„W swoich ekstremach kapitalizm i komunizm stały się równoważne”

„Inwestorzy to ludzie, którzy mają więcej pieniędzy, niż czasu. Pracownicy to ludzie, którzy mają więcej czasu, niż pieniędzy. Przedsiębiorcy to pośrednicy między nimi” – Pisze Antonio Garcia Martinez w książce „ Chaos Monkeys: Obscene Fortune and Random Failure in Silicon Valley”.

„W Hawanie moi kuzyni byli zmuszani do słuchania rozwlekłych przemówień o trzymaniu się najważniejszych wartości w jednowymiarowym kulcie osobowości. W Menlo Park (miasto w Kalifornii) ja siedziałem w namiocie pełnym ludzi noszących takie same ubrania w stylu Facebook-a i robiłem to samo, co oni”. To fragment porównania autora książki (jej polski tytuł to „Małpy chaosu: nieprzyzwoita fortuna i przypadkowy upadek w Dolinie Krzemowej”), który dobrze pokazuje jakiego rodzaju refleksji możemy oczekiwać z okresu jego pracy w Facebook-u.

Dalej dodaje, że jego kuzyni musieli oglądać portrety Fidela i Che i motywacyjno-propagandowe hasła. Z kolei autor książki był otoczony portretami Marka Zuckerberga i podobnymi plakatami z hasłami „Idź dalej i bądź odważny! Skacz na głęboką wodę! Odciśnij swoje piętno na świecie!”. Po serii podobnych porównań następują konkluzja, że „w swoich ekstremach kapitalizm i komunizm stały się równoważne”.

I rozwija, że i w jednym i drugim systemie mamy niekończącą się harówkę motywowaną ideałami wykładanymi przez podziwianego lidera i wprowadzanymi w życie przez kastę przywódców wybranych ze względu na swoje przywiązanie do ideałów wodza. W obu systemach mamy łatwo ulegające wpływom media, które obsypują pochwałami obowiązujący system głosząc iż jest on jedyny możliwy. Tak więc „Witajcie w Socjalistycznej Republice Facebook-a” – podsumowuje Martinez.

Oczywiście dodaje iż ktoś mógłby argumentować, że w kapitalizmie każdy ma wybór, podczas gdy od komunizmu nie ma ucieczki. Ale, jego zdaniem, wystarczy spojrzeć na ceny nieruchomości i edukacji dzieci w USA, by zrozumieć że wybór w kapitalizmie jest jedynie pozorny. A sam Martinez zauważa, że nie zna nikogo, kto by się „wypisał” z systemu.

Oczywiście kapitalizm jest o tyle lepszy, że w kapitalizmie ludzie stoją w kolejkach po iPhon-y a w komunizmie po chleb i standard życia w kapitalizmie jest wyższy, jednak osoby które żyły w obu systemach nie mogą się oprzeć zadziwiającym podobieństwom między nimi. Martinez uważa, że zarówno kapitalizm jak i socjalizm „żywią się” tym samym: „narcystycznym pragnieniem władzy rządzących i pragnieniem pospólstwa, by być częścią czegoś większego”.

Autor zauważa, że podręcznikowe obserwacje marksistów idealnie sprawdzają się we współczesnej korporacji takiej jak Facebook. Marksiści argumentowali, że kapitaliści zaszczepiali wartości właściciela w klasie menadżerów, mimo iż zatrzymywali większość owoców ich pracy. Wszystko to po to, by mieć w menadżerach sojuszników przeciwko „wyzyskiwanemu proletariatowi”.

I menadżerowie tę wartości przyjmowali mimo że ich sytuacja bardziej przypominała sytuację reszty pracowników i w ich interesie byłoby stanąć po ich stronie. I dokładnie tak to wygląda w Facebook-u, gdzie menadżerowie stoją ramię w ramię z właścicielami firmy, mimo iż są tylko najemnymi pracownikami zarabiającymi ułamek tego co oni.

Ale „Chaos Monekys” to nie tylko światopoglądowe przemyślenia autora, ale mnóstwo smaczków z kulis korporacyjnego życia w Dolinie Krzemowej. Dowiemy się na przykład jak to Chamath Palihapitiya, jeden z ludzi odpowiedzialnych za sukces Facebook-a lubił organizować domowe spotkania na pokera, na których pojawiało się większość liczących się ludzi w branży.

Po jednej z nocy, w czasie której Palihapitiya wygrał 50 tys. USD, postanowił zrobić sobie prezent i wybrał się do dealera BMW. Sprzedawca zobaczył mało starannie ubranego młodego człowieka i odmówił wybrania się z nim na przejażdżkę testową. Palihapitiya przeszedł na drugą stronę ulicy do dealera Mercedesa, który potraktował go poważnie i po chwili wyjechał z jego salonu kupionym za gotówkę samochodem. Ale puenta tej historii jest taka, że pracownik Facebook-a natychmiast podjechał do sprzedawcy BMW, by mu pokazać co stracił nie traktując go poważnie.

Ale to co przebija się przez większość rozdziałów książki to pozbawione złudzeń podejście autora do stosunków menadżerów, pracowników i inwestorów w Dolinie Krzemowej. Martinez twierdzi, że chlebem powszednim jest „wbijanie noży w plecy” inwestorów czy pozbywanie się pracowników w taki sposób, by jak najmniej im zapłacić.

Wręcz miarą tego czy projekt jest poważny jest to czy dyskutuje się o nim w mailach. Jeżeli tak, to nie jest to nic istotnego. Najważniejsze rzeczy omawia się w rozmowach twarzą w twarz, tak by nie zostawiać żadnych niewygodnych dokumentów, które można by wykorzystać w ewentualnej sprawie sądowej. „Moralność w tech-burdelu to drogie hobby” – komentuje autor swoje przywiązanie do zasad, które go drogo kosztowało.

Najmocniejszą stroną książki są jednak zabawne i dające do myślenia aforyzmy wymyślone przez autora. Oto pisze on, że rzeczywistość Doliny Krzemowej można opisać w kilku prostych zdaniach. „Inwestorzy to ludzie, którzy mają więcej pieniędzy, niż czasu. Pracownicy to ludzie, którzy mają więcej czasu, niż pieniędzy. Przedsiębiorcy to pośrednicy między nimi. Start-upy to z kolei eksperymenty biznesowe za pieniądze innych ludzi. Marketing jest jak seks: tylko nieudacznicy za niego płacą. Sukces wybacza wszystkie grzechy. Ludzie którzy kapują tobie, będą także kapować na ciebie. Większości menadżerów jest niekompetentna i utrzymuje swoje posady poprzez inercję i politykę.”

„Chaos Monkeys” to książka dla zainteresowanych tym, jakie brudy pierze się w amerykańskich korporacjach, kiedy media nie patrzą. Choć obserwacje Martineza nie są jakoś szczególnie odkrywcze, bo po przeczytaniu jego książki nie mam wrażenia, by firmy z Doliny Krzemowej różniły się istotnie od korporacji z innych branż. Bo tak jak w innych dużych firmach mnóstwo czasu spędza tam się na wewnętrznych intrygach.

Autorowi nie udało się także sprawić, by sytuacja firm z Dolin Krzemowej stała się interesująca poza wąskim gronem pasjonatów tematu. Podsumowując: „Chaos Monkeys” spodoba się miłośnikom „dowalania korporacjom”, lubiącym poczucie humoru w stylu komiksów z Dilbertem a także zainteresowanym historią Facebook-a. Pozostali mogą sobie, bez większej szkody, tę książkę darować.

2 Komentarzy

  1. _dorota

    "Marksistów" pisze się z małej litery (chyba że na początku zdania).

    > pragnieniem pospólstwa, by być częścią czegoś większego
    O, trafna uwaga. Dlatego wygodnym rozwiązaniem wydaje mi się model brytyjski oddzielający rząd od symboli państwa. Brytyjczycy mają swoje (może zbyt luksusowe) małpy w klatce w postaci rodziny królewskiej i utożsamiają się z nimi (jako Brytyjczycy).

  2. AlGebroid

    ,,przeszedł na drugą stronę ulicy do dealera Mercedesa, który potraktował go poważnie i po chwili wyjechał z jego salonu kupionym za gotówkę samochodem''

    Normalka. Zawsze tak robię, jak wygram 50 tys. dolarów w pokera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *