Zaskoczenie propozycją nowego podatku dla banków wydaje się przesadzone. Starczy nie żyć iluzjami i wówczas wydarzenia ostatnich dni są nie tylko zrozumiałe, ale wręcz oczekiwane.
Ostatnie dni sierpnia nie były zbyt przyjemne dla inwestorów na GPW. Po optymistycznym przyjęciu propozycji nowego programu inwestycyjnego (OKI) rynek zderzył się z nowymi propozycjami podatkowymi dla sektora bankowego. Efektem jest tąpnięcie na rynku i pytania o koniec hossy w Warszawie. Można oczywiście znaleźć argumenty, które będą tłumaczyły owo zaskoczenie, ale będą naprawdę tylko kolejnymi iluzjami.
Iluzja I: Politycy są po to, żeby robić innym dobrze
Spór o naturę polityki nie jest przedmiotem, którymi zajmujmy i chcemy się zajmować na naszych blogach, ale elementarne oczytanie w historii i naturze polityki, jak również w literaturze pięknej, pozwala porzucić oczekiwania. Politycy robią zwykle to, co nakazuje sytuacja. W kampaniach wyborczych i uzasadnieniach swoich działań będą prezentowali się jako podmioty kształtujące przedmiot rzeczywistości, ale finalnie zrobią to, co muszą. Oczywiście, polityk może podać się do dymisji, jeśli musi zrobić coś wbrew poglądom, ale bez trudu znajdzie wyjaśnienie w potrzebie dobra wspólnego albo mniejszego zła.
Położenie polityka doskonale oddawali w przeszłości klasyczni autorzy, jak Sofokles w Antygonie czy Szekspir w większości tego, co napisał jako dramaty. Współcześnie jednym z najlepszych zdań na ten temat posłużył Jean-Claude Juncker, kiedy powiedział „Wszyscy wiemy co zrobić, ale nie wiemy, jak wygrać wybory, gdy zrobimy, to co należy”. Jeśli przyswoić sobie zdanie Junckera, to przestajemy mieć oczekiwania wobec polityków, bo oni są niewolnikami sytuacji. W takim ujęciu zaskoczenie podatkiem dla banków jawi się jako całkowicie nieuzasadnione, bo wydatki budżetowe w Polsce zwyczajnie wymuszają działania. Ścieżka podatków w Polsce jest przesądzona. Czas to zaakceptować.
Iluzja II: GPW jest rynkiem rozwiniętym
Nie pamiętam kiedy, któryś z zachodnich analityków ogłosił rynek polski rynkiem rozwiniętym, ale jestem przekonany, że śmialiśmy się z tego dość długo. Kolejne lata pokazały, że rynkiem rozwiniętym nigdy nie byliśmy, a ostatni szok związany z propozycjami zmian w CIT tylko wzmacnia przekonanie, że szybko nie będziemy. Jeśli przyjąć założenie, że rynek papierów wartościowych w Warszawie jest rynkiem wschodzącym, to ryzyko regulacyjne musi być większe i regulacje takie, jaka właśnie uderzyła w notowane w Warszawie banki muszą być zawsze brane pod uwagę. Do tego dochodzi problem inflacji i zależności banku centralnego od polityki, które przerabialiśmy ostatnio dość boleśnie.
Jak bardzo niestandardowe jest sterowanie ręczne przez polityków na rynkach wschodzących widać właśnie na Wall Street, która zderzyła się z prezydentem o mentalności azjatyckiego satrapy i przez to musi borykać się z problemem ryzyka regulacyjnego i faktycznego ręcznego sterowania gospodarką i spółkami. Porzucenie iluzji normalności GPW i zaakceptowanie statusu – jak to ujął kiedyś jeden z naszych analityków – wyrobu rynkopodobnego, czyni odpornym na zaskoczenia. Miło jest oglądać grafiki o tym, jak indeksy z GPW przewodzą statystykom najlepszych w Europie czy na świecie, ale powiedzcie to ludziom, którzy po kryzysie 2008 roku nie uciekli z GPW na rynki rozwinięte.
Iluzja III: GPW jest częścią gospodarki
Ostatnie kilkanaście lat udowodniło, że gospodarka polska może rozwijać się niezależnie od kondycji GPW. Największe polskie spółki doskonale poradziłyby sobie bez obecności na GPW. Można nawet powiedzieć, że poradziłyby sobie lepiej, gdyby wybrały notowania na rynkach zagranicznych. Byłyby lepiej zabezpieczone przez apetytami na nacjonalizację czy ryzyko regulacyjne. Zobaczmy, jak trudno jest wprowadzić podatek cyfrowy, kiedy za gigantami technologicznymi stoją miliony wyłożone na lobbing w Waszyngtonie i jak łatwo ogłosić podatki dla banków, kiedy wcześniej znacjonalizowało się największe banki w Polsce.
W Polsce możemy wprowadzać nowe podatki dla spółek notowanych na GPW, bo państwo zdominowało najważniejsze firmy na rynku. Przeszliśmy w fazę nacjonalizacji – lub jak to ujęto – repolonizacji, a za tym idzie wolność regulacji. Suwerenność podatkowa państwa jest wartością, której warto bronić, ale czy naprawdę warto być akcjonariuszem spółek, których największy właściciel musi być w strukturalnej kolizji z akcjonariuszami mniejszościowymi? Oczywiście można, ale po co? Tytułem podsumowania dodam, że przez ostatnie 20 lat byłem inwestorem na rynku niemieckim i nie potrafię wymienić trzech nazwisk ministrów finansów w kolejnych rządach. Jak to było możliwe?

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.