Test dołka
Gdyby o dalszym ruchu giełd mieli decydować inwestorzy odwiedzający nasz profil twitterowy, to z dużą pewnością czekałyby nas spadki.
Gdyby o dalszym ruchu giełd mieli decydować inwestorzy odwiedzający nasz profil twitterowy, to z dużą pewnością czekałyby nas spadki.
Jeszcze nie tak dawno komentatorzy (a czasem nawet analitycy) pastwili się nad indeksem NASDAQ, próbując wykazać, że jego wzrosty są nieprawdziwe, bo wynika raptem z kilku spółek. Mniejsza z tym, czy ta narracja była prawdziwa i poprawna metodologicznie. Faktem jest, że oto indeks amerykańskich spółek technologicznych spadł niemal 20 procent. Co więcej narracja powinna się teraz odwrócić i niedawne utyskiwanie na to, że za wzrostem stoi tylko kilkoro gigantów powinno iść narzekanie, że za spadki są głównie odpowiedzialni… ci sami giganci. Od swojego szczytu Meta (Facebook) traci niemal 40%, Amazon 25%, Netflix, niemal 50%. Trzyma się jakoś Alphabet (Google) oraz Apple.
Miniony tydzień bez wątpienia należał do gigantów giełdowych, którzy swoimi wynikami finansowymi mocno rozhuśtali notowaniami w USA i na całym świecie, w dość zresztą znaczącym momencie.
Amerykański sektor technologiczny wzbudza ostatnio coraz więcej negatywnych emocji. Wejście w styczeń okazało się na rynku Nasdaq najgorszym od 2008 roku, a cofnięcie Nasdaqa Composite od listopadowego szczytu hossy przekroczyło 10 procent. Sentyment jest zwyczajnie słaby i właśnie w takim układzie sił rynek stanie do spotkania z wynikami kwartalnymi. Z tego musi być dużo fajerwerków.
Pod koniec zeszłego roku na FinTwit (Finansowy twitter) rozgorzała dyskusja na temat przewagi 5 największych amerykańskich spółek nad zmianami indeksów, w skład których wchodzą.
W ostatnich tygodniach inwestorzy sporo uwagi poświęcają roli największych spółek na amerykańskim rynku akcyjnym w generowaniu inwestycyjnych wyników całego rynku.
Ponoć za dużo u nas o spekulacyjnej bańce, a za mało o trwaniu hossy w USA i na całym świecie.
Tylko drastyczna dieta informacyjna może odciąć inwestora od wpływu opinii rynkowych ekspertów na jego własne nastawienie rynkowe i decyzje inwestycyjne. Komentarze rynkowych ekspertów stały się bowiem nieodłączną częścią rynkowego otoczenia informacyjnego.
Początek minionego tygodnia zepsuły nam dołujące indeksy w Chinach, na szczęście udało się reszcie świata nie zarazić tym problemem.
Musimy przestać utożsamiać rosnących cen akcji ze zdrowiem gospodarki. Zyski i ceny udziałów wielu koncernów są coraz wyższe, bo zyskały one monopolistyczną albo oligopolistyczną pozycję, która pozwala im „doić” klientów i pracowników. Tak twierdzi profesor Jan Eeckhout w książce „The Profit Paradox: How Thriving Firms Threaten the Future of Work”.