Wycofanie się z błędnej decyzji trudno intuicyjnie uznać za sukces. O wiele prościej jest nam myśleć, że za powodzeniem jakiegokolwiek przedsięwzięcia stoi umiejętność POPRAWNYCH wyborów i decyzji. Jesteśmy przecież świadkami tego, że za zwycięstwem różnego rodzaju biznesów i marek stoi właśnie umiejętność ich stworzenia.

Być może nieco bardziej dociekliwi zastanowią się, jaki jest koszt odniesienia sukcesu, czyli ile podjętych wcześniej nieudanych lub niefortunnych decyzji stoi za tą, która ostatecznie przyczyniła się do medialnego i finansowego sukcesu. W czytanej niedawno przeze mnie książce Bena Horowitza (współzałożyciel Netscape) wątek nieustannej walki o przetrwanie w prowadzeniu biznesu jest bardzo żywy. Jak pisze Horowitz, bycie na stanowisku CEO to niemal nieustający wybór między decyzjami złymi, a bardzo złymi, których ostateczny wynik jest w zasadzie niepewny.

Ilekroć spotykam CEO, który odniósł sukces, pytam go, jak mu  się to udało. Przeciętni szefowie mówią coś o swoim geniuszu strategicznym i intuicji biznesowej lub udzielają wyjaśnień, które w pewnym sensie zawsze stawiają ich na piedestale. Wielcy CEO wydają się niezwykle konsekwentni w swoich odpowiedziach. Wszyscy mówią: ”Nie poddawałem się”

Ta wypowiedź przykuła bardzo moją uwagę, bo odnosiłem wrażenie, że w kulturze amerykańskiej przyznawanie się do porażek, błędów i negatywnych doświadczeń jest bardzo silne. Wiele biografii ludzi biznesu, traderów, inwestorów, przedsiębiorców zawiera dokładne analizy i opisy sytuacji, które doprowadziły danego autora do bankructwa czy kłopotów (spektakularna pod tym względem jest historia Jima Paula z Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło). Choć może chodzi faktycznie przede wszystkim o tych wielkich, nie zaś przeciętnych. Mam z rodzimego rynku finansowego odmienne doświadczenia. Tu próba uzyskania od zarządzających odpowiedzi na pytania o najtrudniejsze momenty, zwykle kończy się jakimiś okrągłymi i nic nie znaczącymi historyjkami. Nie ma w tym większego stresu, przerażenia, nieprzespanych nocy. Czasem wydaje się, jakby to było pasmo nieprzerwanych sukcesów.

Trystero oraz Tomek Symonowicz napisali ostatnio dwie notki zainspirowani tym samym materiałem. Badaniem, z którego wynika, że wśród zarządzających słabym elementem ich strategii jest decyzja o sprzedaży akcji. I tu wracamy do rozważań z początku tego tekstu, czyli intuicyjnego przekonania o tym, że sukces to moment wyboru co i kiedy kupić, nie zaś to kiedy sprzedać (zwłaszcza ze stratą). Zwracał na to uwagę Larry Hite (Czarodzieje rynku, J.Schwager), gdy mówił:

Większość uważa, że przegrany zakład to zły zakład. To całkowicie błędne podejście. Można stracić pieniądze nawet na dobrych zakładach. Jeśli szanse w transakcji lub zakładzie rozkładają się po równa, zaś zysk wynosi dwa dolary, a ryzyko jeden, mamy do czynienia z dobrym zakładem, nawet  jeśli stracimy.

Wyniki wspomnianych  badań nie są specjalnie zaskakujące. To co może zaskakiwać, to raczej fakt, że mimo bogatej wiedzy o psychologii podejmowania decyzji, wciąż wielu inwestorów i zarządzających ma problem z patrzeniem całościowo na proces transakcji, nie zaś przecenianiem znaczenia tylko jej części, jakim jest sam moment kupna.

Jedną z pierwszych książek, jakie kupiłem w czasie mojej giełdowej przygody, była pozycja Donalda Cassidy, o intrygującym wówczas tytule It’s When You Sell That Counts. Książka ukazała się kilka lat później w polskim wydaniu pod tytułem Kiedy sprzedawać akcje, więc zabrakło w nim tego elementu, „to najważniejsze…. [kiedy sprzedawać akcje]”. Gdy czytałem ją w 1995 (może 1996 roku) miałem już za sobą ekstremalne doświadczenie, jakim było przetrzymanie spadających akcji Domplastu, w wyniku czego mój niewielki portfel skurczył się o  ponad 40 procent. I to było jak otwarcie oczu. Wyjaśnienie racjonalizacji, dzięki którym nie potrafimy rozstać się z taniejącymi akcjami, złudzenia dotyczące ryzyka – tego, gdzie ono faktycznie jest umieszczone. Nieracjonalne cele i oczekiwania, a przede wszystkim zasady sprzedaży akcji (poczynając od kompletnie wówczas nieznanego mi pojęcia „stop-loss”).

To kiedy sprzedać (czy też zamknąć transakcję, w przypadku rynku terminowego lub forexu) jest krytycznym momentem dla naszego portfela i sukcesu. W zasadzie przy każdej dobrze zaplanowanej strategii, to właśnie na ten element kładzie się nacisk od samego początku. Już w momencie kupna powinniśmy określić najgorszy możliwy scenariusz, czyli jaką dopuszczamy stratę. Myślimy o sprzedaży (zamknięciu pozycji). W trakcie trwania, jeśli okaże się, że rynek porusza się zgodnie z naszymi oczekiwaniami, żeby nie utracić dotychczasowych korzyści myślimy o tym, jak zablokować zysk przesuwając  systematycznie stop. Myślimy o sprzedaży! Dodatkowo niektórzy od samego początku ustawiają poziomy docelowe (profit-target). To znów sprzedaż lub zamknięcie pozycji.

Mimo tego wciąż będziemy poszukiwali najlepszych wskazówek, rekomendacji, sygnałów – KIEDY i co kupić. I to znów jest ten element naszej natury, który wydaje się niezmienny.

6 Komentarzy

  1. Kornik

    Temat poruszany dawno temu w komentarzach. Zobrazowano go wtedy przykładem w postaci wymownej sceny na rozdrożu z filmu "Szakal".

    Krotko rzecz ujmujac, choć rezygnacja z powodu niekorzystnych warunkow oznacza ewidentne niepowodzenie planu, to nie bedzie to porazka, jesli decyzja zostanie podjeta na podstawie wczesniejszych ustaleń.

    I odwrotnie – nie kazda wygrana oznacza sukces.

    Na przyklad, odstapienie od zalozen planu moze czasem przyniesc znaczne korzysci, ale jest to jedynie zysk krotkoterminowy.

    Dlugoterminowo takie postepowanie jest nieprofesjonalne i szkodliwe, poniewaz brak dyscypliny i konsekwencji w dzialaniu na dluzsza mete prowadzi do katastrofy.

    Skoro juz to rozumiemy, to mozna przejsc o szczebel wyzej. Naprawde dobrego "herbatnika" poznaje sie po tym, ze w sytuacjach skrajnych umie zdecydowac sie na dzialania nieszablonowe.

    Moze to zrobic, bo jest swiadomy swoich mozliwosci i NA KAZDYM KROKU WIE, CO ROBI.

    Tylko pozornie odrzuca w tym momencie dzialanie wedlug planu – faktycznie zas dokonuje jego szybkiej modyfikacji w celu dostosowania sie do dynamicznie zmieniajacych sie warunkow gry.

    W ten sposob moze zniwelowac najbardziej niekorzystne warunki i przekuc wydawaloby sie pewna kleske w sukces.

    To jest tez tajemnica, dlaczego glowny bohater podjal na rozstaju taka, a nie inna decyzje. Zakonczenie filmu troche przeczy moim slowom, ale jest zrozumiale – fachowiec trafil na fachowca i o koncowym powodzeniu decydowalo szczescie.

    Na ogol jednak dyscyplina, konsekwencja i wytrwalosc w dzialaniu powoduja, ze dobrze przygotowany fachowiec potrafi wykonac zadanie nawet w najtrudniejszych warunkach.

    Dobry fachowiec juz sama determinacja potrafi osiagnac to, czego inni nie zdolaliby dokonac dysponujac w podobnych warunkach znakomitym planem i trzymajac sie go.

  2. Kornik

    Oczywiscie film nosi tytul "Dzien szakala".

    Pytanie, ktore sie nasuwa, to kto jest w stanie osiagnac taki poziom fachowosci?

    A jesli jakims cudem, po latach pracy (ostrej harowy), ktos osiagnie tego rodzaju szczyt, to jak dlugo potrafi utrzymac najwyzsza forme?

    Malysz, Radwanska, Kubica, Kowalczyk, Stoch, Wlodarczyk osiagneli rzeczy niebywale. Niektorzy przez dlugi czas stanowili klase sami dla siebie. Byli tylko oni, potem dlugo-dlugo nic, potem jakas grupa poscigowa, znowu dlugo-dlugo nic i wreszcie reszta stawki.

    Oczywiste jest, ze taki stan rzeczy nie moze trwac wiecznie. Po kilku latach blyszczenia organizm zaczyna odmawiac posluszenstwa, albo dochodzi do jakiegos zupelnie nieprzewidzianego wypadku (Kubica), ktory konczy kariere.

    W pewnym momencie zaczynasz sobie uswiadamiac, ze tego rodzaju dazenie do perfekcji, to droga, ktora moze uczynic cie slawnym, ale juz niekoniecznie jest to droga do zbudowania trwalego biznesu.

    Zrozumienie przychodzi latwiej, jesli autentycznie przechodzisz przez kryzys. Zaczynasz wtedy dostrzegac, ze to moze byc slepa uliczka. Odpuszczasz wiec i szukasz sobie nowego zajecia. Masz wreszcie czas na przemyslenia i zaczynasz dostrzegac cos interesujacego – niepozorna sciezke, o ktorej malo kto gada…

    1. GZalewski

      Zerknij do książek G.Kleina (u nas tytuł:"Sztuka podejmowania decyzji".Czyli w jaki sposób decyzje podejmują zawodowcy w sytuacji stresu, a jak amatorzy.

      1. Kornik

        Latwo powiedziec: zajrze. Pytanie gdzie ja mozna dostac? Ktos wie?

  3. Kornik

    Dzieki, zajrze. Temat podejmowania decyzji w warunkach stresu zawsze mnie interesowal.

    Choc jeszcze bardziej interesowaly mnie przyczyny owych emocji.

    Moja opinia byla taka, ze stres pojawia sie zawsze wtedy, gdy cos zgrzyta w planie (co?).

    Zdarzylo sie jednak wielokrotnie, ze nie bylo najmniejszych powodow do niepokoju, a jednak silne emocje wystepowaly.

    Doszedlem do wniosku, ze jesli plan jest w porzadku, a stres nadal jest duzy, to moze on sygnalizowac tylko jedno, mianowicie – ze stosowana metoda gry nie jest zbyt odpowiednia dla jej uzytkownika.

    Generalnie, mimo wystepowania tych emocji, nie mialem problemu z podejmowaniem decyzji zgodnie z zalozeniami planu. Ale majac swiadomosc tego, do czego moze prowadzic dlugotrwala ekspozycja na silny stres – mocno przeprofilowalem swoje podejscie inwestycyjne.

    Zaczalem sluchac uwaznie tych sygnalow, bo zrozumialem, ze tego rodzaju emocje sa niczym radar precyzyjnego podejscia – im silniejsze "piki", tym mniej odpowiednia dla mnie jest metoda, ktora stosuje, a im sa slabsze, tym blizej jestem tej, ktora najbardziej pasuje do mojego mentalnego profilu.

  4. Kornik

    Mozna powiedziec, ze metoda nie musi byc idealnie dopasowana do rynku (nigdy zreszta nie bedzie, bo taka juz jego natura), ale powinna byc wlasciwie dopasowana do mentalnosci uzytkownika, ktory ja stosuje.

    Jest to podejscie od innej strony do problemu, jak uzyskac ow stan opisany przez Livermoora jako optymalny, tzn. – prawidlowa pozycja zapewnia spokoj od samego poczatku.

    Oczywiscie mozna szukac tej wlasciwej pozycji ale mysle ze lepiej jest poszukac tej konkretnej optymalnej dla uzytkownika metody. Warto zwrocic uwage na inne zdanie w tej ksiazce. Autor wspomina, iz kiedys uslyszal opinie na temat swojego stylu gry: tak, ona pasuje do ciebie idealnie.

    To jest mniej wiecej cos takiego jak dobrze wyprofilowany but czy koszulka bezszwowa dla biegacza. Dla amatora bedzie to bez znaczenia, ale na odpowiednio dlugim dystansie nawet on jest w stanie dostrzec wage wlasciwego ubioru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *