Prawie wszyscy Amerykanie płacą niższą stawkę podatku od zysków kapitałowych, niż Polacy. A najbiedniejsi i najbogatsi nie płacą go wcale albo prawie wcale. Wybory prezydenckie w USA zadecydują, czy tak będzie nadal.
O ile obywatele USA trzymają swoje inwestycje dłużej niż rok, płacą jedną z trzech stawek podatku od zysków kapitałowych 0, 15 i 20 proc., w zależności od całkowitego dochodu. Przykładowo rozliczająca się samodzielnie osoba, która z pracy w ciągu roku zarobiła nie więcej niż 44 625 USD rocznie (ok. 172 tys. zł, czyli ok. 14 tys. zł miesięcznie) żadnej daniny od zysków kapitałowych fiskusowi oddawać nie musi. Ci którzy zarobili między 44 625 USD a 492 300 USD (172 tys. zł – 1,7 mln zł) płacą 15 proc. Zarabiający powyżej 492 300 USD zapłacą 20 proc. od profitów z inwestycji w akcje. Średnia płaca w USA w 2024 r. wyniosła 63 795 USD. Tak więc prawie wszyscy Amerykanie płacą niższe podatki od zysków kapitałowych, niż Polacy.
Nawet ci, którzy, ze względu na swoje dochody, zapłaciliby 20 proc., gdyby sprzedali swoje akcje, znaleźli sposób, by tego podatku nie zapłacić. Otóż główna różnica między zamożnymi osobami, a osobami przeciętnie sytuowanymi jest taka, że ci pierwsi większość swoich dochodów dostają w postaci pensji. A z pensji podatek jest automatycznie odciągany. I nie mają oni prawie żadnego wpływu na to kiedy i w jakiej wysokości go płacą. Z kolei bogaci w postaci pensji dostają tylko bardzo niewielką część swoich dochodów. Większość tego co zarabiają otrzymują w postaci aktywów takich jak akcje czy opcje na akcje. I to oni decydują, czy i kiedy te aktywa spieniężą. A co za to tym idzie mają pełną kontrolę nad tym, ile podatku zapłacą.
Dlatego na przykład na początku sierpnia 2024 r. rada nadzorcza Tesli przyznała Elonowi Muskowi, zamiast pensji, pakiet opcji na akcje wart 46 mld USD. Gdyby te 46 mld USD Tesla wypłaciła mu w postaci pensji nawet połowę z tego musiałby zapłacić w postaci podatków. Tymczasem jeżeli weźmie je w postaci opcji na akcje, które później zamieni na akcje, to w najgorszym wypadku podatku zapłaci 20 proc. Dlaczego w najgorszym wypadku? Dlatego, że dobrze sytuowane osoby znalazły sposób, by ten podatek obniżyć do zera. Mowa o strategii „Kup, pożycz i umrzyj” (ang. Buy, Borrow and Die). Ten termin wymyślił w latach 90. prof. Ed McCaffery. Najpierw tłumaczył ją na wykładach studentom, by w 2002 r. opisać ją w książce „Fair Not Flat. How to Make the Tax System Better and Simpler”(„Uczciwy, a nie liniowy. Jak sprawić by system podatkowy był lepszy i prostszy”).
W strategii chodzi o to, by tak korzystać ze swoich aktywów, by nigdy ich nie sprzedać, a zatem nigdy nie zapłacić podatku od zysków kapitałowych. Celem jest trzymanie aktywów aż do śmierci, a potem przekazanie ich kolejnemu pokoleniu. No, ale z czegoś trzeba żyć. Jak zatem korzystać z akcji nie sprzedając ich, poza pobieraniem dywidend? Otóż należy zaciągnąć kredyt pod zastaw akcji (ang. security backed line of credit). Taki kredyt ma niskie oprocentowanie. Jest mało ryzykowny dla pożyczającego, bo jest zabezpieczony płynnym aktywem. Odsetki od takich kredytów są niższe, niż straty wynikające z konieczności zapłacenia podatku w przypadku sprzedaży papierów wartościowych.
Dodatkowo pieniądze z pożyczki nie są dochodem w rozumieniu prawa podatkowego. A więc nie są opodatkowane. Kiedy biorący pożyczkę umrze, jego aktywa przejmują spadkobiercy i wykorzystując te aktywa spłacają pożyczkę. Ale, co najistotniejsze, zgodnie z amerykańskim prawem podatkowym w momencie odziedziczenia akcji cały narosłe zyski podatkowe są zerowane bez konieczności zapłaty podatku od zysków kapitałowych (ang. step-up cost basis). Czyli ceną odniesienia dla naliczania podatku od zysków kapitałowych przez spadkobierców, będzie cena w momencie przejęcia przez nich własności akcji.
Uprzedzam pytanie: w Polsce podobny trik nie jest możliwy. Bo po przekazaniu akcji spadkobiercom narosły zysk kapitałowy nie jest zerowany. Ale w naszym kraju można legalnie i bez posiadania milionów doświadczyć korzyści z odraczania płacenia podatku Belki. Wystarczy kupić 10-letnie obligacje Skarbu Państwa indeksowane inflacją. Zysk w nich jest naliczany co roku i dodawany do kapitału ulokowanego w papierze dłużnym. Podatek płaci się dopiero na sam koniec 10-letniego okresu oszczędzania. W efekcie pieniądze, które np. w 4-letniej obligacji indeksowanej inflacją COI co roku trafiają do fiskusa, w EDO pracują dla nas i 81 proc. zysku wygenerowanego przez nie (zysk minus 19 proc. podatku Belki) zostaje w naszej kieszeni.
O ile podnosi stopę zwrotu odroczenie płacenia podatku Belki? Zakładamy inflację 2,5 proc. i oprocentowanie obligacji 4,5 proc. (inflacja plus 2 p.p. marży). Obligacja, od która płaci zysk co roku zarobi po 10 latach netto 43,05 proc. Taka sama obligacja, od której podatek płaci się po dekadzie przyniesie 44,79 proc. profitów. Te niecałe 2 p.p. to ponad 4 proc. dodatkowego zysku. Jest to relatywnie jeszcze więcej, jeżeli odniesiemy to do zysku po uwzględnieniu inflacji. Bo w badanym okresie inflacja wyniosła 28 proc. A więc zysk po uwzględnieniu inflacji wyniósł odpowiednio 15,05 proc. i 16,78 proc. A więc odroczenie płacenia daje nam dodatkowe 11,5 proc. (16,78/15,05 * 100) zysku netto. Co z tego wynika? Na pewno to, że warto przy wyborze obligacji uwzględniać to, kiedy płacony jest podatek od zysków. Oraz czujnie przyglądać się ofercie papierów dłużnych Ministerstwa Skarbu. Być może kiedyś wprowadzone zostaną 15 albo 20-letnie obligacje z podatkiem płatnym na koniec okresu oszczędzania, w których korzyści z odroczenia podatku Belki będą jeszcze większe.
A tymczasem w USA w 2021 r. organizacja Pro Publica, powołując się na prof. Eda McCaffery opublikowała analizę, w której policzono że rzeczywista stopa opodatkowania 25 najbogatszych Amerykanów, czyli to ile podatku zapłacili w odniesieniu do tego, o ile w tym okresie wzrosła wartość ich aktywów, to 3,4 proc. Wnioski z analizy zostały omówione m.in. w „The New York Times” i „Wall Street Journal”. Odbiły się szerokim echem w social mediach. I w końcu trafiły do amerykańskiej polityki.
Ostatnio kandydatka na prezydenta USA Kamala Harris poparła wcześniej ogłoszony plan Joe Bidena, by wprowadzić opodatkowanie niezrealizowanych zysków kapitałowych przekraczających 100 mln USD. Jej najpoważniejszy przeciwnik w wyborach Donald Trump krytykuje ten pomysł. Wynik wyborów rozstrzygnie, czy nadal w USA będzie można legalnie nie płacić podatku Belki.
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
"Wynik wyborów rozstrzygnie, czy nadal w USA będzie można legalnie nie płacić podatku Belki." – populistyczne stwierdzenie. Z wpisu wynika, że podatek, tak jak u nas, płaci się od ZREALIZOWANYCH zysków i bogaci odraczają moment zapłaty, po prostu nie sprzedając aktywów, których wartość wzrosła. Powyższy cytat sugeruje jakiś przekręt w tym zakresie.
Właśnie nie.
W USA jest tak, że jeżeli inwestor umrze, to jego spadkobiercy nie zapłacą Belki. Proszę spojrzeć na ten fragment tekstu:
"Ale, co najistotniejsze, zgodnie z amerykańskim prawem podatkowym w momencie odziedziczenia akcji cały narosłe zyski podatkowe są zerowane bez konieczności zapłaty podatku od zysków kapitałowych (ang. step-up cost basis). Czyli ceną odniesienia dla naliczania podatku od zysków kapitałowych przez spadkobierców, będzie cena w momencie przejęcia przez nich własności akcji."
Nie nazwałbym tego przekrętem. Raczej wylobbowaną luką w prawie.