokładnie znane ich stopy zwrotu, prawdziwe historie, realne majątki, choć w jakiś sposób rynek ich próbuje szacować. Można próbować szukać szczegółów kariery postaci typu Eddy Zillan, Philakone, Eric Choe, Excavo, DonAlt, Avi Felman czy Crypto Dog. Tak, rozpalają wyobraźnię, nie zapominajmy jednak, że to jednostki z milionów próbujących, bo tak właśnie wyglądają te statystyki naprawdę.
Jest jednak światełko w tunelu: poznać dokładnie metody przez nich stosowane, a do tego okoliczności działania, a potem wiernie kopiować, zamiast wymyślać coś niesprawdzonego od zera. Oczywiście to stwierdzenie na wyrost, choć niepozbawione sensu. Podpowiem – większość z nich dokonała tego w oparciu o (zgroza dla wielu) analizę techniczną. Ten sekret to jednak zaledwie wstęp do czegoś większego, ale o tym w kolejnej części.
Istnieje tysiące sposobów osiągania zysków na giełdzie, a tylko w zasadzie jeden na wpadnięcie w straty. Paradoksem kolejnym jest to, że supertraderzy stosują te same metody, co przegrywający, różnica tkwi w takim razie w sposobie ich stosowania. Rynek nie nagradza jednak tych przegrywających za marne stosowanie zasad, bo dlaczego miałby?
CDN
—kat—

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.