Indeks WIG nieuchronnie zbliża się do swojego maksimum historycznego, które zostało osiągnięte w lipcu 2007 roku. 67 772,9 pkt. Po zakończeniu sesji piątkowej zostało zaledwie 2 308 punktów, czyli 3,5 procenta wzrostu, żeby owo maksimum zostało pokonane.
Niby mało, ale… jeśli spojrzymy na inne rynki, na przykład amerykański gdzie indeksy znajdują się o kilkadziesiąt procent powyżej poziomu szczytu z 2007 roku to możemy mieć przekonanie, że jednak znajdujemy się w ogonie. Nawet węgierski BUX ze swoimi 20 procentami wygląda o wiele lepiej. Możemy zastanawiać się dlaczego tak się dzieje, ale będzie to wyłącznie zbiór opinii i dopasowywania różnego rodzaju teorii (związanych choćby z poglądami politycznymi) niż faktyczna odpowiedź na takie pytanie. Jedno jest pewne – rynek akcji w Polsce w ubiegłym roku rósł, podobnie jak rynki akcyjne na świecie. Nie była to hossa powszechna, o której mówiło się na ulicy, w sklepach i mediach. Spółki rosły raczej wybiórczo, przy czym następowały wymiany liderów. Im bardziej przypatruję się na przyspieszenie, które ma miejsce na rynku amerykańskim i tym samym rosnące prawdopodobieństwo jakiejś silniejszej korekty (a może i trwalszego załamania) tym bardziej zastanawiam się, jakie byłyby reperkusje takiego zdarzenia u nas. Czy znów staniemy się ofiarą niskiej płynności i nasze spadające akcje będą jednymi z najsłabszych na świecie? Czy może jesteśmy w stanie się oprzeć globalnej wyprzedaży lub potencjalnej panice? W ten drugi scenariusz raczej nie wierze, ale na rynkach dzieją się czasem różne rzeczy. Czy może – zanim nastąpi jakiekolwiek „strząśnięcie” – będziemy piąć się do nowych szczytów, a pokonanie maksimum z 2007 roku okaże się tym impulsem, dzięki któremu będzie znów mówiło się, że inwestowanie w akcje to okazja? Też trudno mi sobie to wyobrazić. Silnikiem wzrostów w ostatnich miesiącach, o którym jest głośno wszędzie są kryptowaluty. A to rynek, który funkcjonuje równolegle do giełdy akcji. Raczej rynek giełdowy próbuje się do niego podczepić, różnego rodzaju inicjatywami w stylu zmiany działalności, nazw spółek itp., niż samodzielnie coś stworzyć.
Zastanawiam się jeszcze czy gdzieś w międzyczasie potencjalnym inwestorom nie umyka atrakcyjność klasycznych rynków giełdowych. Poznaję coraz więcej młodych ludzi, którzy mają za sobą już jakąś przygodę lub nawet historię związaną ze spekulacją, czy inwestowaniem, ale w życiu nie zajmowali się akcjami czy nawet kontraktami terminowymi. Wiedzą co to forex, wiedzą co to kryptowaluty i to co ich przyciąga to nie tylko szybkość i potencjał zarobków, ale przede wszystkim łatwość działania. W świecie, w którym wiele rzeczy jest na wyciągnięcie kciuka w smartfonie, klasyczne inwestowanie może wydawać się nadzwyczajnie w świecie nudne. Przy czym klasyczne to już nawet nie zlecenie telefoniczne (czy jeszcze ktoś tak robi) ale choćby takie, które wymaga włączenia komputera, zalogowania się, kilku kliknięć, potwierdzenia. To dużo działań. I mijają cenne już nie minuty, ale sekundy.
W jednym z ostatnich wywiadów prezes GPW – Marek Dietl powiedział, że mały udział inwestorów indywidualnych jest naturalnym kierunkiem rozwoju giełd. Na rynkach rozwiniętych większy jest udział inwestorów indywidualnych, którzy powierzają środki specjalistom od zarządzania. Niestety ten etap jeszcze u nas nie nadszedł. Aktywa funduszy inwestycyjnych rosną, ale są to przede wszystkim fundusze bezpieczne, usługa zarządzania aktywami jest dla zamożnego klienta (i prawdę mówiąc nigdy nie była specjalnie popularna). Wydaje się więc, że indywidualny inwestor nie przyjdzie na giełdę, jeśli za nią nie będzie stała jakaś opowieść. Taką opowieścią przez lata były choćby prywatyzacje. Ale te się już skończyły. Możemy co prawda odgrzebać LOT i Pocztę Polską, ale potraktujmy to raczej jako anegdotkę.
Co w takim razie z tą naszą przyszłą hossą? Czym będzie się ona karmić, jeśli nie widać na horyzoncie ani odpowiedniego paliwa, ani silnika. A może nawet i kierowcy się obrazili.
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
W kazdej sytuacji jest jakis pozytyw: to co teraz mamy (a tym bardziej bedziemy mieli w sytuacji pogorszenia koniunktury) jest idealnym otoczeniem do sciagania tanio spolek z GPW – co zresztą już się zaczyna dziać.
Podobnie się i ja zastanawiam czasem – w USA hossa na całego a u nas jakieś niby niekończące się preludium do hossy, które może się zakończy jakimś zjazdem w dół ostatecznie….. Kto wie a może nie będzie jakiejś takiej spektakularnej bessy w usa tylko rozmyje się to wszystko w oceanie inflacji a nasze indeksy pozostaną na dłużej w swoim niekończącym się maraźmie. Jak zwykle nie wiadomo co będzie – pozostaje trzymać te swoje papierki bo jeszcze będzie pięknie i w to musimy wierzyć… power of hope….:)