W jednej z ostatnich dyskusji na blogach bossy pojawił się wątek spekulacji i spekulantów, których politycy i publicyści lubią obwiniać za wydarzenia takie, jak głód, upadki rządów i państw, ale też drożyznę.
Generalnie rzecz ujmując objawioną niechęć do spekulacji postrzegam, jako sygnał do przyjrzenia się osobie, która cierpi na antyrynkowe fobie i nie potrafi się pogodzić z tym, jak wygląda poszatkowana i rozproszona rzeczywistość. Niemniej zawsze podziwiam ludzi, którzy potrafili się szczycić zdaniami, iż za jakimś zjawiskiem stoi głównie kapitał spekulacyjny. Żebyśmy mieli jasność, są momenty w historii giełd, w trakcie których mieszanka doświadczenia i danych makro pozwala postawić tezę, iż mamy do czynienia z bańką spekulacyjną. Jednak bańki spekulacyjne mają to do siebie, iż pojawiają się stosunkowo rzadko i dopiero w finałowej fazie zdaję się być już oczywiste.
Co ważniejsze, nie ma jednego modelu baniek spekulacyjnych, więc wszystkie wyliczenia, iż w jakimś tam procencie za wzrostem cen (czy spadkiem jakiejś waluty) stoi kapitał spekulacyjny są niczym więcej niż opiniami autorów wyrażonych na bazie subiektywnie przyjętych założeń i wyliczeń a najczęściej rozdętego ego. Dlatego, kiedy następnym razem usłyszycie Państwo w mediach, iż spekulanci stoją za wydarzeniem X czy Y ze spokojem możecie przyjąć założenie, że macie do czynienia z felietonem a nie analizą. Brutalnie rzecz ujmując na gruncie dzisiejszej wiedzy możemy czasami powiedzieć, że na rynku widać elementy, które zmuszają do ostrożności, ale nie można powiedzieć – mamy dowody, iż mamy bańkę spekulacyjną. Niestety, ale ciągle najlepszą szczepionką na bańki spekulacyjne jest zdrowy rozsądek a nie szkiełko obiektywnej analizy.
Od pewnego czasu zbierałem się do tego, żeby na blogu pokazać złożoność rynku w kontekście tych bajek o spekulacji, ale notki jakoś nie składały się w miarę krótki tekst, który nie odepchnąłby czytelników zamieszaniem i wyliczeniem zmiennych. Szczęśliwie, w ostatnim czasie trafiłem na wykres, który najlepiej oddaje to, co chciałem napisać. Ciekawostką jest to, iż pochodzi z książki analizującej nie tyle rynek sam w sobie, co kryzysy żywnościowe, które miały miejsce w latach 70 XX wieku i w pierwszej dekadzie XXI wieku. Tytuł książki jest troszkę długi Reflections on the Global Food Crisis. How Did It Happen? How Has It Hurt? And How Can We Prevent the Next One?, ale za to można ją dostać za darmo w pdf na stronie International Food Policy Research Institute (pdf 1,9MB).
Całą i w sumie krótką książkę polecam wszystkim osobom, które szukają swojej ścieżki w spekulacji na rynkach towarów rolnych, bo to właściwie gotowy podręcznik do analizowania złożoności materii, ale na potrzeby tej notki wystarczy nam wykres ze strony 5 pod wiele mówiącym tytułem The complicated nature of commodity price formation. Całość odnosi się raczej do rynku towarów takich, jak kukurydza czy pszenica lub ryż, ale analogicznie można narysować dla wielu innych towarów, tylko częściowo modyfikując zmienne, które mają wpływ na cenę danego towaru.
Najkrócej mówiąc po lewej stronie mamy czynniki podażowe a po prawej popytowe, w środku mamy medialnie postrzegany mechanizm rynkowy i cenę oraz wszystko to, co wpływa na bieżącą wycenę danego towaru, w tym rynek instrumentów pochodnych. Doprawdy trzeba nie lada uproszczenia, by w tej złożonej sieci wzajemnych interakcji dostrzec jedną zmienną w postaci kapitału spekulacyjnego, który właśnie kształtuje ceny. Dlatego zachęcam Państwa do podjęcia próby wyobrażenia sobie, czym jest rynek jakiegoś towaru i przypomnienia sobie swoich wyobrażeń wtedy, gdy kolejny raz usłyszycie, że winę za jakieś wydarzenie ponosi kapitał spekulacyjny. Jeśli nawet wtedy poddacie się wrażeniu, że kapitał spekulacyjny kształtuje ceny, to przypomnijcie sobie o najczęściej pomijanym fakcie – niecni spekulanci są obecni na rynku po obu stronach barykady.
Mhmm… czy konsekwencją takiej konstatacji nie powinno być podzielenie spekulantów na dobrych i złych? Nie – dobrym spekulantem nie sposób wypełnić słupka w sondażu.
(źródło: Derek Headey, Shenggen Fan Reflections on the Global Food Crisis s.5)
15 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
ależ ten podział na złych i dobrych istnieje.
Przeciez nie zauwazyles, ze o wzrostach często się pisze, ze są fundamentalne, a korekty – techniczne?
Tylko ze tak sie pisze o rynku akcji, gdzie jesli rosnie to wiekszosc jest zadowolona
sprawa sie komplikuje przy towarach, bo jak rosnie to szary obywatel dostaje po…
a jak spada, to szary producent dostaje po….
wiec spoekulanci na rolnym są po prostu odpowiedzialni za ZŁO
>Przeciez nie zauwazyles, ze o wzrostach często się pisze, ze są fundamentalne, a korekty – techniczne?
Grzegorz, pewnie nie napisałem jeszcze o kilku innych rzeczach 😉 – moim zdaniem spekulacje tak łatwo atakować, bo spekulantów nie widać i łatwo zbudować tu figurę wroga publicznego. Pominę też fakt, że często za kapitałem postrzeganym, jako spekulacyjny mogą stać różnej maści fundusze emerytalne a więc robią to – pośrednio – sami konsumenci. Zresztą pamiętamy próby ograniczenia dostępu amerykańskich funduszy powierniczych do rynku towarowego właśnie ze względu na to, że nie zapewniają płynności, ale mrożą rynek. W takim modelu spekulacja jest OK, bo daje płynność a position trading jest be, bo ogranicza płynność. W sumie to są dość rozpaczliwe próby poradzenia sobie z tym, jak rozwinął się sektor finansowy i jak – de facto – zdetronizował polityków, jako osoby posiadające władzę. Dziś w normalnym kraju już nie można straszyć inwazją barbarzyńców, więc straszy się hordami spekulantów.
Sporo czasu minęło zanim ochłonąłem po lekturze tego wpisu. Oczy nabiegły mi krwią, nozdrza dmuchały parą i nogą grzebałem zupełnie jak rozjuszony buhaj.
Ale z czasem mi to przeszło i na chłodno mogę powiedzieć, że się absolutnie nie zgadzam z takim punktem widzenia, ba do dziś nie mogę wyjść ze zdziwienia, że takie coś wyszło spod klawiatury kogoś kto z rynkiem finansowym związany jest na co dzień.
Bez obrazy, ale zastanawiałem się – Idealista czy naiwniak? Bo fakt, że @ astanczak jest na usługach kapitału spekulacyjnego jakoś wykluczyłem. 😉
„Generalnie rzecz ujmując objawioną niechęć do spekulacji postrzegam, jako sygnał do przyjrzenia się osobie, która cierpi na antyrynkowe fobie i nie potrafi się pogodzić z tym, jak wygląda poszatkowana i rozproszona rzeczywistość.”
No to z pozycji nawiedzonego oszołoma, o ego rozdętym do granic, zwolennika spiskowej teorii dziejów oderwanym od realiów rynkowych powiem tak:
Niestety, ale ciągle najlepszą szczepionką na bańki spekulacyjne jest szkiełko i oko obiektywnej analizy i zdrowy rozsądek a nie a priori przyjęte założenie, że dane zjawisko nie występuje lub nie ma na coś wpływu.
Przeżyłem już za komuny oficjalne twierdzenie, że „u nasz” narkomania nie występuje jako problem społeczny (choć nieoficjalnie liczono na ok 600 tys uzależnionych), za (swa)wolnej Polski zaś banialuki oficjeli, zaprzeczających istnieniu u nas ma mafii i zorganizowanej przestępczości oraz temu, że można łatwo kupić broń (choć dziennikarze pokazali, że się da i giwery i materiały wybuchowe).
Lata praktyki na międzynarodowym rynku potwierdziły mi też, że za większością niewyjaśnionych wzrostów cen i rynkowych zawirowań stali różni back room boys i potężni manipulatorzy. Czasem z przecieków wiedziało się o tym sporo wcześniej zanim temat został publicznie ujawniony.
Oczywiście nie musi to wcale znaczyć, że tym razem jest inaczej, że to inne czasy inne sytuacje etc. Ale powiem szczerze, że nie bardzo chce mi się wierzyć iż this time is different.
To, że akurat w jakieś książce nie wspomniano, iż za wzrostem cen towarów rolnych stoi kapitał finansowy spekulacyjny czy inwestycyjny jeszcze niczego nie dowodzi. Być może autor jest wyznawcą tezy, że on nie stoi, być może jest na usługach tegoż kapitału albo też nie potrafił odpowiednio przełożyć wpływu komponenty spekulacyjnej na wzrost cen rynkowych.
Odpowiem tak, da się łatwo wyszukać i przedstawić publikacje, które otwarcie podają, że za wzrostem cen surowców rolnych i żywności stoi właśnie kapitał finansowy (spekulacyjny i inwestycyjny), różne fundusze inwestycyjne i hedżingowe itp.
I nie są to wcale publikacje medialnych pismaków, szukających sensacji, lecz dobrze udokumentowane publikacje niezależnych instytucji badawczych, agend rządowych, banków czy organizacji typu OECD. Spory ich wysyp dotyczył spektakularnego wzrostu cen żywności w latach 2006-2008.
Postaram się pokrótce wyjaśnić mechanizm tego zjawiska, nazywanego czasem kryzysem płynności a dokładniej nadpłynności finansowej. Otóż po kryzysie 2008 roku, gdy załamał się gwałtownie rynek nieruchomości i wycofywał się z niego kapitał finansowy okazało się, że jest problem w co powinien być on teraz bezpiecznie i zyskownie zainwestowany. Wybrano surowce giełdowe mineralne (bo te zawsze będą kiedyś potrzebne ) oraz żywnościowe (bo te zawsze będą niezbędne) i w nie ulokowano gigantyczną kasę, korzystając między innymi z mechanizmu dźwigni.
Zważywszy fakt, że rynek towarów rolnych był względnie zrównoważony i dosyć napięty ten dodatkowy duży popyt wywołał silną lub bardzo silną reakcję cenową, zważywszy problemy z małą podażą i jej ograniczoną elastycznością.
Ot normalną reakcja rynku na tak zwiększony popyt niekonsumpcyjny (finansowy) w sytuacji ograniczonej podaży. I myślę, że to jeszcze nie koniec. Nic więc dziwnego, że poważni analitycy i komentatorzy rynkowi coraz bardziej otwarcie mówią, że to spekulanci rządzą rynkiem. Oczywiście możemy też ich nazwać inwestorami finansowymi, bo to brzmi bardziej poprawnie i zapewne mniej się obruszą na takie określenie.
Dlatego, kiedy następnym razem usłyszycie Państwo w mediach lub blogach, iż spekulanci nie stoją wcale za wydarzeniem X czy Y to ze spokojem możecie przyjąć założenie, że macie do czynienia z felietonem a nie analizą.
No to sobie ulżyłem więc rogów nie muszę używać. 🙂
@lesserwisser
>nie a priori przyjęte założenie, że dane zjawisko nie występuje lub nie ma na coś wpływu
Właściwie to nie wiem, jak na to odpowiedzieć, bo nigdzie nie napisałem, że bańki nie występują a wręcz postawiłem tezę, że rynki instrumentów są częścią tego złożonego systemu, ale tylko częścią, więc polemika chyba nie trafia w sam tekst – mimo tego wyjaśnię.
Jedyne apriori, jaki zostało w notce przyjęte, to takie, że w ekonomii nie ma powszechnie szanowanego modelu bańki spekulacyjnej a już na 100 procent szukający wpływu spekulantów nie odwołują się do takiego modelu, bo mają problem nie tylko z modelami, ale rozróżnieniem pomiędzy zmienną zależną i niezależną i mieszają im się przyczyny ze skutkami. Nieporadność objawia się też w szukaniu jednej dominującej przyczyny. Najczęściej jednak mamy do czynienia z ludźmi, którzy zwyczajnie manipulują danymi, żeby udowodnić swoje tezy. Politycy nawet nie próbują się podpierać danymi – tylko krzyczą o ucinaniu rąk i głów hydrze spekulacji. Centrum notki był wykres pokazujący złożoność rynku. Niestety jest tak, że siedząc na rynku mamy tendencję do koncentrowania się na wycinku rzeczywistości i sami będąc spekulantami wszędzie widzimy spekulantów.
Osobiście wydaje mi się, że czas wreszcie pogodzić się z tym, że bańki spekulacyjne są częścią rzeczywistości taką samą, jak ataki spekulacyjne i trzeba zwalczać przyczyny a nie spekulację. W przypadku ataków spekulacyjnych ekonomiści w większości przypadków są zgodni = wina leży po stronie polityków, którzy byli nieodpowiedzialni a nie po stronie rynku. W przypadku baniek spekulacyjnych wejściowe zmienne również są znane – oczekiwania inflacyjne, tani pieniądz, rozwój budowany nadmiernym zadłużaniem się itd. Więc może czas zrobić coś po stronie przyczyn a nie skutków? No chyba, że uznajemy, iż bańki spekulacyjne przestaną się pojawiać, gdy zlikwidujemy rynek i ludzką naturę poddającą się spekulacji?
Fakty są też takie, że bańki spekulacyjne, to w sumie dość krótkie epizody kończące pewną fazę w historii rynku – starczy spojrzeć na wykres dowolnej bańki spekulacyjnej. Zostawiam też ciągle aktualne pytanie, dlaczego pomija się w walce ze spekulacją grających na spadki? Czyżby nie pasowali do tezy? Przecież na rynku każda transakcja ma dwie strony – dlaczego wszyscy o tym zapominają powiedzieć?
I na koniec jeszcze jedno – programowo unikam pisania o manipulacjach, bo zakładam, że gdybym mógł wiedzieć (mówię o wiedzy przez duże W) w Polsce, że jakiś bank z Wall Street manipuluje rynkiem, to pewnie nadzór giełdowy do spółki z dziennikarzami w USA wiedział o tym wcześniej niż jakiś robaczek w Warszawie. Wynika to z pogodzenia się z faktem, że moje biurko stoi na peryferiach inwestycyjnego świata. Generalnie podziwiam ludzi w Polsce, którzy potrafią stawiać takie tezy, ale o dowody nie pytam, bo w większości wypadków znam ich siłę rażenia.
ale też, gwoli wyjaśnienia, zdarzaja sie takie sytuacje jak opisywana przez M. Marcusa w Market Wizards (przepraszam ze w ostatnim czasie znow go wspominam, ale z pewnych powodow jestem bardzo na biezaco ostatnio), gdy opisuje jak to w latach 70 czesc traderów (spekulantow) zaczelo kupowac futures na sklejke, bo rzad ustalil ceny sztywne. Problem polegal na tym, ze byl jej znaczny niedobor i generalnie ceny regulowane byly absurdem, bo popyt byl ogromny, ale producenci nie mogli sprzedawac po cenach wyzszych wiec nie produkowali za wiele. No i nagle okazalo sie, ze te samam sklejke mozna sprzedac (a rowniez kupic) dzieki kontraktom z dostawą. A te nie byly regulowane (choc niektorzy producenci mieli opory, czy aby nie dostaną kar jak zaczną je wykorzystywac) no i kontrakty odlecialy…
Wiec spekulanci, czy rynek, czy rząd stał za tamtą sytuacją?
@ stanczak
Późno już, otwiera się noc. Sen podchodzi do drzwi na palcach jak kot.
Na dziś więc tylko małe co nieco, w odpowiedzi.
„Przecież na rynku każda transakcja ma dwie strony – dlaczego wszyscy o tym zapominają powiedzieć?”
Kto zapomina ten zapomina. Ale nie tyle pamiętanie jest tu istotne lecz zastanowienie się nad kwestią „A co dalej, gdy ktoś powie sprawdzam?”.
Mechanizm kreowania bańki spekulacyjnej działa mniej więcej tak.
Podmiot finansowy X ma wolne 100 mln do zainwestowania, więc otwiera pozycje terminowe na futures, powiedzmy z lewarem 1:10, z zamiarem odbioru fizycznego towaru. W miarę wzrostu zakupów cena stopniowo rośnie. Ktoś na rynku (kilka podmiotów) sprzedaje mu short tę ilość tym chętniej im wyższa cena bo liczy, że te ceny spadną.
Przychodzi umowny termin dostawy kontraktów terminowych więc X zgłasza do izby rozliczeniowej notice o chęci fizycznego odbioru zakupionego towaru (zazwyczaj jego części). Problem jednak w tym, że sprzedający (bez pokrycia fizycznego) nie ma towaru więc musi go nabyć na rynku spot (lub pozyczyć od innych graczy) co powoduje automatycznie znaczny wzrost ceny spot towaru i backwardation, bo rynek jest płytki a więc i nadreaktywny. Wystarczy więc względnie słaby impuls zakupowy by wywołać niewspółmierny wzrost ceny.
Otrzymawszy towar fizyczny (warrant/kwit składowy) cwaniak X sprzedaje go cash i odkupuje na termin po niższej cenie, dołując trochę cenę spot i podwyższając cenę forward. I tak na okrągło, da capo al fine.
Jesli weżmiemy pod uwagę, że X nie jest tu jedynym takim operatorem, bo sa również podmioty Y, Z, A, B, C …………………. to nie trudno sobie wyobrazić co się dzieje z cenami na danym rynku.
To dosyć proste rzeczy są, a są i bardziej skomplikowane operacje, kwestia jest tylko jedna – ilość dostępnej kasy, a tej nie brakuje (nadpłynność finansowa) .
> Mechanizm kreowania bańki spekulacyjnej
no i problem w tym, że ja uważam, że to skrajnie uproszczenie – gdyby 100 mln USA mogło wywołać bańkę spekulacyjną lub zawalenie się jakieś waluty, to żylibyśmy w od bańki spekulacyjnej do bańki spekulacyjnej a te pojawiają się stosunkowo rzadko. Pominę już fakt, że bańki pojawiają się również tam, gdzie nie handluje się kontraktami na masową skalę.
„problem w tym, że ja uważam, że to skrajnie uproszczenie – gdyby 100 mln USA mogło wywołać bańkę spekulacyjną”
Problem w tym, że oczywiście można „zakowtwiczyć” argumentacje na stosunkowo niewielkiej kwocie 100 milionów. Tyle, że ja upraszczająco wpisałem tę kwota 100 mln u X-a, tak na rybkę, przykładowo, ale wspomniałem również o lewarze 1:10, co nadaje tym 100 mln siłę nabywczą równą już 1 miliardowi. To „uproszczenie” wydawało mi się całkiem oczywiste.
Poza tym wspomniałem też, że jak się uwzględni, że obok X są również Y,Z, A,B,C i ………., to łatwo zorientować się, że ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka.
O ile pamiętam to szacuje się, że w surowcach kapitał finansowy ulokował co najmniej 400 miliardów dolarów, co jest już nie w kij dmuchał, nieprawdaż.
A jak dodatkowo uwzględni się wpływ dźwignie oraz podatność cienkich rynków na dodatkowy popyt ( powtarzam – silna reakcja cenowa na stosunkowo niewielki dodatkowy popyt) to mamy to co mamy.
PS
A kwota 100 mln dolarów też nie wzięła się z powietrza, bo ostatnio liczyłem ile potrzeba kasy by wywołać bańkę spekulacyjna na rynku jednego towaru giełdowego i wyszło mi czarno na białym, że wystarczy zaledwie te 100 milionów no i trochę dobrych chęci.
Ba powiem nawet, że wyszło mi sporo mniej ale wtedy kreacja bańki wymagałaby sporo gimnastyki i rodziłaby pewne problemy z bieżącą płynnością, a wtedy jesteśmy na łasce banków. 😉
>A kwota 100 mln dolarów
lesserwisser, to może odwrócimy pytanie – jeśli wywołanie bańki jest takie proste, to gdzie są te wszystkie bańki spekulacyjne? Co powstrzymuje „firmę” od zapędzania kolejnego rynku w kozi róg? A może jest tak, że do bańki spekulacyjnej potrzeba czegoś więcej niż tylko 100 mln dolarów?
Rozmawianie o pojawieniu się bańki spekulacyjnej jest troszkę, jak rozmawianie o współczynnikach w równaniu Drake’a – generalnie wydaje się, że powinniśmy każdego dnia mieć jakąś delegację z Marsa a jednak nie mamy.
Jeśli to takie proste, to – zadam pytanie paradoksem Fermiego – Gdzie one są?
No dobrze sam sobie odpowiem. Lem w ostatniej swojej powieści Fiasko ukuł pojęcie „okna kontaktu”, która dodaje kontekstu do równania Drake’a i tak samo jest z bańkami spekulacyjnymi – może i 100 mln USD wygląda na proste, ale do tych 100 mln USD potrzeba jeszcze kilku zmiennych.
Lesser, gratuluję wpisów w tym watku.
Oczywstym jest, że jeżeli ktoś ma stówkę i idzie z nią na rynek, to nie po to, by ją rozdać potrzebującym – tylko po to, żeby po roku mieć 2 stówki. Aby tego dokonac, inwestor musi mieć plan. W ten sposób wilk zaczyna polowanie.
To może sprawiac wrażenie spisku, ale jest tylko strategią inwestora, który pragnie zarobić. Trudno winić wilka za to, że jest wilkiem – taka jego natura, drapieżnika.
Ale masz rację, Lesser, czasem drapieznik może też być narzędziem w rękach polityków realizujących interesy własnego kraju.
Handel to wojna, czyli przedłużenie polityki prowadzonej za pomoca innych środków, a kapitał, to jest tak samo dobra broń, jak czołg, gaz, albo ropa. Niektórzy zdaje się wciaż tego nie dostrzegają, albo udają, że nie dostrzegają.
Lecz oczywistym jest również inny fakt, mianowicie, że wilki atakują tylko jednostki słabe i chore, podatne na atak. Zatem rację ma astańczak, kiedy stwierdza, że atak spekulacyjny watahy wilków – nawet na rozkaz obcych rządów – jest tylko skutkiem, a nie przyczyną.
Generalnie winić należy właścicieli firmy (obywateli), że zatrudniają takiego podłego stróża (polityka), który zamiast pilnować fabryczki (państwa), gdy włąsciciele śpią, to on sprzedaje narzędzia na wódę, upija się, zasypia i złodzieje mogą bez przeszkód wynosić fanty; złodzieje nie są tu przypadkiem – to stare wróble – wiedzą, że własciciel jest nierozgarniety i zatrudnia stróża, który lubi wypić, dlatego często sami przynoszą mu flaszkę, stać ich.
to gdzie są te wszystkie bańki spekulacyjne?
A to co się wyrabia na rynku metali kolorowych, złota i żywności to co nie bańka? A wariactwo ze srebrem to pies! A różne anomalie na rynku to z czego się biorą?
Często ciśnie mi się na usta lemowskie awruk i nabuzowany jestem, jak n ie przymierzając Erg Samowzbudnik, gdy widzę co „une” wyrabiają z tymi rynkami.
PS
Ja niestety nie znam równania Drake,a i dla mnie Drake równa się Franciszek, Sir pirat jej królewskiej mości.
> Często ciśnie mi się na usta lemowskie awruk i nabuzowany jestem, jak n ie przymierzając Erg Samowzbudnik, gdy widzę co „une” wyrabiają z tymi rynkami.
Dla mnie to raczej efekty niż zjawiska same w sobie. Tych zwyżek – z wyjątkiem srebra – wszyscy oczekiwali, więc to nie manipulacje, to owoce.
heh…
Oczekujesz lesserwisser przytaknięcia ze strony sprzedawców produktów finansowych, że tak owe są wybuchowe? Dobre sobie…
http://www.pb.pl/rss/a/2011/05/31/WSJ_Goldman_Sachs_oferowal_sie_Libijczykom
To pewnie był przypadek… a po tym przypadków GS nie odnotowywał strat itd.. bo to była mega motywacja..
Wiadomo, że tzw duzi gońcy i naganiacze dopychają do strategii inwestycyjnej, która ma na celu wymusić zmiany na rynku i są za to sowicie wynagradzani.
http://www.pb.pl/rss/a/2011/05/25/Grecja_szantazuje_reszte_swiata
Piękny tytuł prawda? Media… przecież im się płaci za odwracanie kota ogonem, a ktoś tu oczekuje ich racjonalnej pomocy w odkrywaniu spisków i manipulacji, jednocześnie publikując medialne wypociny agencji ratingowych i inne bzdury, zależnie od tego kto ile zapłaci.
No więc wcisnęli swapy,używali CDSów, ci sami politycy, którzy się godzili na taką politykę, grubo opłacani sabotowali własny kraj jak reszta im podobnych za niezłe korzyści. Wiecie jak się sprzedaje dług małym regionom, gminom itd? Nie ? 🙂
Ale ja to jestem mega spiskowiec. Trzeba z dobrą dozą sceptyki się do mojego postu odnieść. 😀
No a sprawa liborów, CDSów ,CLNów ? Media będą o tym pisać dopiero jak ktoś to do sądu wepchnie. A kto to ma zrobić i za co? Media ?
http://www.rp.pl/artykul/652727.html
„No dobrze sam sobie odpowiem. Lem …”
Dziadek by powiedział.. tu się młody i nowoczesny marksista podpisał.. bądź czujny synu, on nie śpi hehe
@ astanczak
„Dla mnie to raczej efekty niż zjawiska same w sobie. Tych zwyżek – z wyjątkiem srebra – wszyscy oczekiwali, więc to nie manipulacje, to owoce.”
Pewnie, że efekty wejścia kapitału finansowego ale polemizowałem bym z twierdzeniem, że „tych zwyżek wszyscy oczekiwali”!!
W takim razie ci „wszyscy” są chyba dziś bardzo bogaci, albo przynajmniej większość z nich, bo zapewne zajęli pozycje long oczekując tych zwyżek. Zaś ci nieliczni „świadomi”, którym się nie chciało muszą dziś pluć sobie w brodę.
Byli jednak i tacy co nie wiedzieli, albo nie uwierzyli. Do nich zapewne można zaliczyć nasz KGHM, który parę lat temu wyskoczył z hedżingiem, który potem musiał zamykać z gigantycznymi.
@ reptile
Przykład GSa, który stracił aż 98% pieniędzy libijczyków, to przypadek potwierdzający regułę. Traci się pieniądze klienta a na swoich się zarabia, choć z czasem można stracić i klienta. Ciekawe jak można stracić praktycznie cały powierzony kapitał, chyba tylko na rozpasanej spekulacji.
Swoja drogą to jakiż tupet muszą mieć chłopcy z GSu, żeby w takiej sytuacji przyjść po więcej forsy do przemiału.
Swoją drogą jakiż trzeba mieć tupet
> Ciekawe jak można stracić praktycznie cały powierzony kapitał, chyba tylko na rozpasanej spekulacji.
Może od początku chodzi w podobnych przypadkach, żeby pieniądze publicznie zmieniły kieszeń na prywatne pod przykrywką straty na rynku?