Jeden z najczęściej kupowanych przez polskich inwestorów ETF-ów na globalne akcje – Vanguard FTSE All-World – stał się ostatnio najdroższym ETF-em w swojej kategorii. Od 2019 r., roku śmierci założyciela firmy Johna Bogle (na zdjęciu), wielkiego propagatora taniego inwestowania, Vanguard nie obniżył w nim opłat. Choć w tym czasie obniżały je konkurencyjne fundusze.
Vanguard FTSE All-World kosztuje 0,22 proc. (wskaźnik kosztów całkowitych – TER) rocznie, podczas gdy jego największy konkurent ISHARES MSCI ACWI 0,20 proc. Inny konkurent SPDR MSCI ACWI IMI ma TER 0,17 proc., a Amundi Prime All Country World, który pojawił się na rynku w lutym 2024 r. pobiera zaledwie 0,07 proc. Jak to możliwe, skoro spółka jeszcze niedawno twierdziła, że Vanguard nie osiąga zysków, a opłaty za zarządzanie funduszy pokrywają tylko jej koszty?
Aby zrozumieć dlaczego flagowy fundusz Vanguarda tak odstaje od konkurencji pod względem kosztów, musimy cofnąć się do 2013 r. Wtedy to ówczesny prawnik Vanguarda David Danon zgłosił się do Securities Exchange Commission (SEC – odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego) sygnalizując, że jego zdaniem Vanguard łamie prawo (szczegółowo opisuję tę sprawę Joseph N. DiStefano w serii artykułów opublikowanych na łamach „The Philadelphia Inquirer’s”). W szczególności Danon podnosił, iż Vanguard płacił swojej firmie zarządzającej środkami mniej, niż powinien po to, by zaniżyć jej zyski i zobowiązania podatkowe. Prawnik zarzucał także korporacji, iż ukryła 2 mld USD jako rezerwę, nie płacąc od tych pieniędzy podatku, ani nie dzieląc się nimi z inwestorami. Danon utrzymywał także, że mniej niż miesiąc po jego kontakcie z SEC został przez Vanguarda zwolniony z pracy. Vanguard odpierał zarzuty twierdząc, że zawsze działał w najlepszym interesie inwestorów. Danon twierdzi jednak, że w wyniku jego działań w 2015 r. Vanguard zwrócił 2 mld USD inwestorom i zaprzestał praktyk, które prawnik zarzucał korporacji.
To jednak nie koniec zachowań Vanguarda, której dają do myślenia. W 2019 r., w wieku 89 lat, zmarł założyciel Vanguarda John Bogle. Mniej więcej w tym okresie Vanguard usunął z dokumentów składanych przez firmę w SEC informacje, że działa na zasadzie pokrycia kosztów, czyli że nie osiąga zysku. Rzecznik firmy oświadczył, że to tylko stylistyczne zmiany mające na celu uproszczenie komunikatów. To jest jednak znacznie bardziej istotne, niż by się wydawało. Z prawnego punktu widzenia bowiem Vanguard nie jest instytucją non-profit. W praktyce zachowywał się podobnie jak spółdzielnia ponieważ ustalał koszty zarządzania na poziomie przychodów. Ale nie ma prawnego obowiązku tego robić.
Akcje Vanguarda należą do funduszy, którymi zarządza. Ale tylko tych z USA. Tak więc w teorii to klienci Vanguarda ze Stanów Zjednoczonych, osoby które kupują zarządzane przez korporację fundusze, są właścicielem firmy. John Bogle, który wymyślił tę strukturę był bardzo z niej dumny. Uważał bowiem, że sprawia ona iż nie ma konfliktu interesu między zarządzającymi, a klientami. Jeżeli bowiem firma zarządzająca ma zewnętrznych właścicieli, tak jak np. konkurent Vanguarda Blackrock, to zwiększanie opłaty za zarządzanie, które jest w interesie Blackrocka, jest sprzeczne z interesem klientów, bo obniża ich stopę zwrotu. Jeżeli właścicielem firmy zarządzającej są jej klienci, to w interesie właścicieli jest to, by opłaty za zarządzanie były jak najniższe.
Prof. Yale Law School John Morley w pracy „Separation of Funds and Managers” („Rozdzielenie funduszy i menadżerów”) twierdzi, że w praktyce Vanguard nie różni się jednak istotnie od innych firm zarządzających funduszami. A właściciele funduszy Vanguarda nie korzystają ze swoich praw i nie mają realnego wpływu na zarządzanie spółką. Zarząd firmy nie odpowiada bezpośrednio przed akcjonariuszami, tylko przed radą nadzorczą, którą pierwotnie wybrał John Bogle. Akademik zauważa także, że władze spółki mają sporą dowolność w ustalaniu kosztów. Vanguard nie jest spółką publiczną. Nie ujawnia, ile płaci zarządzającym firmom, ani ile wydaje na marketing. „A zatem jest jasne, że Vanguard tak naprawdę nie należy do swoich klientów” – konkluduje prof. Morley. Daje także do myślenia, że 14 maja 2024 r. prezesem Vanguarda po raz pierwszy w historii została osoba z zewnątrz firmy, menadżer z 10-letnim doświadczeniem u konkurencyjnego, nastawionego na maksymalizowanie zysku właścicieli, Blackrocka, Salim Ramji.
Co z tego wszystkiego wynika? Przede wszystkim to, iż nie możemy liczyć na to, że sam wybór funduszu Vanguarda zapewni nam najniższe na rynku stawki za zarządzanie. Po raz ostatni Vanguard obniżył opłaty Vanguard FTSE All-World, z 0,25 proc. do 0,22 proc., w 2019 r., roku w którym zmarł John Bogle. Firma nie zareagowała m.in., gdy Blackrock obniżył koszt ISHARES MSCI ACWI z 0,6 proc do 0,2 proc. w 2021 r. To przykre, bo Vanguard przez lata faktycznie miał produkty z niskimi opłatami i to on wymuszał na konkurencji obniżanie stawek. Do tego stopnia, że Vanguard FTSE All-World stał się symbolem taniego, zdywersyfikowanego, indeksowego inwestowania. Na internetowych forach pojawiło się nawet hasło „VWCE and chill”, czyli „Kup Vanguard FTSE All-World i wyluzuj się” jako najlepszą radę dla większości potencjalnych inwestorów. Wiele wskazuje na to, że po śmierci w 2019 r. Johna Bogle spółka powoli odchodzi od jego wizji Vanguarda, firmy której głównym zadaniem miało być maksymalizowanie korzyści inwestorów.
Wydaje się więc, że jedyny sposób, by decyzję o obniżce opłat Vanguard FTSE All-World przyspieszyć, to zagłosować nogami i wybrać produkty konkurencji. Ma to dodatkową korzyść. W Polsce obliczanie podatków od sprzedanych ETF-ów odbywa się na zasadzie FIFO, czyli First In, First Out. Gdyby ktoś na przykład przez 30 lat kupowałby tylko Vanguard FTSE All-World, a potem zaczął go sprzedawać, to do obliczania wysokości podatku przyjmuje się, że najpierw sprzedawane są te ETF-y, które były kupione jako pierwsze. To najczęściej te, które zarobiły najwięcej i od których zapłacony podatek będzie najwyższy. Tymczasem w interesie inwestorów jest to, by podatki płacić jak najpóźniej. Jeżeli mamy na koncie kilka różnych ETF-ów, to do sprzedaży możemy najpierw wybrać te, w których naliczony zysk jest najmniejszy. I w ten sposób trochę podnieść sobie stopę zwrotu.
Zdjęcie: Bill Cramer/ CC 4.0
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Tu w oryginale
https://www.bankeronwheels.com/vwce-chill-investors-are-cooling-off-on-vanguard/
A sprzedając akcje (polskie), również FIFO?
Tak. Tu jest wyjaśnienie:
https://bossa.pl/edukacja/podatek-gieldowy/metoda-fifo